The Original Diaries

Hayden Lake wita..
 

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down
Bal charytatywny
Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next
The Original Diaries
The Original Diaries
The Original Diaries
Special
Punkty : 1154
Nie Kwi 07, 2019 9:32 pm
First topic message reminder :

Bal charytatywny

The Original Diaries


Bal charytatywny - Page 8 Tumblr_oi0jzjM4mW1vxl170o1_500
Powrót do góry Go down
AutorWiadomość
Oswald von Everec
Oswald von Everec
Oswald von Everec
Witch
Punkty : 35
Czw Kwi 18, 2019 6:47 pm
Upadł na kolana, westchnął i spojrzał nieobecnym spojrzeniem po zgromadzonych. Poczuł dreszcze podniecenia zmieszane z bólem. Mało kto wiedział, że ten imbecyl to jebany masochista. Poboli i przestanie, powtarzał znudzony. Czy miał do czynienia z Neandertalczykami, których nie stać na coś więcej od wycinki Puszczy Białowieskiej, by dźgać go kołkami?
- Wasza trzoda jest niczym i na tym zakończmy dysputę - mruknął poirytowany, czuł się jakby rozmawiał z wyznawcami jehowy, aż głowa zaczęła go boleć. - Chyba dostałem napadów migreny, nie kłóć się ze mną, bo wiesz, że mam rację - westchnął i dalej tak klęczał i klęczał, jakby zaraz miał któremuś zrobić laskę. Oswald nie miał godności tak jak wilki jej nie mają. On również by dał dupy choćby za moment ciszy. Ta hołota mu wadziła. Łowcy mu wadzili, psy mu wadzili, widok beżowej podłogi ranił mu oczy, Nina nieopodal niego też mu przeszkadzała, bo naruszała estetykę, która tu panowała, dopóki nie odezwała się. - Wy obaj jesteście siebie warci - zwrócił się do psa wabiącego William i nastolatka nazywanego potocznie jego domniemanym synem. - Nie dobrze robi mi się na wasz widok, popieprzeni altruiści. Zabierzcie Kevina, bo moja migrena...
Powrót do góry Go down
Aaronia Stone
Aaronia Stone
Aaronia Stone
Vampire
Punkty : 19
Czw Kwi 18, 2019 8:31 pm
Na szczęście, Jeremiemu i mi, udało się pozbyć kołek. Ale co się nacierpiałam to moje. Nawet wrogom nie życzę takiego cierpienia. Chociaż patrząc na tych łowców i na to, co teraz robią, to mam ochotę ich zagryźć. Zwykle nie jadam ludzi, nie tych żywych i nie na ciepło. Ale gdy zaczęli bić chłopaka obok mnie, poczułam jak coś we mnie się budzi. Mimo, że ból po drewnie ustąpił, a od kopniaka aż mi się zakręciło, to w głowie miałam tylko jedną myśl. „Zagryź ich”.
Czułam, że tracę panowanie nad sobą. Wszechogarniający zapach krwi tylko podraznial moje zmysły. Nakręcał mnie do ataku.
- Zostawcie go! - krzyknęłam i rzuciłam się na łowcę, który nie odpuszczał Jeremiemu. Przecież ten chłopak nic mu nie zrobił! Był przypadkowym świadkiem, który akurat był przy mojej osobie. Nie przejmowałam się tym, co się stanie. Byłam tak zaślepiona żądzą sprawiedliwości i pragnienia, że nie mam pojęcia czy w ogóle trafiłam.

Sent from Topic'it App
Powrót do góry Go down
Nina Von Everec
Nina Von Everec
Nina Von Everec
Witch
Punkty : 123
Czw Kwi 18, 2019 9:28 pm
Ten cały bal dobroczynny stawał się coraz bardziej męczący. Łowcy robili z nami co tylko chcieli więc nawet starania starego cepa Oswalda nic nam nie pomagały. Przełknęłam jedynie ślinę na to co się teraz ze mną działo, oddychałam płynnie aby jak najwięcej nabrać cennego powietrza do płuc. Pieprzony ojciec, który nie może chociaż raz się poświęcić. Ale po co to zrobić lepiej aby ktoś umarł a jego stare dupsko musi dalej żyć. A Kevin jak to Kevin ponownie chce stanąć na wysokości zadania, robiąc to co powinien jednak zrobić nasz ojciec. Zmrużyłam jedynie oczy przyglądając się temu co się wydarzyło.
- Wiecie, że popełniliście błąd? Nie mnie powinniście zabijać. Oni są silniejszym ogniwem to od było trzeba zacząć, a nie mnie. Widać jak bezmyślnie jest to wszystko zaplanowane. I tak jak ostatnio umarłam, tak znów wrócę a w tedy będzie można jeszcze łatwiej się zemścić - Rozbawiona tym faktem tylko prychnęłam i pokiwałam głową rozmieszona tym faktem. Zawsze jest szansa że druga strona jest otwarta, albo znajdzie się inny sposób na powrót. Mogą nas tak zabijać w kółko i kółko zawsze znajdzie się światełko w tunelu.
- Co? Nie pozwolę wam się poświęcać dla mnie, oboje przestańcie zgrywać bohaterów i pogódźcie się z tym co ma być. Więc stąd uciekajcie - Rzuciłam w ich stronę, opadałam na podłogę. Ból zdawał się coraz silniejszy od poprzedniego i pewnie z każdą minutą będzie jeszcze gorzej niż jest teraz. Kropelki potu były widoczne na mojej twarzy, lecz na dalsze występki rodziny oraz innych postanowiłam nie komentować. Oparłam się o ścianę i już tylko zaczęłam odliczać sekundy, który zbliżały mnie ponownie do drugiej strony.
Powrót do góry Go down
Game Master
Game Master
Game Master
Special
Punkty : 34
Czw Kwi 18, 2019 11:50 pm
- Damon to kawał dupka i wkrótce to zrozumiesz. Przygarnął cię, bo miał w tym swoją korzyść - stwierdził oczywiste. @Alysanne Meyer nie zdawała sobie z tego sprawy, ale tak było i pewnie coś w głębi duszy jej to podpowiadało.
- Po prostu. Możesz uznać, że jest magiczna - wzruszył ramionami, bo mogła uwierzyć w co chciała. Ważne, żeby piła i odzyskała świadomość. - Tylko nie pokazuj jej Damonowi, bo gwarantuję, że nie będzie zadowolony. Kolejny dowód na to, że cię kontroluję.
Współczuł młodej dziewczynie. Miała przed sobą całe życie i nie potrzebowała wampira, który sprowadzał ją na dno.
- Daj mi swój numer telefonu. W końcu musimy się umówić na spotkanie, które wylicytowałem - uśmiechnął się nieco zakłopotany, bo w obecnych okolicznościach było to może nie na miejscu, ale podał jej swój telefon, żeby wpisała tam numer.
@Joanne Collins walczyła w tym momencie o życie i nie było w pobliżu nikogo kto mógłby jej pomóc. Była słabym człowiekiem, nie miała żadnych mocy i dodatkowo była osłabiona przez złamaną nogę. Przeciwko silnemu i wytrenowanemu mężczyźnie miała marne szanse. Co tylko potwierdził jej atak, który nie doszedł do skutku. Łowca zdążył uniknąć jej ciosu, a za samą próbę uderzył ją przedramieniem w twarz.
- Nie utrudniaj tego - westchnął do niej łowca. Nie był zadowolony z takiego obrotu spraw. Dziewczyna miała jednak to nieszczęście, że wrócił do nich łowca, który wcześniej również ją wyprowadzał.
- Co ty wyprawiasz? Miałeś ją wyprowadzić - rzucił do kolegi, a kiedy dowiedział się o rozkazie zabicia jej, wpadł w złość. - Nie. Nie zabijemy niewinnej. Bez znaczenia kto kazał, tak nie można.
W tym momencie mężczyźni zaczęli się między sobą kłócić o to, czy zostawić dziewczynę przy życiu, czy nie. Joanne miała teraz chwilę, żeby zareagować. Zacznie uciekać w miarę swoich możliwości czy zaatakuje łowcę, który dalej obstawiał żeby ją zabić.
@Aaronia Stone wpadała w coraz większą złość. Łowcy próbowali atakować ją, ale także Jeremiego. Chyba to najbardziej ją zdenerwowało. Rzuciła się na łowcę, który atakował chłopaka. @Jeremy Gilbert nawet nie zdążył zareagować, bo Aaronia rozszarpała gardło łowcy. Mężczyzna padł na ziemię martwy, wampirzyca zaślepiona rządzą krwi ruszyła na drugiego łowcę, który im obecnie zagrażał. Jego też w przypływie szału zabiła. Ich krew uderzyła jej do głowy. Ciężko jej było myśleć, a co dopiero się opanować. W tym momencie spojrzała na Jeremiego z rządzą krwi, jakby było jej jeszcze mało. I choć nic jej nie zrobił to nie miało znaczenia, bo słyszała i czuła jego krew, która ją przyzywała. Czy ulegnie pokusie?
A odnośnie Von Evereców i reszty osób, która naiwnie im pomagała. @Christian Khan był dzielny, ale niestety był w ludzkiej formie i wyszkolony łowca miał przewagę. Każdy był w jakiś sposób zajęty walką, więc nikt nie był w stanie mu pomóc. Nie udało mu się uwolnić, a na jego pytanie łowca się zaśmiał.
- Czy to ma znaczenie? Ważne, że nie ma ich tutaj - mruknął do niego łowca, a po chwili jakby go olśniło. - Och, chodzi ci o ślicznotkę z którą stałeś? Chłopcy pewnie się nią odpowiednio zajęli.
Jego słowa były okrutne i podłe, zwłaszcza że nie miał pojęcia co naprawdę się działo z dziewczyną. Ale Chris tego nie wiedział, więc ostatecznie mógł mu uwierzyć lub nie,
Przy szarpnięciu faktycznie rozciął skórę na szyi i pociekła z niej świeża strużka krwi.
Tymczasem @Kevin von Everec postanowił być odpowiedzialny i heroiczny. Postanowił poświęcić się dla reszty, choć oczywiście na to nie zasługiwali. Zwłaszcza stary Oswald. Ale czarownica zobaczyła jakieś ziarno nadziei dla tego towarzystwa.
- Tylko oni? Resztę możemy zabić? - zapytała, chcąc się upewnić, czy dobrze go zrozumiała. Jednocześnie rozluźniła nieco rękę i choć Kevin dalej czuł ucisk na gardle to nie było to już duszenie. Przykuł jej uwagę. - Jeśli się zgodzimy to musisz przysiąc na swój sabat i ród, że nigdy nie będziesz próbował uciec. Jeśli to zrobisz to na twoich bliskich spadnie klątwa.
Przedstawiła mu propozycję i czekała na jego odpowiedź. @William Walker próbował dać równoległą propozycję, ale nie był tak kuszącym kąskiem. Dopiero co przemieniony wilkołak nie miał dla nich żadnej wartości bojowej. Co innego czarownik z potencjałem.
To oczywiste, że nic za darmo nie dostaną, a antidotum mieli przy sobie, ale jeśli je dadzą to muszą mieć w tym jakąś korzyść.
- Nie. Twój czas jeszcze nie nadszedł - odpowiedziała do Williama, cokolwiek to miało znaczyć. Tymczasem @Nina von Everec zaczęła kaszleć krwią. Nie zostało jej wiele czasu i te negocjacje musiały nieco przyśpieszyć.
W tym czasie do pomieszczenia weszła kolejna czarownica. Rangą przewyższała chyba wszystkich łowców w tym pomieszczeniu, bo gdy szła to wszyscy nagle się rozstępowali by zrobić jej miejsce. Zaczęła się śmiać, a gdy dotarła do środka zamieszania jej wzrok spoczął na Ninie. Pokazała jej magiczny wisiorek.
- Głupiutka dziewczyna. Masz największy potencjał magiczny, gdybyś tylko wzięła się w garść. Niestety jesteś przyćmiona przez głupców. Niemniej nie łudź się, że po śmierci wrócisz. Niedługo będzie po wszystkim, a wtedy wystarczy uwięzić twoją duszę w wisiorku i roztrzaskać go. Umrzesz, bo twój ojciec nie chce cię uratować - powiedziała do niej, stojąc na tyle blisko, że na końcu zdania dotknęła jej policzka jakby w matczynej trosce. Tak naprawdę było jej szkoda dziewczyny, ale nie po to tutaj była. Spojrzała na głównego łowcę, a on zrozumiał, że ta farsa ma zaraz dobiec końca.
- Oswald - powiedziała do czarownika, który klęczał. Doskonale go znała. On ją też, ponieważ razem rzucali zaklęcie, które uwięziło całe miasto. Była stara i potężna, a większość znała jedynie jej imię - Esme.
- Puśćcie go. Nie tak traktuje się naszego pomocnika - powiedziała do łowców, jakby próbując nauczyć ich dobrych manier. Choć tak naprawdę to bardziej @Oswald von Everec potrzebował nauki manier. Pokręciła głową i wróciła do rozmowy, ale po chwili i dość nagle podniosła rękę, a @Christian Khan i @William Walker zostali odrzuceni do tyłu i upadli boleśnie na stoły. - Wybaczcie, nie lubię wilków.
I po tym krótkim zdarzeniu mogli już się dowiedzieć, że kobieta była... dziwna. Wróciła wzrokiem do Niny, która umierała na jej oczach. Nieznane były jej zamiary, choć było więcej niż pewne, że nie życzyła im dobrze i nie miałaby problemu z zabiciem ich wszystkich. Pytanie jaki miała cel, ale tego raczej nikt się nie dowie.
- To jak Oswald? Życie twojej córki za przysługę dla mnie. Wszystko na moich zasadach - zaproponowała składając ostateczną propozycję.

+ PROSZĘ NIE PISAĆ W CZASIE DOKONANYM. TO KOSTKI ZDECYDUJĄ CZY WASZE CZYNNOŚCI SIĘ POWIODĄ.


Joanne - atak
poziom 1 + kostka 4 = 5
kat. 1 - niepowodzenie

Aaronia - atak
poziom 1 + kostka 5 = 6
MG dodaje 1 punkt dla rozwinięcia sytuacji, a także rozwoju postaci. Suma 7.
kat. 1 - powodzenie

// kolejny post MG jutro po 00. Będzie to ostatni post, dlatego proszę wszystkich uczestników o posta <3
Powrót do góry Go down
Nina Von Everec
Nina Von Everec
Nina Von Everec
Witch
Punkty : 123
Pią Kwi 19, 2019 3:10 am
Gdy usłyszałam co ma zrobić Kevin dla tej głupiej odtrutki, nie pozwolę mu przecież marnować życia dla mnie. To wszystko było popieprzone i połączone w jedno. Jedynie wzięłam oddech przez usta, a po policzku leciała mi łza bezradności. Nawet jeżeli bym wyskoczyła ze zmianą nic by to nie dało. Kaszlnęłam i ponownie poleciała krew. Tyle osób się stara, a nie powinni tego  robić. Niech dadzą mi po prostu umrzeć lub niech moja dusza trafi do tego pieprzonego naszyjniku.
- Nie rób tego Kevin.. - Zwróciłam się do niego mając wielką nadzieję, że zmieni to plany starszego bliźniaka. Chociaż znając jego upór na pewno to nic jednak nie da Uparty osioł.
Zmrużyłam czoło jak zobaczyłam jej wisiorek, w którym mogła mnie ona uwięzić. Jeżeli tak by się stało, nie mogłabym wrócić jakby się rozwalił. Byłabym pustym naczyniem, który nie dostałby nawet duszy do niego. Wyglądałabym jak śpiąca królewna która czekałaby na uwolnienie. - Zrób to, nie mam nic do stracenia - Skłamałam, w sumie byłam ciekawa co ona zrobi, odpowie. Nawet jeżeli bym tam trafiła na pewno by ktoś zajął się moim ciałem, aby było bezpieczne. A potem? By musieli walczyć o wisior.
- Jeżeli uważasz, że jest we mnie potencjał który jest niszczony przez mojego ojca oraz brata w takim razie naucz mnie, będę twoją uczennicą. Nauczysz mnie tego co powinnam abym pokazała im gdzie jest ich miejsce - Zwróciłam się do starej czarownicy aby ją sprowokować. Ponownie zwymiotowałam krwią, coraz mocniej wymiotowałam nią było naprawdę coraz gorzej a na pomoc od strony ojca na pewno nie mogłam liczyć. A Kevin lub ktoś inny nie będzie oddawał się dla kogoś nawet dla mnie. Wyplułam ponownie krew i wytarłam ręką twarz. Spojrzałam na rękę którą wytarłam usta, nawet tu była krew. Jakbym była cała umazana nią, jak nowo narodzony wampir łaknący krew.
Powrót do góry Go down
Christian Khan
Christian Khan
Christian Khan
Werewolf
Punkty : 75
Pią Kwi 19, 2019 10:49 am
Christian myślał na swój temat w tej chwili bardzo dużo, jednak "dzielny" nie było w tym momencie wśród barwnych epitetów przemykających mu przez głowę. Ból w skroni nie ustawał mimo że jego nos powoli zaczynał się już leczyć, co mogło świadczyć jedynie o tym, że łowca zapewnił mu wstrząs mózgu. Tłumaczyło to dlaczego Christianowi sala balowa wirowała lekko przed oczami.
Nie mógł nic zrobić, przynajmniej fizycznie, a gdy usłyszał słowa osiłka, jego krew zawrzała.
- Skurwysyny - warknął i znowu szarpnął się w uścisku. Ponieważ nic to nie dało, przelał całą swoją złość w słowa, mimo że musiał się bardzo postarać żeby nacisk ostrza nie odebrał mu głosu. - Tylko cioty biją kobiety. Ona jest niewinna wy zasrane durnie. Tacy jesteście dumni z bycia łowcami, a większą robotę robią za was wiedźmy... - ostatnie słowa ledwo wypowiedział, bo ostrze noża wbijało mu się niebezpiecznie w gardło. Nabierał płytko powietrza. Jakby na potwierdzenie jego ostatnich słów do sali balowej weszła wiedźma, której zaklęcie w następnej chwili wyrzuciło Christiana na drugi koniec sali. Wpadł boleśnie plecami na stół i lekko mówiąc wypierdolił się ze wszystkim dookoła. Wydał z siebie ciche jęknięcie i po chwili leżenia na plecach i próbach złapania oddechu, spróbował poruszyć kończynami. Wszystko go bolało, lecz nie było tragedii. Poczuł jedynie, że ze skroni leci mu strużka krwi po uderzeniu w podłogę. Pięknie, jakby jego pierwszy wstrząs zdążył się już wyleczyć.. Plecy bolały go niemiłosiernie. Mimo to zmusił się do przeturlania na bok krzywiąc się jednocześnie, ponieważ poczuł cały obity lewy bok i ramię. Zerknął na centrum całego wydarzenia. Wszyscy byli zajęci pojawieniem się nowej wiedźmy, a on znalazł się dostatecznie daleko, żeby nie zwracać na siebie większej uwagi. Poniósł się powoli i poczuł straszne ukłucie w lewym boku. Patrząc na fakt, że nie mógł nabrać głębiej powietrza dość trzeźwo ocenił, że chyba ma złamanych parę żeber. Co gorsza, gdy tylko spróbował ustawić się bardziej pionowo do podłoża, jego głowa niemalże wybuchła z bólu.
Dał sobie trzy sekundy po czym zebrał w sobie całe zaparcie jakie mu pozostało i wstał. Na szczęście Esme wyrzuciła go na tyle daleko, że miał ścianę obok siebie, bo gdyby się o nią nie oparł, z pewnością znów wylądowałby na ziemi. Próbował ocenić szkody na swoim ciele, lecz nie potrafił skupić myśli. Bolało go wszystko, najbardziej bok i lewe ramie, które chyba wyskoczyło z barku.
Zerknął w stronę drzwi, do których została zaciągnięta Joanne, uznając że choć raz los się do niego uśmiechnął bo znajdował się teraz dużo bliżej nich. Odgarnął włosy do tyłu, czując na palcach świeżą ciepłą i klejącą się krew, jednak jego umysł ledwo zanotował ten fakt. Ruszył w stronę drzwi, co jakiś czas zatrzymując się żeby złapać oddech i zerknąć w kierunku centrum sali, czy żaden łowca za nim nie idzie. Dotarł do drzwi i niemalże wpadł na korytarz. Słyszał jakieś męskie głosy, więc ruszył powoli w ich kierunku, starając się robić to najciszej jak się dało. Adrenalina buzująca w jego żyłach nieco przyćmiła ból, dlatego był w stanie iść sprawniej niż na początku, ale wciąż ciężko było mu złapać oddech. Cóż, co pełnię łamał sobie wszystkie żebra, więc teraz te kilka złamań nie powinno mu przeszkadzać aż tak bardzo.
Zatrzymał się przy zamkniętych drzwiach zza których dochodziły odgłosy kłótni. Nietrudno było rozpoznać nad czym kontemplują, a w Christianie obudził się cień nadziei. Przekalkulował swoje marne szanse w przeciągu trzech sekund. Nie potrzebował więcej. Stanął parę kroków od drzwi i biorąc krótki rozpęd wyważył je zdrowym barkiem, a ponieważ dwójka łowców stała zaraz za nimi, powinien tym samym ich powalić na ziemię. Jeżeli by mu się to udało, zyskałby parę sekund na to żeby zlokalizować Joanne, podbiec do niej, złapać ją pod ramię i nie czekając ani chwili na ocenę sytuacji wyskoczyć z nią przez okno w pomieszczeniu, wybijając szybę. Ponieważ sala balowa nie znajdowała się na piętrze, odległość do ziemi wcale nie byłaby taka duża, a on trzymając Joanne w ramionach i tak przyjąłby cały impet uderzenia na swoje plecy, amortyzując jej upadek.
Powrót do góry Go down
Joanne Collins
Joanne Collins
Joanne Collins
Human
Punkty : 66
Pią Kwi 19, 2019 4:32 pm
Próby ratowania sobie życia za każdym razem kończyły się niemal klęską, w końcu nadal jeszcze żyła. Po tym jak jej próba ucieczki skończyła się złamaniem nogi, a atak na łowcę uderzeniem w twarz powoli zaczynała tracić wiarę w to, że uda jej się ujść z życiem. W myślach próbowała pogodzić się z tym faktem, co nie przychodziło jej łatwo. Przymknęła na moment oczy, czekając aż śmierć po nią przyjdzie. W pomieszczeniu jednak znalazł się zaraz ktoś inny niż zakapturzona zjawa z kosą w ręku. Był to drugi mężczyzna, którego wcześniej widziała. Gdy usłyszała, że nie zgadza się z tym by ją zabić, wola życia nagle powróciła. Odzyskała cichą nadzieję na to, że może jej się upiecze. Zaczęła zwalczać swój rozdygotany oddech, próbując go uspokoić i przywrócić racjonalne myślenie. Niestety promieniujący ból z prawego piszczela solidnie jej to utrudniał. Mimo to zsunęła cicho ze swoich stóp buty na obcasie, bo jedynie utrudniłyby jej ponowną próbę ucieczki, jak to zrobiły ostatnim razem. Zacisnęła zęby i zaczęła cicho przesuwać się w stronę ściany, którą planowała wykorzystać jako podporę. Ręce drżały pod wpływem stresu i uczucia bólu, który był jeszcze mniej znośny przez to, że się przemieszczała. Oparła się o zimną ścianę i spróbowała wstać, nie obciążając tym samym złamanej nogi. Chciała zakraść się w stronę drzwi, jednak nim się obejrzała ktoś wyważył drzwi, taranując przy okazji mężczyzn, którzy ją tu przetrzymywali.
- Christian...- westchnęła cicho, kiedy tylko rozpoznała jego zmęczoną twarz. Przez moment poczuła ulgę, ale zaraz zastąpiła ją obawa, ponieważ jeśli miała tu zginąć to nie chciała, by on także musiał. W końcu nie wiedziała co się z nim działo, gdy ją zabrali. Bardzo powoli przyswajała nowe informacje, czuła się mocno otępiała przez panikę, która ją ogarnęła. Ślady zadrapań i krwi na jego ciele pozwoliły jej zrozumieć, że musiał stoczyć trudną walkę. Khan pochwycił ją w swe ramiona i pociągnął w stronę okna. Wydała z siebie przeraźliwy, głośny jęk, ponieważ obciążyło to mocno jej złamaną nogę. Zamknęła oczy, kiedy tylko poczuła, że spadają. Wtuliła swoją twarz w tors chłopaka, który ratował jej życie. Ciemnowłosy wylądował plecami na ziemi, a ona prosto na niego. Zaczęły ją dodatkowo dopadać wyrzuty sumienia, że własnym kosztem próbował ją ratować.
- To wariaci...musimy uciekać.- wyjąkała cicho i zeszła z mężczyzny. Znowu syknęła mało dyskretnie pod wpływem kolejnego ataku bólu. W przeciwieństwie do większości uczestników ataku, jej ciało się nie regenerowało w takim tempie. Potrzebowała opieki lekarza. Potrząsnęła lekko ramionami Christiana, chcąc upewnić się, że nie stała mu się większa krzywda po upadku. Wokół nich leżało mnóstwo kawałków szkła, które mogły dodatkowo pokaleczyć ich skórę.
Powrót do góry Go down
Oswald von Everec
Oswald von Everec
Oswald von Everec
Witch
Punkty : 35
Pią Kwi 19, 2019 4:51 pm
Pomimo, że dwaj łowcy go puścili, ten dalej klęczał. Pochylił głowę do tyłu i parsknął śmiechem. Wszyscy jak jeden mąż się rozstąpili przed gromowładną Esme. Można nazwać to ignorowaniem zagrożenia, ale Oswald nie poczuł niepokoju. Mu wszystko było jedno czy będzie dalej żył. Nie interesował go los Niny i Kevina. Zwierzył się z tego Mazikeen, że nie chciał bliźniąt, jednak pozostawił ich przy życiu, mimo że próbował ich zabić zaraz po narodzeniu. Czy to były resztki dobroci, które ukazały światło dzienne? My nie bóstwo, nigdy się tego nie dowiemy. Pozwolił bliźniętom dorosnąć pod swoim dachem. Bez miłości ojca, który byłby ich autorytetem i wsparciem jakim jest każdy dobry ojciec, ale czy na pewno ich dzieciństwo było naznaczone czarnymi barwami? Od niego wynieśli większość im znanych zaklęć, których ich wyuczył na pamięć. Najwięcej uwagi i dobrych wspomnień mogła mieć tylko Nina, która zawsze miała specjalne traktowanie u Oswalda, ale tylko dlatego, że przypominała mu Lilian.
- Najdroższa Esme! - krzyknął z entuzjazmem jakby cieszył się jej przybyciem. Ta propozycja była kusząca. I chyba jakiś sentyment do Lilian nadal mu pozostał, bo był gotowy przystać na jej propozycję o ile Kevin nie wyrzeknie przysięgi jakiej domagała się pierwsza z lampucer. - Słyszałeś maminsynku? Masz mnie puścić - szepnął do łowcy po prawej szarpiąc się ramionami, żeby zabrał te pulagwe łapy.
Był pod kuratelą Esme, gdy tworzyli magiczne mury, zabraniające opuszczenia granic miasteczka nadnaturalnym. Miał w tym własny cel i korzyści, które nie są nikomu znane. Potem opuścił ich tak bez żadnego słowa pożegnania.
- Ja za to uwielbiałem twój temperament. Twoja niechęć do wilkołaków urzeka mnie do dziś. Jest na swój upośledzony sposób urokliwa - powiedział od niechcenia i przy wstawaniu z klęczek poklepał po ramionach dwoje łowców, którzy mu wbili drewniane kołki w ramiona. Czy to było rozsądne czy nie, nie zamierzał się płaszczyć przed żadną pindą dopóki nieodwdzięczy się tym dwom kutasiarzom za rany na ciele. W końcu tak czy siak te suki ich uzdrowią. Dlatego nagle odwrócił się do łowców i zaklęciem motus rzucił w ich kierunku dwa drewniane kołki wycelowane w ich ramiona. Tak dla nauki dobrych manier.
Uniósł ręce do góry, co by pokazać, że nic więcej raczej już nie planuje. Podszedł do Esme, by szepnąć jej na ucho:
- Tak im w dupę włazisz - miał tu na myśli łowców - a nadal nie dostrzegasz, że to tchórze, którzy ukrywają się za waszymi plecami. I bez nich dałabyś sobie radę. Po co ci ten zbędny balast? Ach, Esme. Czyżby łowcy już założyli ci obroże na szyję i zaszczuli? - wskazał na tych baranów, którzy ich zaatakowali. Prędzej czy później dojdzie do wewnętrznych poróżnień. Zwłaszcza, że z tego co dziś zaobserwował, większa część z nich to jacyś fanatycy nienawidzący wszystko co magiczne. Będzie wyczekiwał tego momentu, a wtedy zaatakuje, gdy zbierze siły.
Wiedział, że nie ma co tu się unosić honorem. Trzeba odegrać niewdzięczną rolę. Później się zmyje pomyje jakie nadejdą od rodziny, która właśnie dowiedziała się o jego konszachtach, albo i nie? Bo nie zamierzał z nimi rozmawiać. Jedynie z Mazikeen.
- Umowa stoi, Esme - rzucił krótko
Powrót do góry Go down
Kevin Von Everec
Kevin Von Everec
Kevin Von Everec
Witch
Punkty : 42
Pią Kwi 19, 2019 5:24 pm
Kevin wiedział, że nie mają jak na razie szans tego wygrać i faktycznie postanowił to wziąć na siebie mając nadzieję, że to wystarczy i odciągnie jakoś łowców od jego rodziny. I kiedy czarownica się odezwała do niego spojrzał na nią zastanawiając się chwilę po czym odpowiedział.
- Nie, resztę też oszczędź... Nie wszyscy na to zasługują, ale niech wszyscy mają równe szanse. - Mruknął krótko patrząc na to po czym wysłuchał jej kolejnych słów, gdy nagle Nina się wtrąciła i w porę rzucił zaklęcie, które miało ją uciszyć na słowach "będę twoją uczennicą".
- Nie słuchaj mojej siostry... A co do przysięgi... oczywiście, że tego nie zrobię. Nie będę narażał mojej rodziny. Możecie zrobić ze mną co chcecie, ale moja rodzina nie ma być w to mieszana. - Postawił twardy warunek po czym zerknął w stronę Christiana który poleciał na ścianę.
- Czy ja nie wspominałem, że on ma być cały? - Powiedział w jej stronę po czym zaczął wysłuchiwać ojca i tej drugiej wiedźmy.
- Co byłeś z nimi w zmowie? - Warknął w stronę ojca słuchając ich dalszych wypowiedzi.
- Brawo... Chociaż tyle zrobiłeś dobrego i dobiłeś targu. Gratuluję i dziękuję... - Westchnął po czym spojrzał na Josh'a.
- Próbowałeś... ale to się liczy... Mówiłem ci żebyś nie aktywował swojej klątwy... No ale cóż i z tym sobie poradzimy.
Powrót do góry Go down
William Walker
William Walker
William Walker
Werewolf
Punkty : 71
Pią Kwi 19, 2019 5:35 pm
Przeklęci Łowcy.. mimo, że William tak naprawdę to nie miał tutaj zbyt wiele do gadania bo tak naprawdę od niedawna został wdrążony w ten cały nadnaturalny świat i tak naprawdę to wszystko co dookoła się działo cholernie go przytłaczało. Teraz miał tylko jedną myśl, uratować Ninę, która była najważniejszą dla niego osobą. Nawet nie wiedział dlaczego tak jest, po prostu miał pewnego rodzaju przeczucie, które pozwalało mu skupić się właśnie na jej osobie. W ciągu tych paru dni dowiedział się sporo o swoim (a może jednak nie  swoim życiu?), podobno był chłopakiem Kevina, chłopakiem Niny i nawet jakiś stary czarownik przykładał do niego swoje łapy  i traktował go tak jakby był jego kochankiem. Można by się w tym wszystkim okropnie pogubić, nieprawdaż? Jednak w pewien sposób zależało mu na tej całej rodzinie i nie było w tym momencie ważne czyim był chłopakiem i czy w ogóle nim był, nawet w pewien sposób Oswald jako członek tej całej popieprzonej rodzinki był dla niego w pewien sposób ważny, bo skoro to był ojciec brunetki.. i jego przyszły teść o czym nawet nie chciał w tym momencie myśleć, to jednak musiał sprawiać jakiekolwiek pozory i chociaż próbować ich ratować.
Miał dość w sumie tego, że każdy tutaj próbował robić z siebie pieprzonego bohatera, zaczynając od Kevina a kończąc na Ninie. Jego brązowe oczy uważnie wpatrywały się w kobietę stojąca przed nim, może i nie był dla nich apetycznym kąskiem ale drzemała w nim prawdziwa wilcza natura, która tylko czekała na to, żeby się uwolnić. Może miał większe predyspozycje? Czasami nie panował nad swoim gniewem, a wiadomo przecież, że wilki, które nad nim nie panują są bardziej krwiożercze i skłonne do ranienia innych.
- Cholera
Wyrzucił z ust, kiedy kątem oka zauważył, że Nina zaczęła kaszleć krwią, chciał się nawet odwrócić i pójść w jej kierunku gdy pojawiła się w pomieszczeniu jeszcze jedna wiedźma, która widocznie stała na czele tej całej zgrai kretynów uważających się za Łowców. Chciał coś powiedzieć kiedy ta podeszła do Niny, może nawet ją powstrzymać ale nic nie mógł zrobić tak jakby go zamurowało, poczuł tylko jak jego ciało uderza w stół, przewracając go z wielkim hukiem. Na moment zaparło mu oddechu w piersi, wypuścił go po paru sekundach ze świstem i jękiem na ustach, kątem oka zauważył, że nie tylko jego spotkał taki los. Przez moment próbował odzyskać pełną świadomość i kuśtykając nadal na tą pieprzoną nogę podszedł do Niny padając na kolana obok niej.
- Przepraszam.. próbowałem - wymamrotał w jej kierunku, krzywiąc się lekko gdy poczuł silny ból w nodze, jęknął cicho siadając obok brunetki na podłodze, bo w sumie tylko tyle mógł zrobić. Chwycił ją jeszcze za rękę splatając ich palce ze sobą.
Na słowa Kevina skierował w jego stronę brązowe oczy i kiwnął delikatnie głową, w tym momencie to życie brunetki było dla niego ważniejsze niż to, że kogoś zabił z tym będzie musiał się zmierzyć.. kiedy indziej.
Powrót do góry Go down
Freya Mikaelson
Freya Mikaelson
Freya Mikaelson
Original
Punkty : 41
Pią Kwi 19, 2019 9:05 pm
Sama kompletnie nie byłam przygotowana, nie w tym momencie. Obserwowałam ze zdziwieniem licytację, zastanawiając się czy aby na pewno nie jest to... Niewłaściwie. Jedynie fakt że byli tam mężczyźni, zaoszczędzał licytacji zarzutów o seksizm z mojej strony. Aż nagle do środka wtargnęli łowcy. Chciałam przejść od razu do ataku, ale naraz było za dużo wrażeń. Atak tam, granat rzucony ku mojemu bratu, w odruchu chciałam podążyć za łowcą, który to zrobił. I to było błędem, nie mogłam go znaleźć pośród tłumu, a zarazem zajęło to tyle czasu, żeby zdążyło się wiele zdarzyć. Narastała we mnie wściekłość, która potrzebowała celu, a tych było wiele, tak jak możliwości, plusów i minusów równie wiele. Mogłam  zawalić strop, ale byłoby zbyt wiele ofiar. Nie było możliwości zabić mojego rodzeństwa, więc nie było to aż tak bardzo ważne by się do tego posunąć. Straciliby życie niewinni, a także ci, których potrzeba nam do sojuszu. A ten, tym łatwiej będzie zawrzeć po tej sytuacji, jeśli nie popełnię błędu.
Dlatego postarałam się o miejsce względnie bezpieczne, by mieć na chwilę bezpieczną pozycję, na tyle żeby mieć czas na zaklęcie i nie być powstrzymaną. I jeśli mi się udało takowe znaleźć, świadoma że moi bracia nie mając przeszkód mogą nadal zrobić rzeź na napastnikach, rozpoczęłam inkantację zaklęcia, mającą na celu złamać karki czarownicom aplikującym ból rodzeństwu i przy okazji pobliskim łowcom. Musiałam ostrożnie dobierać cele, świadoma że śmierć kogoś z naszej strony utrudni sojusz i starałam się na tym skupić jak najbardziej. I cieszyłam się, że nie ma tu Luciena. Mógłby ucierpieć, boleśnie.
Powrót do góry Go down
Niklaus Mikaelson
Niklaus Mikaelson
Niklaus Mikaelson
Original
Punkty : 36
Pią Kwi 19, 2019 9:38 pm
Najpierw przebicie oferty przez podejrzanego typa, potem odwrócenie jego uwagi, a na samym końcu zakłócenie imprezy... To było do przewidzenia.
Niestety nie zdążył w całym zamieszaniu rozegrać tego wszystkiego tak, jak chciał. Nie mógł więc patrzeć na otoczenie, skupił wzrok na najbliższych mu przeciwników, czarownice. Strzały, które go zraniły postanowił spróbować właśnie teraz z siebie wyjąć, by potem rzucić nimi możliwie jak najsilniej i spróbować trafić w czarownice niemożliwie przeszkadzającymi mu w podjęciu bardziej zaawansowanych działań. Liczył, że chociaż jedna strzała zabije, bądź mocno zrani jedną z nich, by potem móc zbliżyć się i zabić z bliska wyrywając serce, bądź skręcając kark, a najlepiej wyrywając im głowy łącznie z kręgosłupem za to, czego się podjęły. Zdradzieckie suki.
Gestem ręki machnął w kierunku Caroline sugerując żeby się nim przejęła i zajęła się swoim tyłkiem, on miał teraz porachunki do wyrównania i nic nie mogło stanąć mu na drodze. Wkurwił się i nie patrzył na otoczenie. Nic nie powiedział, natomiast jego wyraz twarzy, jak i hybrydowe oczy świadczyły o niesamowitej chęci mordu. Oj jak bardzo chce się wyżyć... Gniew mocno nim kieruje.
Powrót do góry Go down
Jeremy Gilbert
Jeremy Gilbert
Jeremy Gilbert
Human
Punkty : 18
Pią Kwi 19, 2019 11:46 pm
Szczęściem w tym całym nieszczęściu było to, że w końcu udało mu się pozbyć drewna jakie tkwiło w ranie wampirzycy. Dzięki temu rana mogła spokojnie się zagoić bez ranienia wampirzycy od środka. Dziewczyna nic mu nie zrobiła, więc dlaczego miałby jej nie pomóc. Niestety ta zakazana pomoc nie uszła uwadze łowcom, którzy podjęli atak ponownie. Jego także zaatakowali, więc nie zamierzał się poddać czy uciekać, a walczyć.
Na szczęście wampirzyca mogła się nieco zregenerować. Jeremy dobrze wiedział co robi, choć nie był wampirem. Jednakże wychował się wśród i nie raz miał okazję im pomagać. Dziewczyna musiała być krótko mówiąc świeżakiem, bo tak do końca nie potrafiła sobie jeszcze radzić z pewnymi sprawami.
Można powiedzieć, że jeszcze zachowały się w niej resztki człowieczeństwa, skoro zdecydowała się zaatakować tamtych tylko dlatego, że napadli oni na chłopaka, który jej pomógł. Niestety jednak dziewczyna traciła nad sobą kontrolę, o czym nie wiedział i tym samym nim zdążył oddać napastnikowi cios tamten leżał już martwy nieopodal niego. Niestety rządza krwi wzięła nad nią górę i chwilę później drugi łowca także leżał martwy. Czyżby Gilbert miałby być następny? W końcu był w pobliżu, więc był dla niej łatwym celem. Jeremy znał dobrze ten wzrok, więc musiał mieć się na baczności. Odezwał się zatem do niej.
- Aaronia, tylko spokojnie. Nie chcesz tego zrobić. Przecież to ja, Jeremy, pamiętasz? Mieliśmy iść na randkę. Jeśli to zrobisz nasz znajomy może nie być zadowolony bo wtedy z randki nici. -
Miał nadzieję iż uda mu się ją przekonać, bo w przeciwnym razie będzie musiał ją lekko zranić, czego sam nie chciał. Ale czasem jest to siła wyższa.
Powrót do góry Go down
Caleb Fire
Caleb Fire
Caleb Fire
Vampire
Punkty : 14
Sob Kwi 20, 2019 12:24 am
Nic dziwnego że to właśnie nimi zajęły się czarownice. W końcu razem z Elijahem tworzyli tu wielką trójce wśród zgromadzonych tutaj wampirów. Trzeci z wymienionych znajdował się w innej części sali.
Ta dwójka zaś mogła wiele zdziałać, ale niestety czarownice musiały być tego świadome, bo obrały atak na te dwójkę. Przez to całe odwracanie uwagi przez czarownice nie mógł zupełnie się skupić na niczym, a tym bardziej na tym co działo się wokół. Musiał przysiąść na ziemi by dojść do siebie.
Pierwotny był na szczęście silniejszy od niego, więc jakoś starał się ogarniać. Jednak nie do końca wszystko. Ze względu na swój stan nie mógł mu jednak pomóc. Sam potrzebował w tej chwili pomocy.

Powrót do góry Go down
Game Master
Game Master
Game Master
Special
Punkty : 34
Sob Kwi 20, 2019 1:33 am
Łowca zignorował słowa Christiana, bo specjalnie go nie ruszały. Mieli obecnie umowę z wieloma czarownicami, które im pomagały, a wręcz odwalały brudną robotę. Czemu mieliby z tego zrezygnować?
Ale sytuacja ulegała zmianie, a @Christian Khan zdołał w tym czasie znaleźć chwilę dla siebie na opuszczenie towarzystwa i odszukanie swojej koleżanki, która była obecnie w poważnych tarapatach.
@Joanne Collins wybrała ucieczkę od ataku i tym samym nieco się oddaliła od argumentujących zaciekle łowców.
Christianowi udało się wyważyć drzwi i wpadł do korytarza, w którym przebywała dziewczyna i łowcy. Niestety dla niego stali trochę dalej i nie zdołał ich powalić swoim wtargnięciem. Niemniej działając szybko był w stanie podbiec do rannej dziewczyny. Sam nie czuł się najlepiej, ale ostatecznie powoli się goił i miał motywację do opuszczenia tego miejsca. Zwłaszcza, że łowcy zaczęli go gonić praktycznie od razu. Christian był jednak szybszy, bo złapał Joanne i wyskoczył z nią przez okno. Łowca, który upierał się, żeby zabić Joanne teraz również działał szybko. Wyjął sztylet zza paska i rzucił go w kierunku młodego wilka wypadającego za okno. Trafił w środek pleców, więc nie będzie w stanie sam sobie tego wyciągnąć.
Najlepiej od razu po wylądowaniu uciekać, żeby łowcy nie zdążyli ich złapać. Joanne chyba przydałaby się wizyta w szpitalu.
Natomiast na sali nadal wrzało. Niektórzy próbowali załatwić to dyplomatycznie, ale część łowców po kątach sali po prostu atakowała tych, którzy zostali.
@Jeremy Gilbert i @Aaronia Stone byli wolni od łowców, ale wampirzyca straciła nad sobą panowanie i zwyczajnie nie mogła się opanować. Wbiła zęby w szyję chłopaka i zaczęła pić łapczywie krew. Pewnie by go zabiła, gdyby nie @Elijah Mikaelson, który obudził się ze śpiączki pośmiertnej i obecnie skręcił kark Aaronii, by ratować chłopaka. Podał mu chusteczkę, zapytał jak się czuje i wrócił do głównego zamieszania.
@Alaric Saltzman jednak się nie odezwał, a @Caroline Forbes została uratowana przez przybycie nowej wiedźmy, która najwyraźniej nimi dowodziła.
@Freya Mikaelson faktycznie znalazła dogodne miejsce, z którego mogła rzucić zaklęcie, by pomóc braciom. Napastnicy, którzy ich atakowali leżeli obecnie ze skręconymi karkami bez życia. @Niklaus Mikaelson skorzystał z okazji i wyjął z siebie strzały, rzucając nimi celnie. Zabił dwóch łowców, którzy byli też czarownikami. Niestety kolejna czynność została zablokowana przez Esme, która nie mogła pozwolić, żeby Pierwotny zabijał jej ludzi.
- Proponowałabym te pokłady energii zamienić w poszukiwanie córki - powiedziała do niego, zatrzymując go zaklęciem przed atakiem złości. W dalszej kolejności przyszła jej na pomoc kobieta, która zdawała się rządzić przed przyjściem Esme. Zablokowała ruchy Klausa z pomocą trzech innych czarownic, a Esme wróciła do rozmowy.
- Nie jesteś zbyt dobrym kłamcą - powiedziała do Niny. Jej słowa ani trochę jej nie przekonały. Nastolatka próbująca oszukać wiekową czarownicę... urocze.
- Nie jesteś gotowa na moją naukę. Dopiero gdy zrozumiesz, że twoja tak zwana rodzina sprowadza cię na dno - odpowiedziała jej, a potem obserwowała jak coraz bardziej ulatuje z niej życie.
@Kevin von Everec choć próbował wszystko naprawić to na nic się to zdało. Gdy tylko próbował nagiąć warunki umowy, które kobieta proponowała to zakończyła dyskusję.
- W takim razie nie mamy umowy - odpowiedziała mu, a oznaczało to, że mogą wszystkich zabić i nie muszą ratować Niny.
@Oswald von Everec stanął jednak na wysokości zadania. Gdy został uwolniony było do przewidzenia, że zechce się zemścić na łowcach. Za pomocą zaklęcia zostali zranieni kołkami, a czarownica kazała im się oddalić i opatrzyć rany.
- Tak to jest z nami. Im dłużej żyjemy tym większe dziwactwa nami rządzą. Coś o tym wiesz - odpowiedziała mu w podobnym tonie. Swojego czasu wybijała rzesze wilkołaków i nie bez powodu, ale to nie było istotne w tej historii.
- Och, Oswaldzie. Jak ty mało rozumiesz - zaczęła się śmiać po jego słowach o łowcach. Pokręciła głową i nawet nie zamierzała odpowiadać na jego pytania. Miała swoje powody, których nie zamierzała zdradzać byle komu.
- Świetnie - powiedziała i podała mu rękę, by ich umowa stała się wiążąca. Rzuciła wtedy spojrzenie ku Ninie, która właśnie umierała. I to dosłownie, bo wyzionęła ducha. Esme była szybka i wykonała kilka zgrabnych ruchów i wypowiedziała zaklęcie, które uwięziło Ninę w krysztale. Naszyjnik założyła sobie na szyi. - Zabierzcie ciało. Dzięki tej umowie nie zbiję wisiorka i gdy wywiążesz się ze swojej części to odzyskasz córkę. Tymczasem zostanie pod moją opieką.
Nie miał wyjścia tylko się na to zgodzić. Nie przyjmowała innej odpowiedzi, poza tym gdy omiotła wzrokiem salę widać było na jej twarzy zniecierpliwienie.
- Zwijamy się. Zostawcie ich - zarządziła Esme, po czym wszyscy łowcy i czarownicy z nimi współpracujący odeszli skąd przyszli. Pozostali uczestnicy imprezy mogli udać się do domów i zregenerować swoje rany.


// OSTATNI POST. Dziękuję bardzo za event, mam nadzieję, że fajnie Wam się grało. Każdy uczestnik otrzyma wpis do informatora z aktualizacją i dalszymi zaleceniami. Możecie jeszcze tu wstawić posty kończące - ale nie musicie. Wesołych świąt!

Christian - wyważenie drzwi
poziom 2 + kostka 5 =  7 powodzenie
powalenie łowców
poziom 2 + kostka 1 = 3 niepowodzenie
ucieczka przez okno z Jo
poziom 2 + kostka 5 = 7 powodzenie

Oswald - atak na łowców
poziom 3 + kostka 6 = 9 powodzenie

Kevin - uciszenie Niny
poziom 2 + kostka 1 = 3 niepowodzenie

Freya - zabicie atakujących jej braci
poziom 4 + kostka 6 = 10 powodzenie

Klaus - rzut strzałami
poziom 4 + kostka 5 = 9 powodzenie
zabicie pobliskich czarownic
poziom 4 + kostka 1 = niepowodzenie
Powrót do góry Go down
Sponsored content
Sponsored content
Powrót do góry Go down
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry Strona 8 z 9Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next
Skocz do: