The Original Diaries

Hayden Lake wita..
 

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down
Idź do strony : 1, 2  Next
The Original Diaries
The Original Diaries
The Original Diaries
Special
Punkty : 1154
Pon Sty 28, 2019 1:54 am
Mostek

Powrót do góry Go down
Joanne Collins
Joanne Collins
Joanne Collins
Human
Punkty : 66
Pią Kwi 05, 2019 2:49 pm
Minęło sporo czasu odkąd Joanne się ostatnio poruszała. Tchnęło ją i postanowiła wyjść pobiegać. Przydałoby jej się popracować trochę nad kondycją, ponieważ praca, którą wykonuje nie wymaga od niej zbyt dużego wysiłku fizycznego. Choć z drugiej strony czasami mocno się napoci od główkowania nad tym jak dogadać się z niektórymi upierdliwymi gośćmi hotelowymi.
Joanne nigdy nie przepadała za wizytami w siłowni, więc skorzystała z faktu, że pogoda była stosunkowo ładna i wybrała się na jogging do lasu. Zawsze lubiła znajdować się w otoczeniu natury i otwartej przestrzeni. Powietrze wydawało się lepsze niż w zapoconej siłowni. Poza tym trochę zazdrość ją zżerała, kiedy patrzyła na wyćwiczone panienki i mocno wciętej talii i bardzo kształtnych pośladach. Dobrze wiedziała, że na taką sylwetkę trzeba sobie zapracować, ale była chyba na to zbyt leniwa.
Ubrała się w najwygodniejsze legginsy jakie miała i sportową bluzkę z długim rękawem. Nie było aż tak ciepło, więc wolała w razie potrzeby podwinąć rękawy zamiast marznąć na wypadek gdyby się ochłodziło. Swój mały maraton zaczęła od razu jak wkroczyła na leśną ścieżkę. Na ramieniu miała przymocowany telefon za pomocą specjalnej opaski. Włożyła słuchawki do uszu, puściła muzykę i po prostu biegła przed siebie.
Nawet nie wiedziała ile czasu biegła nim postanowiła zrobić sobie przerwę. Zobaczyła mostek, który pomimo wyraźnych zniszczeń wydawał jej się bardzo ciekawy. Wzbogacał tutejszy krajobraz na co od razu zwróciła uwagę. Jo ma w sobie coś w rodzaju zmysłu artystycznego, dlatego często zwraca uwagę na walory wizualne miejsc, w których się znajdowała. Złapała już zadyszkę, a to miejsce wydawało jej się odpowiednim miejscem do odpoczynku. Przelazła niemal na środek mostku i usiadła na jego brzegu tak, że jej nogi zwisały w dół i niemal sięgały płynącego potoku. Oparła się rękami o posadzę i spoglądała przed siebie starając się jednocześnie uspokoić swój oddech.
Powrót do góry Go down
Christian Khan
Christian Khan
Christian Khan
Werewolf
Punkty : 75
Pią Kwi 05, 2019 3:21 pm
Czy to było dziwne jak często ostatnio Christian spędzał czas na samotnych wyprawach do lasu? Cóż, biorąc pod uwagę fakt, że był wilkołakiem nikogo nie powinno to dziwić. Sam niespecjalnie chciał o sobie myśleć jako o dzikim leśnym zwierzęciu, ale nie mógł też zaprzeczyć, że odnajdywał w swoich wycieczkach jakiś dziwny pierwotny spokój. Zapach lasu był przyjemny, niemal widział jak mokra ściółka paruje i napełnia jego płuca swoim wilgotnym aromatem.
Zazwyczaj gdy wychodził z domu żeby poobcować z naturą, szedł biegać. Odkąd aktywował swoją klątwę czuł ogromne ilości niespożytej energii w swoim ciele. Dzisiaj jednak wchodził do lasu z zupełnie innym zamiarem. Prawda była taka, że reakcje jego ciała na pewne bodźce pozostawały tajemnicą nawet dla niego samego, dlatego uznał że popracowanie nad nimi w terenie będzie dobrym zajęciem w to przyjemne popołudnie. Poza tym powoli zaczynał dusić się w obszernych pomieszczeniach swojego wielkiego domu.
Nie minęło wiele czasu od jego wyjścia z domu aż dotarł do jednego z bardziej malowniczych miejsc w okolicy. Mostek był bezspornie urokliwy, Christian jednak tego dnia przeszedł go bez zatrzymywania się i dopiero po drugiej stronie wszedł w nieco głębszy las i tam też kilkoma szybkimi ruchami wspiął się na jedno z bardziej powykręcanych drzew. O wiele bardziej podobał mu się widok rzeki z góry. Tam też zapalił sobie papierosa.
Po jakimś czasie usłyszał czyjeś kroki. Nie mógł nic poradzić na to, ze jego zmysły wyostrzyły się jeszcze bardziej. Zaraz później jednak dostrzegł znajomą postać wyłaniającą się zza zakrętu ścieżki. Joanne Collins. Christian nie spędził z nią zbyt wiele czasu, jednak rozpoznał ją bez problemu. Przekręcił głowę na bok, niczym ciekawski wilk obserwujący swoją być może ofiarę. Zdecydowanie nie panował jeszcze nad swoimi wszystkimi zachowaniami.. Albo to ten cholerny las i te cholerne spacery.
Przyglądał się jej kiedy zatrzymała się na mostku aby zaczerpnąć oddechu. Od momentu w którym usiadła na mostku, Christian potrzebował jakiejś minuty żeby otrząsnąć się z tego dziwnego stanu obserwatora.
Nie mogła go widzieć kiedy zeskakiwał z drzewa jednym susem, a wylądował na tyle cicho, że nawet nie spłoszył ptaków z sąsiednich drzew. Świadomie pohamował w sobie chęć sięgnięcia po papierosa i ruszył w jej stronę, ciesząc się że tym razem ma na stopach buty, bo zazwyczaj gdy chodził biegać był boso.
- Myślałem, że umawialiśmy się na piwo, a nie spacer w lesie - rzucił w ramach powitania, niespecjalnie przejmując się tym, że może ją wyrwać z zamysłu i przestraszyć. Dotarło do niego też, że właściwie to powinna się przestraszyć, w końcu była tylko człowiekiem, a poszła pobiegać do lasu, który znajdował się na przedmieściach prawdopodobnie najniebezpieczniejszego miasta na świecie. Problem w tym, że nie miała o tym pojęcia. Uśmiechnął się lekko kiedy już zwrócił na siebie jej uwagę. - Ładne legginsy.
Powrót do góry Go down
Joanne Collins
Joanne Collins
Joanne Collins
Human
Punkty : 66
Sob Kwi 06, 2019 9:24 am
Zamyślona wpatrywała się w płynącą energicznie wodę, która odbijała się od brzegów i sprytnie radziła sobie z przeszkodami, które wystawały z koryta rzeki. Dodatkowy szum, który wypełniał tutejszą przestrzeń pomagał jej się zrelaksować. Zaczęła zdawać sobie sprawę z tego, że przez przerwę, którą sobie zrobiła od biegania, totalnie odechciało jej się robienia tego dalej. Dopiero teraz poczuła, że jej nogi zrobiły się jakby cięższe. Otarła ręką spocone czoło i westchnęła ciężko.
Wzdrygnęła i maksymalnie wyprostowała swoje plecy w reakcji na dźwięk, który usłyszała za swoimi plecami. Zachłysnęła się powietrzem i natychmiastowo obróciła się, by sprawdzić kto znajduje się za jej plecami. Przez ułamek miała minę spłoszonego kota. Gdy zdała sobie sprawę z tego kim jest osoba, która wyrwała ją z zadumy prychnęła z niedowierzaniem i pokręciła głową. Na jej twarzy było widoczne coś w rodzaju rozbawienia.
- Widzisz jaki ten los jest kapryśny?- rzuciła żartobliwie. Dobrze pamiętała Christiana, pomimo że gdy ostatni raz się z nim widziała, nie była pierwszej trzeźwości. Dopiero go poznała, a już zdążyli się wspólnie upić i narobić sobie przy okazji kłopotów przy barze.- Może to znak, że pora przejść na jakiś zdrowszy tryb życia miast szlajać się po barach.- powiedziała i uniosła jedną brew udając zamyśloną. Przez moment można było niemal uwierzyć, że na prawdę tak uważa. Prawda jest taka, że Joanne nie jest typem osoby, która jakoś specjalnie dba o to, by zdrowiej żyć. Czasami doprowadzała siebie do autodestrukcji. - Mogę Ci je kiedyś pożyczyć. Dam sobie rękę uciąć, że wyglądałbyś w nich lepiej.- zaśmiała wesoło.
Powrót do góry Go down
Christian Khan
Christian Khan
Christian Khan
Werewolf
Punkty : 75
Sob Kwi 06, 2019 7:41 pm
Christian nie czuł się nawet odrobinę winny temu, że wystraszył Jo, a jej reakcja wręcz sprawiła mu swego rodzaju satysfakcję, co z pewnością było widać na jego twarzy. Podobnie jak to, że to niespodziewane spotkanie było dla niego naprawdę miłym zaskoczeniem. Na jej słowa zaśmiał się lekko, jednocześnie zaczepiając wzrok na tym teatralnie zamyślonym wyrazie namalowanym na jej ładnej twarzy. Pokręcił głową z rozbawieniem.
- Cóż, na szczęście mój przypadek jest na tyle beznadziejny, że mogę sobie odpuścić wszelkie próby poprawy stylu życia - rzucił w połowie żartem, w połowie na poważnie. Zabawne jak bardzo podobni byli do siebie. To jak Christian szanował swoje własne zdrowie można było liczyć w wartościach ujemnych. Autodestrukcja to wyjątkowo trafne określenie.
Podszedł bliżej i usiadł obok niej na mostku, a jego ręce automatycznie sięgnęły do kieszeni spodni po paczkę papierosów. Podsunął ją najpierw ku Jo, jednocześnie zastanawiając się czy naprawdę był tak pijany w trakcie ich ostatniego spotkania, że nie pamiętał czy była osobą palącą cz też nie. Z drugiej strony mało kto, nawet wśród palaczy, tak jak on w trakcie joggingu lubił uraczyć się papierosem.
- Wiem, że w wielu rzeczach wyglądam zjawiskowo, ale na twoim miejscu nie oddawałbym ręki za szybko - mrugnął do niej porozumiewawczo, a lekki uśmiech na jego ustach był tylko z przyzwyczajenia złośliwy. Ciężko stwierdzić co takiego miały w sobie te obcisłe getry zwane legginsami, że zawsze robiły na mężczyznach wrażenie, ale z jakiegoś powodu eksponowały nowe oblicza kobiecego seksapilu. W tym wypadku nie było inaczej. Na szczęście zdusił w sobie chęć propozycji wymiany ubrań i zapalił papierosa żeby zająć czymś ręce. Odchylił się do tyłu, opierając się na wolnej dłoni.
- Zawsze biegasz sama? - spytał, zastanawiając się jednocześnie dlaczego irytował go fakt, że nie zdawała sobie sprawy z niebezpieczeństwa. Czyżby budziły się w nim jakieś opiekuńcze instynkty? Znowu? Z drugiej strony co niby mógł zrobić, uświadomić ją że wszędzie czają się potwory, a tak właściwie to sam był jednym z nich? Wspaniały pomysł, może nie uzna go za szaleńca.
Powrót do góry Go down
Joanne Collins
Joanne Collins
Joanne Collins
Human
Punkty : 66
Sob Kwi 06, 2019 9:37 pm
Fakt, że niemal podskoczyła z zaskoczenia nie oznaczał, że stało się coś złego. Więc nawet nie oczekiwała jakichkolwiek wyrzutów sumienia ze strony nowego kolegi. Właściwie to nawet podejrzewała, że zrobił tak specjalnie. Ona sama uwielbiała obserwować różne reakcji ludzi, skąd brały się czasami jej dziwne zachowania. Wpływanie na czyjeś zachowanie może wydawać się bardzo satysfakcjonujące, nawet jeśli osiąga się taki efekt poprzez zwykłe wyskoczenie z zaskoczenia.
- Jak widać, ja łudzę się jeszcze, że mogę coś zmienić.- westchnęła i pokręciła głową jakby wyrzucała z niej właśnie jakieś głupie myśli. Być może sama była świadoma własnej naiwności, że rzeczywiście w końcu zrobi coś ze swoim życiem. Wszystko poświęciła temu, by poznać prawdę o zabójstwie swoich rodziców. Dbanie o resztę aspektów życia odeszło na inny, nieaktywny tor. Upijanie się i stosowanie różnych aktywności to była jedyna przykrywka i jak sama wspomniała- łudzenie się, że robi coś pożytecznego.
Zerknęła na wyciągniętą w jej stronę paczkę papierosów, a potem na twarz Christiana. Uniosła ramiona jakby w geście bezradności. Następnie sięgnęła po jednego papierosa.
- Pora zaczerpnąć świeżego powietrza.- westchnęła z nutką ironii w głosie. Instynkt prawidłowo mu podpowiedział, ponieważ dziewczyna popala kiedy najdzie ją ochota. Jednak wypala ona może dwie paczki w tygodniu. Choć zaczęła zauważać, że zdarza się jej to robić coraz częściej. Odkryła w swojej pracy, że przerwy w pracy najbardziej akceptowane były wśród palaczy, więc czasami szła na papierosa tylko po to by odsapnąć od pracy.
- Masz ognia?- spytała retorycznie, bo było dla niej oczywiste, że musi być wyposażony w jakąś zapalniczkę. Joanne nie miała przy sobie nic prócz telefonu i dokumentu tożsamości schowanego pod etui. Miało to zabrzmieć bardziej jak prośba o pożyczenie tej zapalniczki, bo inaczej nie odpaliłaby papierosa.
- Dobrze, że ostrzegłeś, bo trudno jest się oprzeć swojemu wybawcy z opresji.- zażartowała przywołując jednocześnie wspomnienie z wieczoru, w którym się poznali. Po kilku wspólnie wypitych kolejkach nie mogło się obejść bez dodatkowych wrażeń. W końcu Christian rzucił się na jakiegoś natręta, który im przeszkodził i niemal zepsuł tamten wesoły wieczór. Doskonale pamiętała jak zaraz po tym się śmiali z sytuacji, która się nadarzyła.
- Tak. Wyciszam się wtedy i pozbywam się frustracji wyniesionej z minionych dni.- odpowiedziała spokojnie. Właściwie to bieganie było jedyną taką aktywnością fizyczną jakiej się podejmowała. Już nawet nie robiła tego dla swojego zdrowia, ale rzeczywiście jeśli zbyt długo się nie wymęczyła to nosiła w sobie za dużo energii. Taki zasób sił nie sprawdzał się w momentach, gdy coś ją zdenerwowało, a przyznać trzeba, że do cierpliwych osób ona nie należy.
- A tak właściwie to co cię tu przygnało?- spytała. W końcu musiała odbić piłeczkę. Ona miała jakieś alibi, na świeżym powietrzu się biega o wiele lepiej niż w śmierdzącej siłowni. Christian zdawał się po prostu spacerować, choć rzecz jasna mogła się mylić. Nie znała go na tyle, by wiedzieć czym się zajmuje na co dzień i czy ma jakieś dziwne nawyki.
Powrót do góry Go down
Christian Khan
Christian Khan
Christian Khan
Werewolf
Punkty : 75
Pon Kwi 08, 2019 9:24 am
Christian Khan nie był osobą, której łatwo przychodziło spoufalanie się z innymi. Osoby mu bliskie mógł policzyć na palcach jednej dłoni, do tego dochodziła niewielka liczba osób, które darzył sympatią. Rzadko kiedy zdarzało mu się poznać kogoś i od razu złapać z tą osobą kontakt. Być może dlatego, kiedy patrzył na Joanne, w jego oczach widać było swego rodzaju zaintrygowanie. Była niezwykła chociażby dlatego, że zamiast, jak każdy inny, wypominać mu brak poszanowania dla gdzieś zapewne istniejących zasad, pokazywała że w gruncie rzeczy ona również ma je w nosie.
Wzruszył ramionami, kiedy powiedziała że ma jeszcze nadzieję coś w sobie zmienić, a jego usta wygięły się w lekkim grymasie, który sugerował, że nie życzy jej powodzenia w tym przedsięwzięciu. No co? Naprawdę miał ochotę na powtórkę tamtego wieczoru. Widział, że ta rozmowa jest również dla niej w połowie tylko żartem, być może też dlatego powstrzymał się z powiedzeniem czegokolwiek na głos. Naprawdę musiał się hamować żeby nie spoufalać się za bardzo z nowo poznaną sobie osobą? Niedorzeczne, ale intrygujące.
Widząc jak po chwili zawahania bierze od niego papierosa uśmiechnął się jednym kącikiem ust.
- Z ust mi to wyjęłaś. Zrobiła się zbyt zdrowa atmosfera jak na mój gust. - Zanim zdążyła dokończyć swoje pytanie podsunął jej zapaloną zapalniczkę żeby sobie od niej odpaliła. - Już myślałem, że tylko ja popalam w przerwach między bieganiem.
Po odpaleniu swojego papierosa schował kończącą się już paczkę do kieszeni. Kiedy ją kupił? Wczoraj wieczorem? Dobrze, że wziął ze sobą jeszcze jedną.
Zaśmiał się pod nosem na jej zaczepkę wspominającą wieczór w barze i pokręcił głową zaciągając się papierosem. Życzył tamtemu mężczyźnie żeby nigdy nie trafił na niego podczas pełni. Nic nie wyprowadzało go z równowagi tak, jak natrętni pijani idioci przystawiający się do osób, do których nie powinni się przystawiać.
- Cóż mogę poradzić, że nie potrafią zostawić damy samej w trudnej sytuacji - odparł lekkim tonem, jak gdyby  bycie bohaterem było dla niego chlebem powszednim, a jedynie uśmiech wciąż czający się na jego ustach zdradzał nutkę ironii.
- Frustracji, hm? - Pokiwał głową, jakby chciał spróbować się z tym utożsamić, nie mógł się jednak powstrzymać przed ostatnim drobnym żartem z porozumiewawczym spojrzeniem. - Faktycznie jest z tobą lepiej niż ze mną, bo ja zazwyczaj w takich sytuacjach idę do baru upić się z jakąś nieznajomą. A jednak jakimś cudem udało nam się spotkać, zarówno w barze jak i w lesie.
Christian miał to do siebie, że wiele rzeczy obracał w żart i dużo osób z jego otoczenia non stop mu to wytykało, ponieważ sprawiał, że żadna rozmowa nigdy nie mogła zostać oceniona jako poważna. On bynajmniej nie robił tego przypadkiem, mimo że w odpowiedzi potrafił jedynie wzruszyć niewinnie ramionami i odrzec, że on już tak po prostu ma. Nazywano go infantylnym, dla dość krzywdzącego uproszczenia. On po prostu unikał zobowiązań, a każda zbyt daleko idąca na poważne tory rozmowa mogła się z takimi wiązać.
Jak to odnosiło się do obecnej sytuacji? Nijak, ponieważ ich rozmowy z pewnością nie można było nazwać zbyt zobowiązującą. Były to jedynie jego przyzwyczajenia, nad którymi jak widać nie do końca panował i w takich chwilach jak ta zyskiwał tego świadomość.
- Mnie? - spytał tylko żeby zyskać nieco czasu na wymyślenie odpowiedzi. Oswajam wilka, kurwa, co ty tu tak właściwie robisz, Khan? - Mieszkam niedaleko - rzucił spokojnie, wskazując podbródkiem w przybliżonym kierunku, w którym znajdował się jego dom. Krótki czas na namysł uniemożliwiał wymyślenie dobrego kłamstwa, więc trzeba było mówić o tym, co było prawdą. - Czasami potrzebuję się przejść jak mam dosyć siedzenia w domu. Miło jest odetchnąć trochę, szczególnie jak obok są takie ładne miejsca. Najczęściej też przychodzę tu pobiegać, ale zdaje się że dzisiaj po prostu wyszedłem z domu i zacząłem iść przed siebie. - Ta szczerość zaskoczyła nawet jego samego, chociaż miał nadzieję, że nie dał tego po sobie poznać. Spojrzał na nią i przez chwilę po prostu patrzył jak zaciąga się papierosem.
- Wiesz, że nie zawsze bywa tu bezpiecznie? - Tym razem to jego pytanie zdawało się być retoryczne, chociaż starał się żeby nie brzmieć przy tym jak pouczający ojciec. To by dopiero zabawnie wyszło, co? No niestety, Jo, on miał te swoje bohaterskie momenty nadmiernej opiekuńczości i to był chyba jeden z nich. Gdybyś wiedziała ile rzeczy sobie teraz wyobrażał, które naprawdę mogłyby się wydarzyć, gdyby to nie on na ciebie dzisiaj wpadł, a na tamtym drzewie siedziałby jakiś psychopatyczny wampir... Nieświadomość była kiepska, ale świadomość chyba jeszcze gorsza. Wiedział, że nie może jej nic powiedzieć, bo i tak mu nie uwierzy. Mimo wszystko, nie mógł się powstrzymać żeby ją trochę postraszyć.
Westchnął i pokręcił głową odwracając wzrok od niej w stronę nurtu rzeki.
- Musisz mi uwierzyć na słowo, że zdarzają się tutaj mniej przyjemni spacerowicze, na których wolałbym żebyś nie wpadała.
Powrót do góry Go down
Joanne Collins
Joanne Collins
Joanne Collins
Human
Punkty : 66
Pon Kwi 08, 2019 10:30 am
Joanne nie planowała tu żadnych zaawansowanych znajomości. Nawet nie wiedziała jak długo jeszcze zostanie w tym mieście. Wszystko zależało od tego gdzie odprowadzi ją jej małe śledztwo. Dotychczasowe poszlaki przyprowadziły ją właśnie do tego miasta i małymi kroczkami obserwuje co się tu właściwie dzieje. Póki co szło jej opornie, ale nie znalazła drugiego takiego miejsca, w którym byłoby tyle niewyjaśnionych zaginięć, zgonów i ataków zwierząt. Dziewczyna nie spoczywała na laurach tylko śledziła nowinki o nowych zdarzeniach. Jeżeli odkryje coś nowego, co doprowadzi ją nawet na drugi koniec stanów to się tam uda. Nic jej tu nie trzyma, a jest głodna pracy i nie zamierza się poddać. Sama dokładnie nie wiedziała czego szuka, ale zależało jej głównie na tym, by utwierdzić się w przekonaniu, że śmierć jej rodziców nie była skutkiem ucieczki pacjenta specjalnego oddziału psychiatrycznego.
Może i łudziła się, że może poprawić jakoś swój styl życia i formę fizyczną, jednak w jej słowach na pewno brakowało przekonania. Sama właściwie nie do końca wierzyła w to, że może coś polepszyć. Była bardzo oporna jeśli chodzi o próby powstrzymywania się od imprez i ciągłego samoniszczenia się.
Posłała mu jedynie gorzki uśmiech i zamiast odpowiedzieć odpaliła papierosa, po czym zaciągnęła się mocno, jakby dym papierosowy to było coś, czego właśnie jej brakowało. Przetrzymała go chwilę w płucach, a następnie zaczęła go powoli wypuszczać obserwując jak zanika w powietrzu.
- Widzisz? Już nie jesteś taki wyjątkowy.- zażartowała w reakcji na jego słowa o paleniu. Nie uszło jej uwadze, że Christian ma stosunkowo wysoką samoocenę i lubi to uwydatniać. Póki co nawet nie uważała tego jako coś złego. Przynajmniej mogła z nim żartować zapominając o tematach tabu. Temu wszystkiemu towarzyszyło jego poczucie humoru, więc nie musiała się hamować przed jakimikolwiek uwagami, bo miała wrażenie, że nie posypie się nagle urażony jakimś komentarzem. Gdyby chciała o obrazić, rozmowa ta przebiegałaby zupełnie inaczej.
Zaciągnęła się ponownie papierosem, tym razem zrobiła już to spokojniej. Wiedziała chociaż tyle, że wspomnienie o sytuacji z baru wywoływała u niego podobne odczucia co u niej. Z każdą kolejną chwilą była coraz bardziej zdumiona ich podobieństwem. Zwłaszcza, że jest to ich drugie spotkanie, a rozmawiają ze sobą jakby ich znajomość trwała odrobinę dłużej. Podobało jej się także, że wszystko miało taki niezobowiązujący wydźwięk, więc nie czuła żadnej powinności, by starać się o jego względy lub usilnie pielęgnować tą znajomość. Na jego ironiczne słowa wzruszyła ramionami w geście udawanej bezradności.
- To nie może być przypadek.- rzuciła bezmyślnie. Po chwili posłała mu dwuznaczny uśmiech, jednak nie wytrzymała długo i zaśmiała się. Na prawdę musiało być to nadzwyczajnym zdarzeniem, że spotkał ją akurat tutaj i to w takich okolicznościach, ponieważ nieczęsto udaje jej się zmobilizować i wyjść pobiegać. Dzisiaj wyjątkowo miała w sobie zasób silnej woli i zmusiła się do zrobienia czegoś pożytecznego. Gdyby nie to, zapewne znowu by się spotkali przy alkoholu o ile znowu wybierał się do baru.
Wypaliła już prawie do połowy papierosa i skierowała w stronę Christiana swój wzrok. Minę miała lekko zdumioną na wieść o tym, że mieszka gdzieś tu za lasem. Zlustrowała go z góry na dół, jakby chciała w jego wyglądzie odnaleźć jakąś odpowiedź. Chłopak bardziej kojarzył jej się z typem człowieka, który mieszka w jakiejś klitce w centrum miasta, bo właśnie stamtąd ma wszędzie najbliżej. Może tak pomyślała, bo sama jest takim typem. Zawsze łatwiej się wraca do takiego mieszkania bez względu na porę dnia i stan zdrowia.
- A więc mieszkasz na takim odludziu? Nie nudzi ci się tutaj?- spytała lekko zdziwiona. Nie mogła się oprzeć, by zadać tak bezsensowne pytania. Skoro tak mieszkał to albo nie miał wyjścia, albo mu to odpowiadało. Pierwszy raz powiedział coś tak od siebie, w związku z czym pokiwała ze zrozumieniem głową. Odpuściła sobie zaczepkę w związku z tym, bo ileż można.
Rozejrzała się odruchowo w reakcji na ostrzeżenie. Potem brązowe tęczówki wróciły na jego twarz i doszukiwały się dalszych wyjaśnień. Tym bardziej, że nie wiedziała dlaczego ma go obchodzić jej bezpieczeństwo. Wtedy w barze jednym z powodów do bójki było to, że natrętny facet przeszkodził im w rozmowie, a przecież tak świetnie się bawili.
- Uważaj, bo jeszcze pomyślę sobie, że się o mnie martwisz.- zaśmiała się i szturchnęła go lekko w ramię. Dopaliła papierosa do końca i wygasiła go o betonową posadzkę mostku, na którym siedzieli. Mimo swojej reakcji, zastanowiła się głębiej nad jego słowami. Zwłaszcza, że podwójnie podkreślił fakt, że okolica jest niebezpieczna. Wzbudziło to w niej pewne podejrzenia, ale nie chciała tak od razu dać tego po sobie poznać. W końcu przyszła tutaj szukać tego typu informacji.
- Masz coś konkretnego na myśli?- zapytała już odrobinę poważniej. W końcu nie wiedziała czy mogło mu chodzić o jakąś bandę rozbójników napadających na ludzi w celu kradzieży lub jakiegoś pobicia, czy może o coś czego ona właśnie szuka- czymkolwiek to coś jest. Uniosła jedną brew i zerkała na chłopaka odrobinę podejrzliwie.
Powrót do góry Go down
Christian Khan
Christian Khan
Christian Khan
Werewolf
Punkty : 75
Pon Kwi 08, 2019 5:23 pm
Być może właśnie dlatego ta krótka znajomość paradoksalnie postępowała szybciej niż normalnie, o ile można było to nazwać w ten sposób. Nie wymagali niczego od siebie, nie mieli żadnych oczekiwań. Możliwe, że słowo "postęp" jest tutaj nie do końca właściwe, bo o jakim postępie mieli byśmy mówić, jednak w jakiś sposób zdawali się dogadywać o wiele lepiej niż powinni, biorąc pod uwagę ich wspólny staż. I o dziwo na razie ani Christianowi ani Jo zdawało się to nie przeszkadzać.
Patrzył przez chwilę jak dziewczyna zaciąga się dymem i wypuszcza go powoli z ust i złapał się na tym, że czuje niemalże tę samą satysfakcję, co ona. Czyżby jego nałóg sięgał tak głęboko, że przyjemność sprawiało mu nawet patrzenie na kogoś palącego? Heh, oczywiście, że piękna paląca kobieta to przyjemny widok, głupie pytanie.
Z jego gardła wyrwało się rozbawione parsknięcie śmiechem, na jej komentarz. Christianowi można było zarzucić naprawdę dużo i notoryczny brak skromności nie byłby tutaj najgorszą z jego wad, jednak faktycznie urazić go było wyjątkowo ciężko. Obrażał się, a jak, na pokaz i zazwyczaj złośliwie, ale nigdy nie na poważnie i na pewno nie dlatego, że ktoś sobie z niego żartował. Dystansu do siebie mu z pewnością nie brakowało.
- Zrujnowałaś mi właśnie samoocenę - zauważył mrużąc złośliwie powieki, chociaż w jego oczach i kącikach ust czaiło się rozbawienie psujące efekt.
Kiedy zasugerowała, że ich spotkania nie są przypadkowe, spojrzał na nią nieco teatralnie i uniósł prowokacyjnie jedną brew, jakby sam właśnie miał potwierdzić,  że to przeznaczenie ich do siebie sprowadziło. W końcu jednak wzruszył ramionami, a kiedy ona się roześmiała mimowolnie sam się uśmiechnął słysząc ten ładny dźwięk.
- Cokolwiek by to nie było jak do tej pory nie narzekam - odparł, celowo sugerując, że może się to kiedyś zmienić, a jego uśmiech zdradzał, że była to czysta prowokacja. Widać było, ze tylko czeka na jej reakcję, zapewne chcąc zobaczyć chociażby cień złości przebiegający po jej ładnej twarzy. Miał to do siebie, że wplatanie złośliwości między komplementy mocno weszło mu w krew.
Kiedy poczuł, że rozmowa zaczyna schodzić na jego temat, odchylił się do tyłu opierając na obu dłoniach za plecami i zawahał się przez chwilę. Spojrzał na Jo, jakby starał się zrozumieć dlaczego uważa to za interesujący temat, co oczywiście było niedorzeczne, bo normalni ludzie przecież rozmawiali o sobie nawzajem.
- Wyglądam ci na mieszczucha, co? - Starał się żeby w jego głosie słychać było jedynie rozbawienie, a nie czającą się za nim gorycz. W końcu wzruszył ramionami. - Większość życia spędziłem w Nowym Jorku, więc mieszkanie na odludziu to miła odmiana - przyznał spokojnie, marszcząc lekko czoło i ignorując głos w głowie, który podpowiadał mu tysiące prostszych do wytłumaczenia kłamstw. Tego, że za bardzo nie miał możliwości wyboru miejsca zamieszkania już nie chciał mówić na głos. - Na szczęście ostatnio jak w moim życiu robi się zbyt nudno to wpadam na ciebie, więc jak widzisz, radzę sobie i z tym - mrugnął do niej dla odwrócenia uwagi, a jego uśmiech był wręcz urokliwy.
Słysząc jej ostrzeżenie uniósł lekko brwi, a gdy go szturchnęła mimowolnie uniósł również kącik ust.
- Dzięki za ostrzeżenie, przyda się - mruknął z rozbawieniem. Oczywiście Christian nie miał pojęcia o tym, że Jo ma swój motyw w przyjeździe do Hyden Lake. Skąd miałby mieć, skoro oboje ewidentnie unikali zobowiązujących wymian osobistych informacji. Gdyby wiedział... cóż może by nie ciągnął dalej tej rozmowy.
- Mam na myśli jedynie tyle, że nie wszyscy są tacy mili jak ja. - Posłał jej swój uroczy uśmiech. - A jak sama zauważyłaś jesteśmy na odludziu. Poza tym wiem, że z pewnością szybko biegasz. - Tutaj kolejny szelmowski uśmiech. - Ale nie uwierzę, że nie przeczytałaś ani jednej gazety w tym miesiącu. Wszędzie trąbią o atakach dzikich zwierząt.
Christian jak chciał, potrafił być bardzo przekonującym kłamcą i mimo, że technicznie rzecz biorąc jeszcze ani razu jej nie okłamał, musiał się nieco gimnastykować żeby nie powiedzieć zbyt wiele. Akurat rozpowszechnienie informacji w prasie na temat tego co działo się w Hyden Lake działało teraz na jego korzyść. Ledwo zastanawiając się nad tym co robi sięgnął po kolejnego papierosa. Cholerny nałóg.
- Nie zrozum mnie źle - rzucił jeszcze mrukliwie pod nosem, trzymając już papierosa w ustach. - Ja nie bywam histerycznie nadopiekuńczy. Po prostu dużo się tu ostatnio dzieje.
Powrót do góry Go down
Joanne Collins
Joanne Collins
Joanne Collins
Human
Punkty : 66
Wto Kwi 09, 2019 12:47 pm
Czuła jego wzrok na sobie, gdy zaciągała się papierosem. Nie zareagowała na to w żaden sposób, ale nie wiadomo czemu sprawiało jej to małą satysfakcję. Zamiast zwrócić na to szczególną uwagę delektowała się smakiem dymu papierosowego w ustach. Trudno uwierzyć, że ktokolwiek mógłby to polubić. Paskudny nałóg.
- Czuję się zaszczycona.- powiedziała z udawanym zachwytem.- Nie wyglądasz na kogoś komu tak łatwo można zniszczyć samoocenę.- dodała i spojrzała na niego spod byka. Niekiedy na twarzy miał wypisane samouwielbienie- przynajmniej w jej mniemaniu. Postrzegała go jako kogoś niezwykle pewnego siebie, kogo na prawdę trudno jest obrazić. Sam budował poczucie własnej wartości. Imponowało jej to, choćby ze względu na to, że sama musiała siebie odbudować od nowa. Stała się zupełnie kimś innym odkąd zastała swój dom skąpany we krwi. Wysokie ego jest przejawem niezwykłej siły woli i samozaparcia. Jeżeli sama by nie zadbała o siebie, nikt by tego nie zrobił.
Spojrzała na niego znacząco po tym jak usłyszała jego sugestię. Przez moment zastanawiała się jak to zrozumieć. Nie wiedziała czy może miało być to coś miłego, bo dotychczas jedno nie naraziło się drugiemu. Czy może aluzja, że jest coś, co w każdej chwili może ich luźną relację zepsuć.
- Jeszcze zaczniesz.- skomentowała kwestię narzekania. Dobrze wiedziała, że jej charakter nie jest łatwy, więc prędzej czy później będzie miał jej dość. Podejrzewała, że póki nie dojdzie do jakiejś kłótni będzie dobrze. Christian wydawał jej się osobą o jeszcze ostrzejszym temperamencie, więc ich bój byłby niezwykle pikantny.
Zaśmiała się krótko w reakcji na jego pytanie. Trafił w sedno. Nie przypominał typa samotnika, ani tym bardziej melancholika. W związku z tym w życiu by nie pomyślała, że będzie mieszkać na takim odludziu- chyba, że nie miał by innego wyjścia.
- Możliwe, że to przez brak brody i siekiery w ręce. No wiesz...brak ci takiej stylówy na drwala.- zaśmiała się. W końcu mężczyźni mieszkający na jakiejś farmie lub w domkach na odludziu kojarzą się z takim typowym drwalem. Do tego konieczna była choć odrobinę zapuszczona broda, czapka z daszkiem na głowie, luźna koszula w kratę i najlepiej siekiera w ręce. Pasowałyby jeszcze jakieś plamy ze smaru na spodniach i szmatka wystająca z kieszeni. Na moment Joanne poniosły myśli. Próbowała sobie wyobrazić Christiana właśnie w takim obliczu i sama nie była pewna, czy takie coś by jej pasowało.
Małym zaskoczeniem było dla niej to, że zwracał uwagę na kwestie bezpieczeństwa. Po raz kolejny przełamał pryzmat, przez jaki go widziała, który wskazywał, że jest raczej mało odpowiedzialnym imprezowiczem. Właściwie to było to dla niej dość imponujące. Okazywał się mądrzejszą i porządniejszą osobą niż starał się to pokazać. Bardzo sprytnie- wizerunek zepsutego do cna mężczyzny, by tylko nikt nie dostrzegł, że ma jakieś uczucia.
Zaczęła się zastanawiać nad jego wieściami o czającym się niebezpieczeństwie. Przez moment tłumiła w sobie ciekawość, ale okazała się silniejsza od niej. Christian wypowiadał się jakby miał o tym jakieś pojęcie. Obsesja związana z odnalezieniem prawdy sprawiła, że pomimo jego uroczych min i tak zainteresowała się przesłaniem. Nie tylko ze względu na własne bezpieczeństwo, ale także z myślą o prowadzonym mini śledztwie.
- Wierzysz w to, że wszystkie te zdarzenia to rzeczywiście ataki zwierząt?- spytała odrobinę poważniej. Ciekawiło ją, co mógł o tym sądzić. Być może nigdy się tym specjalnie nie interesował. W takim wypadku zapewne dałaby mu spokój.
- Poza tym...Ostrzegasz mnie przed zagrożeniem, tymczasem sam mieszkasz w odosobnieniu, a twoim jedynym sąsiadem jest lat.- skomentowała nieco podejrzliwie. Patrzyła na niego by móc zaobserwować jakiekolwiek zmiany w jego zachowaniu, co było niezwykle trudne. Tym razem ona przyglądała się jak chłopak wypala papierosa.
Powrót do góry Go down
Christian Khan
Christian Khan
Christian Khan
Werewolf
Punkty : 75
Sro Kwi 10, 2019 9:13 am
Oczywiście że Christianowi nie tak łatwo było zaburzyć samoocenę, o ile wpłynięcie na nią było w ogóle możliwe. Jeżeli gdzieś leżał problem w tej kwestii, to tylko w zbyt dużej ilości pewności siebie i mimo, że z początku może to się wydawać raczej mało istotną rzeczą, Christian nie raz udowadniał, że to właśnie nadmiar odwagi i brak pewnych zahamowań były przyczynami wielu jego problemów. Nie wspominając, że właśnie te cechy doprowadziły do sytuacji, w której chłopak uaktywnił swoją klątwę i w efekcie utknął w mieście pełnym nadprzyrodzonych stworzeń. Czy oznacza to, że był świadom swoich błędów i miał zamiar coś zmienić w swoim podejściu? Myślę, że odpowiedź jest oczywista.
- Zabrzmiało niemal przekonująco  – zauważył z rozbawieniem, widząc jak dziewczyna zareagowała na jego zaczepkę. Szczerze wątpił czy byłaby w stanie zrobić cokolwiek żeby go do siebie zniechęcić, skoro od dwóch spotkań udowadniała mu swoją osobą, że dogadywanie się z nią jest proste jak oddychanie. Przychodziło mu to naturalnie i nie kosztowało go to żadnego wysiłku. Zresztą, w zamyśle Christiana ewentualna kłótnia nie była niczym złym, dopóki polegała na wymianie sensownych argumentów. Oczywiście w tym rozumowaniu było dość sporo hipokryzji, bo w swojej złośliwości Christian niejednokrotnie kłócąc się z innymi ludźmi dopuszczał się mało dojrzałych i rzeczowych chwytów, wplatał wiele ironii i złośliwości w rozmowę, używał teorii, z którymi nawet w rzeczywistości się nie zgadzał, co uniemożliwiało jakiekolwiek porozumienie się z nim i koniec końców prowadziło kłótnię donikąd. Nie było to bezsensowne, bo rozmówca zazwyczaj nie był w stanie go do niczego przekonać, a przecież o to w kłótniach chodziło. Ale trzeba też zaznaczyć, że tak wyglądały jego kłótnie z ludźmi, do których argumentów nie miał szacunku, jakkolwiek by to nie brzmiało. Być może z Joanne wyglądałoby to bardziej jak rozmowa?
Kiedy wspomniała o wyglądzie drwala skrzywił się lekko i pokręcił głową, patrząc na nią kątem oka, jakby sprawdzał czy jest pewna, że chciałaby to zobaczyć.
- Siekierę i brodę jeszcze bym zniósł, ale flanelowe koszule? -wzdrygnął się teatralnie. - Chyba jednak wolę wizerunek mieszczucha.
Oczywiście, że był mieszczuchem, całe życie spędził w wielkim mieście i mógł próbować odnajdywać swoją drugą naturę w lesie, ale nie mógł wyzbyć się lat przyzwyczajeń i pewnych wygód. Nie narzekał na obecne mieszkanie na przedmieściach, ale chyba wciąż gdzieś z tyłu głowy traktował to jako etap przejściowy. Zupełnie jakby jego klątwa nagle miała się dezaktywować, a on mógłby.... co? Wrócić do Nowego Jorku? Przecież nawet tego nie chciał...
Z jakiegoś powodu wiedział, że rozmowa z Jo, na temat zdarzeń w Hayden Lake to temat z dość niepewnym gruntem i wciąż decydował się na to, żeby ten fakt zignorować. Tłumaczył to sobie, że jeżeli przestraszy ją chociaż odrobinę, może będzie bardziej uważna i być może nie natknie się na jednego z tych psychopatycznych wampirów z wyłączonymi emocjami, ale czy to rzeczywiście był jego prawdziwy motyw? Przecież ostrzegał ją między innymi przed samym sobą. Czy nie wyglądał trochę jak wilk, który czai się na swoją ofiarę i twierdzi, że ma duże oczy żeby ją lepiej widzieć?
Był to kolejny problem, który zamiast rozwiązać po prostu wyrzucił ze swojej głowy, woląc się nad nim zbytnio nie zastanawiać.
Czując na sobie jej czujne spojrzenie skonfrontował się z nim spoglądając jej prosto w oczy. Przez chwilę nic nie mówił, zastanawiając się nad jej pytaniem, jakby rozważał jej punkt widzenia. Nie dziwiło go, że jest podejrzliwa odnośnie doniesień prasowych, które wyrastały ostatnio niczym grzyby po deszczu. Nie wyglądała na kogoś, kto bezmyślnie łyka wszystko co mu podrzucą pod nos.
Na jego twarzy nie było widać niepewności czy zawahania, a jedynie badawcze spojrzenie, takie samo jakim ona obdarzała jego.
- Nie wiem - przyznał nieco niechętnie, nie odwracając wzroku. Trzeba nadmienić, że naprawdę nienawidził tego stwierdzenia. Nie wiem. Mówisz tak, jak nie masz nic do powiedzenia. Zawsze trzeba wiedzieć chociaż odrobinę czegokolwiek. Zaciągnął się papierosem. - Zapewne nie, chociaż wolałbym żeby to były tylko zwierzęta - mruknął wypuszczając dym z ust i w końcu odwracając on niej spojrzenie. Na jej następne słowa uśmiechnął się lekko, jakby powiedziała coś zabawnego.
- Ale ja to tylko ja.
Nawet biorąc pod uwagę fakt, że był wilkołakiem, miała nieco racji. Nawet on nie był tutaj bezpieczny, co nie zmieniało faktu, że ani trochę go to nie przejmowało. Jak już było powiedziane wcześniej - nie posiadał ani krzty poszanowania dla swojego własnego bezpieczeństwa.
Widząc jej natarczywe spojrzenie przewrócił z rozbawieniem oczami.
- Naprawdę uważasz, że powinienem się bardziej martwić o siebie? - spytał, jakby sam zamysł był dla niego niezrozumiały, a wręcz śmieszny. - Zresztą, jak to się mówi...? Złego diabli nie biorą - posłał jej szelmowski uśmiech i tym razem nie po to żeby zbić ją z tropu, tylko aby nieco złagodzić fakt, że właśnie nazwał siebie złą osobą. Być może w przenośni, ale tak na serio.. kto by dbał o niego? Abstrahując od faktu, że jest wilkołakiem. Nie szanuje niczego, nie ma rodziny, sam powoli doprowadza do samozniszczenia i zniechęca do siebie wszystkich. Skoro nawet jemu samemu nie zależy na samym sobie, to co dopiero innym. Pokręcił głową, dając jej do zrozumienia, że na ten temat nie warto nic więcej mówić.
- Koniec tych żartów, pani detektyw. Może po prostu następnym razem jak najdzie cię ochota na bieganie, daj mi znać. - zerknął na nią, a jego spojrzenie i tylko lekki uśmiech sugerowały, że wcale sobie z niej nie żartuje, a jego propozycja jest jak najbardziej wiążąca. - Pobiegam z tobą.
Powrót do góry Go down
Joanne Collins
Joanne Collins
Joanne Collins
Human
Punkty : 66
Sro Kwi 10, 2019 12:50 pm
Joanne ma tą głupią skłonność podczas kłótni, że kiedy zaczyna jej brakować argumentów, stara się powiedzieć coś, dzięki czemu wyżyje się emocjonalnie i jednocześnie urazi drugą osobę. Bardzo dziecinne zagranie, ale niestety wpada czasami w taki stan, że gada szybciej niż myśli. To nawet nie są teksty w stylu "twoja stara", tylko wyciąga na wierzch jakieś brudy, by wytknąć komuś coś co go zaboli. Dochodzi do tego jednak w takich sytuacjach, w których rzeczywiście jest bardzo nienawistna atmosfera. Joanne posiada spore zasobu jadu, którym pluje jak tylko da się sprowokować. W momencie, gdy nie da się wytrącić z równowagi, obraca wszystko w kpinę i po prostu wyśmiewa drugą osobę i jej postawę. Zważywszy na to wszystko, nie bardzo chciała znaleźć się w sytuacji nadmiernie toksycznej między nią a Christianem. Dawno nie spotkała kogoś, kto pomimo jej niedoskonałości związanych z jej osobowością nadal chciał z nią rozmawiać i zdawał sie zadowolony z spotkania.
Dziewczyna nie podejrzewała go ani trochę o to, że mógłby być jedną z istot, przed którą w jego opinii powinna się chronić. Zwłaszcza, że wydawał jej się bardzo "ludzki". Coś do chciało ją dopaść nocą, gdy jej rodzice zostali zamordowani nie miało w sobie ani krzty człowieczeństwa. Dlaczego więc miałaby uwierzyć, że nie miało to związku z niczym paranormalnym? Żyła też w przekonaniu, że skoro w jej własnym domu, w centrum miasta coś dziwnego było w stanie ją napaść, to nieważne gdzie by nie była i tak jej życie może być zagrożone. Pogodziła się trochę z ciągłym poczuciem, że coś ją zaraz napadnie. Choć nie wiadomo jakby się czuła gdyby jej obawy stały się rzeczywistością. Mogłoby być to jak kubeł zimnej wody, który obudzi w niej emocje, których nawet nie planowała poczuć. Trudno przewidzieć, co pewna wiedza może nam przynieść.
Obróciła oczami, gdy tylko usłyszała "nie wiem". Te słowa brzmiały dla niej zawsze jak ucieczka przed wypowiedzeniem własnego zdania. Jej się to nie zdarzało, bo nawet jak się na czymś nie znała to i tak miała coś do powiedzenia. Christian chyba zdawał sobie sprawę z istoty powiedzonka "nie wiem", bo zaraz po tym przedstawił jej swoją opinię.
- Gdyby wszystko było takie, jakbyśmy chcieli...- mruknęła z delikatnym grymasem na twarzy. Już nawet nie wiedziała, czy chce bardziej dopytywać go o rzekome ataki zwierząt. Sam wydawał się w nie wątpić, jednak mógł mieć zupełnie inne podejrzenia niż ona. Mógłby ją uznać za totalną wariatkę, więc ostateczni wstrzymała swoją dociekliwość. Zbyt wiele razy słyszała, że powinna przestać coś brać lub udać się na jakieś leczenie, gdy tylko wspominała o tym, że jakieś dziwne istoty mogą żyć wśród nich.
Westchnęła ciężko, wyraźnie niezadowolona z faktu, że sam miał w nosie własne bezpieczeństwo. Jeżeli ostrzegał ją przez jakimś zagrożeniem, sam musiał być przekonany o jego istnieniu. W takim razie wystawianie się jako łatwa przynęta nie było odwagą, ale głupotą. Do tego stopnia nie chciała targnąć w swoje życie, by tak łatwo je stracić.
- No na pewno bardziej niż osobą, którą widzisz drugi raz na oczy.- rzuciła, próbując przekonać go, że jednak o siebie powinien bardziej zadbać. Nie miał podstaw do tego, by zależało mu specjalnie na jej życiu i bezpieczeństwie. W sumie już nawet nie chodziło teraz o ostrzeżenie, które przed chwilą dostała, ale o fakt, że nie miał zupełnego poszanowania dla własnego życia. Da się to w ogóle pogodzić z tą jego wysoką samooceną? Mieć wysokie poczucie własnej wartości i jednocześnie brak szacunku dla własnego życia? W jej wyobrażeniu nie trzymało się to kupy.
- Wcale nie jesteś taki zły jak ci się wydaje. Albo chociaż nie tak jakbyś chciał.- skomentowała. Jej głos o dziwo był stanowczy i bardzo poważny. Jakby nie podobał jej się fakt, że próbuje stworzyć sobie wizerunek, który w jej oczach był najzwyklejszą fikcją. Być może dlatego się dogadywali? Bo choć świat im wmawiał, że są źli, w swoim wspólnym towarzystwie umieli odnaleźć także własne zalety. Jedno drugiemu to udowadniało.
Podciągnęła jedną nogę i oparła stopę o krawędź mostku, tak że kończyna była maksymalnie zgięta. Objęła rękoma nogę, by przypadkiem się nie zsunęła w dół. Druga nadal swobodnie zwisała nad płynącym potokiem.
- Najpierw musiałbyś dać mi swój numer.- zasugerowała i posłała mu zadziorny uśmiech. Był to znak, że napięcie z niej zeszło i mogła kontynuować rozmowę bez walki z utratą cierpliwości.
Powrót do góry Go down
Christian Khan
Christian Khan
Christian Khan
Werewolf
Punkty : 75
Sro Kwi 10, 2019 7:23 pm
Przez chwilę Christian zamyślił się nad słowami Jo. Tak naprawdę nie czytał gazet i nie śledził dokładniej najnowszych doniesień już od jakiegoś czasu. Wiedział, że nie ustały, jakby miały ustać skoro w mieście roiło się od wampirów. Czuł się jednak nimi... znudzony. Zupełnie jakby te wszystkie ludzkie tragedie, które działy się naokoło nie robiły na nim żadnego wrażenia. Przy Jo jednak nie chciał dawać tego po sobie poznać, bo podejrzewał, że nie świadczyło to o nim najlepiej. Z drugiej strony jakim cudem może mu aż tak zależeć na tym, żeby jej się nic nie stało, a z drugiej strony mieć całkowicie w nosie to, że jacyś obcy ludzie są pozbawiani krwi, bądź rozszarpywani na strzępy?
Domyślał się, że w jej oczach wyglądał teraz jak masochista, co nieco go bawiło, bo faktycznie mogłoby to czasami okazać się całkiem trafnym określeniem. Parsknął cicho na jej stwierdzenie, że o siebie powinien się martwić bardziej niż o nią. Mógłby jej powymyślać, że najwyraźniej wilkołaki wtórnie do wzrostu swoich fizycznych możliwości wykształcają efekt nadmiernej pewności co do własnych zdolności, który u niego ewidentnie poszedł o krok dalej i przekształcił się w całkowity brak strachu przed czymkolwiek... ale pewnie by mu nie uwierzyła. Chociaż szkoda, bo był całkiem dumny ze swojej wymyślonej na poczekaniu teorii i ciekawiło go czy podzieliłaby jego entuzjazm.
Ponieważ nie mógł jej powiedzieć prawdy, zrobił to co umiał robić najlepiej, czyli obrócił wszystko w żart. Poniekąd.
- Umówmy się, że mam po prostu syndrom rycerza w lśniącej zbroi, może tak być? - Uniósł brwi, a jego urokliwy uśmiech sugerował, że i tak nie było sensu się sprzeczać.
Oczywiście, że dało się połączyć samouwielbienie z autodestrukcją.. po prostu jedna z tych cech była fałszywa i celowo uwydatniana w calu zakrycia tej drugiej. Tak było w związku z wieloma aspektami kłócącej się często z samą sobą osobowości Christiana, chociaż z pewnością nic nie pozostawało czarno białe. Granica prawdy i fałszu była mocno zamazana i nawet on sam nie potrafił powiedzieć, co było udawane, a co prawdziwe.
Spojrzał na Joanne, a jego szare tęczówki nie zdradzały niczego konkretnego. Z jednej strony wypominała mu, że zna ją zbyt krótko żeby się o nią martwić, a z drugiej uważała, że jej opinia wyrobiona na jego temat była już na tyle prawdziwa aby móc się z nim na ten temat kłócić. Nie miał jej tego za złe, a wręcz intrygowało go to, zupełnie jakby ta niewielka hipokryzja w jej myśleniu sprawiała, że jej osoba spodobała mu się jeszcze bardziej. W końcu był to tok myślenia, którego sam bardzo często i zupełnie bezkarnie używał. Kiedy to sobie uświadomił, jego usta wygięły się delikatnie w uśmiechu, a w oczach coś drapieżnie zabłysło.
- Chciałbym móc się z tobą pospierać na ten temat, ale w tych legginsach masz nade mną niemałą przewagę - odparł niemal niewinnie spokojnym głosem, jakby mówił o pogodzie, a nie komplementował jej ubiór. Poza tym, że mógł znowu zboczyć z tematu, nie odchodził wcale daleko od prawdy, chociaż być może nie tyle same legginsy, co ogólnie Jo swoim wyglądem potrafiła wytrącić go z równowagi. Chwała mu, że posiadał na tyle dużo wprawy w ukrywaniu pewnych rzeczy, że nie było tego po nim widać.
Jej komentarz o numerze telefonu przyjął z nienagannie mile zaskoczoną miną, chociaż jej zadziorny uśmiech sprawił, że kącik jego ust drgnął, a przez twarz przemknął wyraz hm... lekkiego podziwu.
- Nie widzę w tym problemu - odparł wzruszając ramionami i unosząc sugestywnie brwi. - Daj mi swój telefon to ci zapiszę. Oczywiście pod warunkiem, że zadzwonisz. - Uśmiechnął się lekko i skierował wzrok w chmury, żeby ukryć nieco wesołe iskierki w oczach.
Pogoda już od jakiegoś czasu zaczynała się zmieniać, jednak Christian dopiero teraz zauważył, że niebo niemal całkowicie skryło się za chmurami, których kolor oscylował między szarością a dość ciemnym granatem. Wyglądały obiecująco.
- Wygląda na to, że dzisiaj już sobie nie pobiegasz - odparł, marszcząc czoło, chociaż jego głos sugerował, że wcale go to nie zmartwiło. Spojrzał na Jo kątem oka. - Masz ochotę się czegoś napić?
Powrót do góry Go down
Joanne Collins
Joanne Collins
Joanne Collins
Human
Punkty : 66
Czw Kwi 11, 2019 12:46 am
Oboje są tym typem człowieka, którego wbrew pozorom bardziej obchodzi cudzy los niż własny. Przynajmniej takie wrażenie odniosła Joanne. Nigdy nie przyzna się, że martwi się o drugą osobę, bo woli zgrywać zarozumialca, który dba tylko o siebie. W takim wypadku nikt nie będzie o niej wymagał nie wiadomo czego. Nikt nie zdziwi się, gdy zignoruje jakiś temat i po prostu podąży swoją drogą. Gdyby nieustannie uganiała się za cudzymi problemami i przysłowiowo "właziła im w dupę", wszyscy przyzwyczailiby się, że taka jest kolej rzeczy. Wręcz wymagaliby od niej, że będzie tak robić zawsze, a jej prywatne sprawy w takim świetle miałyby być nieważne. Wychodzi więc na to, że nie tylko ona jest hipokrytką. Właściwie, idąc tym tokiem rozumowania, można by pomyśleć, że wiele osób uważanych za te "dobre" w jej otoczeniu jest tak na prawdę egoistami.
- Chyba może...- mruknęła i wzruszyła ramionami. Zastanowiła się krótką chwilę. Spojrzała na niego z powrotem i kontynuowała. - Aż zaczynam żałować, że nie jestem typem damy w opresji. Może wtedy twoja zbroja by się na coś przydała.- zaśmiała się krótko. W końcu nigdy od nikogo nie oczekiwała żadnej pomocy. Bardzo się uniezależniła i nie wymaga jakiejkolwiek opieki. Właściwie to proszenie kogoś o pomoc lub ratunek trochę jej uwłaczało. Być może nie znajdowała się jeszcze w tak ogromnej opresji by desperacko błagać o pomoc. Jednakże póki co żyła w przekonaniu, że jest kowalem własnego losu i nikt jej lepiej nie pomoże niż ona sama. Musi samodzielnie zadbać o własne dobro, bo nikogo innego przecież to nie obchodzi. Jak już wcześniej wspomniano, otaczamy się samymi egoistami. To już nawet nie ma być krytyką, tylko niezaprzeczalnym faktem. Zasadą, do której i ona się zalicza. Bez egoizmu mało kto by poradził sobie z udźwignięciem pewnego brzemienia. Każdy nosi na sobie inny ciężar, jednak bez choćby krzty egoizmu nogi by się pod nami ugięły i nie ruszylibyśmy dalej.
- Żałuj więc, że nie widziałeś mnie jeszcze bez nich.- zażartowała sprośnie. Uznała, że przy nim może sobie pozwolić na tego typu teksty. Nie wydawał się kimś kto od razu spiorunuje ją pogardliwym spojrzeniem, ponieważ powiedziała coś co kobiecie nie przystoi. Świat jest dziwnie złożony. W związku z tym na ogół uważa się, że taki komentarz z ust mężczyzny jest czymś zwyczajnym, jednak gdy kobieta powie coś równie "niegrzecznego" jest uznawana za zepsutą lub pozbawioną szacunku do siebie. Dopiero po chwili rzuciła mu badawcze spojrzenie, by upewnić się nie nie poczuł niesmaku po tym, jak usłyszał jej słowa. Ona sama wydawała się tym rozbawiona. Poza tym lubiła wykorzystywać swoje atuty, zwłaszcza gdy zostały docenione przez drugą osobę. Potrafiła przyjmować komplementy, nawet wypowiedziane tak mało bezpośrednie. W końcu gdyby wyglądałaby teraz źle w swoim stroju to albo by ją skrytykował, albo by nic na ten temat nie powiedział. Chyba.
Poczuła lekką satysfakcję, gdy Christian w dość pozytywny sposób przyjął propozycję podania swojego numeru. Była to w sumie dość głupia sprawa i błaha, ale Jo potraktowała to niemal jak kolejny krok w ich znajomości. Przełamanie kolejnej bariery, która była niemal jak obietnica, że kontakt między nimi tym razem będzie kontynuowany i nie będzie się opierał na przypadkowych spotkaniach. Było to bardzo miłe uczucie, bo dawało jej świadomość, że będzie miała do kogo otworzyć buzię w tym mieście. Nawet jeśli ma być to tradycyjne zaproszenie na wódkę, bo nie wierzyła żeby w przyszłości zdarzyło im się wiele razy pobiegać wspólnie. Nie dało się ukryć, że oboje woleli inne formy spędzania wolnego czasu.
Podała mu swój telefon. Poczekała cierpliwie aż wpisał jej swój numer do urządzenia. Podpisała go jego imieniem, bo najwidoczniej na liście kontaktów nie posiadała drugiej osoby, która by się nim oznaczała. Na warunek, który jej postawił uśmiechnęła się pseudo złowieszczo. Zaraz po tym jak zapisała kontakt, zadzwoniła na wpisany numer. Przyłożyła teatralnie telefon do ucha jakby rzeczywiście chciała z kimś pogadać. Gdy usłyszała odgłos sygnału z urządzenia chłopaka, rozłączyła się i posłała mu uśmiech sztucznie słodki.
- Warunek spełniony.- powiedziała i puściła mu oczko. Rzecz jasna nie chodziło jej tylko o spełnienie danego warunku, ale przy okazji Christian mógł zapisać sobie jej numer na podstawie urwanego połączenia. W tym wypadku także i on będzie mógł do niej zadzwonić, gdy będzie miał na to ochotę.
Jej wzrok automatycznie podążył do góry, gdy spostrzegła, że Christian wpatruje się w niebo. Rzeczywiście pogoda się odrobinę popsuła, co zwiastowało koniec jej dalszych wysiłków.
- Na ot wychodzi.- odpowiedziała, równie mało przejęta tym faktem. Właściwie to nie chciało już jej się biegać. Dziwiła się, iż nie przewidziała, że jeśli zrobi sobie przerwę jej zapał do joggingu zupełnie zgaśnie. Była mega zmotywowana, gdy przekroczyła próg domu i wymierzyła sobie pewien cel. Jednak gdy zmęczenie dało o sobie znać zupełnie straciła chęci na kontynuowanie tego. Joanne to ktoś, kto ma mega słomiany zapał, co zauważa na każdym swoim podjętym kroku.
- Ah...przez chwilę chciałam udawać, że picie to nie jest jedyna rzecz, którą robię w wolnym czasie.- westchnęła z udawanym niezadowoleniem i zawodem. Spojrzała jednak na niego i mógł zaobserwować jak uśmiech powoli pojawia się na jej twarzy, który mógł oznaczać tylko jedno.- No ale nie śmiem odmówić.- dodała i zaśmiała się krótko.
Powrót do góry Go down
Christian Khan
Christian Khan
Christian Khan
Werewolf
Punkty : 75
Czw Kwi 11, 2019 9:51 am
Christian z pewnością doceniał zgrywanie kogoś, kim się nie do końca było, w ramach ochrony własnych interesów, dlatego jeżeli tylko dostrzegał to w Joanne, uznawał to za zdecydowany plus. Być może był to kolejny przejaw jego samouwielbienia gdy obdarzał kogoś sympatią za każdym razem kiedy okazywał się podobny do niego samego, on jednak wolał myśleć, że po prostu wyjątkowo docenia pewien rodzaj inteligencji w ludziach.
Kiedy Jo uznała, że nie jest damą w opresji, mimowolnie się uśmiechnął i pokręcił głową.
- Zdradzę ci pewną tajemnicę. Damy w opresji, które uważają, że wymagają ratunku i siedzą oczekując na niego? - pokręcił głową z niesmakiem. - Moim zdaniem niezbyt to atrakcyjne. Nie uważam życiowej nieporadności za coś uroczego, jest to raczej irytujące. - Zrobił krótką pauzę po czym uniósł jeden kącik ust w cwanym uśmiechu. - Za to damy uważające się za odważne i samodzielne, które do samego końca będą pewne, że poradzą sobie w pojedynkę?
Nie miał zamiaru udawać, że nie pije tym porównaniem do nikogo szczególnego i było to widać w sposobie w jaki na nią patrzył. Tak jakby nie miał nic do ukrycia, a mówienie jej prosto w oczy jaki ma stosunek do jej osoby było dla niego łatwe i wręcz przyjemne. Jednocześnie nie robił tego w sposób nachalny, nie stroił ponętnych min, które miały ją przekonać do jego podrywu. Zresztą czy to był naprawdę podryw? Raczej wplecenie w rozmowę rzeczy, które mu się w Jo podobały, jakby miało to sprawić przyjemność im obojgu, a nie sprawić, że ona zechce pójść z nim do łóżka. No proszę, Christian miał wiele wad, ale prostakiem nie był na pewno. Szczególnie, że w praktyce klasyczne męskie próby podrywu zazwyczaj miały działanie odwrotne do pożądanego. Khan miał to do siebie, że w relacjach damsko-męskich starał się wykazywać nieco więcej klasy.
Uniósł jeden palec do góry, w celu podsumowania swojej wcześniejszej wypowiedzi.
- Po pierwsze, taka pewność siebie jest cholernie seksowna. - Podniósł drugi palec. - Po drugie wtedy zazwyczaj interwencja jest bardziej wymagająca i mimo, że czasami taki biedny rycerz zyskuje w zamian głównie poirytowanie i opierdol za wtrącanie się w nie swoje sprawy, satysfakcja jest o niebo większa. - Mrugnął do niej porozumiewawczo, a z jego twarzy można było dość łatwo wyczytać, że w głównej mierze mówił to na poważnie. Z jakiegoś powodu ani trochę nie bał się, że będzie miała zły stosunek do jego dość bezpośredniego porównania, ponieważ już kilka razy udowodniła mu, że posiada dystans do siebie i nie boi się żartów, nawet jeżeli jest w nich sporo prawdy.
Kiedy usłyszał sprośną zaczepkę Jo nabrał powoli powietrza i pokiwał głową, a wyraz jego oczu nie stracił na drapieżności.
- Żałuję - przyznał z westchnięciem wypuszczając powietrze. - Jeszcze. - Nie mógł sobie darować przyczepienia się do tego jednego słowa. Jo nie miała co się martwić, że Christian źle odbierze jej odważne stwierdzenia. Nie przemawiał do niego obraz porządnej, grzecznej kobiety, która musi uważać na to co mówi i przytakiwać na wszystko z uroczym uśmiechem na twarzy. Dlatego na jej badawcze spojrzenie zareagował lekkim rozbawieniem. W jego oczach była wyjątkowo atrakcyjną kobietą, która poza swoim wyglądem miała wzbudzającą podziw silną osobowość. I patrząc w te jego szaroniebieskie tęczówki nie trudno było się tego doszukać, szczególnie że wcale nie starał się tego przed nią ukrywać.
- To będzie bardzo okrutne z twojej strony, jeżeli narobisz mi złudnych nadziei - mruknął i tym razem łącząc wszystko w półżart.
Kiedy podała mu telefon sprawnie wpisał do niego swój numer. Też uważał to za przyjemny krok naprzód w ich znajomości, który mimo tego że zazwyczaj bywał rozdmuchiwany, u nich wyszedł wyjątkowo naturalnie i bez zaburzania ogólnego spokoju tej relacji. Nie czuło się presji, a jednak szli systematycznie naprzód w swoim tempie, które, jak za każdym razem ze zdziwieniem Christian zauważał, mieli niemalże identyczne. Z uśmiechem sięgnął po swój telefon, kiedy Jo do niego zadzwoniła i wpisał ją do kontaktów.
- Idealnie - podsumował, ewidentnie usatysfakcjonowany.
Kiedy Jo rozważyła pozytywnie jego propozycję pokiwał głową z uśmiechem, jakby aprobując jej mądrą decyzję. Nie był człowiekiem, który sprowadzał ludzi na dobrą ścieżkę. Jeżeli kogoś motywował do zrobienia czegoś, raczej było to coś złego lub niezdrowego. I nie ma co się łudzić żeby wiązały się z tym u niego jakieś wyrzuty sumienia.
Wstał na nogi i wyciągnął rękę do Jo.
- W takim razie mogę zaproponować jedyny porządny bar w okolicy, który ma najszerszy wybór i najniższe ceny - uśmiechnął się zawadiacko. - Mój własny.
Niczego jej oczywiście nie narzucał, a jego lekko uniesione brwi sugerowały, że mogła w każdej chwili uznać, że woli zwykły, prawdziwy publiczny bar. Decyzja należała do niej.
Powrót do góry Go down
Sponsored content
Sponsored content
Powrót do góry Go down
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry Strona 1 z 2Idź do strony : 1, 2  Next
Skocz do: