The Original Diaries

Hayden Lake wita..
 

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down
Bal charytatywny
Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next
The Original Diaries
The Original Diaries
The Original Diaries
Special
Punkty : 1154
Nie Kwi 07, 2019 9:32 pm
First topic message reminder :

Bal charytatywny

The Original Diaries


Bal charytatywny - Page 5 Tumblr_oi0jzjM4mW1vxl170o1_500
Powrót do góry Go down
AutorWiadomość
Universal Person
Universal Person
Universal Person
Special
Punkty : 10
Nie Kwi 14, 2019 10:39 pm
Młody mężczyzna, na około 20 lat również uczestniczył w licytacji. Uczestniczył w całej tej imprezie charytatywnej z niechęcią. Przyszedł tu choć nie miał wyboru. Miał swoje obowiązki i choć dzisiaj nie były zbyt dobrze sprecyzowane to jednak wiedział, że ma tu być i w razie problemów pomóc. Póki co było spokojnie i szczerze mówiąc miał nadzieję, że tak już zostanie.
Był ubrany w garnitur i do tej pory był niezadowolony z sytuacji. Widział tu mnóstwo nadnaturalnego ścierwa, które się panoszyło jakby to miasto było ich. Niedobrze, bo jeśli dalej tak pójdzie to mieli wyraźne rozkazy. Młody rekrut chciał tego uniknąć za wszelką cenę, ale nie miał nic do powiedzenia. Wiedział, że gdy dostaje rozkaz to musi go po prostu wykonać. Działał wtedy jak zdalnie sterowany.
I wtedy zobaczył jak na scenę wchodzi szatynka, która przykuła jego wzrok. Wyglądała młodo, ale ich wiek chyba tak bardzo się nie różnił. I kiedy zobaczył ku temu sposobność to czemu nie, poniósł swoją tabliczkę i zalicytował.
- 2 tysiące na Alysanne - powiedział głośno, by prowadzący go usłyszał. Kwota była spora jak na osobę, której nawet nie znał, ale to mu nie przeszkadzało. Był bogaty z domu i chyba trochę nie doceniał tego co miał i nie znał wartości pieniądza. Dla niego nigdy nie były problemem. Poza tym chodziło o pomoc dzieciakom, prawda? A przy okazji mógł na tym skorzystać, więc dlaczego by nie.
Powrót do góry Go down
Kevin Von Everec
Kevin Von Everec
Kevin Von Everec
Witch
Punkty : 42
Nie Kwi 14, 2019 11:26 pm
Kiedy Nina odblokowała zaklęcie które rzucił na ojca, normalnie go zamurowało, jak ona mogła to zrobić? Przecież wiedziała, że on ma na pieńku z nim. I to jest sprawa pomiędzy nimi więc wcale nie powinna się wtrącać. Zresztą cholera go wie co on teraz zrobi jak odzyskał głos. Nagle usłyszał, że wykupiła go właśnie Nina. Mruknął tylko coś pod nosem i zszedł ze sceny, po czym usłyszał jej słowa, po czym odpowiedział.
- Taak zrzucę się z mostu... to pewnie by ci odpowiadało... - Mruknął po czym przysłuchiwał się licytacji i nagle usłyszał Caleba, więc mruknął coś pod nosem i podniósł tabliczkę mówiąc.
- 9, 500 na Nine Voc Everec. - Nie wierzył, że to robi, ale nie chciał żeby ten oblech ją wylicytował.
Powrót do góry Go down
Caleb Fire
Caleb Fire
Caleb Fire
Vampire
Punkty : 14
Nie Kwi 14, 2019 11:42 pm
No cóż, jak się chwilę później okazało znalazł się jakiś osobnik, który to zdecydował się go przelicytować. Był ciekaw kim był ten osobnik. Jednakże jak się okazało to kwota o jaką został przebity była bardzo malutka. Caleb mógł się zatem pokusić jeszcze o te kilka dolarów więcej. W końcu to było dla dobra dzieci. Ale co tam, niech wiedzą że Caleb Fire nie da sobie w kasze dmuchać i nigdy ale to przenigdy się nie poddaje. Tak też było właśnie w przypadku licytacji. Podbił zatem nieco stawkę swojego poprzednika i kilka dolarów. Zawołał zatem.
- 9 700 za panne Everec.
Powrót do góry Go down
Game Master
Game Master
Game Master
Special
Punkty : 34
Nie Kwi 14, 2019 11:50 pm

Gdy dwie dziewczyny stały na scenie i czekały na licytację, @Oswald von Everec znów zaczął przeszkadzać, dość usilnie próbując zwrócić na siebie uwagę. Biorąc pod uwagę miasto pełne łowców to nie było chyba zbyt mądre posunięcie. Ale stało się, prowadzący kiwnął tylko w stronę ochroniarza i zaraz po dwóch stronach Oswalda pojawiło się dwóch goryli.
- Wyjdzie pan po dobroci? - zapytali, nie pozbawiając złudzeń mężczyzny, że jeśli będzie się stawiał to go wyrzucą. Wyglądali jakby nie zwykli się patyczkować z takimi ludźmi.
- 9 700 po raz pierwszy, po raz drugi, sprzedane! - krzyknął mężczyzna i @Nina von Everec mogła iść umówić się na spotkanie z @Caleb Fire. O dziewczynę była nawet mała bitwa, ale ostatecznie wygrał wampir.  
Za chwilę przyszła kolej na @Alysanne Meyer, którą wylicytował młody mężczyzna za 2 tysiące. Ona rownież mogła się już udać do niego.
Tymczasem show must go on i przyszło czas na kolejne dwie osoby. Licytacja dobiegała niemal końca, bo zostały dwie ostatnie licytacje.
- Zapraszamy teraz @Joanne Collins i @Damon Salvatore - powiedział po raz kolejny zapowiadając nowe osoby. Standardowo zaczął dopiero kiedy weszli na stronę.
W międzyczasie do sali weszło sporo nowych osób, które zajmowały różne miejsce, pod ścianami, koło baru albo stołu ze słodkościami.


// kolejny post MG jutro wieczorem. Do tej pory proszę o odpisy osób, które są licytowane!
Powrót do góry Go down
Damon Salvatore
Damon Salvatore
Damon Salvatore
Vampire
Punkty : 31
Pon Kwi 15, 2019 12:04 am
Niebieskie oczy prześlizgnęły się po zebranych ludziach, kiedy usłyszał swoje nazwisko skierował spojrzenie w stronę jegmościa, który go wywołał. Zmrużył lekko oczy, wodząc spojrzeniem po zebranych tutaj ludziach, przestało go interesować to wydarzenie, które dla niego i tak już było dnem. Nie podszedł na podwyższenie jak mógłby przypuszczać ten gość, odwrócił się do niego plecami zatrzymując spojrzenie na przechodzącej obok niego Niny, chwycił ją delikatnie za nadgarstek zmuszając, żeby ta spojrzała prosto w jego oczy.
- Radzę Ci opuścić ten pożal się Boże bal.. jak masz ochotę na coś mocniejszego, to będę czekał w okolicznym barze - wyrzekł po chwili cichym głosem, przybliżając się nieznacznie do dziewczyny, tak żeby jego słowa mogła usłyszeć tylko ona, posłał jej lodowate spojrzenie niebieskich oczu połączone z uśmiechem czającym się w kąciku ust po czym puścił ją i skierował się w stronę drzwi wyjściowych a po chwili już go tutaj nie było.

z/t
Powrót do góry Go down
Joanne Collins
Joanne Collins
Joanne Collins
Human
Punkty : 66
Pon Kwi 15, 2019 12:12 am
Licytacje nabierały coraz bardziej zawrotnego tempa. W pewnym momencie zupełnie odwróciły uwagę Jo od Christiana. Spoglądała na piękne twarze osób, które stały na na scenie czekając, aż ktoś poda odpowiednią cenę. Przy okazji mierzyła ludzi, którzy zgłaszali swoje kwoty za towarzystwo licytowanych. Sama do końca nie wiedziała co o tym myśleć. Rozporządzali się tutaj dużymi pieniędzmi, o których ona mogła jedynie sobie pomarzyć. Wydarzenie wydawało jej się bardzo oczywiste i cel był szczytny. Jednak Joanne musiała wpaść na własną indywidualną myśl, która przekraczała wszelkie szablony. Nie potrafiła oprzeć się wrażeniu, że chęć przelicytowania pewnych osób dla jakiś celów przysłaniała istotę tego balu- czyli przelanie pieniędzy na konta biednych dzieci. Na szczęście nie obchodziło ją to aż tak żeby coś w związku z tym robić. Skorzystała z niespodziewanego zaproszenia i postanowiła przyjść na tą uroczystość. W końcu nadeszła pora by się odrobinę zintegrować z miastem, do którego przybyła. Zwłaszcza, że chciała zdobyć jakieś informacje.
Nowych wrażeń jednak nigdy dość. Nie tylko mogła się naoglądać bogatych i niezwykle atrakcyjnych ludzie, ale została zaszczycona kolejną niespodzianką. Nagle z ust prowadzącego wydobyło się jej imię i nazwisko. Joanne otworzyła szeroko oczy i zaskoczona pierwsze co spojrzała na Christiana jakby oczekiwała od niego jakiś wyjaśnień. Oczywiście w rzeczywistości nie wymagała tego od niego, bo nawet nie podejrzewała, że to mogła być jego sprawka. Z tyłu głowy może miała mocno stłumioną myśl, że zrobił sobie z niej żart.
- Co?- wybąknęła pod nosem.- Nie jestem na sprzedaż.- mruknęła pod nosem z lekkim grymasem. Po chwili jednak zdała sobie sprawę, że prowadzący wskazuje na nią ręką czekając aż dziewczyna zbliży się do sceny. Za jego dłonią podążyły spojrzenia tutejszych gości, co wywołało lekką presję na jej osobie.
- A niech mnie...- westchnęła. Podniosła szklankę z jakimś napojem, która prawdopodobnie mogła należeć do blondynki, która tu wcześniej siedziała. Wypiła jej zawartość do dna z nadzieją, że znajdowała się tam choćby kropla alkoholu, by móc się odrobinę wyluzować przed pokazaniem się tym ludziom. Wzięła głęboki wdech, wyprostowała się i ruszyła stanowczo w stronę sceny. Po drodze patrzyła pod nogi, by przypadkiem nie potknąć się o nic. Wdrapała się na scenę i posłała nieznaczny uśmiech prowadzącemu. Dla pozorów zachowała ten wyraz twarzy i pokazała się wszystkim gościom czekając aż ktoś wyrzuci na nią choćby marne pięć dolarów, bo w końcu nikt jej tu nie zna i wątpiła by ktoś dał więcej.
Zdziwił ją odrobinę fakt, że mężczyzna, który również został wyczytany wcale nie pojawił się na scenie. Dostrzegła tylko jego plecy zbliżające się ku wyjściu. Domyśliła się po zachowaniu prowadzącego, że to musiał być właśnie ten facet. Nie przejęła się tym specjalnie i czekała aż ktoś ją "wylicytuje".
Powrót do góry Go down
Oswald von Everec
Oswald von Everec
Oswald von Everec
Witch
Punkty : 35
Pon Kwi 15, 2019 1:15 am
Wielki mu tu bal, same tu prostaki i chamy, bo oznajmiasz, że w jedzeniu jest arszenik i tu nagle chcą cię wyrzucić z tej stypy? Powstał z krzesła i je przewrócił z impetem, aby zademonstrować swoje niezadowolenie.
- Widzisz Mazikeen? To miasto śmierdzi, a te przydupasy to tylko potwierdzają. Ja tu tylko podniosłem głos i zacząłem objawiać prawdy nieobjawione tej ciemnocie na sali - wysyczał jadowicie z szaleństwem w oczach. Czy obchodziła go maskarada? Nie, nie obchodziła. - Bez obawy panowie, już zabieram manatki i się zbieram - powiedział do nich i zabrał marynarkę, którą przerzucił przez plecy. Już kierował się ku wyjściu, póki nie odwrócił się spowrotem do goryli i jednemu z nich sprzedał solidny prawy sierpowy. Przyjął gardę gdyby któryś się zamachnął. Dopóki nie odskoczył i nie skręcił im karku za pomocą niewerbalnej magii opartej na emocjach.
- Mazikeen, chodź siostro - pociągnął ją za dłoń, aby podążyła wraz z nim pod scenę skąd zmierzał po schodach ku prowadzącemu. Pewnie ten zacznie sprawiać mu kłopot, ale w końcu powinien wyrwać upartemu mikrofon z rąk, a gdy to się uda uderzy go z główki.
- Raz, dwa, trzy. Próba. Raz, dwa, trzy. Witam moi przyjaciele w tych pięknych progach, te miasteczko to zapewne dar od Boga, że możemy tu razem ugrząźć w tym gównie. Wiadomość tego wieczoru. Tylko bez paniki, nie bójcie się, bo nie jest tu potrzebny lament zażynanych świń. Jeśli zjedliście coś z menu to prawdopodobnie zatruliście się arszenikiem. Tylko spokojnie! Wygooglowałem, że umrzecie w przeciągu paru godzin, użyjcie środków przeczyszczających to może jeszcze trochę pożyjecie. Gorsza wiadomość: jeśli zbiera wam się na wymioty i dostaliście wylewu do mózgu to niestety, ale następny bal to pokładziny w zakładzie pogrzebowym przy wybieraniu trumny.
Powrót do góry Go down
Christian Khan
Christian Khan
Christian Khan
Werewolf
Punkty : 75
Pon Kwi 15, 2019 9:10 am
Kevin zapewne miał rację, mówiąc mu żeby podążał za swoimi pragnieniami, a nie żył wciąż widmem swojego ojca, było to jednak jak mówienie dopiero raczkującemu dziecku, że jak wstanie na dwie nogi, będzie mu wygodniej. To po prostu jeszcze nie był ten etap. Bez względu na to jak bardzo Christian już by nie chciał zacząć chodzić na dwóch nogach.

Być może faktycznie Christian dość dobrze odnajdywał się w takich miejscach jak to, podczas wydarzeń takich jak ów bal. Szyk, elegancja i bogactwo to były trzy wartości towarzyszące mu przez całe życie i to pewnie właśnie fakt tego wszechobecnego materializmu i tylko jego, tłumaczył ułomności związane ze sferą emocjonalną, jakich nie można było Christianowi odmówić. Musiał przyznać, że choć z oczu Joanne dało się wyczytać, że raczej nie czuła się komfortowo w obecnej sytuacji, wciąż wpasowywała się w swoje nowe oblicze wyjątkowo dobrze. Lepiej niż niejedna osoba uczęszczająca na podobne wydarzenia regularnie.
Fakt, że ucieszyła się na jego widok mile połechtał jego ego i przez chwilę Christian zapomniał o tym, że powinien ją już teraz zacząć przekonywać do powrotu do domu. Bez względu na to co by mu nie podpowiadał zdrowy rozsądek, czuł, że jej obecność tutaj sprawiała mu przyjemność. Zaśmiał się lekko na jej słowa, a jego drapieżne oczy spojrzały na nią spode łba.
- Prawie mnie przekonałaś. - Odparł tylko, bo zanim zdążył cokolwiek więcej powiedzieć, rozpoczęła się licytacja. Nie myślał nawet kiedy rzucał kwotę za Kevina o tym, że mogłaby ona komuś wydać się duża. Oczywiście nie wziął pod uwagi Jo, chociaż szczerze mówiąc nie wiedział nawet na jakim poziomie majątkowym ona żyje, bo nigdy o tym nie rozmawiali. Ale fakt, że nie przemyślał bycia bardziej subtelnym w tej kwestii to już był jego błąd taktyczny. Nie szanował pieniądza i nie brał pod uwagę wielu aspektów życia, które od pieniądza właśnie zależały. Wydatki przychodziły mu łatwo przez całe życie, więc można spokojnie powiedzieć, że był lekko zepsuty. Nie obnosił się z tym, przynajmniej nie perfidnie. Ale i tak jak zapewne spora większość zebranych tutaj osób był po prostu nieświadom prawdziwej wartości pieniędzy, które wydawał. Co więcej był tego świadom, ale jednocześnie zdawał się nie traktować tego jako cechę, którą musi w sobie zmienić. Nawet jemu wiele rzeczy umykało.
Kiedy Oswald von Everec wtrącił się po raz pierwszy, Christian pomyślał o tym że była to ostatnia osoba, z którą chciałby się teraz licytować. Słyszał o nim wiele. Zbyt wiele i z tego co podejrzewał nawet te najbardziej krwawe historie miały w sobie więcej prawdy niż podkolorowania. O dziwo Christian się go nie bał, a raczej czuł coś w rodzaju lekkiego podziwu. Ta stara wiedźma całe życie pracowała na swoją reputację i trzeba było przyznać Oswaldowi, że wypracował tę reputację dość skrupulatnie. Złapał się na tym, że już chciał przelicytować mężczyznę, jednak w jego głowie zapaliła się czerwona lampka. Podejrzewał, że swoją bezmyślną często bezpośredniością szybko mógłby wyprowadzić go z równowagi i tak jak normalnie nie stwarzało to dla niego wielkiego problemu, tak teraz, z Joanne obok siebie, zawahał się. W tym momencie Nina zdążyła przelicytować ojca, a Christian tylko przesunął ręką po brodzie, czując niemałą ulgę kiedy prowadzący zakończył licytację Kevina. Mogło wyjść gorzej, a Khan jedyne co mógł zrobić to rzucić Kevinowi z daleka spojrzenie, które miało chyba wyrażać skruchę.
Ponieważ rozpoczęła się kolejna licytacja, a on zauważył, że blondynka, która siedziała obok Jo zniknęła, po chwili zawahania zajął wolne miejsce. Słyszał, że ojciec Kevina po zakończeniu licytacji wcale nie odpuścił sobie zwracania na siebie uwagi i mimo, że starał się wyglądać na zwyczajowo znudzonego i rozluźnionego, jego wzrok co chwilę sprawdzał sytuację przy tamtym stoliku, a jego mięśnie wcale nie chciały się rozluźnić.
- Nie chciałabyś wyjść na papierosa? - rzucił do Jo, siląc się na obojętny ton i nawet nie odwracając wzroku od Oswalda. Musiał ją stąd wyprowadzić zanim stanie się coś, czego nie powinna zobaczyć. Zanim jednak dziewczyna zdołała mu odpowiedzieć, prowadzący na scenie zapowiedział nadchodzącą licytację, wymawiając jej imię. Spojrzał na nią w tym samym momencie, w którym ona spojrzała na niego. Bardzo chciał usłyszeć, że Jo sama zapisała się na licytację, jednak wyraz jej oczu rozwiał mu wszelkie wątpliwości. Rozejrzał się automatycznie dookoła, chcąc znaleźć kogokolwiek w tłumie, kto mógł być za to odpowiedzialny, a teraz patrzyłby tylko z satysfakcją na całą scenę. Nie było to jednak możliwe, bo i tak wszyscy patrzyli się w kierunku wskazywanym przez prowadzącego.
- Jo, nie... - zaczął, ale jak się odwrócił do niej, ona już wstawała aby ruszyć w kierunku sceny. Zaklął pod nosem. Coś masz kiepski refleks dzisiaj, Khan.
Christian tylko po chwili namysłu wstał od stolika i ruszył za Joanne, zaraz jednak spostrzegł kątem oka zamieszanie przy stoliku Oswalda. Ochrona? Pokręcił głową, czując że lada moment sytuacja może zrobić się naprawdę nieprzyjemna. Przyspieszył kroku za Jo, która już wchodziła na scenę. Usłyszał podniesiony głos Oswalda i uderzenie. Odwrócił się akurat w momencie, w który dwóch ochroniarzy padło martwych na ziemię. Zaklął po raz trzeci i wskoczył na scenę. Podszedł do Jo, złapał ją za rękę i odciągnął do tyłu sceny, akurat w momencie, w którym Oswald podszedł do mikrofonu.
- Myślę, że to koniec licytacji - mruknął spiętym głosem, złapał ją za ramiona, odwrócił w swoją stronę i spojrzał w oczy. - Wynosimy się stąd - odparł po czym objął ją w pasie jedną ręką i silnym, nieznoszącym sprzeciwu gestem zaczął sprowadzać ją ze sceny na samych jej tyłach, tak żeby nie zwracać na siebie uwagi. Nie było to trudne, z Oswaldem przy mikrofonie. Wzrokiem odszukał najbliższego wyjścia, zaraz potem zaczął rozglądać się za Kevinem.
Powrót do góry Go down
Joanne Collins
Joanne Collins
Joanne Collins
Human
Punkty : 66
Pon Kwi 15, 2019 12:23 pm
Kiedy mocno umalowana blondynka zwolniła miejsce, oboje natychmiast usiedli korzystają z okazji do spędzenia wspólnie czasu. Dzięki jego obecności poczuła się nieco pewniej, bo w końcu znajdował się tutaj ktoś kogo znała. Takie zjawisko graniczyło tu z cudem. Dostrzegła coś w rodzaju pewnego niezadowolenia na twarzy Christiana, gdy ten spoglądał na pewnego mężczyznę, który wyraźnie ściągał na siebie uwagę tutejszych gości. Nie umiała się w ogóle odnieść do tej sytuacji, bo wszystko było dla niej nowe i najzwyczajniej nie miała zdania.
Chciała wyjść razem z Khanem, jak tylko usłyszała propozycję wyjścia na zewnątrz, jednak los chciał inaczej i nim zdążyła się odezwać jej imię i nazwisko rozniosło się echem po sali. Choć zawahała się i nie do końca chciała tam pójść czuła się odrobinę przywarta do muru i postąpiła zgodnie z oczekiwaniami tutejszych gości i prowadzącego. Gdy tylko jej spojrzenie spotkało się z oczami Christiana zrozumiała, że nie maczał w tym palców. Zatem kto chciał, by stanęła tam na scenie. Sytuacja trąciła czymś wyraźnie niepokojącym, ale przez wrażenie, że nie ma wyjścia wstała i udała się w stronę sceny. Przez krótki protest ze strony Khana zawahała się, ale presja otoczenia okazała się o dziwo silniejsza, więc zamiast się powstrzymać ruszyła najzwyczajniej dalej.
Wchodziła już na scenę i dostrzegła, że wokół dzieje się coś niedobrego. Nagle powstało zamieszanie, którego nie rozumiała. Nim zdążyła godnie zaprezentować się przy prowadzącym mężczyzna, który wzbudził niepokój Christiana wdrapał się na piedestał i zaczął przemawiać do gości. Widok dwóch padających ochroniarzy odgonił jej uwagę od nadchodzącego wilkołaka. Dlatego wzdrygnęła jak tylko poczuła jego dotyk na swoim siebie. Spojrzała na niego i chyba pierwszy raz od ich pierwszego spotkania mógł dostrzec na jej twarzy coś w rodzaju paniki. Wcale nie musiała biegać i krzyczeć, miała to wyraźne wypisane na czole. Niemal potykając się schowała się z tyłu sceny, patrząc na rękę, za którą ciągnął ją Christian.
- Co tu się dzieje?- zapytała wyraźnie podenerwowana, na co wskazywał jej nieco podniesiony głos. Nie umiała nawet skupić się na jego twarzy, zamiast tego wędrowała wzrokiem po sali w tą i z powrotem.
- Ci ochroniarze...- szepnęła, szukając u Khana jakiegoś wyjaśnienia. Poczuła jego silne ramię na swojej talii, które nie pozwoliło jej pozostać w miejscu, którym dopiero co stała. Posłusznie zeszła z nim ze sceny. Jej oddech mimowolnie przyspieszył. Dopiero wtedy przyjrzała się twarzy mężczyzny, który rozglądał się jakby kogoś szukał.
- Christian! Co się dzieje?- powtórzyła swoje pytanie wyraźnie znerwicowana. Czuła się obecnie bardzo zmieszana i zagubiona. Nagle zaczęło się dziać coś niepokojącego, a większość tu obecnych zachowywała się jakby znała tego przyczyny. Poczuła się jakby ktoś ją wrobił, ale nie miała pojęcia w jakim celu. Miała odgrywać jakiś sztuczny tłum w trakcie cudzych zamieszek?
Powrót do góry Go down
Alysanne Meyer
Alysanne Meyer
Alysanne Meyer
Human
Punkty : 44
Pon Kwi 15, 2019 12:27 pm
Alysanne uśmiechnęła się lekko do mężczyzny, który o dziwo ją wylicytował i to wcale nie za małe pieniądze. Musiała przyznać, że było jej nawet przyjemnie na serduszku. Nie spodziewała się jednak, że jej partner po prostu ją zleje. Gdy schodziła ze sceny by udać się do tego chłopaka, który ją wykupił spojrzała na Damona, który właśnie coś mówił do nieznajomej jej dziewczyny. Nie mniej, nie przejęła się tylko by nie polecieć jak długa mijając go, złapała go nieco za ramię i już po chwili minęła kierując się do nieznajomego. Musiała przyznać, że nie był kimś starym, co ją nieco pocieszyło.
- Więc i jestem. Dziękuję za szczodry dar dla dzieci.
Uśmiechnęła się lekko i przysiadła nieco obok na krzesełku.
- Moje imię znasz, ale ja nie znam Twego.
Zagadnęła z uśmiechem na ustach.
Powrót do góry Go down
Mazikeen McQueen
Mazikeen McQueen
Mazikeen McQueen
Vampire
Punkty : 76
Pon Kwi 15, 2019 12:49 pm
Wiedziała, że jej drogi braciszek totalnie przesadza. Nie spodziewała się, że odbija mu aż tak bardzo? Może to brak ojcowskiej ręki, a może po prostu brak rodzinnej miłości?! Kto to wie? Tak czy siak, drogi braciszek odpierdolił taki cyrk, że nie wiedziała czy ma się zapaść pod ziemię czy po prostu ulotnić się z tej imprezy. Jednak ostatecznie postanowiła sobie posiedzieć i popatrzeć jeszcze w milczeniu na to wszystko. Dopiero w chwili gdy poczuła nagłe szarpnięcie za rękę i pociągnięcie w stronę sceny zatkało ją i to nieźle.
- Co Ty odpierdalasz? Tutaj roi się od Łowców.
Warknęła na brata i wywróciła teatralnie oczyma. Oszalał to na pewno.
- Przestań Osi...
Wycedziła przez zęby i próbowała się wyrwać bratu, ale ostatecznie postanowiła jakoś to przeboleć i spojrzała przed siebie. Dostrzegła w oddali dwa trupy i spojrzała na brata.
- Serio Oswald?
Warknęła przez zaciśnięte kły z wściekłości. Ten idiota naprawdę ich wszystkich pozabija. Zresztą...niech się dzieje co chce. Będzie okazja do mordu, czemu nie? Najwyżej wyssie sobie kilka osób. Co jej pozostało?
Powrót do góry Go down
Caroline Forbes
Caroline Forbes
Caroline Forbes
Vampire
Punkty : 41
Pon Kwi 15, 2019 10:24 pm
Ta licytacja była trochę niespodziewana. Gdy została wyczytana poszła na podest i czekała co się wydarzy. Jakie było jej zdziwienie, kiedy Klaus dał za nią 10 tysięcy. Zarumieniła się momentalnie i szczerze mówiąc myślała, że tak już zostanie. Bo czemu niby ktoś miałby dawać więcej? Nie widziała w tym celu, choć miała świadomość, że jest tu mnóstwo bogaczy, którzy chcieli wydać swoje pieniądze. Niby w dobrej wierze, bo przecież byli na balu charytatywnym, ale coś jej tu nie pasowało.
Gdy Klausa przelicytował inny mężczyzna, Caroline miała jeszcze nadzieję, że Pierwotny wróci do gry, ale usłyszała jakiś hałas i prowadzący zakończył licytację. Zmarszczyła brwi, ale ostatecznie zeszła ze sceny w milczeniu i postanowiła od razu iść za ciosem i podejść do mężczyzny, który "ją kupił". Właściwie nie kupił jej tylko trochę jej czasu. Jeśli próbowałby grać nieczysto to ona również by musiała. Choć nadal była podejrzliwa, że ktoś dał za nią tyle pieniędzy. Nie spodziewała się tego zwłaszcza po nieznajomym, więc węszyła jakiś podstęp. Ostrożności nigdy za wiele, prawda? Zwłaszcza że naprawdę byli w mieście pełnym łowców.
I nie uszło jej uwadze, że w pomieszczeniu pojawiło się nagle więcej osób. Zmarszczyła brwi i w tłumie chciała odszukać Klausa, żeby upewnić się, że z nim wszystko ok. Obecnie nie zwracała uwagi na to co się działo w tle, ponieważ podeszła do mężczyzny, który ją wylosował.
- Albo jesteś bardzo bogaty albo bardzo ci zależało na moim towarzystwie, bo coś ode mnie chcesz - rzuciła mu na wstępie.
Powrót do góry Go down
William Walker
William Walker
William Walker
Werewolf
Punkty : 71
Pon Kwi 15, 2019 10:30 pm
Nawet nie miał pojęcia co się tutaj działo, wszystko działo się tak szybko, że ten ledwo co obejmował swoim rozumem co działo się dookoła niego. Brązowe oczy uważnie wpatrywały się w Oswalda, który powiedział, że jest jej ojcem, uniósł brew do góry patrząc na niego z lekkim niedowierzeniem w oczach. Nie wyglądał na.. ojca, był dla Williama zbyt młody na to. Rudzielec odwrócił się w kierunku Niny z pytającym spojrzeniem w oczach jednak nie chciał tego zrobić przy osobie zwanej Oswaldem, dlatego zacisnął zęby i pięści, spoglądając w kierunku nieznajomego, nawet nie zrozumiał o co chodzi kiedy ten wspomniał o jego ojcu.
- Mój ojciec?
Zapytał po chwili milczenia, ale rzucił to raczej w eter bo Nina została wystawiona na licytację niczym pierwsza lepsza sztuka mięsa. Niestety, ale Rudzielec nie mógł nic z tym zrobić mimo, że w środku się w nim gotowało; nie chciał tego wszystkiego i chciał po prostu wyjść z tego pierdolnika jak najszybciej, ale nie mógł przecież zostawić tutaj czarnowłosej na pastwę tych wszystkich bydlaków. Kiedy Nina zeszła ze sceny, ten ruszył w jej kierunku i w ostatniej chwili zdążył złapać ją delikatnie za nadgarstek.
- Chodźmy stąd
Wyrzekł po chwili milczenia w jej kierunku i nawet chciał ją pociągnąć w kierunku wyjścia kiedy Oswald pojawił się na scenie, mimowolnie Rudy zatrzymał się i skierował spojrzenie w jego stronę.
Powrót do góry Go down
Elijah Mikaelson
Elijah Mikaelson
Elijah Mikaelson
Original
Punkty : 50
Pon Kwi 15, 2019 10:55 pm
Tak jak Klaus powiedział rodzeństwo się rozdzieliło. Każde poszło w osobny kąt sali, by mieć jak najwięcej zasięgu działania. Razem byli silniejsi, ale osobno mogli więcej się dowiedzieć. A przecież o to chodziło w tym całym wyjściu. Póki co wszystko kręciło się wokół licytacji, na którą Elijah nie za bardzo zwracał uwagę. Wraz z Katherine wyszukiwali wampiry, które również były skazane na to miasto i towarzystwo. Do każdego podchodzili i zaczynali rozmowę, która brzmiała mniej więcej tak "spotkajmy się, jeśli chcesz coś zmienić". Podawał też datę i miejsce oczywiście. Miał nadzieję, że wampiry połączą siły i będą reprezentować jedną grupę, która nie da się tak łatwo łowcom.
- Dobrze. My z Katherine szukaliśmy wampirów. Może część się zjawi, o ile nie będzie zbyt przerażona sytuacją - powiedział Frei, która również szukała czarownic. On również nie potrafił się skupić na jakiejkolwiek rozrywce, gdy z tyłu głowy cały czas miał w myślach Hope.
- Freya - powiedział ostrzegawczo odnośnie Oswalda. Robił zamieszanie, a na dodatek sytuacja była poważna, jeśli naprawdę w jedzeniu była trucizna. - Możesz coś na to poradzić? Jakieś zbiorowe wymioty?
Sam był przygotowany, żeby się bronić i innych też, bo nagle doszło do poruszenia.
@Freya Mikaelson
Powrót do góry Go down
Universal Person
Universal Person
Universal Person
Special
Punkty : 10
Pon Kwi 15, 2019 11:01 pm
- Simon - odpowiedział jej na pytanie odnośnie imienia i uśmiechnął się do niej przyjaźnie. Widział, że coś jest nie tak, bo sytuacja robiła się napięta. Czarownicy i wampiry stanowiły zagrożenie. Nie wiedział czy dziewczyna wie o świecie nadnaturalnym, ale jeśli nie to nie mógł pozwolić, żeby dowiedziała się w taki sposób.
- Chodź ze mną proszę - powiedział i wstał gwałtownie, po czym pociągnął ją za rękę i pobiegł razem z nią do łazienki. Może będzie słychać jakieś hałasy, ale przynajmniej nie będzie świadkiem tego, co miało się tam rozegrać. Nie chciał, żeby jej się coś stało - naprawdę. Mimo że był tacy jak oni, to jednak śmierć niewinnych nigdy nie była w jego interesach. Bronił ich gdy tylko mógł.
- Wiem, że to dziwne i mnie nie znasz, ale obiecuję, że nic ci nie zrobię. Chcę cię tylko ustrzec... - zaczął i nie dokończył, bo całość tej sytuacji była dziwna. Nie musiała mu wierzyć i nie musiała z nim iść. Zaciągnął ją do łazienki i zamknął za nimi drzwi, zabarykadował czym się dało. Czy będzie się opierać czy najpierw porozmawia i postara się zrozumieć o co chodzi?
@Alysanne Meyer
Powrót do góry Go down
Sponsored content
Sponsored content
Powrót do góry Go down
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry Strona 5 z 9Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next
Skocz do: