The Original Diaries

Hayden Lake wita..
 

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down
Idź do strony : 1, 2  Next
The Original Diaries
The Original Diaries
The Original Diaries
Special
Punkty : 1154
Wto Wrz 18, 2018 10:00 pm
Roger napisał:
#1

Stojąc nad ciemnymi wodami jeziora w Mystic Falls, wpatrywał się toń starając się dostrzec otchłań, która z kolei patrzyła na niego swoimi wszystkimi zmysłami. Niemalże czuł macki, które przesuwają się powoli po jego ciele i smakują cienia, który trawił duszę Rogera od wielu wieków. W końcu ile czasu temu oddał się magii, której istnienie według innych czarownic było abominacją? Dla niego to nie było ważne. W końcu to nie on skrzywdził świat tworząc klątwy wilkołactwa czy wampiryzmu. Czarownice nie powinny krytykować jego a siebie, że nie dopilnowały powstania bestii, potworów mogących całkowicie zniszczyć strukturę, na której stał cały świat.
Potęga wampirów oraz istnienie wilkołaków mocno denerwowało Seversona, który dążył do tego aby czarownice znowu pojawiły się na szycie łańcucha pokarmowego i odzyskały dawne, starożytne moce będące ich siłą. Tajemnica to był klucz do magii, o której dawno zapomniano, a do której on jako jeden z niewielu odważył się sięgnąć.
A teraz? Teraz szukał innych o podobnych zapędach, o takiej samej mocy aby przekonać ich do stworzenia jeszcze czegoś większego niż sama ekspresja? Bo może była ona silna ale jednak nadal za słaba dla kogoś takiego jak Severson. Właśnie dlatego udał się do Mystic Falls, do miasta, gdzie magia ostatnio była wyjątkowo silna. Szukał czarowników o chłodnych sercach i mrocznych duszach aby połączyć się z nimi jak z braćmi i siostrami. Pragnął zawiązać sabat tak czarny, jak to było tylko możliwe. Jedyne połączenie mocy wielu wiedźm dawało siłę, która zatrzęsie światem i sprawi, że serca bestii w końcu struchleją przed burzowymi chmurami, które powoli zbierały się i piętrzyły nad Nowym Orleanem. Bo właśnie to tam, gdzie obecnie siedzieli Pierwotni zamierzał najaktywniej działać. I chociaż lubił niektórych z tego prastarego rodzeństwa to jednak współczuł im, że ich własna matka pozbawiła ich siły, o której mało kto może pomarzyć. Współczuł im utraty czarodziejskich zdolności.
Stał teraz na pomoście, nad ciemną tonią i przygotowywał się do odbycia rytuału. Znał to zaklęcie, bo sam je stworzył. Było ono częścią jego ego. Rozłożył ręce i zaczął inkantację.
- Rozrywam zasłonę, niszczę rzeczywistość a wezwana ciemność niech weźmie w objęcia ten świat. Niech prawda wniknie w umysły czarnych dusz a ścieżki śmierci i snów poprowadzą je ku mnie. Na topielców w nieskończonej toni, niech ten czar płynie w nieskończonym eterze i woła ile sił! - Ostatnie słowa krzyczał, jakby chciał żeby jego głos pojawił się w każdej głowie. Zerwał się wiatr, który zdawał się bronić przed magią cienia ale jednak on był zdecydowanie lepszy i mocniejszy. Zacisnął dłonie w pięści a wokół jego osoby zaczął kotłować się czarny dym. Spod jego nóg dym powoli zaczynał obejmować taflę wzburzonego jeziora. Z czasem woda stała się czarna, jakby ktoś wlał tam farbę. Pierwsza część czaru została zakończona.
- W cieniu tajemnic magia ukryta, niech płynie liniami mocy. Dotrzyj o Pani Ciemność do serc, które nie istnieją! Dotrzyj do umysłów, które rozpiera wiedza oraz potęga! Zmień żywioły, zniszcz porządek, wzywam cię do świata, gdzie nie istniejesz abyś rozpoczęła swoje rządy! - Nagle powietrzem wokół wstrząsnął potężny, niewidzialny wybuch. To wyglądało tak, jakby się patrzyło na Rogera przez rozgrzane powietrze, jak czasami dostrzega się falującą fatamorganę. Jednakże to była struktura rzeczywistości, która nie mogła znieść w sobie czegoś co nie było dla niej właściwie, co nie było naturalne. I rozeszła się ona w mroku nocy, pomknęła z ogromną prędkością przez miasto i rozwiała się dopiero około w promieniu pięćdziesięciu kilometrów od Seversona. Ten z kolei zrobił w końcu swoje, usiadł na skraju pomostu i czekał aż wezwani nadejdą.
Powrót do góry Go down
Oswald von Everec
Oswald von Everec
Oswald von Everec
Witch
Punkty : 35
Sro Wrz 19, 2018 7:42 pm
Jak pszczółka do miodku i mucha do lepu, tak Oswald do lasu, pędził w najlepsze, przekonany, że cofa się w rozwoju przez to nagłe zamiłowanie do leśnych krajobrazów. Zwłaszcza, że miał co robić wieczorem, ale oczywiście lepiej krzątać się po lesie, gdzie w każdym momencie może napaść na ciebie jakiś szalony jeleń czy dzik wariat.
Zahipnotyzowany niewiadomym postanowił sprawdzić na własną rękę co za siła go tak właściwie przyciąga. Czuł we własnych starych, ale jarych kościach, że ta siła ma w sobie niebezpieczny pokład magii. Oswald od małego był wyczulony na magię na tyle, że podobno wyczuwał od kogo ona pochodzi i jaki ma potencjał. Do dzisiaj pozostaje zagadką, czy to najzwyczajniej kolejne urojenia czarownika, czy kolejna z jego specyficznych cech, które go wyróżniają.
Nasz czterystuletni czarownik szedł sobie laskiem z gracją podobnej do słonia. Ciamajda ta lekko już podhmielona była i jakikolwiek atak z zaskoczenia nie udałby się nawet przy pełni skupienia. A atak dlatego, że niewiadomo na kogo miał się on natknąć na końcu drogi, bo na tym końcu miał spotkać bossa, którego będzie trzeba albo rzucić dziką na pożarcie albo poczęstować zatrutym chlebem i posypać oczy nieznajomej lub nieznajomego solą, a następnie dać do zeżarcia czy to wolną czy jesiotrą. Coś tam upierdoli gagatka. No niestety, takie a nie inne plany miał w tym łbie, bo nie przepadał za obcymi. Zwłaszcza odkąd został zdradzony. Miał takie paranoiczne myśli, że wszędzie węszył podstęp. Trochę przez to wariował w sumie. Nawet bardzo.
No i z gracją słonia jak przeszedł przez las to i z niego z taką samą gracją wyszedł. Prawie wywinął orła, bo nie wiedzieć czemu korzeń drzewa wyrósł mu przed nogami. Choć w sumie może to jego wyobraźnia mu płatała figle? Zwłaszcza, że trochę sobie wypił i na trzeźwo to on nie myślał. Jeszcze może gdyby był we własnym ciele, organizm zareagowałby inaczej na alkohol, a już zwłaszcza dlatego, że należał do tych, co mają twardą głowę i od razu alkohol nie zwalał go z nóg. A to młode ciałko? No nie wiadomo, co ten Dylan robił, ale na pewno nigdy nie miał w ustach alkoholu. Zapomniał już, że nie jest u siebie i odporność na alkohol nierówna jest u każdego.
Pomost. Albo znowu wyobraźnia płatała mu figle albo naprawdę ktoś tam stał i no nie wiem, trudno zgadnąć, co ta osoba tam robiła, ale oby nie szła za potrzebą i nie wypróżniała tam swojego pęcherza, bo Oswald lubił tutaj przyjeżdżać na ryby. Nie oceniał po pozorach, więc podszedł do nieznajomej twarzy, żeby zbadać sprawę z bliska. Bo on nigdy nie oceniał po pozorach, no chyba, że byłeś członkiem sabatu Gemini, wtedy już miał wyrobioną o tobie opinię i nie była ani miła ani kulturalna. Złapał nieznajomego za płachtę marynarki i nią szarpnął, chyba lekko. Chciał zwrócić na siebie uwagę, zrobiłby to gdyby czarownik był odwrócony do niego tyłem. A gdyby był odwrócony przodem zrobiłby to również, bo po prostu był głupi i by pomyślał, że i tak trzeba zwrócić na siebie uwagę. Takie ot fajne jazdy po alkoholu. Wyzwalała się w nim wtedy atencyjna...
A ta sierota taka bezmyślna. Taka bardzo. Nawet nie zwróciła uwagi na aurę jaka otacza nieznajomego. Ani na rozproszoną zewsząd magię, a tym bardziej na jej rodzaj.
- Mam nadzieję, że nie łowisz ryb bez członkostwa w tutejszym klubie rzetelnych poławiaczy - burknął na dzień dobry. Przez tego gówniarza Dylana rybactwo ujęło go do reszty. Odkąd pozostawił Ninę ciotce spędzał tu noce. Łowił sobie wtedy rybki. Kontemplował na łonie natury. No i oczywiście pił. - Na twoim miejscu kochasiu powziąłbym nóżki i w podskokach stąd się ulotnił. To teren prywatny - pomachał mu przed oczami i pstryknął palcem. taki teren prywatny, że żaden. On tu pierwszy zajął ten skrawek ziemi, a dzielić się nie miał ochoty. Nie leżało to w jego naturze. Nawet zapomniał o grze aktorskiej. O udawaniu Dylana.
Powrót do góry Go down
Roger Severson
Roger Severson
Roger Severson
Witch
Punkty : 39
Czw Wrz 20, 2018 11:42 am
To że zaklęcie zadziałało to był praktycznie dla niego pewnik. W końcu czarownik o dużej mocy i sporym doświadczeniu może być pewnym rzucaniu skomplikowanych czarów. Nie przewidział tylko, że na wezwanie może odpowiedzieć dziwny nastolatek, który się chyba mocno napił. Wyczuł czyjąś obecność w pobliżu, co nie było wcale takie trudne biorąc pod uwagę fakt, ile hałasu obecność narobiła. Tak więc spokojnie sobie wstał z pomostu i spojrzał na zmierzającego w jego stronę chłopaka. Jednakże jego magiczny nos wyczuł coś w pobliżu, coś co było zdecydowanie mocno nienaturalne. Zmarszczył brwi ale na razie postanowił zignorować to dziwne uczucie obcej magii, która mu coś przypominała ale nie był pewien co to tak właściwie było.
Całkowicie zignorował słowa przybyłego. Zamiast tego odtrącił jego dłoń, tak żeby jego płaszcz za bardzo się nie pogniótł. W zasadzie trudno było określić czemu tak zrobił, bo przecież mógł sobie kupić nowy albo wyczarować. Tą drugą wersję stosował o wiele częściej niż pierwszą, dzięki temu przez ponad osiemset lat życia zaoszczędził sporą sumkę pieniędzy. O wiele prościej było coś wyczarować niż iść do sklepu, długo wybierać a później płacić. Według niego było to niepraktyczne.
- Ah, doskonale! Tak, chyba masz potencjał. Tak więc powiedz pa pa tej całej swojej zapyziałej dziurze a ja cię nauczę czarować nieco lepiej niż... teraz to co tam umiesz - zapowiedział. Zadowolony uśmiechnął się i całkowicie ignorując jakąkolwiek sferę intymną drugiego człowieka, objął go ramieniem na wysokości ramion.
- A w ogóle to na naszą małą imprezę mogłeś przynieść trochę tego co tam piłeś! - stwierdził nieco niezadowolony. Co jak co ale sam chętnie przepłukałby gardło czymś mocniejszym niż te sikacze, które oferowali w pobliskim barze i które w ogóle na niego nie działały. Co jak co ale alkohol był całkiem fajny, szczególnie kiedy piło się go z przystojnymi facetami, najlepiej pozbawionymi ubrań.
- A właśnie! Nie myśl o ucieczce, raczej nie uda ci się wiele zdziałać - dodał ostrzegając przybyłego czarownika o ewentualnych konsekwencjach jego odmowy.
Powrót do góry Go down
Oswald von Everec
Oswald von Everec
Oswald von Everec
Witch
Punkty : 35
Wto Wrz 25, 2018 10:02 pm
Położył głowę na ramieniu Rogera i mu szepnął na ucho:
- Nie śnie nawet uciekać, Słońce - zamruczał i uszczypnął go w policzek. Ale jedna rzecz mu się nie spodobała, a o której dopiero teraz sobie przypomniał. I czar prysł. Tak nagle jak się zaczął, tak szybko minął jego dobry nastrój. Na początku wypraszał Rogera, a w ułamku sekundy zmienił zachowanie mizdrząc się do nieznajomego, no a teraz... Zaśmiał się oschle przyglądając z złowrogim błyskiem w oku. - Niech Słońce już zajdzie, bo kompromituje się. Nie pobiorę nauk od idioty, który nie potrafi docenić mojej skromnej osobistości. Na naszą plenerową imprezę nie przyniosłem alkoholu... - urwał i nie dokończył. Zamiast tego wypowiedział krótkie zaklęcie Motus, które miało odepchnąć Rogera i zwalić go z nóg. Zuchwały Oswald najwidoczniej nie widział w czarowniku zagrożenia. Właściwie to uważał tą małą imprezę za zakończoną. - Nie uda mi się za wiele zdziałać? Ja tu chciałem łowić spokojnie te przeklęte, pierdolone ryby! W kurewskim spokoju! Bez błazna - wskazał palcem na Rogera. Może i miał ładną buźkę, ale za autorytet go nie uważał. Ani nawet szacunku sobie nie zaskarbił.
Zirytowany usiadł sobie na dużym kamieniu. Magią wywołał ogień, ot co, od niechcenia i skierował go na Rogera, również od niechcenia! Potem za pomocą telekinezy podniósł kamień, na którym siedział. Zaskoczył z niego lądując na ziemi, a kamień lewitujący w powietrzu rzucił też w kierunku czarownika. Kamień leciał z prędkością 30km/h. Nawet nie starał się go zabić, bo zrobiłby to z nużącą łatwością. Po prostu lubił znęcać się nad słabszymi, a ten idiota niech trochę sobie pobiega i uniknie jego toru przeszkód. Wziął tam jeszcze dorzucił drzewo, które stało nieopodal nich. Zaklęciem oderwał od korzeni i pociągnął je do Rogera, żeby go przygniotło.
- Pewnie też jesteś fascynatą przyrody, więc żryj ziemię, bo skończyły mi się przynęty na ryby - powiedział Oswald, który wybuchnął śmiechem. Rozbawił go własny żart do rozpuku, że aż śmiechów nie było końca!
Powrót do góry Go down
Roger Severson
Roger Severson
Roger Severson
Witch
Punkty : 39
Wto Wrz 25, 2018 10:27 pm
Na początku spojrzał nieco zdziwiony na Oswalda. Uniósł brwi ale nie odepchnął ręki. W zasadzie na początku nawet myślał, czy nie zaprosić go dziś do łóżka,jednakże szybko musiał zmienić te plany, bo coś się w tym czarowniku zmieniło. Dostrzegł ten złowrogi blask, który przypominał mu w pewnym sensie pewną bardzo potężną wiedźmę z przeszłości. Jednakże myśl o niej przebiegła przez jego myśl zdecydowanie za szybko, aby mógł się nią zainteresować.
Oswald miał element zaskoczenia ale używanie najprostszego zaklęcia odpychającego było dla Seversona zwyczajną amatorszczyzną. Efekt czaru Oswalda był taki, że Roger jedynie zrobił krok do tyłu, jakby zawiał ledwie silniejszy wiatr. Strzepnął z płaszcza pyłek i ponownie wbił wzrok w nastolatka. Westchnął wysłuchując ze znudzeniem jego monologu.
- Już? Skończyłeś? To teraz pokażę ci czym jest prawdziwa magia a nie jakieś światełka na poziomie przedszkolaka - odparł, po czym nawet nie wykonując jakiegokolwiek gestu zaczął iść w stronę Oswalda. Ogień oraz kamień minęły go, jakby nagle zmieniły tor lotu. A on zmierzał powoli ku swojemu przyszłemu uczniowi, aby nauczyć go trochę szacunku wobec zdecydowanie potężniejszych. Kiwnął lekko palcem, a na jego skórze pojawiły się czarne żyły nadając mu demonicznego wyglądu. Czy o było jedynie popisywanie się? Czy może efekt prawdziwej mocy Rogera? Ani się mógł obejrzeć, a Roger był przed nim i chwycił go mocno za szyję.
~ Pozbawię cię godności, zniszczę ci psychikę, będę cię torturował przez następne wieki a kiedy spokorniejesz będę powoli wyrywał twoje paznokcie, palce, członki pozostawiając jedynie język, aby słyszeć twój rozkoszny krzyk ~ Te słowa wypowiedział nie na głos a bezpośrednio w myślach Oswalda. Zaatakował go umysłem chociaż nie wywoływał żadnego bólu. Wręcz przeciwnie, pustka która wtedy nastała była jedynie beznadziejnością życia. W pewnym momencie Oswald mógł się poczuć, jakby jego życie nie miało żadnego sensu. A kiedy otrząsnął się, Rogera przy nim nie było, nie było go też przed nim. Zamiast tego stał za nim, po czym oparł się podbródkiem o jego ramię i uśmiechnął się rozkosznie. Nie mógł się doczekać tego co się stanie dziś nad jeziorem.
- Taki słodki, taki niewinny i z takim potencjałem. Lubię łamać takich chłopaków jak ty - wyznał. Następnie zdarł z niego koszulkę jednym pociągnięciem. Po chwili sięgnął do jego spodni, które też z niego ściągnął. Po tym magią naparł na ramiona Oswalda chcąc powalić go na ziemię. A trzeba przyznać, że siła magii Seversona, wzmocniona ciemnością ekspresji była zdecydowanie zbyt silna dla kogoś takiego jak Oswald.
- A teraz bądź grzecznym chłopcem - dodał a w jego ręku pojawiła się końcówka smyczy, która z kolei była przyczepiona do obroży, która też pojawiła się magicznie na gardle Oswalda zaciskając się. Kara zdecydowanie będzie bardzo... słodka.
Powrót do góry Go down
Oswald von Everec
Oswald von Everec
Oswald von Everec
Witch
Punkty : 35
Sob Wrz 29, 2018 8:35 am
Nie spodziewał się takiego ataku. Tym bardziej, że zostanie zastosowana ekspresja. Oswald zawsze miał tendencje do lekceważenia ludzi, zarówno mu znanych i obcych. No i teraz miał dostać nauczkę. Może i ocenił nieznajomego pobieżnie i bez zastanowienia, ale nie jest to żadna nowość. Oswald tak działa, bo wie, że nie ma nic do stracenia i że nikt ani nic nie może go zabić. Nie był nieśmiertelny, po prostu był zuchwały, głupi i zdania, że jeśli żadnej cholerze nie udało się go dopaść, to raczej nikomu teraz się nie poszczęści. Roger mógł podjąć próbę wbicia Oswaldowi coś łba, ale musiał się liczyć z faktem, że ten idiota jest uparty i raczej nie wyniesie z tego spotkania żadnej lekcji, która zmieni jego zachowanie.
Beznadzieja i żałosność - znowu poczuł te silne emocje, które towarzyszyły mu codziennie, a także w czasoprzestrzennym wymiarze, gdzie został niegdyś uwięziony. Najgorzej, że w ten wieczór już zapił alkoholem swoje troski, a one powróciły, ot tak, powodując nie lada zamieszenie w głowie Oswalda. Przez to badziewne mieszanie w głowie poczuł się, jak kurwa, której życie nie ma większego sensu. Może i nie wywołało to fizycznego bólu, ale ten psychiczny już owszem.
Gdy dyskomfort tymi uczuciami minął, przestał wyczuwać obecność czarownika. Może i był niekiedy głupi, ale debilem do kwadratu czy sześcianu by się nie określił. Ta krowa na pewno gdzieś stała i obserwowała ich z ukrycia! Nie odczuwał z tego tytułu jakichkolwiek emocji, lęku czy złości. Czuł jedynie pustkę w swoim sercu, która sprawiała, że zachowywał się pragmatycznie. To nudne uczucie, kiedy nie martwisz się nawet losem swojego nowego naczynia.
- Nie wiem, gdzie jesteś, ale możesz mi co najwyżej naskoczyć. Tortury nie pomogą w osiągnięciu celu, jakikolwiek by on nie był. Każda próba złamania mnie, będzie świadectwem twojej porażki... Twojego niedostatecznego braku wiedzy - wyśmiał go, wybuchając szalonym śmiechem, przy którym zmienił się u Dylana kolor oczu z szarych na zieleń. Może i inaczej by gadał, ale nie teraz, kiedy kontrolował opętane ciało Dylana. Roger o tym nie posiadał wiedzy, więc co by nie zrobił, Oswald nie czuł się w obecnej sytuacji zagrożony. Prawdziwej tożsamości Evereca również nie znał to tym bardziej nie obawiał się niczego. - A nawet powiem ci w sekrecie, że mnie nie obchodzi, co zrobisz i tak będę się świetnie bawił. Nie zapisujesz mi tego wieczoru - prychnął. Podejrzewał, że Roger może wiedzieć o ekspresji znacznie więcej od niego, jednak jeśli nie potrafił dostrzec Oswalda w ciele Dylana, oznaczało to, mniej więcej, że nawet wielki ekspresjonista nie jest w stanie rozpoznać osoby opętanej, co było dla Oswalda nową i to dobrą wiadomością.
A gdy Roger naparł na niego magią, Oswald odzyskał kontakt z rzeczywistością i zdał sobie sprawę, że jest bez ubioru. Prawie doszczętnie nagi. Usiłował walczyć z oporem, spinając mięśnie i przeciwstawiając sile, ale koniec końców upadł na ziemię. Jeśli myślał, że ukarze Oswalda to mylił się i to grubo, bo nagle kontrolę nad ciałem przejął właściciel. Czy Osi oddał mu ją, czy Dylan odzyskał ją walką, pozostawało to zagadką. Jednak nastolatek nie chciał, żeby Roger zrobił im krzywdy i uważał, że słowami można wszystko naprawić.
- P-p-proszę przestań, nie chciał Cię urazić. Na pewno możemy się jakoś... dogadać... tylko przestań! Błagam! - Dylan starał się dobierać słowa jak najlepiej umiał, żeby nie wpędzić ich w jeszcze większe tarapaty. Poczuł coś na szyi, coś co zacisnęło się na niej. - Co... Co Ty robisz?!
Powrót do góry Go down
Roger Severson
Roger Severson
Roger Severson
Witch
Punkty : 39
Sob Wrz 29, 2018 10:38 am
Różnica pomiędzy odkryciem czyjejś prawdziwej tożsamości a potęgą maga była ogromna. Pomimo tego, że był mistrzem w magii umysłu to jednak musiał wiedzieć czego szukać, aby odkryć, że tak naprawdę nie ma do czynienia z jedną osobą a dwiema. I nawet mimo tego dziwnego uczucia, które towarzyszyło mu od kilku chwil, zignorował je jednak. Z drugiej strony nie przewidział, że dopuszczenie do głosu swojego gospodarza może być dla niego już mocnym zagrożeniem, bo to tylko mogło potwierdzić, że jego intuicja podpowiadała mu prawdę.
- Brzmisz jakbyś był mną. Nawet mi się to podoba mały - odparł jedynie po czym puścił smycz i oparł dłonie o nagie ramiona chłopaka. Ścisnął go może nieco zbyt mocno, co na pewno skończy się siniakami następnego dnia. Jego dotyk jednak z całą pewnością palił i to cholernie mocno. Nawet mimo tego, że była to iluzja to żar jego ciała wnikał coraz głębiej w świadomość... w zasadzie trudno było powiedzieć w czyją świadomość. Czy faktycznie opętany odczuwał ból, który czuł jego gospodarz? Jednakże w niektórych kręgach ten ból z całą pewnością mógłby zostać uznany za niezwykle przyjemny. Sam Roger doznał niegdyś głębokich ran na duszy, kiedy był kochankiem pewnego księcia. Musiał przyznać, że ludzie z władzą doskonale wiedzieli jak się zająć ciałem czarnoksiężnika. Stąd sam wiedział jak samemu zadawać cierpienie połączone z niewysłowioną rozkoszą.
- Będziesz bawił się świetnie? Więc może pokażę ci jak ja traktuję dobrą zabawę? - Uniósł brew i pociągnął za smycz starając się pokazać, że to on tutaj dominuje i na pewno Oswald nie wywinie się mu z rąk.
W jednej chwili jednak stało się coś czego Roger nie spodziewał się. Przez jego palce przeszedł dziwny dreszcz i wyczuł, że zaszła jakaś zmiana w tym ciele. Ten ktoś był... niedoświadczony, mniej zadziorny, zupełnie inny. Zmarszczył brwi i przykucnął przed klęczącym oraz łkającym chłopakiem. Zmarszczył brwi zaintrygowany tym zjawiskiem.
- Nie chciał mnie urazić? Hmmm... - Sięgnął dłońmi do jego czoła i zacisnął palce na jego skroniach. Nagle wszystko wokół nich się rozmazało, przestrzeń i czas przestały mieć znaczenie a oni zaczęli unosić się w pustce przepełnionej ludzkimi myślami. Była to sztuczka której nauczył się Roger wiele lat temu od pewnej potężnej wiedźmy. Dzięki temu mógł wniknąć do czyjegoś umysłu i wydobyć prawdę niezależnie jak głęboko była ona ukryta.
Dylan mógł czuć nadal zaciskające się na głowie palce ale Roger stał w pewnej odległości od niego. Znajdowali się w wymiarze myśli, marzeń, koszmarów. Byli tam, gdzie tworzyło się jestestwo każdej istoty. Umysł od zawsze fascynował Seversona.
- Ah, więc jest was dwóch. Zaskakujące - odparł z szatańskim uśmieszkiem. Wypowiedział zaklęcie o formule, którą mogli pamiętać jedynie ci najstarsi. Formule zaginionej na przestrzeni mijającego wciąż czasu. Nie było wiele osób, które mogły się oprzeć urokowi ujawnienia tego co ukryte. A właśnie Roger rzucił urok na umysł Dylana aby odkryć i ujawnić obecność jego nieproszonego gościa. Czerń magii ekspresji dało się wyczuć tutaj w o wiele głębszy sposób. W umyśle mroczne cienie magii miały zupełnie inną strukturę... zbyt piękną.
Powrót do góry Go down
Oswald von Everec
Oswald von Everec
Oswald von Everec
Witch
Punkty : 35
Sob Wrz 29, 2018 8:39 pm
Silny umysł przeciwstawi się iluzji, ale nie słaby i nie wytrenowany przed takimi manipulacjami umysł Dylana, który przez wzgląd na traumatyczne wydarzenia i prześladowanie w szkole jest w zupełnej rozsypce. Dylan krzyczał z bólu, a raczej wył. Osi natomiast, siedzący gdzieś w odmętach podświadomości krzyczał razem z nim. Nie przeciwstawił się temu, bo nie było jak, już chciał wyszeptać jakieś zaklęcie, co by tego Rogera również mogło doprowadzić do krzyku, ale nie był w stanie. Dylan za bardzo przeżywał atak Rogera i darł się w cholerę. Oswald próbował chłopaka uspokoić, bo wyczuwał, że musi to być iluzja, ale nastolatek nie słuchał go, a symfonia bólu trwała w najlepsze.
Ból minął, ale Dylan i tak drżał ze strachu.
- N-n-nie chciał, naprawdę! Przysięgam! - łkał roztrzęsiony, próbując dotrzeć do szaleńca. Oswald nie miał kontroli nad ciałem, usunął się na bok, więc Dylan przejął pałeczkę i on teraz prowadzi poczynania tej powłoki. Chciał uspokoić sytuację. Czarownika uważał za swego rodzaju przyjaciela, zresztą naiwnie. Czasami był dla niego przyjacielski, potrafił zrozumieć nastolatka, pomóc i dodać otuchy słowami, ale były też takie chwile, gdy czarownik zachowywał się inaczej niż zawsze, pokazując straszną twarz. Możliwe, że Dylan w całym swoim cierpieniu i walki ze słabościami próbował zmienić naturę Oswalda, z czego zdawało sobie sprawę i to diabelskie nasienie, wykorzystując dobroć chłopaka. Dogadajmy się zdążył jeszcze wyjęczeć Dylan, kiedy Roger przyłożył palce do skroni.
Dzieciak nie wiedział, co się dzieje. Nagle znaleźli się w miejscu, do którego dostęp miał tylko on i Oswald. Tutaj najczęściej się spotykali i rozmawiali. Spanikowany obserwował Rogera, zrobił kilka kroków w tył, aż nogi się pod nim ugięły i się przewrócił. Skulony siedział z zakryta twarzą. Uważał, że to jakiś dziwny sen, być może jakaś kolejna iluzja czy inne dziwy, ten czarnoksiężnik nie mógł tak po prostu tutaj wejść.
- To niemożliwe. Nie, możesz... ale, ale jak? - nie potrafił się wysłowić, tak był przerażony. Najwidoczniej przerastało to Dylana. - Odejdź stad, proszę... błagam... To mu się nie spodoba... nam nie spodoba! - to ostatnie wykrzyczał, bo udzielił mu się nastrój Oswalda, który był wkurwiony, że na horyzoncie pojawił się intruz.
Oswald wiedział już ze ma do czynienia z kimś potężnym, może nawet i starszym od niego. Nie obawiał się jednak, jego moc była ponadprzeciętna. Talent do magii odziedziczył po matce i ojcu, zarówno po biologicznych i tych przyszywanych. Oparł się rzuconemu urokowi, bo rzucił przeciwzaklęcie uniemożliwiające jego zdemaskowanie. Jeśli chodzi o opętywanie ludzi, był przygotowany na wiele scenariuszy. Nawet na ten, chociaż trzeba przyznać, że taka sytuacja zdarza mu się pierwszy raz. Oswald obserwował całą sytuację z oddali. Z odrazą spoglądał na Rogera.
- A co to się wyprawiło? Nieproszony gość zawitał w nasze skromne progi, co?- odezwało się echo. Ten głos rozległ się zewsząd i nie można było ustalić skąd on dochodzi. Ten głos nie należał do Dylana, a do Oswalda, który był zbyt pewny siebie. - Przyznam, że nigdy nie spotkałem na swojej drodze takiego idioty, co by postanowił użyć tego zaklęcia. To bardzo stare zaklęcie, też je poznałem, przed wiekami. Od pewnej kobiety... - uznał, że skoro takiego wysiłku Roger się pofatygował do nich to chociaż coś powinien mu powiedzieć. - Zostawisz chłopaka w spokoju. Nie będzie żadnym twoim uczniem, nie uczynisz go swoim chłopcem. Nie złamiesz go. Zamiast tego odejdziesz, albo... - zmienił się ton głosu i zachowanie, zaczął się wypowiadać wulgarnie i cedził słowa, jakoby przez zęby, najwidoczniej ktoś Oswaldowi nadepnął na odcisk. Zmiany w zachowaniu czarownika były takie nieuchwytne. Przypominały one zachowanie Lyssy, ona również była nieobliczalna i żądna krwi. - ... Zarżnę cię, jak zwykłego... pierdolonego kundla. Nie jestem tym, co daje drugą szansę. Skorzystaj albo zdychaj.
Powrót do góry Go down
Roger Severson
Roger Severson
Roger Severson
Witch
Punkty : 39
Sob Wrz 29, 2018 10:02 pm
Oh, naprawdę Oswald sądził, że trafił na jakiegoś amatora, który nie znał się na opętaniu? Niestety zaklęcia tego typu były mocno wiążące i na nieszczęście starszego czarownika, jego połączenie z młodszym było zbyt silne aby ten mógł całkowicie odłączyć się od bólu wywołanego przez Rogera. Kiedy krzyk dotarł do jego uszu, Severson uśmiechnął się mogąc niemalże na skórze wyczuć czyjś ból. To było cholernie uzależniające uczucie. Pomyśleć, że narodził się ktoś kto kochał zarówno przyjmować ból jak i go zadawać. W zasadzie nie obchodziło go po której stronie barykady stał chociaż w tej chwili ciekawość pchała go raczej do bycia wygranym. Musiał odkryć tajemnicę która siedziała w tym młodym, niedoświadczonym umyśle.
Kiedy znaleźli się już w tym tajemniczym wymiarze należącym jedynie do umysłu Dylana, spojrzał na chłopaka z wyższością.
- Masz potencjał do bycia wielkim mały, może kiedyś zobaczysz jak wchodzić do ludzkich głów - odparł jedynie nie mogąc w pełni zignorować młodzika. Rozejrzał się wokół ale jednak jego cel nie został przed nim ujawniony. Wyczuł jak zaklęcie odbija się od tej metafizycznej bariery i rozprasza się pozostawiając jedynie drobną, minimalną cząsteczkę nieudanego czaru. Uniósł brwi zaskoczony, bo jednak mało kto był w stanie zablokować jego czary. Nawet czarnoksiężnicy nie dawali mu rady, bo trzymali się utartych dróg zamiast tworzyć coś nowego. Ten czarnoksiężnik był podobny do Seversona, posługiwał się magią ciemności, która nie istniała na tym świecie. Był czarownikiem ekspresji, najmroczniejszej siły jaka mogła wypełnić już wkrótce cały kosmos.
- Oh, naprawdę sądzisz, że możesz to zrobić? - spytał z lekkim rozbawieniem. - Lepiej bądź grzeczny, bo mam pod ręką twojego gospodarza a biorąc pod uwagę, że kryjesz się w jego ciele, zależy ci na tym, aby ono przetrwało - odparł chociaż w tej chwili spojrzał na Dylana. Uśmiechnął się do niego i powoli palcem przejechał po jego żuchwie. Następnie kciukiem delikatnie pogładził jego usta i chwycił go za podbródek. Nachylił się nad nim jakby miał ochotę go pocałować. Jego strach sprawiał, że włosy na rękach Seversona niemalże stawały dęba od rosnącego podniecenia. Jego źrenice nieco się rozszerzyły jako efekt euforii narastającej w żyłach czarownika.
- To ja proponuję ci skorzystać z szansy ujawnienia się. Co więcej, będę tak dobry, że powiem ci co się stanie kiedy postanowisz odrzucić propozycję. Twoja świadomość zostanie uwięziona w umyśle tego pięknego chłopca, następnie będę jego umysł wypalał kawałek po kawałeczku aż zostanie z niego jedynie pusta, oszalała skorupa. Kiedy ostatni kawałek tej przestrzeni zniknie, twoja świadomość rozwieje się, twój duch przestanie istnieć. Nie będziesz w żadnych zaświatach. Jedyne co po was pozostanie to złudne wspomnienie pamięci, które zatrze się po kilku latach. Będzie tak, jakbyś się w ogóle nie urodził- powiedział coraz bardziej zbliżając się do ust Dylana i wpatrując mu się głęboko w oczy. Jedynie milimetr dzielił ich od zetknięcia się spragnionymi wargami. Severson zamruczał chociaż nie całował chłopaka. Wolał napawać się tą chwilą niż dostawać od razu tego czego pragnął.
- Możesz też patrzeć, jak zdzieram godność twojego gospodarza. Jak gwałcę każdy skrawek jego ciała i zmuszam cię żebyś czuł dokładnie to samo, cały mój żar w swoim wnętrzu. Będziesz żył z upokorzeniem, że zostałeś pokonany a przez następny tydzień będzie przypominał ci o tym obolały tyłek - wymruczał wprost w usta Dylana. I chociaż erotyzm rósł a atmosfera gęstniała to w jednej chwili coś się zmieniło. Severson złapał za szyję Dylana uniemożliwiając mu oddychanie. To znaczy mógł on oddychać ale było to przez krótką chwilę niezwykle trudne. Przytrzymał go tak trochę czasu i puścił, aby gospodarz tego ciała mógł jednak coś powiedzieć.
Oswald sądził, że był kimś okrutnym, że groźby zadziałają na Seversona? Nie docenił przeciwnika...
Powrót do góry Go down
Oswald von Everec
Oswald von Everec
Oswald von Everec
Witch
Punkty : 35
Nie Wrz 30, 2018 2:55 pm
Przerażony Dylan pokręcił energicznie głową.
- Nie, nie zamierzam... Wystarczy mi co już mam, nie potrzebuje potęgi... Ani wielkiej mocy! Chcę po prostu, żeby to już się skończyło...! Zostaw nas samych! - wykrzyczał chłopiec. Był zaszczuty przez wściekłość Oswalda, jego humor udzielił się i smarkaczowi. Nie wiedział, co się dzieje i jaki urok rzucił Roger, ale obawiał się o starszego przyjaciela. Wyczuwał, że Osi znajduje się w pobliżu, jak na wyciągnięcie ręki, trwało to krótko. Potem znowu stracił ten rezon i nie wiedział, gdzie przebywa starszy czarownik.
- Zostaw! - warknął Dylan szarpiąc się z nim i próbując odepchnąć od siebie. Jemu wcale nie sprawiało to przyjemności. Trząsł się ze strachu jak galaretka. A im dalej zabierał głos Roger to tym bardziej robiło mu się nie dobrze i zbierało na mdłości. Nagle uchwycono zdecydowanym ruchem ręki jego szyję, co poskutkowało tym, że wystraszony już i tak nie na żarty chłopak miał problem, żeby zdobyć trochę tlenu. Oswald złapał się w tym momencie za gardło, też odczuwając dyskomfort i nieprzyjemności tego zdarzenia.
Według Dylana Roger był uosobieniem zła i pragnął, żeby przepadł. Czuł do niego nienawiść. Chciał, żeby wył z bólu. Trząsł się w agoniach. Czołgał po ziemi i błagał o litość. Sam pragnął pozbawić go godności. Wyłupać mu oczy, żeby więcej nie mógł spojrzeć na otaczający świat. Wyciąć język, żeby nie mówił mówić takich plugastw na ich temat. Młody nie zdawał sobie z tego sprawy, że te myśli należały do Oswalda i zaczął chłopaka nimi faszerować, żeby sprowokować go do działania.
Odchylił głowę jak najdalej mógł, kiedy ten zboczeniec zbliżał wargi do ust nastolatka.
- Mogę wiele, naprawdę. W mojej naturze nie leży poprawne zachowywanie... Jestem po prostu nieszablonowy. Może i mam problemy z pokorą, ale sam powinieneś się jej nauczyć, zanim zechcesz kogoś pouczać. Równie dobrze mogę sprawić, że razem tu utkniemy. Jakieś znajdzie się dla ciebie miejsce, a wtedy sam poznasz życie obdartego z godności ścierwa - wymruczał mu nagle do ucha. Wiadomo było kto przemawia przez nastolatka. Po chwili jego usta dotarły do płatka ucha Rogera, język musnął go, po czym delikatnie wślizgnął się na momencik do wnętrza. Następnie uśmiechnął się podstępnie i również przybliżył usta ku temu mężczyźnie, który tak obrzydzał Dylana. Chłopak szybko oddychał. Był zestresowany tym co ma zrobić. Nie wiedział ile mu to pomoże. Wyszarpnął się i jeśli udało mu się zyskać element zaskoczenia to uciekł od czarownika najdalej jak mógł. Był przy tym niezdarny, bo jak wcześniej wspomniano trząsł się i nawet bieg jednostajny był dla niego problematyczny, pewnie upadł, a wtedy czołgał się, aby dystans między Rogerem, a Dylanem był jak najodleglejszy.
Oswald natomiast podszedł do Rogera, ale nie miał zamiaru spełniać jego życzenia, a w każdym bądź razie nie dosłownie. Czarownik miał się ujawnić,no i koniec końców tak się stało. Naprzeciwko niego pojawił się Oswald, który stanął przed nastolatkiem, żeby w razie co go zasłonić przed natrętem. Roger dostał poniekąd tego czego chciał. Stał przed nim Oswald, ale pod postacią cienia o posturze mężczyzny, czarnego jak smoła i noc.
- No i jak? Usatysfakcjonowany? - prychnął, podchodząc do intruza zrobił to, co chciał od dawna. Skoro czas i przestrzeń ich nie ograniczała to również i mógł pozwolić sobie na skorzystanie z swoich mocy, w końcu byli w niebycie. To tylko miejsce utworzone przez Dylana do spotkań z Oswaldem. Podniósł rękę i skierował na czarownika, na którego policzku pojawiła się szrama. Zniknął i pojawił się za plecami Rogera łapiąc go za szyję. - Może tak mała zmiana i dla odmiany my ciebie poddusimy, co ty na to mały?
Powrót do góry Go down
Roger Severson
Roger Severson
Roger Severson
Witch
Punkty : 39
Nie Wrz 30, 2018 8:46 pm
Myślenie Dylana okazywało się być naprawdę mocno ograniczone, jak się okazywało. Roger nie mógł być uznany za wcielenie zła, bo wtedy byłby zbyt ograniczony mrocznymi mocami. Severson był najbardziej neutralną postacią na świecie, jego nie obowiązywały zasady zarówno dobra jak i zła, jego istnienie było podyktowane samą kwestią natury, chociaż wiele wiedźm starało się pewnie wmówić, że Roger był jej całkowitym zaprzeczeniem. Im starszy się stawał i im bardziej brnął w pustkę ekspresji, tym bardziej stawał się przeciwieństwem natury, stawał się nieograniczonym chaosem. Chociaż czy chaos to nie był stan, do którego jednak wszystko w naturze dążyło? Podobno entropia wciąż postępowała i już wkrótce nie można będzie mówić wcale o porządku który jest jedynie stanem iluzji, pozorem chaosu, do którego umysł się przyzwyczaił. Właśnie to czyniło Seversona wielkim. On zdawał sobie sprawę, że tak naprawdę nieporządek jest stanem pierwszym i ostatnim. To on wszystko rozpoczyna i wszystko kończy, to on był alfą i omegą, a Roger jedynie jego skromnym sługą.
- Mój drogi, gdybyś był potężniejszy, żaden czarownik nie zdołałby ciebie opętać a może nawet stałbyś się wystarczająco silny, aby nieproszonego intruza wyrzucić ze swojej duszy - odparł jedynie.
W końcu intruz pojawił się, chociaż nie w formie, której życzyłby sobie czarnoksiężnik. Zmrużył on oczy i odepchnął Dylana znudzony jego obecnością. Niestety nie mógł przejrzeć tego tajemniczego czaru, chociaż domyślał się, że jego wynik jest jedynie kwestią iluzji oraz zwykłym życzeniem, które w tej przestrzeni zawsze mogło stać się prawdą.
- Możesz? Ledwo co musnąłeś mnie swoim ostatnim zaklęciem i sądzisz, że uwierzę, iż jesteś w stanie rzucić coś potężniejszego niż zwykłe światełka? - Uniósł brew rozbawiony słowami Oswalda. Bo tak, doskonale wiedział, że to nie były słowa gospodarza tego ciała a jego gościa. Rzucił spojrzenie na uciekającego chłopaka. Niestety nie miał za wiele możliwości, chociaż przestrzeń wydawała się być pozornie nieskończona. Roger już nie potrzebował go, potrzebował Oswalda, chociaż nie znał tak naprawdę jego imienia.
Syknął czując jak na jego policzku pojawia się szrama. Za chwilę dłoń zaczęła zaciskać się na jego szyi próbując odebrać mu oddech, co nawet mu się to udało. Jednakże zamiast strachu, poczuł jedynie większą ekscytację a całym ciałem przywarł do istoty zbudowanej z cienia nie omieszkując ocierać się tyłkiem o krocze młodszego od siebie czarownika. Przymknął oczy a na jego twarzy pojawił się błogi uśmiech. Naprawdę sądził, że takimi groźbami go pokona? Nie znał Rogera oraz jego wyjątkowych skłonności.
- A może tak ujawnisz się, zerwiesz z siebie spodnie i pokażemy młodemu czym jest prawdziwy seks? - Odparł, chociaż jego usta były zamknięte. Nie, jego głos był... wszędzie. Wypływał z każdej myśli Dylana, brzmiał w każdej cząsteczce tej pustki umysłu i przeszywał dusze każdej istoty, która się tu znalazła. Jego słowa były bardziej intencją, czymś co się czuje niż wie. Właśnie dlatego, nawet sam Roger doznał wyjątkowego podniecenia a trudno było oprzeć się tej dziwnej, emocjonalnej pieśni, na pewno Dylanowi, jak i schowanemu przed wzrokiem Rogera Oswaldowi. Jego intencja, jego Słowo było cholernie silne, nawet jak był gościem czyjegoś umysłu.
- Bądź spragniony obcego ciała, poczuj kojący żar, który będziesz spijał z moich ust oraz każdego skrawka tego co masz w rękach - dodał, chociaż tym razem w słowach czuć było magię, silną, cholerną, mroczną magię ekspresji. W tej chwili jego słowa, nie były słowami, nie były intencją a były urokiem lub klątwą, rzuconą w przestrzeń, zarówno na Dylana i Oswalda, aby czuli nieodparte pragnienie zaspokojenia swojego libido. Oj tak, Roger doskonale znał magię umysłu, a już w szczególności rozpalania namiętności.
Powrót do góry Go down
Oswald von Everec
Oswald von Everec
Oswald von Everec
Witch
Punkty : 35
Wto Paź 02, 2018 11:36 pm
- Ale tego... Ja tego chciałem! - wyszeptał młody, co jednak rozniosło się po ich wyimaginowanym świecie jak nawóz po polu. Oczywiście, że tego chciał. Pozwolił Oswaldowi wejść do swojego ciała. Samobójca przyszły i niedoszły bardzo się ucieszył, kiedy przypadkowo stanął na jego drodze Osi. Nareszcie ktoś zwrócił na niego uwagę i rozumiał go w każdym aspekcie. Właśnie dzięki niemu zrezygnował z najgorszej decyzji swojego życia i się nie zabił, zamiast rozkładania się w ziemi lub w dzikich odstępach lasu mógł dalej cieszyć się życiem. Przy starszym przyjacielu nie musiał podejmować żadnych decyzji i obawiać się bandy Briana, która prześladowała Dylana przez całe liceum.
Nieudane zaklęcie, tak proste i przydatne. Nie miał w zwyczaju tłumaczyć się ze swoich poczynań, a tym bardziej porażek osobnikom, które przed parunastoma minutami zamierzał zabić. Może i tamten czar nie powalił Rogera, ale nie była to rzecz nadzwyczajna. Dylan przed spotkaniem Oswalda nawet nie wiedział o posiadaniu zdolności magicznych. Nie był przystosowany do rzucania zaklęć i nawet, kiedy kontrolował nim starszy przyjaciel rzucanie czarów mogło skończyć się niepowodzeniem. Roger niech myśli sobie co chce, Oswalda nie obchodziło, co ten pomyśli. Chociaż trzeba przyznać, że trafił w czuły punkt wspominając o nieskutecznym wykonaniu tak prostego zaklęcia. Skrzywił się nieznacznie przypominając sobie ten moment. Nie dało się tego zauważyć, bo nadal stał pod postacią cienia.
- A ty mógłbyś być bardziej doinformowany i mniej dociekliwym chujem, wiesz? - po dobrych manierach zwyczajnie ani widu ani słychu od dawna. - Kiedy oplatasz magią ciało opętanego nie dysponujesz swoimi mocami, a swojego naczynia, wszystkowiedzący mędrcu z małego miasteczka.
Przynajmniej cała pociecha w spotkaniu na pograniczu rzeczywistości i fikcji. Tutaj nie ma żadnych ograniczeń. To też mógł pozwolić sobie na korzystanie ze swoich umiejętności. Nie musiał się strofować z czarami, co zazwyczaj czynił kontrolując ciałem młodego. Tutaj nie nadwyręży jego ciała i umysłu, które nie było przystosowane do nagminnego używania magii.
Dokonał się mały przewrót, tak jak zapowiadał Oswald i teraz on panował nad sytuacją, a na pewno był takiego zdania jeszcze wtedy. Uśmiechnął się z satysfakcją i mściwym błyskiem w oczach. Poczuł przyjemne uczucie, które rozchodziło się po całym ciele, a w niektórych kręgach najintensywniej. Sprawił to widok cierpiącego Rogera, który musiał się skrzywić od palącej szramy, która nie dała o sobie zapomnieć, dokuczając
co chwila bólem. Odgłosy dławiącego się intruza były kojącą symfonią. Chciał kontynuować i drażnić się z nim dalej, ale zmienił swoje plany, bo temu jebanemu masochiście się podobało to co mu robił. Może i by było to przyjemne, całe to ocieranie o jego krocze, ale dzisiaj i do końca swoich dni, nie po tym jak ich upodlił w rzeczywistości. Oswald się wkurwił i przeklął tego idiotę. Odepchnął go od siebie zaklęciem motus, które może i nie wyszło w prawdziwym świecie, ale tutaj nie była rzeczywistość i mógł pozwolić sobie na więcej niż tam, gdzie ograniczało go ciało niedoświadczonego. Dylan znajdował się najdalej od ich dwojga, ile pozwoliła mu siła w nogach, bo młody nogi miał jak z waty, tak przejął się wydarzeniami, a i nadal szumiała mu groźba Rogera, której nie potrafił zignorować i bardzo ją przeżywał. Oswald go zmusił do zejścia im z drogi. On był jego, zarówno ciało i umysł chłopaka należały do niego jak i wszystko co posiadał. Naczynie musiało pozostać w końcu bezpieczne. W wyniku zaklęcia odrzuciło Dylana i przeturlało go od uderzenia telekinetycznej siły. Podmuch był na tyle intensywny, że powinien powalić Rogera na łopatki.
- Z tobą miałbym? - zakpił zadzierając podbródek i spoglądając na niego z wyższością. Leniwym krokiem podszedł do niego i ukucnął nad leżącym czarownikiem. Położył na jego plugawych włosach rękę, żeby przeczesać nią te wstrętne kudły. - O nie, nie, nie. Uwierz, nie warto na ciebie tracić czasu. Jesteś nikim. Możesz używać tej ekspresji ile wlezie, może i lepiej się nią posługujesz, ale nigdy - nachylił się i szepnął mu do ucha - przenigdy... nie zdobędziesz Dylana. Dzieciak należy do mnie! Szacunku jakim na pewno byś chciał, żeby cię poważano... żaden z ciebie autorytet, chory pojebie... - pociągnął go za włosy, żeby nieco lepiej mógł go wiedzieć. Oswald cmoknął do niego i zaraz po tym Roger dostał cios w okolice potylicy. Nie chciał go pozbawiać przytomności, więc uderzenie nie było za mocne, jednak spowodowało chwilowe kłopoty w widzeniu. Zaczął wypowiadać jakąś dziwną inkantację w języku innym niż zazwyczaj, w jakim posługuje się mieszkaniec tego zadupia. Jeżeli Roger ogarniał temat, zauważył, że Oswald po prostu próbuje rzucić zaklęcie, które wypędzi go z umysłu Dylana. Staruszek był szybszy jednakże i rzucił zaklęcie, które spowodowało nie lada komplikacje.
Oswald stracił równowagę i upadł nieopodal Rogera. Samo zaklęcie tamtego nie powaliło go, ale już opieranie wpływowi jakie próbował wywrzeć czar już owszem. Ani myślał poddawać się temu choremu pojebowi. Chciał się już go zapytać czy to jego ostateczny akt desperacji, bo nikt go nie chce, ale zamiast powiedzieć, zaatakował tymi słowami jego umysł, na który naparł z zaskoczenia i impetem, coby go może głowa rozbolała?
- Dylan! - syknął ostrzegawczo do tej małej pierdoły, żeby oczyściła umysł i skoncentrowała na tym ataku. To walka na śmierć i życie, o godność i honor! Niech lepiej gówniarz się postara chociaż przy tym. Zwłaszcza, że połączenie między nimi nawet w tym miejscu nie gasło i jeśli Dylan poddawał się zaklęciu to i Oswald, który toczył nierówną walkę, bo z jednej strony miał siebie i swój umysł, na który napierał czar, a także Dylana. Podwójnie odczuwał tego skutki. Słyszeli te przeklęte słowa, które im przemykały myślami i sprawiały, że oboje pragnęli zaspokoić swoje potrzeby w bliższym kontakcie z Rogerem, kurwa!
Zdążył tylko podnieść się na klęczki. Więcej nic nie próbował, bo każdy ruch utrudniał mu walkę o godność, którą toczył sam ze sobą. Tak skupił się biedak na odparciu uroku, że zwolnił się czar maskujący jego prawdziwy wygląd. Zamiast cienia siedział dwudziestoparolatek o kruczoczarnych włosach i nieobecnym spojrzeniu zielonych oczu. Ten opór, który stawiał był bezowocny, to prawda, ale nie można mu odmówić woli do walki. Walczył z tą słodką obietnicą, z ochotą rozebrania się i pójścia na żywioł. Przyłożył dłonie do głowy, bo czuł, jakby zaraz miała mu eksplodować głowa. Ryknął z wściekłości i coś tam powiedział szeptem, coś co zabrzmiało jak kolejna obelga wypuszczona w kierunku starszego od niego czarownika, który być może miał jednak większą moc.
Nie potrafił się oprzeć czarowi i znowu bluzgał z powodu patowej sytuacji.
- Natychmiast... prze... - wycedził przez zaciśnięte zęby, próbując jeszcze raz go dopaść. Złapać za to pierdolone gardło i znowu zabrać mu możliwość oddychania. Chciał mu jeszcze raz przyłożyć w ten durny łeb i okładać pięściami po twarzy, aż zaczną broczyć się w jego krwi. Cokolwiek co chciał szybko znikło, wszystkie te makabryczne plany i zamiast tego przysunął się do starszego czarownika. Dotknął suchymi wargami jego, dysząc mu gorącym powietrzem i czekając, aż ten rozchyli wargi, żeby go wpuścić do środka. Osi miał nieobecne spojrzenie. Prawdziwe emocje zostały stłamszone i zastępowały je intencje, z którymi wypowiedział zaklęcie Roger. Gdzieś tam jednak w tych zielonych oczach czaił się gniew, dało się go zauważyć w nich.
Kto by pomyślał, że i charakter i nawet podobieństwo w rysach twarzy mają tutaj znaczenie i nie są zbiegiem okoliczności.
Powrót do góry Go down
Roger Severson
Roger Severson
Roger Severson
Witch
Punkty : 39
Sro Paź 03, 2018 10:34 pm
Uścisk powoli ustępował a Roger z rozkoszą patrzył na walkę gościa w ciele Dylana. Jego klątwa była na tyle silna, że gość nie mógł już skrywać swojego wyglądu obnażając się całkowicie woli Seversona. Mężczyzna uśmiechnął się widząc całkiem przystojnego czarownika, którego chętnie widziałby częściej w swoim łóżku. Oczywiście nie umknął jego uwadze fakt, że są wyjątkowo do siebie podobni, nie tylko charakterem ale również wyglądem. Roger nie miał w życiu wiele kobiet, w zasadzie była tylko jedna, którą wykorzystał do nauki pewnego specjalnego czaru w zamian za kilka nocy spędzonych razem. Nie wiedział jednakże, że te noce skończyły się ciążą i to dodatkowo bliźniaczą. Coś jednak zaświtało, gdzieś z tyłu głowy Rogera, który jednak był zbyt podniecony perspektywą psychicznie wykańczającego seksu, aby zwrócić uwagę na ten cichy głosik.
Kiedy więzy dłoni Oswalda puściły jego gardło wyprostował się i dotknął miejsca, które najbardziej go bolało. Po chwili ból zniknął, jego czerwona energia pozostała przez chwilę na palcach czarnoksiężnika po czym rozproszyła się gdzieś po wymiarze umysłu Dylana. Chłopak nawet nie zdawał sobie sprawy, że gdyby tylko mocno zechciał, mógłby sam zacząć tutaj rządzić. W końcu zarówno Oswald, jak i Roger byli jedynie gośćmi, wyjątkowo potężnymi, ale nadal gośćmi. Wyciągnął dłoń w stronę walczącego z klątwą czarownika i zacisnął ją w pięść próbując zakłócić wykonanie jakiegokolwiek zaklęcia odbijającego, czy ochronnego.
- Widzisz mój mały, ty traktujesz ekspresję jako moc, którą trzeba przymuszać do działania, ja jestem artystą, który traktuje ją niczym sztukę pochodzącą spoza zwykłego rozumienia czarownic. Za moją magią kryją się starożytne ideały, podczas gdy ty masz jedynie zepsutą duszę - wysyczał przez zaciśnięte zęby jednocześnie wściekły i radosny. Te dwa uczucia walczyły między sobą o dominację powodując, że magia Rogera rozpraszała się w wyjątkowo dziwny sposób. Raz silna fala, raz ledwie slaby wiaterek poruszały świat myśli i marzeń. Klątwa jednak miała wyjątkowo silną moc i była koncentrowana przez ciemność pochodzącą spoza tego wszystkiego co występowało w naturze.
- Jednak spokojnie kochanie, naprawię cię, zrobię z ciebie mój skarb, moje narzędzie do sprowadzenia ciemności na ten świat - wymruczał mu w prost do spierzchniętych ust. Kiedy klątwa zaczęła działać, puścił go z mentalnego uścisku, z szumu nie pozwalającego na koncentrację. W końcu było już za późno aby oprzeć się temu, czego zażądał Severson.
Ich usta złączyły się a Oswald czekał, aż Roger posłusznie wpuści go między swoje wargi. Jednakże Severson kochał sprawiać cierpienie, nasilać pragnienia i dawać to co najgorsze - fałszywą nadzieję. Jego gorący owiewał twarz mężczyzny paląc go niemalże żarem swojej namiętności. Wcale go nie nienawidził, wręcz przeciwnie... na swój sposób czuł do niego czarny rodzaj doskonałej miłości, którą chciał jedynie się z nim podzielić. Oswald nie miał wyboru, musiał przyjąć dar z ciała Rogera, chociażby go teraz nienawidził całym sercem.
Roger wplótł palce pomiędzy jego włosy, po czym pociągnął go za nie i uśmiechnął się zadowolony. Teraz to on miał go w garści. Pierwszy pocałunek nie był niczym muśnięcie skrzydeł motyla. Był on dotknięciem żelaznego pręta. Intensywny, gorący i głęboki. Wsunął język pomiędzy jego usta chcąc wypełnić go sobą, pokazać mu, że nie ma władzy nawet tutaj, nie przy Seversonie.
Powoli przesunął dłonią po jego brzuchu, aż w końcu, bez żadnego bawienia się w grę wstępną, chwycił Oswalda za członka przez materiał wyimaginowanych spodni. Powoli pieścił go w zdecydowanie za ciasnym uścisku.
Oderwał się od jego ust i spojrzał w jego nieobecne spojrzenie. Oj, Roger wiedział, że głęboko chowa się Oswald. Uśmiechnął się do niego w ten swój tajemniczy, dziwny, nienaturalnie mroczny sposób.
- Na kolana i błagaj mnie o nieskończony ból - wymruczał mu do ucha powoli naciskając na jego ramiona. Teraz to nie był nawet Oswald, to była ledwie kukiełka w rękach lalkarza. Severson był doskonałym lalkarzem.
Powrót do góry Go down
Oswald von Everec
Oswald von Everec
Oswald von Everec
Witch
Punkty : 35
Nie Paź 07, 2018 2:54 pm
Fałszywa nadzieja była wręcz pożądana. Pewność siebie i satysfakcja z wygranej również. Zwłaszcza jeśli żywi ją intruz, co panoszy im się tu za bardzo i śmie myśleć, że ma ich w całkowitej garści.
Oswald, nasz prawdziwy buntownik z wyboru zaśmiał się w duchu, choć do śmiechu mu wcale nie było. To prawda, że był zepsuty i zdegenerowany, ale taki jego już urok. Dzieciństwo namieszało mu w głowie i od zawsze psychika czarownika była pokrzywiona. Nie odbierał świata tak jak każdy, on miał własny, w którym był ponad wami wszystkimi. Nie nawykł do przegrywania to teraz nie zamierzał się tak łatwo poddać. Siedział gdzieś bodajże w podświadomości, gdzie izolował się od magii Seversona rozproszonej po jego ciele, która nadal próbowała go spętać. Przynajmniej tutaj mógł zachować trzeźwy umysł, przynajmniej na razie. Ta sytuacja trochę go niepokoiła, żeby nie powiedzieć, że bardzo. Oh, no nie przywykł biedak do takich przeklętych niedogodności. Zwłaszcza, że to jest pierwsza taka sytuacja. Taki dziewiczy rejs po nieznanych dotąd wodach, choć chyba to miało głębszy wskaźnik bólu niż rozdziewiczanie drącej w niebogłosy wieśniaczki. Trudno Oswaldowi przyznać, bo nigdy nie był na miejscu takiej dziewuchy. Może dramatyzował, ale ta farsa mu się nie podobała w chuj! Zwłaszcza, że to on zawsze mieszał w umysłach innych i zmuszał do głupich rzeczy, a nie na odwrót. On nie zamierza bawić się w ten sposób, żeby ktoś spełniał na nim swoje zachcianki. To gwałt na psychice! To jest niemoralne i niewłaściwe!
O nie kurwa, nie ma bata. Jeśli podoba mu się branie pustej bezemocjonalnej laleczki, która tylko słucha i nie myśli to proszę bardzo. Oswald był ciekaw, czego chciał bardziej ten perwersyjny zboczeniec, będący jak kropla wody podobny kropka w kropkę do niego. Pragnął ciała czy umysłu? Bo jeśli obu musiało się pojawić rozkoszne rozczarowanie, bo tego drugiego w całości nie posiadł. Oswald w momencie rozprroszenia czaru na nim nie walczył o ciało, a o umysł. Nawet na straconej pozycji ten oszołom potrafił coś zdziałać i wywalczyć dla siebie. Od małego musiał nauczyć się walki o przetrwanie, nawet jeśli trzeba było z czegoś zrezygnować i przegrać na jednej z linii frontu.
Odciął się od emocji i wszystkiego co mogło mu dać rozkosz i ból. Nie zamierzał dawać mu jeszcze większej satysfakcji. Ciało rządziło się swoimi prawami i fizjologią. Mogło ulegać zgodnie z oczekiwaniami czarnoksiężnika, reagować na jego dotyk i pocałunki, ale to była pusta reakcja, której ten oczekiwał po nim i którym kierował czar, a nie sam Oswald. Trochę zepsuł mu zaklęcie, ale w końcu jest też czarownikiem ekspresji i coś tam umiał, nie był mistrzem, ale za świeżaka też nie można go brać. Ich pierwszy pocałunek, który nastąpił w wymiarze myśli i marzeń może i rozpalał zmysły i był głęboki, ale na próżno szukać jakiejś reakcji u młodszego czarownika, zwałszcza takiej, która zadowoli tego sadystę. Miała być lalka i oto jest, proszę bardzo.
Klęknął przed czarownikiem, lecz zanim wykonał jego żądanie chwilę mu to zajęło, bo jednak biernie się przeglądać temu co robi z jego ciałem Severson nie potrafił. Zrezygnował z tej walki dość szybko i wolał, żeby jego iluzja w tym wymiarze klęczała niżby umysł jeszcze miał mu się podporządkować.
- Błagam o nieskończony ból - zabrzmiało to naprawdę nieprzekonująco, bardziej miało to wydźwięk komiczny niż poważny. Już Oswald się o to postarał. - Marna coś ze mnie ta kukiełka. Ja nie nadaje się na takie zabawy, więc sobie odpuść, mały - przedrzeźniał starego, szepcząc w jego myślach. Te szepty były nieznośne. Rozbrzmiewały niczym echo, którego nie mogło się zatrzymać za żadne skarby. Słowa powtarzały się raz za razem, zdanie za kolejnym coraz głośniej, każde pojedyńcze. Może i miał go w garści i na klęczkach, ale nie zamierzał dawać mu chwili spokoju. Niech również cierpi. - Masz ciało w swoich szponach, ale umysłu nie zdobędziesz, a wiesz czemu? Pozwól, że oświecę. Próbowało wielu, nawet klątwa sabatu gemini i zamknięcie w czasoprzestrzennym więzieniu mnie nie złamały. Rezultat tego twojego czaru tym bardziej ssie.
Powrót do góry Go down
Roger Severson
Roger Severson
Roger Severson
Witch
Punkty : 39
Sob Paź 20, 2018 3:42 pm
Był zwyczajnie rozbawiony, kiedy Oswald padł na kolana przed nim i wypowiedział słowa, które Roger chciał, żeby wypowiedział. Miał jego ciało, owszem ale musiał jeszcze dostać w swoje szpony jego umysł, co było już trudniejszym zadaniem. Położył na jego głowie rękę i zamruczał powoli pieszcząc go i głaszcząc po włosach. Przez chwilę bawił się nim w ten sposób, aż w końcu mocno pociągnął go za włosy i odchylił jego głowę. Nachylił się nad nim i spojrzał mu czarnymi oczami w jego spojrzenie. Na ustach Seversona pojawił się delikatny, złośliwy uśmieszek.
- Oh? Tak sądzisz? Myślisz, że ciało mi nie wystarczy, abyś był cały mój? - spytał chociaż wcale nie oczekiwał odpowiedzi. Ba! Nawet nie dał mu odpowiedzieć, po po chwili uderzył go z pięści w twarz. Po chwili zrobił to jeszcze raz, z drugiej strony. W końcu pchnął go swoją mocą przewracając go na plecy i nacisnął stopą na jego krtań. Uścisk był coraz mocniejszy a najgorsze było to, że to co działo się w świecie umysłu, Oswald i Dylan mogli odczuwać naprawdę. Tak niewiele go dzieliło od pozbawienia życia tego chłopaka i przywrócenia Oswalda do jego prawdziwego ciała. Musiał jednakże je najpierw znaleźć, chociaż nie było to raczej trudne, biorąc pod uwagę fakt, że wiedział chociaż już jak ten wygląda.
Prawda była taka, że wszystko to działo się na dwóch płaszczyznach na raz, co dla umysłu zwykłego czarownika byłoby niepojęte. Jednakże Roger był mistrzem magii umysłu, doskonale manipulował myślami, wspomnieniami oraz wiedział jak to wykorzystać, aby inni mu jedli z ręki.
Splunął na twarz Oswalda pozwalając aby ten przyglądał się biernie, co tak naprawdę robi jego ojciec. Chociaż jeszcze nie wiedzieli, że są całkiem blisko spokrewnieni.
Rozejrzał się wokół i rozłożył dłonie. Jego żyły zrobiły się całe czarne a moc Dylana powoli wnikała do ciała Rogera. Chociaż to nie była do końca moc, to były wszystkie myśli Dylana. Powoli zasilały one magię Rogera, tak jakby mógł pobierać moc nie tylko ze śmierci. Chociaż z drugiej strony byli w świecie umysłu, gdzieś gdzie absolutnie wszystko było możliwe i nie było żadnych ograniczeń.
- Jestem dla ciebie zbyt potężny, to ja władam magią, która wykracza daleko poza twoje pojmowanie, zresztą... sam zobacz jak reaguje twoje ciało - odpowiedział i spojrzał na jego penisa. Uśmiechnął się i oblizał usta nie mogąc się doczekać tego, co za niedługo nastąpi.



- Doskonale wiem, że pragniesz się poddać mój słodki... zrób to, w końcu co ci szkodzi? - wymruczał mu wprost do ucha. Kuszący głos, ból oraz rozkosz ciała były jego kluczami do ludzkich, wampirzych, czarowniczych i wilkołaczych serc. Ostatecznie, Roger nie pamiętał, żeby ktokolwiek oparł się atakowi jego pełnej, nieskazitelnie ciemnej mocy. Nawet jego uczniowie, użytkownicy ekspresji ostatecznie padali jak muchy do stóp Seversona pod naporem magii, która bierze się nie z tego świata.
Powrót do góry Go down
Sponsored content
Sponsored content
Powrót do góry Go down
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry Strona 1 z 2Idź do strony : 1, 2  Next
Skocz do: