The Original Diaries

Hayden Lake wita..
 

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down
Idź do strony : Previous  1, 2
The Original Diaries
The Original Diaries
The Original Diaries
Special
Punkty : 1154
Wto Wrz 18, 2018 10:00 pm
First topic message reminder :

Roger napisał:
#1

Stojąc nad ciemnymi wodami jeziora w Mystic Falls, wpatrywał się toń starając się dostrzec otchłań, która z kolei patrzyła na niego swoimi wszystkimi zmysłami. Niemalże czuł macki, które przesuwają się powoli po jego ciele i smakują cienia, który trawił duszę Rogera od wielu wieków. W końcu ile czasu temu oddał się magii, której istnienie według innych czarownic było abominacją? Dla niego to nie było ważne. W końcu to nie on skrzywdził świat tworząc klątwy wilkołactwa czy wampiryzmu. Czarownice nie powinny krytykować jego a siebie, że nie dopilnowały powstania bestii, potworów mogących całkowicie zniszczyć strukturę, na której stał cały świat.
Potęga wampirów oraz istnienie wilkołaków mocno denerwowało Seversona, który dążył do tego aby czarownice znowu pojawiły się na szycie łańcucha pokarmowego i odzyskały dawne, starożytne moce będące ich siłą. Tajemnica to był klucz do magii, o której dawno zapomniano, a do której on jako jeden z niewielu odważył się sięgnąć.
A teraz? Teraz szukał innych o podobnych zapędach, o takiej samej mocy aby przekonać ich do stworzenia jeszcze czegoś większego niż sama ekspresja? Bo może była ona silna ale jednak nadal za słaba dla kogoś takiego jak Severson. Właśnie dlatego udał się do Mystic Falls, do miasta, gdzie magia ostatnio była wyjątkowo silna. Szukał czarowników o chłodnych sercach i mrocznych duszach aby połączyć się z nimi jak z braćmi i siostrami. Pragnął zawiązać sabat tak czarny, jak to było tylko możliwe. Jedyne połączenie mocy wielu wiedźm dawało siłę, która zatrzęsie światem i sprawi, że serca bestii w końcu struchleją przed burzowymi chmurami, które powoli zbierały się i piętrzyły nad Nowym Orleanem. Bo właśnie to tam, gdzie obecnie siedzieli Pierwotni zamierzał najaktywniej działać. I chociaż lubił niektórych z tego prastarego rodzeństwa to jednak współczuł im, że ich własna matka pozbawiła ich siły, o której mało kto może pomarzyć. Współczuł im utraty czarodziejskich zdolności.
Stał teraz na pomoście, nad ciemną tonią i przygotowywał się do odbycia rytuału. Znał to zaklęcie, bo sam je stworzył. Było ono częścią jego ego. Rozłożył ręce i zaczął inkantację.
- Rozrywam zasłonę, niszczę rzeczywistość a wezwana ciemność niech weźmie w objęcia ten świat. Niech prawda wniknie w umysły czarnych dusz a ścieżki śmierci i snów poprowadzą je ku mnie. Na topielców w nieskończonej toni, niech ten czar płynie w nieskończonym eterze i woła ile sił! - Ostatnie słowa krzyczał, jakby chciał żeby jego głos pojawił się w każdej głowie. Zerwał się wiatr, który zdawał się bronić przed magią cienia ale jednak on był zdecydowanie lepszy i mocniejszy. Zacisnął dłonie w pięści a wokół jego osoby zaczął kotłować się czarny dym. Spod jego nóg dym powoli zaczynał obejmować taflę wzburzonego jeziora. Z czasem woda stała się czarna, jakby ktoś wlał tam farbę. Pierwsza część czaru została zakończona.
- W cieniu tajemnic magia ukryta, niech płynie liniami mocy. Dotrzyj o Pani Ciemność do serc, które nie istnieją! Dotrzyj do umysłów, które rozpiera wiedza oraz potęga! Zmień żywioły, zniszcz porządek, wzywam cię do świata, gdzie nie istniejesz abyś rozpoczęła swoje rządy! - Nagle powietrzem wokół wstrząsnął potężny, niewidzialny wybuch. To wyglądało tak, jakby się patrzyło na Rogera przez rozgrzane powietrze, jak czasami dostrzega się falującą fatamorganę. Jednakże to była struktura rzeczywistości, która nie mogła znieść w sobie czegoś co nie było dla niej właściwie, co nie było naturalne. I rozeszła się ona w mroku nocy, pomknęła z ogromną prędkością przez miasto i rozwiała się dopiero około w promieniu pięćdziesięciu kilometrów od Seversona. Ten z kolei zrobił w końcu swoje, usiadł na skraju pomostu i czekał aż wezwani nadejdą.
Powrót do góry Go down
AutorWiadomość
Oswald von Everec
Oswald von Everec
Oswald von Everec
Witch
Punkty : 35
Sro Lis 07, 2018 1:01 am
Myślisz, że ciało mi nie wystarczy usłyszał i zamierzał mu odpowiedzieć splunięciem prosto w twarz, jednakże nie sprawował kontroli nad ciałem, więc zamiar trafił do kosza na inne plany, które też szlak trafił. Przyglądał się czarownikowi w milczeniu. Najwidoczniej nie próżnował i bawił się nim do woli. Powinien przejąć się ciałem, ale nie zrobiło to na nim wrażenia, nie dopóki przebywali w wyimaginowanej przestrzeni. W gorszym położeniu się znajdował. Gemini go zniewolili na pewien czas i co? Jest wolny jak ptak, a ta sytuacja zaraz się zakończy, Dylan pozbędzie się go z głowy, a on nałoży na dzieciaka jakieś dodatkowe bariery ochronne, bo to szczyt chamstwa wparować do zajętego umysłu z butami pełnymi słomy i windykacyjnymi roszczeniami. Czarownik ze wsi wyjdzie, ale wieś z niektórych przenigdy. Rozdziawił usta w niemym szoku, kiedy poczuł coś dziwnego i to wcale nie był penis w wzwodzie. Dostrzegł bowiem, że ten wymiar się przekształca, a raczej zniekształca. Roger go chyba zepsuł lub cała ich trójka coś naruszyła i teraz ich ciała były magicznie połączone z tym wymiarem i rany odniesione tutaj pozostawiały podobne piętno w rzeczywistości. Na moment sparaliżował go strach, bo takiego obrotu wydarzeń się nie spodziewał. Wyczuwał wkoło nich pełno magii, która wykrzywiła ten wymiar, spaczyła go, zniszczyła ład i porządek narzuconemu stanu.
Osiemnastoletni mistrz w tym co robi atakował żarliwie, z uporem osła ze Shreka nienaruszony jeszcze umysł naszego przestraszonego czarownika. Najśmieszniejsze w całej jego niedoli nie był fakt profanacji swojego ciała i bawienia się nim jak zdatną do używania dmuchaną lalką, no właśnie nie. Przerażała go, uwaga, bo tego jeszcze nie słyszeliście - niewiedza, nie wiedział o co chodziło z tym całym przeniesieniem ich obecnego stanu cielesnego do tego w rzeczywistości. Zwłaszcza, że poczuwał się odpowiedzialny do zrozumienia obecnej sytuacji, bo to on zaprojektował ten wymiar pierwotnie powołany do spotkań z Dylanem. To wymiar niespełnionych marzeń, który urzekał młodego i uzależniał. Nastolatek przebywał tu większość czasu, kiedy Oswald robił swoje. Każdy z nich mógł widzieć to miejsce inaczej, zależało to od nas samych. Dla Dylana miejsce w którym się znajdowali było kolejnym o ironio jeziorem, bo z niego taki napalony łowca szprotek i płotek. Oswald no ni chuja nie widział żadnego ładnego krajobrazu, widział ciemność, po niej chodził, no a teraz na niej leżał w niewygodnej pozycji i przyglądał się obcemu co też ten z nim wyprawia.
Palił mu się grunt pod nogami. Nie wiedział co się właściwie dzieje, nawet nie wiedział czy żyje, czy on w ogóle oddycha? Krzyknął, co było niesłyszalne dla pozostałych. Wszystkie następstwa działy się w umyśle tego głupiego paranoika. Na pewno nie znajdował się w piekle, to on dzielny bojownik ateizmu przecież, nie trafił by tam! Otworzył ociężałe powieki i wstał z miejsca, z pozycji siedzącej. Ciało nie było pod wpływem uroku, a umysł wydawał się być cały i nienaruszony. On to nie Kevin, wiedział że coś jest na rzeczach. Nie urodził się wczoraj. Oswald jak to Oswald, głupi trochę, ale też pomocny, bo szybko odpuścił bronienie swojej naruszonej już i tak godności. Poddał się z własnej woli?
- Jak mogę się poddać, kiedy na mnie ciut za mocno naciskasz, mistrzuniu. Powinna temu towarzyszyć raczej wolna wola, a nie wciskanie swoich plugawych łapek nie tylko tam gdzie światło słoneczne nie dochodzi - dopiero co wyrwał się z całej tej paranoii, gdy uzmysłowił sobie na jaki wyższy szczebel wtajemniczenia weszła ich relacja, której ta lepsza strona nie pożądała. Nie śledził wtedy poczynań Rogera dotyczących zrobienia z niego własnej dmuchanej lalki, nijak interesującej, bo przypominającej wtem kłodę. Teraz także uzmysłowił sobie jaki jest obolały. Syknął z bólu i coś tam przeklnął. - Zostaw mój umysł w spokoju! - wydarł się zaciskając zęby z wściekłości. Był osłabiony, ale starczyło mu jeszcze tej siły, żeby zamachnąć się na Rogera z pięścią pragnąc mu porządnie przywalić. Raczej uderzenie nie powinno być rażące. - Szkodzi mi tylko ten napór na moją głowę, wiesz? - parsknął śmiechem przywierając do niego z rozbawieniem wymalowanym na twarzy. Skąd ta nagła zmiana? Zwłaszcza, że chwilę potem się rozkleił i począł rzewnie zalewać się łzami smutku. Zachowywał się jakby zamienił się miejscami z swoim lustrzanym odbiciem z krzywego zwierciadła. Wtulił się w zagłębienie jego szyi. Przesunął palcem po jego poliku. - Nie opuszczaj mnie więcej...
Powrót do góry Go down
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry Strona 2 z 2Idź do strony : Previous  1, 2
Skocz do: