The Original Diaries

Hayden Lake wita..
 

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down
Bal charytatywny
Idź do strony : 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next
The Original Diaries
The Original Diaries
The Original Diaries
Special
Punkty : 1154
Nie Kwi 07, 2019 9:32 pm

Bal charytatywny

The Original Diaries


Bal charytatywny Tumblr_oi0jzjM4mW1vxl170o1_500
Powrót do góry Go down
Christian Khan
Christian Khan
Christian Khan
Werewolf
Punkty : 75
Pon Kwi 08, 2019 10:17 am
Christian Khan nie był typem balowego entuzjasty, a gdyby jeszcze parę lat temu ktoś mu powiedział, że dobrowolnie przyjdzie na takie wydarzenie, bez jednoznacznie określonego celu, raczej by zwątpił. Nie znaczy to jednak, że pasował do tego miejsca jak pięść do nosa. Elegancki ciemny garnitur leżał na nim idealnie, a on sam zdawał się stawiać kroki jak gdyby był to trzeci taki event w tym tygodniu, na którym się pojawił. Gra aktorska czy urok osobisty?
Pierwsze co przychodzi na myśl młodemu wilkołakowi, w mieście pełnym nadnaturalnych stworzeń, na które poluje banda łowców, po otrzymaniu imiennego zaproszenia na bal charytatywny to oczywiście PUŁAPKA. Z drugiej strony, jak każde tego typu wydarzenie, to również miało na celu zrzeszenie bogatych ludzi chętnych odstąpić marny ułamek swojej fortuny dla potrzebujących. Tacy ludzie w dużej mierze byli też znajomymi jego ojca i być może było to idiotycznym posunięciem, ale z jakiegoś powodu łudził się, że spotka tu kogoś, kto będzie w stanie odpowiedzieć na parę jego pytań. Gdzieś z tyłu jego głowy czaiła się myśl, że być może sam jego ojciec zechce się pojawić w tym miejscu, jednak było to z samego założenia bardzo naiwne i mało prawdopodobne. Kim byłby jednak Christian gdyby nie spróbował? Poza tym bal powinien być zabawą. Prawda?
To będzie bardziej przypominało samobójstwo - podpowiadał mu jego rozsądek, który jak powszechnie wiadomo zajmował raczej znikomą część jego umysłu.
Chłopak przeszedł przez próg wielkiej sali balowej i zatopił się w tłumie znajdujących się w środku ludzi.
Raz kozie śmierć. Przecież musi tu być jakiś alkohol.
Powrót do góry Go down
Damon Salvatore
Damon Salvatore
Damon Salvatore
Vampire
Punkty : 31
Pon Kwi 08, 2019 8:16 pm
Nie lubi bali, dla niego była to strata czasu; w swoim życiu bo przeżył już te prawie dwieście lat był na paru balach i za każdym razem wyglądały one tak samo, co miałoby odróżniać ten? Domyślał się, że taki bal charytatywny będzie pewnego rodzaju podpuchą, może nawet ukłonem ze strony Łowców, którzy zamknęli ich w tym cholernym więzieniu zwanym Hayden Lake. Chciał stąd uciec, najlepiej najdalej.. może do Nowego Jorku? Mógłby imprezować do woli i oddawać się przyjemności jakiej było polowanie na ludzi.
Ostatnimi czasy nie poznawał Eleny, która musiała wyłączyć emocje i w sumie zastanawiało go co takiego spowodowało, że tamta panna Gilbert stała się krwiożerczą bestią. Nie miał zamiaru jej jednak niańczyć, dzisiaj miał inne zadanie a u jego boku nie było Eleny jakby można było przypuszczać, lecz młoda dziewucha, jego prywatna zabaweczka. Rzucił krótkie spojrzenie w kierunku Alysanne, gdy wyciągnął w jej stronę ramię, żeby ta go chwyciła. Cień uśmiechu zamajaczył na jego ustach gdy schodzili po schodach na oświetloną salę.
- Wyglądasz.. znośnie
Rzucił w jej kierunku z delikatnym błyskiem w oku, nie świadczącym jednak niczego dobrego.
Powrót do góry Go down
William Walker
William Walker
William Walker
Werewolf
Punkty : 71
Pon Kwi 08, 2019 9:04 pm
Czuł się dziwnie, o ile może czuć się dziwnie człowiek, który nie pamiętał swojego życia i dostał zaproszenie na bal od jego dziewczyny. Nadal mógł ją tak w myślach nazywać? Jej brat wmawiał mu, że są parą, a ona mówiła co innego przez co miał mały mętlik w głowie, a raczej ogromny mętlik. Zgodził się jednak pójść na bal, jako że nie miał nic lepszego do roboty a siedzenie w czterech ścianach nie sprzyjało mu w tym. Zwłaszcza, że miał milion myśli na minutę, a każda kolejna nie była lepsza od poprzedniej. Dostał od Niny garnitur, nawet nie wiedział skąd go wytrzasnęła i tak naprawdę to nie chciał wiedzieć, nie lubił krawatów bo czuł się tak jakby ktoś zaciskał niewidzialne macki na jego szyi. Chciał odetchnąć, a raczej chciał spróbować zachowywać się jak normalny człowiek; ciche westchnienie wyrwało się z jego ust kiedy przeniósł powoli swoje brązowe oczy na dziewczynę stojącą obok niego. Mimowolnie lekki uśmiech pojawił się na jego ustach, wyglądała pięknie w tej swojej sukni.
- Wyglądasz pięknie - wyrzekł cichym głosem w jej kierunku, uraczając ją szerszym uśmiechem. Mimowolnie przekrzywił głowę lekko na bok, cieszył się że Nina była tutaj z nim, że będzie mógł chociaż z nią porozmawiać bo była jedyną sprzyjającą duszą w tym całym towarzystwie osób których.. nie pamiętał. Wyciągnął w jej kierunku ramię, a kącik ust drgnął lekko.
Powrót do góry Go down
Alysanne Meyer
Alysanne Meyer
Alysanne Meyer
Human
Punkty : 44
Pon Kwi 08, 2019 9:40 pm
KLIK

W końcu nadszedł ten jakże oczekiwany przez Alys bal. Nie mogła się go doczekać tym bardziej, że po przeprowadzce do miasteczka powoli zaczynała się odnajdywać. Damon nawet przestał nieco marudzić naciskając na nią. Musiała przyznać, że naprawdę czuła się bosko. Ostatecznie w końcu gotowa ruszyła ze swoim partnerem a zarazem "Panem" na przyjęcie. Gdy wchodzili na salę uśmiechnęła się na słowa Damona mimo, że jego wzrok za nic się jej nie podobał.
- Czyżbyś był zazdrosny, że komuś się mogę spodobać?
Uśmiechnęła się pod nosem z niewinną miną. Ujęła go pod ramię powoli schodząc po schodach.
Powrót do góry Go down
Niklaus Mikaelson
Niklaus Mikaelson
Niklaus Mikaelson
Original
Punkty : 36
Pon Kwi 08, 2019 10:13 pm
Klaus wyrwał Caroline na bal, ale i nie nie próbowała specjalnie się z tego wymigać. W końcu chciała brać udział w akcjach Klausa, a ten... W tym całym balu, w tej całej szopce widział doskonałą okazję, by kogoś wyniuchać, przesłuchać, potorturować, pozabijać i tak dalej. Miał swoje powody ku temu, w końcu niecodziennie Klaus prowadzi prywatną krucjatę... Chyba.
Swój datek postanowił dać jako anonim. Przypuszczał, że te pieniądze pójdą do wroga... Ale odzyska te pieniądze, a nawet jeśli ich nie odzyska, to i tak jest na tyle bogaty, że kasa takiego pokroju była dla niego jak splunąć... No nic, postanowił się rozejrzeć po miejscu organizowanego balu jednocześnie mając baczenie na Caroline.
Powrót do góry Go down
Kevin Von Everec
Kevin Von Everec
Kevin Von Everec
Witch
Punkty : 42
Pon Kwi 08, 2019 10:53 pm
Kevin wiedział, że się w sumie lekko spóźni, ale przed wyjściem ze szkoły musiał załatwić jeszcze kilka spraw związanych z naborem nowych uczniów, że też Saltzman musiał wybrać jego na osobę która ma reprezentować szkołę. Jakby nie miał już wystarczająco na głowię, siostrę która mało co wie o magii i musi latać i ją pilnować nie mówiąc już o ojcu, który ma lekko pod sufitem i nie wiadomo co mu przyjdzie do głowy. W końcu przez większość czasu musiał wychowywać się sam bo on wcale się nimi nie interesował. Jeszcze podsuwał im niańkę, która była lekko mówiąc zboczona. No, ale takie życie. Po tym jak wszystko zrobił poszedł do swojego pokoju i ubrał się w garnitur po czym ruszył wprost na bal. Oczywiście bez małego datku tam pokazać się nie mógł. Bo jakby to mogło pokazać, a że mieli wystarczając pieniędzy to ten datek nie mógł być mały, ponieważ mogliby uznać go za skąpca. Kiedy pojawił się już na miejscu wszedł i rozejrzał się po zebranych. Zauważył oczywiście Ninę oraz Josh'a. Nieco zdębiał, bo nie myślał, że zobaczy ich razem na balu.
- Będę musiał ich unikać, w takim razie. - Pomyślał sobie i aby nie być zauważonym wmieszał się w tłum i zauważył Christiana, więc podszedł do niego z szerokim uśmiechem na twarzy i powiedział.
- Ty tu? Nie spodziewałem się ciebie... Ja reprezentuję szkołę, więc musiałem tu być, ale ty? - Zaśmiał się patrząc na niego kątem oka.
@Christian Khan
Powrót do góry Go down
Nina Von Everec
Nina Von Everec
Nina Von Everec
Witch
Punkty : 123
Pon Kwi 08, 2019 10:53 pm
Normalnie nie przyszłabym na taką uroczystość, ale jeżeli jest się wysłanym przez dyrektora szkoły jako osobę przedstawiającą i promującą to jednak trzeba. Całe szczęście że wysłał naszą trójkę, brakuje jedynie na razie tylko Kevina. Ale ten to zazwyczaj się wszędzie spóźniał, więc to w sumie takie normalne.
Miałam mało czasu na przygotowanie zwykłej sukni plus wybranie sobie partnera. Lecz na szczęście miałam z kimś aby nie być samej. Krawcowe z naszej szkoły jednak dały sobie świetnie radę tworząc ubrania w kolorach naszej szkoły. Wchodząc do pomieszczenia porozglądałam się wokół. Dodatkowo dla własnej obrony mam nóż pod swoją sukienką tak dla bezpieczeństwa. Chwała za to że można mieć przepaskę i przypięty tam nóż. Zauważyłam mało znanych mi zazwyczaj  twarzy lub ludzi chociażby w podobnym wieku. Ale co można się spodziewać po takiej właśnie imprezie jak ta. Poprawiłam ramiączko sukni i wzięłam głęboki oddech skupiając wzrok na rudzielca. Uśmiechnęłam się jedynie w jego stronę.
- Dziękuję, miejmy to już za sobą - Zwróciłam się do niego, łapiąc się jego ramienia.
Powrót do góry Go down
Elijah Mikaelson
Elijah Mikaelson
Elijah Mikaelson
Original
Punkty : 50
Pon Kwi 08, 2019 11:21 pm
// najnowszy

Elijah oczywiście nie mógł przepuścić okazji, by uczestniczyć w balu charytatywnym. Mieli tu być najznamienitsi obywatele tego miasta. Nie wątpił, żeby zabrakło łowców i czarownic, a więc tym chętniej udał się na to przyjęcie. Na takich okolicznościach dużo się mówi, a on przecież miał bardzo dobry słuch. Poza tym to była dobra okazja do zorientowania się w obywatelach tego miasta. Kim byli i co zamierzali? Czy byli świadomi czy nie zauważali napływających mas nowych ludzi zalewających ich miasto? Czarownice postarały się z całych sił, żeby wyglądało to w miarę naturalnie, ale łowców jakby przybywało z każdym dniem.
Wierzył, że jego rodzeństwo również tutaj będzie. Miał ich wsparcie i aktualnie działali razem, przynajmniej na ile mogli. Ich obecność tutaj była kojąca dla mężczyzny, w końcu rodzina była dla niego najwyższą wartością. Razem z ukochaną, która dzisiejszego wieczora również mu towarzyszyła. Katherine Pierce, piękna i olśniewająca jak zawsze. Mieszkała obecnie razem z nim, więc już w domu powiedział jej jak bardzo mu się podoba. Gdyby tylko nie byli zamknięci w mieście, a ich siostrzenica nie została porwana to byłoby idealnie. Nawet łowcy nie zmąciliby mu tego czasu, bo już przyzwyczaił się, że zawsze musi być jakiś problem do rozwiązania albo wróg do zabicia.
- Wystawnie - skomentował, gdy już dotarli na miejsce i stanęli na środku. Oczywiście sala balowa była piękna, a wystrój mógł onieśmielić mniej zamożnych uczestników imprezy. Dla nich po prostu było to przyjęcie na poziomie, choć ostatecznie to okaże się po jej zakończeniu. Nie oszukiwał się i przypuszczał, że może to być pewnego rodzaju pułapka? Był gotowy na wszystko, a mając przy sobie swoje rodzeństwo czuł się bardziej pewnie. Choć oczywiście byle jaki łowca nie jest w stanie zrobić mu krzywdy.
- Klaus - przywitał się z bratem, gdy trafili na siebie przechadzając się po sali. Oboje wiedzieli co tu robili nie było w tym zaskoczenia. Mężczyzna przywitał się też z partnerką brata i rozpoznał w niej dawną mieszkankę Mystic Falls, a nawet przyjaciółkę Eleny Gilbert. Interesujące. - Myślę, że powinniśmy mieć się w zasięgu wzroku.
Rozdzielanie się nie było chyba najlepszym pomysłem, gdy potencjalnie cały ten bal był ustawką, prawda? Razem byli silniejsi.
- Widzieliście Freyę? - zapytał ogólnie do towarzystwa, jednocześnie rozglądając się za siostrą. Nie był pewny czy czarownica będzie w stanie dotrzeć na bal, choć miał nadzieję, że ją tu zobaczy.
Powrót do góry Go down
Caroline Forbes
Caroline Forbes
Caroline Forbes
Vampire
Punkty : 41
Pon Kwi 08, 2019 11:38 pm
// najnowszy

Gdy usłyszała o tym balu, wiedziała że musi tu być. Nie było innej opcji, w końcu Caroline uwielbiała przyjęcia. Zwłaszcza takie, na których mogła się czegoś dowiedzieć. A to wydawało się idealną okazją. Nie zamierzała jej przegapić. I jakie było jej zdziwienie, gdy Klaus zaproponował jej, żeby poszła jako jego osoba towarzysząca. Zgodziła się, bo czemu nie? Potencjalnie mogła przez to być na celowniku łowców - pokazywanie się z pierwotnym, którego nienawidzą było jak narysowanie sobie tarczy na czole, ale nie przejmowała się. Nie miała zamiaru biernie przyglądać się temu co się tu dzieje. Chciała pomagać i działać. Dlatego ubrała się w elegancką sukienkę do ziemi, prawie tak ładną jak tą, którą kiedyś dostała od Klausa i razem z nim wyruszyła na przygodę na bal charytatywny. Podejrzewała, że różne rzeczy mogą się tu dziać, więc była ostrożna i nie dała się podejść tej wytwornej otoczce luksusu.
Co prawda wszystko tu było wspaniałe i cieszyło oko. Z pewnością będzie to część jej artykułu. Pewnie będzie musiała zdać relacje w pracy z tego wypadu, chociaż przypuszczała, że nie była jedyną osobą z redakcji, która postanowiła odwiedzić takie wydarzenie.
- Pamiętasz naszą ostatnią rozmowę o artykule? - zapytała Klausa i pewnie nawet nie musiała kończyć, żeby się domyślił, ale i tak to zrobiła. - Wczoraj wysłałam do druku i pojawi się rano.
Była z siebie dumna i taka też była jej mina. Oczywiście napisała to anonimowo za pomocą innego pracownika, ale słowa były jej. Teraz każdy kto zobaczy Hope będzie dzwonił na trzy numery - miała nowe karty i telefony, by nikt jej nie namierzył. Choć nie było to niemożliwe i wiedziała, że jest takie ryzyko. Ale przynajmniej coś robiła.
Powrót do góry Go down
Oswald von Everec
Oswald von Everec
Oswald von Everec
Witch
Punkty : 35
Pon Kwi 08, 2019 11:40 pm
Taka ta sala balowa ekstrawagancka, taka przyszykowana na bal charytatywny. Panował taki spokój. Zgromadzeni śmiali się i cieszyli beztroską. On również uważał, że trzeba się cieszyć każdym dniem. Pomijał ludzi i przemykał bez pośpiechu pomiędzy nimi. Nawet wystąpił na środek kręcąc się dookoła własnej osi wśród tańczących par. Nie zainteresował się wzburzonymi spojrzeniami. Pełen euforii i ekstazy, która go rozpierała udał się do tej małej lambadziary stojącej w towarzystwie psa. Poklepał kundla wabiącego się William po barku i dmuchnął mu niby to niechcący haszyszem w twarz. Palił konopię indyjską z fajki, tak dla waszej informacji.
- Jak tam ptaszki? Podoba wam się ta stypa? - zrelaksowany wyjął z kieszeni zioło i nabił swoją fajkę większą ilością haszyszu i zapalił ją. - Ninka, pamiętaj że wielkie oczy wielkiego brata patrzą na nas, czyhają i zrobią z nas niesmaczny sorbet truskawkowy.
Powrót do góry Go down
Game Master
Game Master
Game Master
Special
Punkty : 34
Wto Kwi 09, 2019 12:05 am
Bal charytatywny. W takim wymiarze odbywał się w tym mieście po raz pierwszy. Dla tych, którzy się zastanawiają czy jest to jakaś tradycja tego miasta to odpowiedź brzmi "nie". Można doszukiwać się jakichś wyższych celów i ideologii, ale najważniejsze są dzieci, prawda? Każde większe miasto miało swoje szpitale i hospicja, a pieniądze płyną tam jak woda. Potrzeba stałego przypływu, żeby placówka mogła pomagać w równym stopniu wszystkim dzieciom.
Dlatego władze miasta wpadły na znakomity pomysł urządzenia takiego balu. Wydarzenie odbywało się w sali balowej jednego z większych hoteli w mieście. Oficjalnie zaproszeni byli tylko najbardziej wpływowi lub najbardziej bogaci obywatele miasta. W praktyce zaproszone były jedynie istoty nadnaturalne. Z jakiego powodu? Być może niektórzy otrzymają tutaj jakieś odpowiedzi.
Sala była pięknie zdobiona, wystrój utrzymany w dobrym guście. Całość zachwycała nawet wybredne oczy, choć jeszcze się taki nie urodził co by każdemu dogodził, więc pewnie znajdą się na sali ptaszki, dla których wygląd będzie "niezły", "może być" albo "średni". Na końcu sali, na podeście była przygotowana scena. Na środku stał mikrofon, a po bokach siedzieli muzykanci, którzy przygrywali póki co w tle.
Pod sceną ustawione były okrągłe stoliki, przy których mogło usiąść maksymalnie 6 osób. Za stolikami był wyznaczony parkiet do tańczenia, a za nim rozciągał się duży taras, na którym można było odpocząć po zbyt dużej ilości wrażeń. Przy każdym kącie sali i przy wejściu na scenę stały urny, do których można było wrzucać swoje datki. Każdy mógł to zrobić w dogodnym momencie i nikt nikomu nie zaglądał przez ramię. Teoretycznie.
- Dobry wieczór wszystkim przybyłym gościom - powitał właściciel hotelu, któremu z oczu dobrze patrzyło. Miał przyjemny wyraz twarzy, jego uśmiech wydawał się szczery, a ubiór był nienaganny. - Zanim zaczniemy część oficjalną mam wiadomość, która dodatkowo umili nam wieczór. Otóż ogłaszamy licytację! Ale nie będzie to zwykła licytacja, bowiem zamiast przedmiotów można wystawić swoje towarzystwo na jeden wieczór! Tak jest, moi mili, będziemy licytować randki. Zapisać może się każdy bez względu na płeć. Pamiętajmy, że chodzi o dobrą zabawę, a przede wszystkim o pomoc dzieciakom. Możecie się zapisywać przy stanowiskach informacyjnych. Dzięki i do zobaczenia za chwilę.
Zszedł ze sceny i zaczął rozmawiać z innym mężczyzną. W międzyczasie goście musieli się zastanowić czy chcą wziąć udział w takiej licytacji i czy sami chcą być zlicytowani. Cel był szczytny, a jeden wieczór z obcą osobą chyba nie był zbyt wysoką ceną. Ale oczywiście to była indywidualna decyzja każdego gościa. Naturalnie można było zaliczyć dwie randki - raz licytować, a raz dać się zlicytować. W międzyczasie muzykanci spokojnie przygrywali, a ludzie zaczęli się schodzić do centralnej części sali, gdzie były stoliki. Mnóstwo kelnerek chodziło po sali i zaspokajały pragnienia gości pod względem jedzenia i picia. Choć można też podejść samemu do baru, który mieścił się równolegle do balkonu.

// następny post MG jutro wieczorem. Do tego czasu proszę o wyraźną deklarację w poście osób, które się zdecydują na licytację.


EDIT. /// ponieważ odpowiedziały tylko 2 osoby, post MG będzie jutro wieczorem - 09.04.2019 godz. 23.05
Powrót do góry Go down
Christian Khan
Christian Khan
Christian Khan
Werewolf
Punkty : 75
Wto Kwi 09, 2019 9:15 am
Christian przechadzał się w tłumie podziwiając bogaty wystrój sali balowej, chociaż jego twarz pozostawała nieprzenikniona. Wzrok co jakiś czas przebiegał pobieżnie po twarzach ludzi zbierających się w hotelu, na nikim jednak nie pozostawał dłużej niż pół sekundy. Przeklinał się w duszy za to, że nie napił się na zapas w domu, bo jak na razie jego oczom nie ukazało się nic, co mogło przypominać bar, a on czuł że bez małej pomocy impreza może być ciężka do zniesienia. Tym bardziej, że gdzieś z tyłu głowy jakiś głos przeklinał go i nazywał naiwnym. Co on tu tak właściwie robił?
Mimo to, że parę razy dostrzegł znajome twarze nie kierował się w stronę nikogo konkretnego. Dopiero gdy usłyszał znajomy głos za plecami odwrócił się, a na widok Kevina na jego usta wpłynął lekki uśmiech.
- Wiesz, zadaję sobie właśnie to samo pytanie - przyznał z ironicznym uśmiechem i nawet nie starał się żeby to zabrzmiało jak żart. Dotarło do niego, że poczuł pewną ulgę na widok przyjaciela. Być może ta noc nie była jeszcze stracona. - Chyba po prostu lubię wydawać bez sensu nie swoje pieniądze - rzucił już nieco bardziej pozytywnym tonem. Jakby nie patrzeć konto z którego robił przelew na cele charytatywne należało do jego ojca.
- Taki z ciebie prymus, że reprezentujesz szkołę? - Christian uniósł powątpiewająco brwi do góry, chociaż uśmiech na jego twarzy był rozbawiony. - Kogo zmanipulowałeś żeby ci uwierzyli?
Ledwo zauważył kiedy właściciel hotelu wszedł na scenę. Na chwilę w sali zapadła cisza, przerwana dopiero przez szmery podekscytowanych szeptów, które zawrzały po informacji o licytacji. Christian rozejrzał się po tłumie ze zmarszczonym czołem, nie do końca pewien czy to pomysł na dobrą zabawę czy raczej deska ratunku dla bogatych samotników i chwilowo ciężko było mu to ocenić. Jego wzrok powędrował z powrotem na Kevina.
- Idę zapalić - wskazał podbródkiem na taras. - Co ty na to?
Powrót do góry Go down
Aaronia Stone
Aaronia Stone
Aaronia Stone
Vampire
Punkty : 19
Wto Kwi 09, 2019 10:04 pm
// Po szkole

Dostać zaproszenie na tak szykowny bal to nie lada chwila. Przez moment sądziłam, ze to głupi zart albo jakaś pomyłka. Oglądałam tą głupią kopertę kilkakrotnie i za każdym razem były na niej moje dane. Nie wiem na co liczyłam, ze magicznie wyparują? Chyba tak... bo nie chodziłam na takie bale. Imprezy, domówki, ogniska jak najbardziej, ale bale charytatywne? To całkowicie inna bajka. Mimo wszystko postanowiłam zaryzykować.
Przygotowałam się do tego najlepiej jak potrafiłam. Odłożyłam na datki, kupiłam sukienkę, a nawet zdobyłam porządny posiłek. Tak się uroczyście oświadczam - przybywam!
Stojąc pod hotelem już nie kipiałam taką pewnością siebie. Patrząc na wszystkich zebranych czułam się jak żebrak, który próbuje wbić na darmowe żarcie. Krok za krokiem, krok za krokiem, aż w końcu byłam w środku. Akurat trwała przemowa, więc nawet nikt nie zauważył mojego przybycia. Kilka twarzy kojarzyłam, to z gazet, to z innych źródeł. Większość była wpływowa w tym mieście. Ponownie poczułam się jak szara myszka w swojej różowej sukience. Przeszkadzała mi, była ciężka. Przyzwyczajona byłam do spodni, a mimo to robiłam dobra minę do złej gry. Rozejrzałam się po sali uważnie. Tak dużo zapachów nęciło mój nos. Żeby jakoś o tym nie myśleć, udałam się do urny, aby przekazać swój datek. Tak na spokojnie, choć w myślach powtarzałam sobie „nie zalicz gleby w tych szpilkach”. Ale w końcu się udało. Pierwszy punkt zaliczony. Cóż... biłam się z myślami, czy się zgłosić do licytacji. Wydaje mi się to trochę nie na miejscu, choć fakt faktem może to być całkiem niezła zabawa. Gorzej, jeśli się okaże, że jestem jedyną zgłoszoną osóbka. Taaa, biedna dziewczyna sama w obcym mieście. A kij z tym! Zgłosiłam się. Raz się w końcu żyje, a nie jestem aż tak znana, żeby mnie wytykano później palcami na ulicy. W końcu trupy już nie gadają.

Sent from Topic'it App
Powrót do góry Go down
Damon Salvatore
Damon Salvatore
Damon Salvatore
Vampire
Punkty : 31
Wto Kwi 09, 2019 11:06 pm
Nawet nie wiedział czy będzie się dobrze tutaj bawić, on miał zupełnie inny cel w tym wszystkim, nie chciał przecież być pierwszą ofiarą Łowców w tym jakże doborowym towarzystwie. Jego niebieskie oczy, przeniosły się powoli na brunetkę będącą u jego boku. Salvatore wpatrywał się przez moment w jej twarz, chciał nawet coś powiedzieć ale tylko lekko pokiwał głową na boki z rozbawieniem ale i także wkurwem czających się w jego oczach.
- Nie bądź tego taka pewna, młoda damo - wyrzekł po chwili milczenia, rozglądając się uważnym spojrzeniem po sali. Wyłapał Pierwotnych, w sumie to nawet go nie zdziwił fakt, że tutaj byli. Kątem oka dostrzegł nawet pannę Gilbert mówiąc szczerze to nie chciał jej tutaj z jednego prostego powodu, była ona dośc niebezpieczna bez swoich uczuć a ten nie miał ochoty bawić się w niańkę, zwłaszcza w tym momencie. Już i tak ma jednego dzieciaka na głowie. Obrócił się przodem do Alysanne, chwycił ją za nadgarstek wpatrując się uważnie w jej brązowe oczy. - Przynieś nam coś do picia, kochana. Dla Ciebie bez alkoholu - wyrzekł, używając na niej perswazji po czym obrócił się przodem w kierunku podium na którym jakże uroczy pan dał jakieś przemówienie. Salvatore wywrócił teatralnie oczami, no mogli wymyślić lepsze rozgrywki niż spędzenie wieczoru z nieznaną osobą. Jednak odezwała się w nim pewna natura flirciarza i bez skrępowania podszedł do jednego ze stroisk informacyjnych, żeby się zapisać, ot co.
Powrót do góry Go down
Sponsored content
Sponsored content
Powrót do góry Go down
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry Strona 1 z 9Idź do strony : 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next
Skocz do: