The Original Diaries

Hayden Lake wita..
 

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down
The Original Diaries
The Original Diaries
The Original Diaries
Special
Punkty : 1154
Pią Lut 22, 2019 10:44 pm

Obrazek
Powrót do góry Go down
Elijah Mikaelson
Elijah Mikaelson
Elijah Mikaelson
Original
Punkty : 50
Pią Lut 22, 2019 10:52 pm
// parę dni po porwaniu

Elijah był potężnym wampirem. Był silny, sprytny, szybki i zabójczy. Ale te wszystkie cechy były niczym w obecnej sytuacji. Jego rodzina została wzięta podstępem i użyta w rytuale, który uwięził wszystkie istoty nadnaturalne w jednym mieście - Hyden Lake. Co prawda miasto było ogromne, zdecydowanie większe niż Mystic Falls a nawet Nowy Orlean. Ale to nie zmieniało faktu, że ograniczały ich granice i zostali zmuszeni do konkretnego życia, które nie należało do tych sielankowych. W mieście roiło się od nadnaturalnych ludzi, a najwięcej było chyba łowców. Niektórzy współpracowali z czarownicami.
Niemniej pierwsze co zrobił po przebudzniu to zorientował się w sytuacji. Co się stało, jak do tego doszło i generalne najważniejsze fakty. Nie miał jeszcze wszystkich danych, ale wiedział najważniejsze. Stała za tym Dahlia, a przynajmniej ona ich wytropiła i użyła. Obecnie nie było po niej sladu, ale nie to bylo najgorsze. Zabrała ze sobą Hope - siostrzenicę Elijah, a córkę Klausa. A bez niej był całkowicie rozchwiany i nieprzewidywalny.
Także wampir zaczął od poszukiwania swoich najbliższych. Znalazł swoje rodzeństwo dość szybko i w głębi ducha cieszył się, że byli na miejscu i miał ich przy sobie. Szybko zaopatrzyli się w Rezydencję, a Freya rzuciła najpotrzebniejsze zaklęcia ochronne, które zapewniały im bezpieczeństwo przed łowcami.
Obecnie stał w rezydencji i zwołał zebranie Mikaelsonów. To musiało się stać czym prędzej, a skoro mieli już swoje m4 to musieli ustalić jakiś plan działania.
Usiadł w salonie na fotelu i czekał na przybycie pozostałych członków rodziny. Nie wszyscy byli obecni, bo na przykład Finn był przetrzymywany w miejscu, którego położenia jeszcze nie znali. Sytuacja była tragiczna i musieli się zjednoczyć jeśli chcieli znaleźć jakieś wyjście z tej sytuacji. Miał nadzieję, że wspólnymi siłami coś wymyślą.
Powrót do góry Go down
Niklaus Mikaelson
Niklaus Mikaelson
Niklaus Mikaelson
Original
Punkty : 36
Sob Lut 23, 2019 9:41 am
Klaus był wściekły. Nie trzeba było tego chyba mówić. Nie tylko chodzi o upokorzenie, ale i porwanie Hope i Elijah miał całkowicie rację w tym, że w tym momencie Nik był nieprzewidywalny. W tym momencie nie tylko chodziło o zemstę, ale i bezlitosny mord na tych, którzy przyczynili się do zaistniałej sytuacji. Zagubienie również borykało Pierwotnego. Brak córki ani informacji o tym, gdzie znajdują się jej porywacze doprowadzały go do szału, ale Elijah... Co on by zrobił bez niego. Klaus ledwo wytrzymuje nerwowo to wszystko, chciałby mieć informacje już teraz, natychmiast, chciałby już podjąć działania. Wewnętrzna bestia się w nim obudziła, która przez już tak długi czas była ukrywana skutecznie, no ale niestety... Cała ta praca poszła na marne, desperacja zachwiała jego wewnętrzną równowagę, niewielu teraz może sobie poradzić z Niklausem.
Bezzwłocznie zjawił się w wybranym miejscu, nie ostrzegł nawet o swoim przybyciu, wpadł bardzo szybko do rezydencji, a później było słychać tylko jedno. - ELIJAH! - Słychać było gniew i desperację w tym wrzasku. Chciał informacji, chciał działań, ale na pewno jego brat wiedział, że przede wszystkim w środku targa nim rozpacz nie wiedząc, gdzie jest jego córka, bojąc się o jej bezpieczeństwo...
Powrót do góry Go down
Freya Mikaelson
Freya Mikaelson
Freya Mikaelson
Original
Punkty : 41
Nie Lut 24, 2019 8:11 pm
#2, parę dni po porwaniu
Nie odpuszczałam, ilekroć moja moc się w części zregenerowała, próbowałam znów zlokalizować bratanicę i przebić się przez zaklęcia ciotki. Nie ustawałam w wysiłkach, kiedy tylko mogłam i byłam w stanie, było to możliwe, próbowałam. Zniszczyłam tym sposobem wiele map, ale nie przestawałam, nawet kupiłam ich duży zapas. Aż znalazł mnie Elijah, kiedy ja całą uwagę poświęciłam poszukiwaniom. Udałam się z nim do nowego domu, a przynajmniej tymczasowego i tam w pierwszym lepszym pokoju gdy było to dla mnie możliwe, rzucałam dalej zaklęcia lokalizujące, jakie tylko znałam, a obijając jednocześnie zaklęcie maskujące, które musiało prędzej czy później paść, uderzane przez moje raz po raz.
Wreszcie po kolejnym rzuceniu zaklęcia, zeszłam z pokoju na spotkanie rodzinne. Trzeba było wspólnie coś rozplanować, wymyślić. Zeszłam po schodach na dół, do salonu.
Znów się nie udało. Jednak prędzej czy później się przebiję, godzina i powinnam mieć znów wystarczająco mocy — powiedziałam, kierując się do kanapy, aż przy niej się zachwiałam i oparłam ręką o mebel, by się nie przewrócić. Usiadłam, nawet nie zauważając ściekającej z mojego nosa strużki krwi, przez tak wymęczony i osłabiony zaklęciami organizm. Nie patrzyłam na swoje zdrowie, rodzina była ważniejsza od niego. Nie potrafiłam nawet zmrużyć oka tylko nadal próbowałam. Nie potrafiłam spocząć, nie kiedy Hope była u tej diablicy i jej życie, jej przyszłość, były w niebezpieczeństwie. Westchnęłam, słysząc Niklausa. Wiedziałam że będzie z nim źle i rozumiałam go. Kochałam Hope jak własną córkę i wiedziałam też co czuje. Zacisnęłam zęby, wściekła na siebie, że nie obroniłam nas wtedy. Inaczej nadal bylibyśmy w Nowym Orleanie, a Hope byłaby bezpieczna.
Powrót do góry Go down
Elijah Mikaelson
Elijah Mikaelson
Elijah Mikaelson
Original
Punkty : 50
Pon Lut 25, 2019 12:05 am
Znał Klausa od wieków, więc znał jego podejście i zachowania. Ale po raz pierwszy znaleźli się w takiej sytuacji, gdzie ktoś porwał jego własne dziecko. Takich kwestii się nie wybacza. Niestety złość Klausa nie była obecnie pożądana. Bezwiedny rozpierdziel mógł wywołać katastrofalne skutki, bo jeśli nie mogą opuścić tego miasta to znaczy, że musieli uważać i nie wychylać się. Bo roiło się tu zarówno od łowców jak i ludzi, a wiadomo że jak połączą siły to może zrobić się nieprzyjemnie. Zły Klaus jest przeświadczony, że pokona każdego, ale ostatecznie nie byli całkowicie niepokonani. A mieli sporo do stracenia.
- Niklaus, proszę. Twoja złość nie zwalnia z dobrych manier - powiedział, kręcąc głową. Doskonale wiedział, dlaczego jego brat taki jest. Klaus wiedział, że jego brat w każdej sytuacji mu pomoże, ale jednak musiał go też czasem sprowadzić na ziemię i doprowadzić do porządku.
- Poczekajmy na Freyę - stwierdził i faktycznie nie musieli długo czekać, bo zaraz pojawiła się ich starsza siostra. Nie miała dobrych wiadomości i Elijah to wiedział, zanim jeszcze się odezwała. Kiwnął głową nieco zawiedziony, ale nie oczekiwał od siostry cudów, choć miał nadzieję, że uda jej się zlokalizować Hope. Cała rodzina bardzo ją kochała i każdy z nich oddałby za nią życie. Klaus o tym wiedział, dlatego jego szaleństwo musiało być ogarnięte.
- Słuchajcie, wybadałem nieco temat. Zostaliśmy użyci w rytuale, a przez to żaden nadnaturalny nie może opuścić miasta jak już do niego wejdzie - powiedział co wiedział i czekał, czy jego rodzeństwo ma jakieś dodatkowe rewelacje. Musieli się jakoś dostosować do sytuacji, ale też działać.
- W mieście roi się od łowców, którzy polują na nadnaturalnych. Raczej nie damy rady ich wszystkich wyłapać - trochę jak walka z wiatrakami, a mieli przecież ważniejsze rzeczy do roboty. - Musimy ustalić jakiś plan działania. Hyden Lake to wielkie miasto, przeszukanie go będzie długie i żmudne.
W końcu, jeśli sprawdzą jedno miejsce to potem ktoś je może zająć.
- Niemniej myślę, że Hope znajduje się w mieście - logika mu to podpowiadała. Spojrzał najpierw na Freyę, a potem na brata.
Powrót do góry Go down
Niklaus Mikaelson
Niklaus Mikaelson
Niklaus Mikaelson
Original
Punkty : 36
Pon Lut 25, 2019 10:31 pm
Nie byli niepokonani... Ale Klaus nie zamierza w związku z tym siedzieć i nic nie robić, oczywiście nie zarzuca tego innym ze swojej rodziny, ale on jest chyba najbardziej palący się do działania, przynajmniej na chwilę obecną, kiedy nie wie, co się dzieje z jego córką, a jego ego mocno ucierpiało. - Elijah... - Chciał mu coś powiedzieć nadal mając mocno zdenerwowany wyraz twarzy, ale widząc zakrwawioną Freyę... Coś go tknęło, nie dokończył myśli, którą chciał powiedzieć swojemu bratu. Usiadł obok siostry, westchnął ciężko, a potem objął ją lekko jedną ręką jednocześnie spoglądając na Elijah. - Nie wiem, gdzie jest moja córka, martwię się o nią ogromnie, a do tego kieruje mną żądza mordu na porywaczach. Nie potrafię być spokojny. - Powiedział po chwili zrozpaczonym głosem, kiedy rzeczywiście został sprowadzony na ziemię przez swoje rodzeństwo, a potem przytulił Freyę bliżej siebie i czulej - Musisz być w pełni sił, nie pomożesz nikomu będąc na skraju wytrzymałości... Musisz odpocząć, Freyo... - Westchnął ciężko i głaskał ją delikatnie po głowie samemu się do niej przytulając. Może i był alfą, tym najsilniejszy, ale zostanie ojcem odmieniło go, nie radził sobie, on również potrzebował teraz swojego rodzeństwa, jak nigdy wcześniej. Jeśli chciałoby się szukać szczęścia w nieszczęściu, to dzięki tej sytuacji Klaus pogłębił swoją wewnętrzną więź nie tylko z córką, ale i rodzeństwem.
- To ma sens wszystko, co mówisz, ale potrzeba planu. Musimy coś wymyśleć nie tracąc zbyt wiele czasu. Nie interesuje mnie, jak doszło do tej sytuacji, interesują mnie winni. - Odniósł się do słów brata. Normalnie pewnie szukałby też przyczyn i mechanizmów, ale w obecnym stanie był maszynką do zabijania, której wystarczyło tylko wskazać cel. Gdyby nie rodzeństwo i Caroline, byłby stracony...
Powrót do góry Go down
Freya Mikaelson
Freya Mikaelson
Freya Mikaelson
Original
Punkty : 41
Sro Lut 27, 2019 9:36 pm
Słuchałam Elijah, kiedy mówił o tym czego się dowiedział i westchnęłam. Czyli chodziło o zamknięcie nas wszystkich w jednym miejscu, żeby nas wszystkich wyeksterminować? Szczęśliwie niezniszczalny kołek z białego dębu został zniszczony, więc jeśli był jakiś o jakim nie wiedzieliśmy, to nie było co się martwić o życie i bezpieczeństwo mojej rodziny, ale i tak niebezpieczeństwo i ryzyko jako tako było i trzeba było mieć to na uwadze. Ewentualnie mogą nas spróbować unieszkodliwić na zawsze, bez zabijania, co utrudni sprawę.
My nie, mamy za mało czasu, a miasto małe też nie jest. Można jedynie zorganizować wampiry i ewentualnie nie tylko, żeby polowały na łowców. Będą straty, ale będzie bezpieczniej. Tak jak w Nowym Orleanie Marcel zorganizował wampiry, można tu podobnie zrobić — odpowiedziałam z westchnieniem i myślałam jeszcze chwilę nad tym. — Choć niemożliwość opuszczenia miasta jest nam na rękę. Jeśli nie możemy wyjść, nie może także i Dahlia z Hope. Prędzej czy później pewnie przebije się przez zaklęcie, ale skupiona na tym, możliwe że nie będzie utrudniała zlokalizowania jej. Jeszcze trochę i rozbiję jej zaklęcie maskujące — stwierdziłam z westchnieniem znów. Kiedy Niklaus usiadł obok mnie i mnie objął, spojrzałam na niego, po czym wzrokiem wróciłam do Elijah, ciekawa jego zdania na ten temat. A wtedy odezwał się znów brat, przytulający mnie mocniej i cieplej. Musiałam przyznać, że poczułam się lepiej. Nigdy nie zwykłam dostawać takiego wsparcia jak teraz, przez wieki byłam zdana na siebie przez Dahlię. To było nowe uczucie, ale przyjemne i przede wszystkim skuteczne. Wtuliłam się w niego, nie mogąc powstrzymać tej potrzeby czułości i wsparcia. Powrót Dahlii sam w sobie był dla mnie trudny. Nienawidziłam jej do nieopisanego stopnia, ale bałam się jej tak, jak nikogo kiedykolwiek i musiałam zapanować nad tym strachem.
Odpoczywam. Na przykład teraz. Zbieram siły, za godzinę będę mogła wykonać kolejne zaklęcie i tak aż do skutku. Z runami jest większa siła przebicia, w zaklęciu w którym Finn użył w Nowym Orleanie run. Tak jak on próbuję lokalizować Hope i myślę że może... Siedem, osiem razy i zaklęcie maskujące upadnie — odpowiedziałam, uparta żeby dalej działać i nie spocząć. Nie patrzyłam na swoje zdrowie, swoje dobro, kiedy chodziło o rodzinę. Ona była ponad wszystko. Kiedy poczułam w końcu krew pod nosem, wyciągnęłam chusteczki i ją wytarłam jedną z nich. Wtedy przyszło mi coś do głowy. Wstałam, żeby pójść na chwilę do pokoju, po czym wróciłam ze zrulowanymi ziołami. Podpaliłam je, wymamrotałam parę słów zaklęcia, po czym odłożyłam do misy. Zachwiałam się po drodze do kanapy, ale usiadłam obok brata znów, wkradając się w jego objęcie znów.
Na zaś, żeby nie była krok przed nami. Ostrożności nigdy za wiele — wytłumaczyłam użycie zaklęcia, uniemożliwiającego podsłuchanie nas. — Mam plan. Przy odrobinie szczęścia uda nam się ją znów zabić jeśli wszystko pójdzie dobrze. Po zlokalizowaniu Dahlii, możemy wybrać moment by zabrać Hope. Nawet ona nie będzie cały ten czas siedziała gdziekolwiek się ukryła. Dahlia wyczuje gdzie jest Hope, ale możemy ją zabrać do innego miejsca. Pamiętacie Saint James Infirmary w Nowym Orleanie? Gdzie Josephine LaRue rzuciła zaklęcie, by nie działała tam magia? Tu nie ma Nowego Orleanu, nie ma przodków, więc bez przeszkód mogę użyć takiego zaklęcia. W takie miejsce zabierzemy Hope, może to nawet być jedno z pomieszczeń tu. Jeśli Dahlia nie zdąży wyczuć tego i przekroczy próg, mamy sekundę by ją zabić z łatwością — opowiedziałam o swoim planie, spoglądając to na Niklausa, to na Elijah.
Powrót do góry Go down
Elijah Mikaelson
Elijah Mikaelson
Elijah Mikaelson
Original
Punkty : 50
Czw Lut 28, 2019 11:33 pm
Oczywiście, Elijah również nie zamierza siedzieć z założonymi rękami i czekać na rozwiązanie. Oni musieli rozwiązać ten problem. Klaus wiedział, że jego rodzeństwo kochało Hope i zrobiłoby dla niej wszystko. Każdy z nich był gotowy do walki.
Rozumiał Klausa i współczuł mu, ale musieli zachować trzeźwość umysłu, mimo gniewu. Od tego Elijah był, prawda? Żeby temperować zapędy brata, gdy ten przesadza. Choć Klaus niejednokrotnie ignoruje brata to ten zwykle ma rację.
- Zdaję sobie z tego sprawę, Niklaus. Ale nie możemy pozwolić, żeby wściekłość przysłoniła zdrowy rozsądek, bo wtedy na pewno nie wygramy - odpowiedział. Każde z nich się martwiło przecież, chociaż Klaus i Hayley byli najbardziej przerażeni.
Widząc Klausa przytulającego ich siostrę, Elijah nieco się zdziwił, że jest taki czuły. Ale wolał taką wersję, niż mordowanie niewinnych ludzi. Kiwnął głową, zgadzając się z Klausem odnośnie sił Frei. Musiała się oszczędzać na ile to było możliwe.
- Winni? Czarownice i łowcy, ale konkretnych osób nie jestem w stanie ci podać - nie miał możliwości, żeby się tego dowiedzieć.
- A co, jeśli Dahlia przy rzucaniu zaklęcia nałożyła na siebie jakieś zaklęcie ochronne, które pozwala jej na opuszczanie miasta? - zapytał. Ostatecznie mieli do czynienia z magią, więc nic nie było niemożliwe. Spojrzał na Freyę, czy potwierdzi jego słowa, czy zaprzeczy, że nie jest to możliwe. Nie było to pocieszające, ale musieli brać wszystkie opcje pod uwagę, prawda? Nie mogli zatrzymywać się przy tej najbardziej optymistycznej.
- To dobry pomysł, ale jesteś pewna, że tak duże zaklęcie cię nie osłabi? Pamiętaj, że nawet potężne czarownice mają swoje limity - ostrzegł ją. Nie chciał stracić siostry, gdy dopiero co ją odzyskał. - Poza tym, musimy wziąć pod uwagę, że Dahlia przejrzy nasz plan. Musimy mieć kilka wersji zapasowych, żeby nie stracić jedynej szansy. I przede wszystkim musimy znaleźć Hope, co też nie jest łatwe.
Powrót do góry Go down
Kol Mikaelson
Kol Mikaelson
Kol Mikaelson
Original
Punkty : 21
Nie Mar 03, 2019 5:51 pm
#1 (poprzedni autor)

To nie tak, że w ogóle nie zamierzał uczestniczyć w planach rodzeństwa i że niespecjalnie interesowało go to, co dla nich rzeczywiście było dość istotne, by organizować rodzinne spotkania. Po prostu... nieszczególnie uważał, by ich plany należały do tych dobrych. Wolał działać jednak na własną rękę, nie próbując nawet przeforsować własnego zdania, jeżeli akurat bardziej zależało mu na pożądanym efekcie niż na denerwowaniu rodzeństwa. Stąd też nie powinna dziwić nieobecność Kola podczas spotkania Mikaelsonów. Zamiast bowiem siedzieć bezczynnie w rezydencji i czekać bez większego sensu na to, aż jego rodzeństwo wpadnie na coś błyskotliwego, postanowił samodzielnie rozejrzeć się po mieście i zorientować w sytuacji. W końcu... nie byli tu przecież sami. Pomijając zaś spore grono zupełnie bezwartościowych nadnaturalnych stworzeń, w mieście mogły się znaleźć również osoby, których pomoc mogła się przydać. Albo które przynajmniej wiedziały nieco więcej na temat całej tej sytuacji i które mogły przysłużyć się informacjami. Choćby o tym, kto dokładnie odpowiedzialny był za rzucenie zaklęcia, które uniemożliwiało im wydostanie się z Hayden Lake.
Wrócił do rezydencji, zamierzając zastanowić się nad tym, czego udało mu się dowiedzieć i jak można byłoby rozwiązać problem ich rozległego więzienia. Naprawdę jednak nie byłby sobą, gdyby zastawszy trójkę starszego rodzeństwa w salonie, tak po prostu pozwolił im dalej w spokoju snuć ich - zapewne wyjątkowo kiepskie - plany. Z czystej ciekawości miał zamiar posłuchać, na co zdążyli już wpaść. Z czystej przekory zaś - podziałać im nieco na nerwy. Bo dlaczego by nie? Zwłaszcza, że sam nie był szczególnie zadowolony z zaistniałej sytuacji. Prawdę powiedziawszy - nie podobało mu się to ani trochę, zaś fakt, że rozwiązanie problemu wcale nie należało do najłatwiejszych, nijak nie poprawiał całej tej sprawy. A co mogłoby działać lepiej w walce z własną irytacją, jeśli nie podzielenie się nią z innymi...?
Z kompletnie beztroskim uśmiechem wszedł do salonu, rozsiadłszy się następnie na fotelu, nogi przewieszając przez jego poręcz.
- Coś mnie ominęło? - powiódł spojrzeniem po twarzach siostry i braci, nawet nie próbując udawać, że jakkolwiek przejmował się powagą sytuacji. To znaczy... w porządku, przejmował się. Ale nie oznaczało to jeszcze, że naprawdę musiał bawić się w całe to ich poważne obradowanie, grobowe miny i szeroko rozumianą sztywność.
Powrót do góry Go down
Niklaus Mikaelson
Niklaus Mikaelson
Niklaus Mikaelson
Original
Punkty : 36
Nie Mar 03, 2019 5:55 pm
Skupił się na słuchaniu tego, co wiedziało i planowało rodzeństwo. Elijah miał rację. Musiał się uspokoić, żeby zachować jasność umysłu, co starał się uczynić dbając o to, by Freya poczuła nieco braterskiego wsparcia i miłości, dlatego też uśmiechnął się delikatnie, kiedy siostra sama weszła w jego objęcia, nie omieszkał dalej delikatnie dłonią przejeżdżać jej włosy i obejmował, jak wcześniej.
- Nie znam lepszej czarownicy od Ciebie, Freyo. Dahlia nas zaskoczyła, wierzę, że w Tobie tkwi większa moc, poza tym masz rodzinę, a ona swoich wspólników opiera o strach, Ty masz osoby, które Cię kochają i staną za Tobą murem, pamiętaj o tym. Dlatego też proszę Cię, musisz dbać o swoje siły i nie wybaczę sobie również, jeśli Cię stracimy. - Powiedział to w zgodzie ze słowami Elijah, kiedy zetknął się na chwilę czołami z siostrą. Chciał podbudować jej morale, chciał pokazać jej, że doceniał jej działania. Bywał dla niej oschły czasami, ale nie dało się ukryć, że Klaus w swojej skomplikowanej powłoce bardzo kochał swoją rodzinę... Potem zwrócił się do brata. - Wiem, Elijah, że to nic nie da, ale to jest silniejsze ode mnie... - Westchnął ciężko nadal głaszcząc powoli i delikatnie Frycię, musiał chwilę pozbierać myśli. Oboje macie jakiś plan... Z reguły też go mam, ale w obecnym stanie ciężko mi jest coś wymyśleć. Umówmy się tak, że poszukam w tym mieście osób, które byłyby skłonne nam pomóc, może kogoś natrafię... - Nie ma co się dziwić, że ledwo trzymał się kupy, prawda? Gdyby był zdany sam na siebie, oszalałby... Hayley o dziwo lepiej to od niego znosiła, ale widział w niej niemałe zmartwienie.
Spojrzał potem na Kola, który beztrosko wparował do pokoju. Nie zdziwił się Klaus, że chciał sprawić takie, a nie inne wrażenie... - Kol. Nie musisz udawać, obaj wiemy, że dobrze się domyślasz, co robimy. Masz ochotę dodać coś od siebie? - Dodał z lekkim przekąsem w głosie mając zamiar zagrać nieco w grę brata. Kol potrafił być wrzodem na dupie swoim zachowaniem, ale był bratem Klausa, kochał go mimo wszystko i dlatego przymykał oko na wiele jego wybryków, zresztą to na pewno działało w dwie strony, w końcu Mikaelsonowie, to pokrętna rodzina.
Powrót do góry Go down
Freya Mikaelson
Freya Mikaelson
Freya Mikaelson
Original
Punkty : 41
Wto Mar 12, 2019 9:04 pm
Jeśli tak, będzie trzeba wymyślić zaklęcie o identycznym działaniu. Prawdopodobnie nie mogła wyjść albo jeszcze nie może, ale to jedynie jedno z kilku założeń. Do czasu aż popracuję nad takim zaklęciem, powinniśmy już wiedzieć czy jest ona w Hayden Lake czy jest daleko stąd — odpowiedziałam Elijah, czując się lepiej dzięki jeszcze drugiemu bratu, obejmującemu mnie i przytulającemu. Było mi lepiej gdy jeździł dłonią po moich włosach, kiedy mniej czułam, że daję z siebie za mało. Nadal byłam na siebie wściekła, przez co wymagałam od siebie jeszcze więcej. A rodzina przesłaniała wszystko inne, włącznie z moim zdrowiem.
Zapasowe oczywiście musimy wymyślić. Postawienie na jedną kartę będzie zbyt ryzykowne, jak wtedy przeciwko niej w Nowym Orleanie — odpowiedziałam od razu, w końcu, to akurat było oczywiste. Tylko po prostu musiało być powiedziane. Wysłuchałam również i Niklausa i zrobiło mi się też lepiej na sercu, kiedy wysłuchałam go do końca. Frustracja jednak pozostawała. Po tylu wiekach miałam wymarzoną, ukochaną rodzinę, poczułam jak to jest być przez nią kochaną, ale gdy przyszło co do czego, nie zdołałam jej obronić. Zwłaszcza jako najstarsza.
Dobrze, odpocznę. Więcej, tak jak nalegacie, by mieć więcej mocy w zapasie. Dlatego, wracając do twojego pytania Elijah, jak będziemy mieć chwilę, pośpię, by szybciej zregenerować moc — odpowiedziałam brunetowi. Jednak nie powiedziałam że zamierzam się wspomóc wywarem nasennym, by spać więcej i szybciej odzyskać moc. Cel dla mnie uświęcał środki, zwłaszcza gdy broniłam swojej rodziny. Aż wszedł Kol i westchnęłam cicho. Choć z nim z tu zebranych znałam się najkrócej, zdążyłam zauważyć to i owo u niego. Jednak bezwarunkowo go kochałam, jako mojego brata.
Trochę tak. Jednak spokojnie, jeszcze więcej przed nami — odpowiedziałam mu, starając się mimo wszystko nie pokazać po sobie zmęczenia. Musiałam dawać radę i chciałam pokazywać, że tak jest. Nawet jeśli nie było. Jednak liczyłam na wiedzę Kola, która odnośnie magii była ogromna, co też nowością nie było zresztą.
Powrót do góry Go down
Elijah Mikaelson
Elijah Mikaelson
Elijah Mikaelson
Original
Punkty : 50
Czw Kwi 04, 2019 10:09 pm
- Problem w tym, że Freya jest sama, a Dahlia ma za sobą sznur czarowników. Między innymi tych, którzy wykonali to zaklęcie - stwierdził, po czym zaproponował coś, może szalonego, a może inspirującego? - Freya, może powinnaś poszukać w mieście czarownic, które będą z tobą pracować? Ludzi, którzy tak jak my zostali tutaj przetransportowani przez łowców?
Widział te busy, które podjeżdżały i rozrzucały nadnaturalnych. Zupełnie jakby byli w jakimś getcie albo hodowli bydła, które ostatecznie pójdzie na rzeź. Na pewno były tu czarownice dobre, które bały się zdemaskowania i nie wychylały się. Warto było wyciągnąć do nich rękę.
- Wiem, Niklaus. Musimy być sprytni - stwierdził oczywiste. Wtedy do pokoju wszedł Kol. Jego postawa była dla Elijah niezrozumiała, ale nawet się nie starał, bo nie miał na to czasu.
Kol nie był jakimś pionierem, bo owszem spotkanie zostało zaplanowane, ale to nie znaczy, że Elijah nie rozglądał się po mieście. Robił to codziennie, dlatego tak dużo zdołał się już dowiedzieć.
Nie przeszkadzało mu, że brat działa na własną rękę, o ile zbierał jakieś informacje. Poza tym rzadko miał okazję go widzieć, bo spędzali czas poza rezydencją.
- Próbujemy ustalić jakiś plan, skoro już wiemy, że Dahlia przepadła - odpowiedział najmłodszemu bratu. Spojrzał na niego wyczekująco, czy może ma jakiś pomysł albo plan - oprócz szlajania się po mieście.
- To może trochę ryzykowne, ale co Wy na to żeby poobklejać miasto ogłoszeniami o zaginięciu? Może jak nagłośnimy sprawę to zgłosi się ktoś kto widział Hope? W końcu mieszkają tu też zwykli ludzie - zaproponował. Nie wiedział już jak to ugryźć. Czarami jej nie znajdą, fizycznie nadal szukają, ale musiało być coś jeszcze co im pomoże. Czekał na reakcję rodzeństwa.
Powrót do góry Go down
Kol Mikaelson
Kol Mikaelson
Kol Mikaelson
Original
Punkty : 21
Wto Kwi 23, 2019 11:13 am
#1
To, co się tutaj odpierdzielało przechodziło ludzkie pojęcie. Nie wiedział jak ma się zachować, bo chciał się z Tond wydostać jak reszta. Bawiło go widok wściekłego i zakłopotanego Klausa, a sama w sobie sytuacja była dość… dziwna. Chodź nie, to złe określenie.
- Poproście o pomoc Wilki z watahy Harley. Niech spróbują coś wyniuchać. – Rzucił obojętnym tonem. W końcu Hope łączyła dwa zaciekle walczące ze sobą klany wilkołaków i wampirów czy to się komuś podobało czy nie. Sam zamierzał poprosić Davine o pomoc. Nie sądził, że od razu zgodzi się pomóc jego rodzinie i Freji, ale warto spróbować. – Ja sam poproszę Davinę o pomoc. Freya potrzebuje jeszcze jednej czarownicy, my jej nie wystarczymy. – Uśmiechnął się kpiąco i puścił oko do siostry. Widać było, że jest wyczerpana. Zaschnięta strużka krwi pod jej nosem o tym świadczyła. I worki pod oczami.
- Powinnaś się przespać przez ten czas siostrzyczko. – z całej tej jego narwanej rodzinki tylko ją darzył szczerą sympatią. Była odniesieniem tego wszystkiego, za czym tak bardzo tęsknił. Nie chciałby tej małej blond czarownicy coś się stało. Zależało mu tak samo na niej jak na Devinie. Może, dlatego, że obie były czarownicami, a on nie cierpiał nigdy swojego wampirzego wcielenia? Sam do końca tego nie ogarniał.
- I podaj Elijah też nasz adres. Niech łowcy od razu tutaj wpadną z białym dębem. Albo inni czarownicy. Każdy by chciał nas zabić, więc mądre rozwiązanie. – Prychnął i wyciągnął telefon by napisać do swojej małej kochanej czarownicy.
Powrót do góry Go down
Niklaus Mikaelson
Niklaus Mikaelson
Niklaus Mikaelson
Original
Punkty : 36
Pią Maj 03, 2019 9:46 pm
Na tą chwilę jedynie obserwował swoje rodzeństwo... Sytuacja była napięta i trudna, ale to już chyba było normą u Mikaelsonów. Wysłuchiwał każdego obecnego, który miał coś do powiedzenia odnośnie obecnej sytuacji, a potem po chwili zastanowienia postanowił się odnieść do każdego z rodzeństwa, by podzielić się swoimi myślami.
- Kol, nie wiemy ile wilków z watahy jest w mieście, poza tym ta wataha jest zbyt unikatowa, by ryzykować ich życiem. Wybicie półksiężycowych źle wpłynie na resztę wilkołaków. Zapewniam Cię. - Hayley należała do wilkołaków półksiężycowych, jak reszta jej watahy. Niby nie różnili się zbyt wiele od innych wilkołaków, ale ich korzenie i pewne... Możliwości sprawiały, że były nieco wyżej od większości wilków. Ich wybicie może być opłakane w skutkach, a niestety przy nieznanym przeciwniku wybicie takiej watahy jest możliwe i zbyt wielkim ryzykiem. - Nagłośnienie sprawy zaginięcia Hope jest absolutnie wykluczone. Sprowadzimy na siebie zbyt wielu przewników. Łowców wybijemy, ale nie mamy pewności czy nie sprowadzą armię zbuntowanych wiedźm. Nawet my nie damy im rady. - Westchnął ciężko i pokręcił przecąco głową na sugestię Elijah. Całkowicie nie zgadzał się z jego pomysłem. - Musimy w ukryciu działać. Przeciwnicy wiedzą, że tu jesteśmy. Nie ułatwiajmy im znalezienia nas. Jeśli już jest propozycja wykorzystania watahy Hayley, to bardziej bym proponował zrobić z nich informatorów. Niech wyciągną jak najwięcej z podziemia, mogą dostarczyć informacji, które nam się przydadzą. Gdybym tylko wiedział, gdzie jest mózg tej całej operacji uwięzienia nas... - Westchnął jeszcze ciężej. Chciał działać już teraz, rozpierało go od środka, żeby zabić ich wszystkich, ale nie mógł zabijać kogo popadnie... Tyle czasu się marnuje bezproduktywnie...
Powrót do góry Go down
Freya Mikaelson
Freya Mikaelson
Freya Mikaelson
Original
Punkty : 41
Pią Maj 10, 2019 9:07 pm
Poszukam z pewnością kogoś. Na pewno musi się znaleźć jedna, która poniesie informację dalej, niczym domino. Zacznę od jednej, polecą kolejne, a opór będzie coraz większy wobec łowców — odpowiedziałam bratu, opierając nadal głowę o ramię Niklausa. — Poza tym, nie jestem sama. Mam was, jestem potężna, więc łatwo nie będzie przeciwko mnie — dodałam i zacisnęłam usta w wąską linię. I właśnie, byłam tak potężna, a byłam jednak tak słaba i nieostrożna, by dać się tak załatwić.
Zrobię co tylko mogę, żeby ją zlokalizować. Jeśli cena tego wszystkiego co zrobiła naszej rodzinie nadal do niej nie dotarła, sprawię by spłaciła w całości wszystko co nam zrobiła — warknęłam, choć słabo. Nie miałam zbytnio sił, ale oczywiście, nie byłabym sobą przyznając się do tego. Przymknęłam na chwilę oczy, przysłuchując się ich rozmowie, która zeszła też na wilkołaki.
Zdrzemnę się niedługo — odpowiedziałam Kolowi, choć i tak powinnam pospać, a nie się jedynie zdrzemnąć. Wątpiłam że w ogóle zmrużę oko, więc wiedziałam że potrzebny będzie mi jakiś napar. Jednak doceniałam jego troskę, cieszyłam się z naszej dobrej relacji. Byliśmy nawet podobni do siebie, wykluczani z rodziny cały ten czas aż do teraz. Wiedziałam że nie miał łatwo, tak samo nie miałam i ja. I możliwe że dlatego świetnie się rozumieliśmy.
Aż Elijah zaproponował rozniesienie wieści, od razu pokręciłam głową.
Hope i tak odziedziczy po nas masę wrogów. To da im okazję, wyścig szczurów, kto pierwszy się najokrutniej zemści. Zbyt duże niebezpieczeństwo. Lepiej rozpuścić wieść, że Dahlia za to odpowiada w dużej mierze, że jest kluczem do uwolnienia się. W pewnym sensie, faktycznie jest, bo jest wielkim problemem, a nie możemy się skupić w pełni przez nią. Jeśli ją znajdą, szybciej będziemy mieć szansę odzyskać Hope. A wilki półksiężyca po uratowaniu jej, mogą jej pilnować, kiedy my w pełni skupimy się na naszych nadprzyrodzonych nazistach — zaproponowałam w końcu, olewając już słaby ton.
Powrót do góry Go down
Sponsored content
Sponsored content
Powrót do góry Go down
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry Strona 1 z 1
Skocz do: