The Original Diaries

Hayden Lake wita..
 

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down
The Original Diaries
The Original Diaries
The Original Diaries
Special
Punkty : 1154
Pon Sty 28, 2019 2:28 am
Pole namiotowe

Powrót do góry Go down
Phoebe Cortez
Phoebe Cortez
Phoebe Cortez
Witch
Punkty : 33
Sro Mar 13, 2019 6:01 pm
#2 Po trafieniu do miasteczka

Ocknęła się z silnym bólem głowy pośród sterty namiotów. Co ona tutaj robiła? Gdzie była? Zaklęła pod nosem do tego nie mogła nawiązać kontaktu z nikim bo jej moc o dziwo dziwnie działała. Może to przez to, że była jak naćpana, może przez to, że nie mogła się skupić. Tego nie wiedziała. Tak czy inaczej, nie miała kilkunastu lat a kilkaset i to jej się bardzo nie podobało. Potarła czoło zmęczona i oszołomiona by po chwili ruszyć przed siebie. Oczywiście nie wspominając, że wyglądała jak po przejściu tornada. Włosy w totalnym nieładzie, gdzie powbijane gałązki drzewa odstawały sobie od tak. Nie mówiąc już o tym, że była cała od błota. Kroczyła przed siebie jak naćpana i półprzytomna.
Powrót do góry Go down
Kol Mikaelson
Kol Mikaelson
Kol Mikaelson
Original
Punkty : 21
Sob Mar 16, 2019 6:18 pm
#3

Chcąc dowiedzieć się, dokąd dokładnie sięgały granice magicznej bariery uniemożliwiającej nadnaturalnym opuszczenie miasta, prawdopodobnie warto było osobiście pofatygować się na przedmieścia. Nie, żeby Kol jakkolwiek wierzył w to, żeby ktoś, kto zadał sobie tyle trudu więżąc nadnaturalne istoty w jednym miejscu, tak bardzo schrzanił zadanie, żeby w swoim zaklęciu zostawić jakieś luki. Na to nawet nie liczył, chociaż pewnie znacznie ułatwiłoby to problem zamknięcia w mieście, które najwyraźniej miało służyć tylko i wyłącznie temu, by pozbyć się wszystkich, którzy nie byli ludźmi. Na ten drobny spacer postanowił wybrać się w głównej mierze z czystej ciekawości. I poniekąd z nudów - czy też raczej cierpiąc na brak jakiegoś ciekawszego zajęcia. Póki co bowiem nie zapowiadało się, by sprawa upierdliwego zaklęcia miała ruszyć się choćby odrobinę do przodu. Nie zapowiadało się też na to, by w zasięgu jego możliwości miał pojawić się jakiś czynnik, który faktycznie pozwoliłby mu skutecznie rozwiązać problem. A przynajmniej... na razie nic mu o takim nie było wiadomo.
Nie spodziewał się chyba trafić na nic szczególnie ciekawego, kiedy wkraczał na pole namiotowe. Na pewno nie spodziewał się trafić na nieprzytomną czarownicę - chociaż w tej kwestii najwyraźniej musiał się nieco zaskoczyć. Bo owszem, zauważył Phoebe jeszcze zanim ta zdążyła się ocknąć. Upewniwszy się jednak, że wciąż żyła, najwyraźniej wcale nie miał zamiaru przyspieszać odzyskiwania przez nią przytomności. Ostatecznie... nigdzie mu się przecież nie spieszyło. Miał czas. Choćby i kolejnych kilka wieków, jeżeli zaszłaby taka potrzeba... Oczywiście wolałby nie spędzać ich raczej na polu namiotowym, w oczekiwaniu na ocknięcie się jakiejś przypadkowej dziewczyny. I na szczęście nie musiał czekać aż tyle.
Mogła go nie zauważyć w pierwszej chwili. Nie siedział bowiem nad nią bezczynnie i nie poświęcił się całkowicie oczekiwaniu. Wręcz przeciwnie, na jakiś czas nawet oddalił się od nieprzytomnej dziewczyny, zamierzając sprawdzić to, po co faktycznie tu przyszedł - dokąd sięgała ta nieszczęsna magiczna bariera. Dopiero usłyszawszy kroki dziewczyny, w błyskawicznym tempie postanowił wrócić do miejsca, w którym się znajdowała. Jakby nigdy nic plecami oparł się o pień jednego ze stojących na jej drodze drzew, przechyliwszy głowę lekko na bok i utkwiwszy w dziewczynie spojrzenie, w którym uprzejme zainteresowanie mieszało się z pewnym rozbawieniem. Z przewagą tego drugiego.
Teoretycznie wcale nie powinna go interesować jej osoba. W rzeczywistości jednak... nietrudno było się domyślić, że musiała dopiero co trafić do miasta. I to niekoniecznie z własnej woli. To zaś dawało pewne nadzieje, jeśli chodziło o pozyskanie potencjalnie interesujących informacji.
Powrót do góry Go down
Phoebe Cortez
Phoebe Cortez
Phoebe Cortez
Witch
Punkty : 33
Pon Mar 18, 2019 7:50 pm
Rodzinka Mikaelson była równie stara co jej. Na szczęście ona nie pamiętała za bardzo synów Pierwotnych. Swoje lata miała na karku, a wściekłość miast ustępować dawała coraz więcej chęci do walki i chęci mordu. Przystanęła na chwilę by dojść do siebie i otrzepać ubranie z wszelkiego robactwa jakie na niej osiadło w tym czasie. Do tego głowa ją strasznie bolała. Potarła czoło i spojrzała gdzieś przed siebie.
- Mirabell...przysięgam, że zapłacisz za to...zdradziecka kurwo...
Wycedziła przez zęby i przyszpiliła Kola skinieniem dłoni do drzewa pod którym stał.
- A ty co za jeden?
Zapytała ale zaraz puściła wampira rozpoznając w nim syna Esther. Jej ojciec i jego matka dobrze się znali. Bardzo dobrze.
- No proszę...czyżby najmłodszy syn Esther?
Uśmiechnęła się pod nosem przyglądając się wampirowi.
- Co tutaj robisz? Nie powinieneś przebywać z rodziną?
Zaciekawiła się bo musiała przyznać, że dawno nie widziała ich. A nie mówiąc już o tym, że poznała ich siostrę...nie, nie tą wariatkę wampirzycę, ale wiedźmę. Kobieta pomagała jej, a teraz...sama nie miała jak się z nią skontaktować. Musiała dowiedzieć się co z Frey. Była jej dłużniczką.
Powrót do góry Go down
Sponsored content
Sponsored content
Powrót do góry Go down
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry Strona 1 z 1
Skocz do: