The Original Diaries

Hayden Lake wita..
 

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down
Biwak w lesie Mystic Falls
Idź do strony : Previous  1, 2
The Original Diaries
The Original Diaries
The Original Diaries
Special
Punkty : 1154
Nie Lis 18, 2018 8:06 pm
First topic message reminder :


Obrazek


- fabularny czas: 3 listopad godz. ok. 17

- pogoda: 15 stopni Celsjusza

- miejsce: las na obrzeżach Mystic Falls

- przyjazd: autobusem szkolnym - zbiórka pod szkołą

-opiekunowie: Steven Thomas - dyrektor, Alaric Saltzman - nauczyciel, Lucia Palmer - nauczycielka, Cindy Black - nauczycielka

- KAŻDY ma osobny POJEDYNCZY namiot i jest ZAKAZ spania razem z innymi (namioty szkolne)

- zaczynamy od rozkładania swoich namiotów
Powrót do góry Go down
AutorWiadomość
Nicolette Eilhart
Nicolette Eilhart
Nicolette Eilhart
Witch
Punkty : 36
Nie Gru 09, 2018 9:39 pm
Ta noc była niespokojna. Przywidziało jej się własne łóżko z którego miała wygramolić się o szóstej pięć do łazienki, dostrzegając na materacu plamę krwi. Nicolette w wizji wiedziała właśnie, że znajduje się w czarnej dupie, zwłaszcza, że podpaski się jej skończyły, a ich kupienie przekładała z dnia na dzień. Wybudziła się ze snu, a raczej wizji i przeklęła w myślach. Zaniepokoiła się, bo do żadnego sklepu teraz nie wyjdzie, nie o takiej porze. Zwyczajny problem przystały zwyczajnej nastolatce. Dopóki nie dorwało ją dziwne przeczucie, które towarzyszyło Nicolette zawsze, kiedy Nina wyjeżdżała na szkolne wycieczki bez niej, a jeśli wyjeżdża gdzieś bez niej to jest w stanie zagrożenia życia. Paradoksalnie w takim stanie znajduje się tym bardziej jeśli przebywa z Nicolette, bo jakby nie patrzeć to z jej winy ta wyzionęła ducha w Orleanie. Uznała, że to jej zdolności ją alarmują, a z tym gównem nie ma żartu, trzeba działać, choćby nawet profilaktycznie. Niestety Nina nie radzi sobie bez Nicoletty. Niestety. Dlatego postanowiła pójść naprzeciwko konsekwencjom, przeciwko wszystkiemu. Nawet wyjściu z domu i dojściu do lasu samemu.To będzie podróż tak podobna jak wędrówka Froda z Władcy Pierścienia, żmudna i niebezpieczna.
Plan wszedł w życie. Wiedziała, że Iron nie pozwoli schorowanej opuścić domu dlatego poczęła przygotowaniu zaraz po jego wyjściu z domu. Wygramoliła się spod ciepłej kołdry i podreptała do miejsca, w którym była przetrzymywana broń, jeśli nawet zabezpieczona i trzymana w sejfie czy innym miejscu była schowana to Nico za pomocą magii rozprawiła się z napotkanym problemem w mgnieniu oka. Spakowała ostrożnie broń i naboje do torby, wpierw sprawdzając czy jest zabezpieczona. Spakowała także swój namiot, bo w szkolnym nie będzie spała. Nie i koniec. Veronica powiedziała jej, że w tych namiotach dziewczyny z drużyny cheerleaderek uprawiają w nich seks, a pozostałości ich figli pozostają w nich na wieki. Nico nie chciała po prostu złapać jakiegoś paskudnego choróbska. Wyszła z domu ubrana jak rodowita eskimoska pochodząca z bieguna polarnego. Owinięta dwoma szalami wokół szyi. Nosi na sobie trzy warstwy swetrów, no i narzucony na siebie cieplusi kocyk. Ciągnęła za sobą pluszaka mającego co najmniej sześćdziesiąt centymetrów.
- Panie Bruthen! Panie Bruthen! Proszę, otworzyć drzwi! Natychmiast! Stała się tragedia! - waliła w drzwi domu pana Bruthena. Sąsiada mieszkającego naprzeciwko ich domu. Starszy pan lubił Nico. Pomagała mu w domu i przyrządzaniu posiłków. Ten stary niedołęga chwalił się kiedyś, że posiada samochód i co najważniejsze prawo jazdy. Może i nie korzystał z niego od jakichś dziesięcioleci, ale ten stary mężczyzna na pewno to i owo pamięta i zabierze ją na obóz. - Miałam chyba wizje! - tak, powiedziała panu Bruthenowi o świecie nadnaturalnych. Starszy pan i tak traktował pobłażliwie jej historie, raczej nie brał ich na serio, ale był dobrym słuchaczem. Kazał jej chodzić do kościoła i się modlić o zdrowy rozsądek dla siebie. Zawsze dawał dobre rady od serca. - Musi mnie pan zawieść na obóz, bo moja przyjaciółka jest chyba w niebezpieczeństwie. Chyba źli ludzie chcą ją skrzywdzić... Tam jest dużo złych ludzi. Nie chodzą do kościoła co niedzielę, piją alkohol i palą papierosy! - wykrzyczała mu w twarz podenerwowana. Mężczyzna był w samych slipkach, kiedy otworzył jej drzwi. Poszedł się przebrać, a kiedy wyszedł dziewczynka otworzyła buzię zaniepokojona. Nie potrafiła zachować myśli dla siebie. - O Boże! Pan ubrał się jakby na własny pogrzeb.
Nie powiedziała już nic więcej, wsiadła po prostu zrezygnowana do starego rzęcha, który uchodził za samochód. W środku śmierdziało starym dziadkiem. Pomimo problemu z odpaleniem go, ruszyli przed siebie w las. Każda minuta wlekła się nieubłaganie, wzrastał lęk o Ninę i o swoje dalsze losy. Ufała panu Bruthenowi, ufała do momentu aż nie wsiadł za kierownicę.
Powrót do góry Go down
Universal Person
Universal Person
Universal Person
Special
Punkty : 10
Nie Gru 09, 2018 9:39 pm
Był to zwykły normalny dzień, zazwyczaj pan Bruthen wychodzi z domu idzie jak co dzień po swoją ulubioną gazetę z sudoku. Każdy w mieście go znał, dzieci go kochały a młode panie żeby nie zażartować na niego leciały. Bądź on sam uważał, że to raczej z jego pogodnego ducha wszyscy tak do niego lecieli jak muchy. Staruszek uwielbiał ludzi, spędzać z nimi czas. Sam nie posiadał dzieci, a tym bardziej wnuków. Był samotny na tym świecie, ale dobrze pamięta te czasy z wyścigów. Uwielbiał się ścigać, sam uważał to za niezłe hobby. A teraz nikt nie wie jakim wyścigowym i niegrzecznym chłopakiem był Bruthen. Nie raz nie dwa, marzy mu się ponowne wejście do samochodu, usiąść za kierownicą poczuć ten dreszcz emocji wywołane wyścigami. Minęło już tyle czasu...a on już nie widział tak dobrze jak kiedyś, teraz musi nosić okulary. A w samochodzie nie był już dobre dwadzieścia-sześć lata. Powspominał starzec, swoje dawne jak i piękne życie.  
Uradowany mężczyzna w spokoju i ciszy zasiadł przy kominku popijając swoją kawę, zajadając się ciastem czekoladowy. Między czasie rozwiązywał swoje sudoku, jak codzienny rytuał. Niespodziewanie z jego rutyny, wyrwał go dzwonek do drzwi. Czyżby listonosz przyniósł mu pieniążki? Nie to za wcześnie, o wiele za wcześnie. Otwierając drzwi, otworzył szeroko swoje stare oczy na twarzyczkę zakrytą wielką za dużą czapką oraz wielgachnym starym szlakiem. Starzec sam nie wiedział jak to ma skomentować.
- O Jezusie panie najświętszy! Dziecko skaranie boskie z nieba. W coś ty się ubrała?! - Spytał zbyt mocno przyjęty. Była jego ulubienicą, drugą taką dziewczyną co mu pomagała była to od Everec...jak je tam było. Starzec zapomniał jej imienia, zawsze mylił je. A to tylko cztery litery do zapamiętania. Życie jest takie ciężkie, niesprawiedliwe ale cóż na to poradzić?! Chętnie starzec znów byłby tym młodym Bruthene’m co laski na niego wszystkie leciał, a mógł  je policzyć na palu jednej jego dużej starej dłoni. Starzec oczywiście wpuścił tak mocno przyjętą dziewczynkę do domu. Pokiwał jedynie głową zagradzając się. Ale sam nie był pewnie do końca czy to dobry pomysł! W końcu on nie widział, prawa się pozmieniały a prawo jazdy już dawno było nie ważne. Ale dla siły Boskiej i tych bez grzeszników był gotowy zaryzykować, tracąc swoje cenne i drogie życie. Wszystko zrobi on, zwłaszcza jak dowiedział się że nie chodzą na co niedzielną mszę!  To aż buzowało w staruszku, aż za mocno nie darował tego nikomu, nie można tak żyć! Dlatego też, szybko się przebrałem w najbardziej pasujące ubranie, normalnie jak James Bond, agent 007. On na serio brał to na poważnie, a jego stare serce biło adrenaliną.  
- Będę karać tych co nie chodzą na co niedzielną mszę! Do tego piją alkohol, w tak młodym wieku jak tak można?! Mam nadzieję, że ty młode dziecko nie robisz tego co oni tam - On już dobrze wie co tam może się dziać. A nauczyciele ignorancji, to oni mają największy wpływ na te dzieciaki i taki dają przykład. Jak im nie wstyd, dlatego w tym wszystkim musi do gry wejść on sam. Pokazać im wszystkim jak w nie zdrowym życiu oni wszyscy żyją!  
Wsiadł do swojej ulubionej bestii, każdy widział w nim starego grata. Lecz nie on, o nie! Tyle wspomnień, każdy wyścig wygrywał właśnie w tym samochodzie. Za lusterka wyciągnął okulary, założył je na nos. Zaczął odpalać swoje autko. Nie chało zapalić, ale za trzecim - czwartym razem udało się. Jadąc na początku wolno, aby nie wystraszyć młodej dziewczynki. Ale jak byli za trenem zabudowany, staruch pokazała na co jeszcze stać. Po drodze oczywiście zahaczał o inne samochody, ale nie interesował się tym. Pewnie i tak nie długo zacznie ścigać ich policja, jak w takich grach co gra młodzież GTA. Wjeżdżając w miejsce obozu, wjechał w namioty, jadąc ciągnęły się za nim jak balon przywiązany do ręki. Starzec, niestety pomylił pedały i zamiast zahamować to przyspieszył i wjechał prosto w krzaki. Wysiadł z auta, nie zwracają na to największej uwagi, gorsze rzeczy widział co tu się wyprawiały! Dzieci siedziały przy ogniu, biedne dzieci zmuszane pewnie do niewolniczej pracy na obozie. A może i jeszcze gorzej, bo być może voodoo albo inne czary diabelne! Poszedł do chłopca, wyrwał mu kubek który był cały zapełniony jakiś piciem. Powąchał go i wylał całą zawartość do ognia. Pomodlił się za te biedne dziecko, nie wie coś żeż uczynił dziecko niewinne. Porozglądał się jeszcze i znalazłam być może dyrektora tej placówki, która na to wszystko pozwoliła.
- Diabeł, czysty diabeł! Woda święcona tylko na takich jak pan nawet nie pomoże! - Krzyknął w stronę dyrektora. - Jak można na takie rzeczy pozwalać! Jeszcze przez pana nie mogły iść do kościoła jak nie wstyd! - Wyrwało mu się, był zbyt mocno wkurzony tą całą jak dla niego chorą sytuacją. - Ogień w takim miejscu jest zabroniony, zaraz zadzwonię na Milicję! - Wymachiwał palcem do wszystkich zebranych.
Powrót do góry Go down
Nina Von Everec
Nina Von Everec
Nina Von Everec
Witch
Punkty : 123
Pon Gru 10, 2018 1:27 am
Zmarszczyłam brwi po słowach Alys, dziwny? Chociaż w sumie jak się zastanowić nad tym wszystkim to czasem jednak ten dyrektor dziwnie się zachowywał. W pewnych momentach znikał, a potem raptownie wracał. Nawet mój ojciec w ciele Dylana, wspominał abym jak najdalej się od niego trzymała. Więc może serio jest coś na rzeczy? Zwłaszcza jak zauważa to zwykła, najzwyklejsza nastolatka?
- Będziemy mieć go na oku, przy nas nic się nie stanie - Szepnęłam do niej, aby poprawić je nastrój. Wskazałam na siebie oraz resztę osób z grupy. Taka prawda, może nastolatki zapatrzone w nowoczesność ale jednak trójka czarodziei, wampirzyca więc jesteśmy wyżej niż on. W grupie siła, a nie odwrotnie. Zwróciłam uwagę na blondynkę, pokiwałam jedynie głową. Czyli jednak od tego momentu dość dużo minęło, dziwne że nikt nie zgłosił zaginięcia chłopaka na policję. Albo ktoś na swoją rękę nie zaczął go szukać. Zamknęłam na chwilę oczy, zastawiając się co z tym wszystkim zrobić. - Słuchajcie..wiem że nie powinniśmy tego robić, ale nie uważacie zniknięcia Josha za przypadek? Nikt go nie szuka, a minęło tyle czasu...sądzę - Przerwałam, aby zobaczyć czy nikt ze starszych osób tutaj zgromadzonych nas nie słucha. Po upewnieniu się, kontynuowałam. - Sądzę, że to właśnie my musimy go znaleźć. W końcu od tego jest nasz klub, nie? Pomagam sobie na wzajem - Wszeptałam tak, aby zgromadzeni to usłyszeli. Wypakowałam kiełbaski co jakiś czas patrząc się po wszystkich twarzach. Nie widziało mi się jej jeść, ale cóż chyba będzie trzeba. Bo moje zapasy jakie miałam przy sobie, nie starczy przy takim jedzeniu go. Przekroiłam parę kiełbasek podając je każdego, kto ją chciał. Swoją nabiłam na patyk, okręcając ją i na serio zaczęłam się zastanawiać czy jednak ją zjeść. - Panie dyrektorze..chce pan jakąś kiełbaskę? - Spytałam się. Usiałam być dłużej w jego towarzystwie, aby odkryć czy nie jest przypadkiem wrogiem dla nas wszystkich razem tutaj wziętych.
Nagły huk sprawił, że podskoczyłam na miejscu gdzie siedziałam. Zmarszczyłam czoło, aż patyk upadł mi na ziemię. Cóż nie będzie mi go szkoda...ale co tutaj robił pan Bruthen? Wstałam, patrząc jak podchodzi do dyrektora. Wiem, że czasem zachowuje się dziwnie..Ale tak chyba mają starsze osoby, schorowane prawda? Za nim z jego samochodu wyszła Nicoletta. Przecież ona wygląda jak Eskimos! Zrobiłam duże oczy, zostawiając resztę osób i podeszłam do niej. Jak tylko znalazłam się koło niej, przytuliłam się do niej. Była strasznie gorąca, za gorąca. Nic jeszcze nie mówiąc. Przyprowadziłam ją do naszej grupki, wskazując aby usiadła na drewnie. - Panie Bruthen, nic takiego złego tutaj się nie dziej, przysięgam - Chciałam go jakoś uspokoić, ale jak widać nic to nie dało. Trudno zostawię to lepiej dla dorosłych. Nie będę się w to mieszać, ale trzeba zając się za to nie posłuszną Nicoletta, która jest chora. - A ty co tutaj robisz? Jesteś chora, masz rozpalone czoło. Powinnaś leżeć w łóżku a nie być tutaj - Poważnym tonem przyłożyłam jeszcze dla upewnienia rękę do jej czoła. A nie myliłam się, gorące jak cholera.
Powrót do góry Go down
Veronica Mass
Veronica Mass
Veronica Mass
Inactive
Punkty : 17
Pon Gru 10, 2018 2:23 am
- Serio? Nie musisz udawać miłej Vici, wiem jaką masz tutaj reputacje. Jesteś z innej bajki jak ja. Ale cóż w razie czego wołaj, może się jeszcze dogadamy - Spojrzałam na dziewczynę, wysyłając sztuczny uśmiech w jej stronę.
Niechętnie, powtarzam nie chętnie jedynie pokiwałam głową. Jakoś te trzy dni będę musiała wytrzymać w świecie idealnych ludzi z dobrych domów. Wróciłam jedynie oczami na słowa swoich koleżanek i kolegów. Nadal nie rozumiałam czym się tutaj zachwycać, serio. Zwykły obóz, zwykłe siedzenie przy ognisku. Zobaczymy co będzie rano, jak nie podładują telefonu, nie ułożą sobie włosów. W ogóle jak nic nie zrobią ze swojej codziennej rutyny, karma jest słodka ale i gorzka jednocześnie dla takich właśnie osób. Poprzenosiłam wszystko co miałam, spojrzałam się na Ninę z podniesioną brwią. To jej chłopczyk zerwał się ze smyczy i uciekł od niej w daleko, daleko w dal? Ojej, jak mi nie przykro. Musiałam się naprawdę ugryźć w język, aby tego nie powiedzieć na głos. Ale za trzy dni wszystko wróci do normy, a wszystko co tu będę w sobie trzymać powiem po zakończeniu tego okropieństwa. Idealne zakończenie wypadu, czyż nie? - Spoko, pomogę ale nie wymagaj współczucia - Rzuciłam tylko, bo pewnie zaraz zacznie biedna płakać albo inne durne sceny zacznie tutaj wyczyniać. A tego już bym na prawdę, ale to naprawdę bym nie zniosła. Upewniając się jeszcze czy na pewno wszystko zrobiłam, usiadłam w miarę blisko całej grupy. Patrząc się jak pięknie palił się tutejszy ogień. Zaśmiałam się na to wszystko co teraz się wydarzyło, serio? Tego nie mogłam się spodziewać zwłaszcza tutaj. Prychnęłam jednie, na widok eskimoski jeszcze bardziej mnie rozbawił. - Niech pan nie niszczy nam imprezy, której nawet nie ma - Burknęłam rozbawiona całą akcją Nicoletty i jej nowego przyjaciela. Ja wiedziałam, że jest dziwna ale jak widać po za Nina to ma tych swoich starych przyjaciół.
Powrót do góry Go down
Phoebe Cortez
Phoebe Cortez
Phoebe Cortez
Witch
Punkty : 33
Pon Gru 10, 2018 5:14 pm
A słodka Phoebe siedziała sobie w swoim namiocie, a raczej na jego brzegu obserwując w milczeniu to całe zgromadzenie. Czy oni wszyscy totalnie poupadali na rozum? Nic ciekawego się tutaj nie działo, jakiś dupek krążył przymulony między namiotami smarkaczy, inni znowu siedzieli w grupce psiocząc pod nosem od rzeczy. Skrzywiła nos spoglądając przed siebie. Nawet rumoty i huki nie zwróciły na nią mniejszej uwagi. W końcu po diabła miała się przejmować czymś, co ją prawdę mówiąc nudziło? Przyjechała tutaj by odpocząć, a jak to mówią odrobina towarzystwa nigdy nie jest zła. To właśnie przez to postanowiła rozbić namiot w tym miejscu. W oddali dostrzegła również jakaś wiedźmę z bratem jak się nie myliła. Ciekawe...ciekawe. Ich siła jaka w nich drzemała była nie lada wyzwaniem dla starej wiedźmy. Uniosła się z miejsca niby to mając zamiar poszperać w poszukiwaniu czegoś w namiocie. Jednak jej celem było dojrzenie twarzy dziewczyny. Kim była? Przeciągnęła się niepozornie i powoli ruszyła przed siebie, tak...tak właśnie w ich stronę. Gdy już znalazła się przed zgromadzeniem przybrała minę uprzejmej dziewczyny.
- Witajcie, mogłabym w czymś Wam pomóc?
Zagadnęła w końcu jakoś trzeba obadać sprawę prawda?
Powrót do góry Go down
Alysanne Meyer
Alysanne Meyer
Alysanne Meyer
Human
Punkty : 44
Pon Gru 10, 2018 5:26 pm
- Spokojnie poradzę sobie...po prostu wydaje się być dziwny...jakby...coś brał czy coś...
Wydusiła cicho uśmiechając się niewinnie. Słysząc jej propozycję Alys skinęła głową, w końcu nie miała nic przeciwko, nie znała tutejszych dzieciaków za dobrze, a jedynie ze szkoły. Mimo to postanowiła, że czemu nie zaryzykować i nie poszukać tego całego zaginionego chłopaka?
- Jasne, czemu nie. Ja jestem za. Tak czy inaczej nie mamy co robić, a siedzenie przed ogniskiem i wlepianie wzroku w ogień nic nie pomoże.
Zgodziła się przenosząc wzrok na rudą. Ta laska coraz bardziej zaczęła ją wpieniać. Alys starała się być miła dla każdego, ale ona...zdecydowanie była wkurwiająca.
- Nie sądzisz, że to nie miejsce i czas na Twoje gierki? Chcesz się wyżyć za zjebane dzieciństwo to wiesz..drzew jest bardzo dużo, wystarczy że pójdziesz sobie za jakieś i zrobisz z niego worek treningowy to i sobie ulżysz i wszystkim zgromadzonym.
Odparła ze spokojem na twarzy, ba nawet się uśmiechnęła do dziewczyny.
- Do diabła...
Poderwała się niemal na miejscu gdy coś huknęło. Odwróciła się zaskoczona przyglądając się dziwnie ubranej dziewczynie oraz starszemu mężczyźnie. Co to w ogóle miało być? Uniosła brew zastanawiając się, czy to nie dom wariatów. Do tego zrobiło się jej cholernie ciepło. Odwiązała apaszkę jednocześnie odsłaniając ślady po ugryzieniu. Zaraz jednak zasłaniając je włosami.
Powrót do góry Go down
Nicolette Eilhart
Nicolette Eilhart
Nicolette Eilhart
Witch
Punkty : 36
Wto Gru 18, 2018 8:18 pm
- NINA!!! MUSIMY SIĘ STĄD WSZYSCY NATYCHMIAST EWAKUOWAĆ! GROZI NAM NIEBEZPIECZEŃSTWO! - krzyczała na ucho starszej BFF, tak krzyczała, ze biedna pewnie ogłuchła. Z konspiracji pozostały nici, które ich zwiążą i uniemożliwią rozegranie kolejnego meczu w Dead by Daylight, a gdy nie zagrasz kolejnego meczu zamkniesz się w sobie i winne temu będą osoby trzecie, a tym bardziej dyrektor, ta szuja i menda, co tu knuje coś chyba, bo Nicoletta miała wobec niego złe przeczucia, a gdy takie ma oznacza jedno albo drugie. Albo aktywowanie jej umiejętności wizjonerskich, albo inny realny problem, którym jest zapomnienie połknięcia tabletek, które zalecił jej psychiatra. - Zabieraj swój nieletni tyłek i w drogę! - spojrzała krzywo na wahania Niny. Nikt nie spodziewał się takiego języka i zachowania, a na pewno nie Nina i to po malutkiej Nico.
Powrót do góry Go down
Game Master
Game Master
Game Master
Special
Punkty : 34
Czw Gru 20, 2018 8:10 pm
Wszystko grało jak w zegarku, jakieś zapełnienie czasu im do tego wieczora, do tego ogniska, które symbolizować miało oczyszczenie. Ogień, pochłaniający wszystko, niczym ich działania, mające oczyścić świat ze wszelkiego nadnaturalnego plugastwa. Byle do tego wieczora. Cokolwiek było zaplanowane na jutro, na noc, wątpił że się odbędzie, kiedy urządzi pokaz i właśnie oczyszczenie. Dojechać też miał jeszcze inny więzień, który miał idealnie pokazać im zagrożenie, w ogóle pokazać że ono jest realne, prawdziwe. I wierzył rozbudzić w ludziach właśnie ducha walki, łowcy, pokazanie tym wszystkim kreaturom, kto jest na tym świecie panem i nie potrzebuje żadnych wynaturzonych praktyk, by być silniejszym. Być zwycięzcą.
I wszystko miało tak się dziać, miał tak zlecieć czas, a tu nagle ktoś wjechał jakimś rzęchem, robiąc raban. Huk pewnie aż było słychać w Waszyngtonie i pewnie od chrustu zaraz się zlecą, zobaczyć co tu się wyprawia!
I kiedy zobaczył co facet wyprawia, usłyszał jego słowa, aż pożałował że nie rąbnął głową w kierownicę, po walnięciu w drzewo, na tyle mocno by już nie wyjść żywym z samochodu.
Dyrektor starał się zachować spokój, ale politowanie mężczyzny dla starca aż z niego wyciekało. Nie mogąc się powstrzymać, wywrócił oczami, słuchając wszystkich jego zarzutów.
Na nic złego tutaj nie pozwalam, dzieciaki mają okazję spędzić czas na łonie natury, kościół jest ich wyborem, nie zmuszam ich do uczestniczenia w obozie. Najwidoczniej wolą spędzanie czasu tutaj, niż przy indoktrynującej organizacji, wpajającej ślepą wiarę — odpowiedział spokojnie, nie potrafiąc się powstrzymać od wyrażenia swojego zdania na temat kościoła. — A ogień nie jest zabroniony, stosowna odległość od drzew została zachowana. Po policję zadzwonić mogę ja, w przeciwieństwie do pana, miałbym powód. Radzę odejść, zanim to zrobię. Zakłócanie spokoju, do tego te namioty, to podejdzie już pod uszkodzenie mienia, za które mogę sobie rościć odszkodowanie. Skorzysta pan z okazji i odejdzie, zanim narobi sobie pan problemów jeszcze większych, czy mam zadzwonić po służby porządkowe? — odpowiedziałam, nadal ze spokojem. Mimo wszystko nie znosił dewotów, a tu miał takiego przykład. Skinął też na inną nauczycielkę, słysząc krzyk dziewczyny. Ta podeszła do niej, wyraźnie niezadowolona.
Nicolette, nie pamiętam byś się zapisywała na obóz. Zresztą, będąc chora, powinnaś zostać w domu, a nie przychodzić i robić zamieszanie. Do tego nie powinnaś go ściągać. Teraz może sobie narobić tylko problemów — powiedziała i krytycznie spojrzała na zawleczone przez samochód namioty, rozbity samochód, westchnęła ciężko. — Pójdziesz ze mną, odwiozę cię do domu — powiedziała stanowczo, ale jeszcze spokojnie. Zaś „dziwny” nauczyciel stał na uboczu, obserwując sytuację, w razie czego gotów wprowadzić modyfikacje w planach. Najchętniej do tych kreatur dołączyłby starca, który mógł wszystko zepsuć.
Powrót do góry Go down
Vicki Donovan
Vicki Donovan
Vicki Donovan
Vampire
Punkty : 13
Wto Sty 01, 2019 6:09 pm
Jakoś Donovan nie dowiedziała się jak kto ma na imię. Jakoś musi sobie radzić bez tego.
- Cóż... nie dawno tutaj wróciłam, a teraz pracuję jako barmanka, a Pani? - zapytała.
Patrzyła na blondynkę, która zainteresowała się nią. Przecież nie dodała, że wróciła z zaświatów nie?
Vicki pomagała innym dziewczynom w robieniu kiełbasek. Jak ktoś nie umiał to pokazała jak to się robi. Brązowowłosa wiele zaliczyła takich biwaków. Przy okazji przysłuchiwała się rozmową. Jak się dowiedziała jakiś Josh. Zaraz dalej dowiedziała się o jakimś klubie. Czy te dzieciaki nie wiedziały, że tam gdzie mieszkali czyli w Mystic Falls jest niebezpiecznie? Jednakże jak na razie byli poza tym miejscem.
Donovan zwróciła wzrok na rudowłosą dziewczynę, która jak widać piła do niej i miała jakieś wądy.
- Doprawdy? Ciekawa jestem czy Ty od razu skreślasz ludzi po tym co o nich usłyszysz. Nie odpowiadaj, właśnie to pokazałaś. Powiem Ci tak nie znasz mnie, a ludzie się zmieniają. A to, że jestem z innej bajki to prawda, ale łaskawie zachowaj to dla siebie. Chciałabym chociaż raz dobrze się bawić, więc nie psuj tego. Jak widzę Ty wredność odziedziczyłaś wraz z włosami. Dla Twojej wiadomości mam na imię Vicki, a nie Vici. Jeśli Ci się tutaj nie podoba było nie przejeżdżać. A jak w w ogóle masz na imię ruda koleżanko? - zapytała.
Jak widać szczerość Donovan musiała przezwyciężyć. Jakoś nie chciała przyminusować u Rudej, ale... może potem pogada z nią.Do rozmowy też dołączyła się jeszcze jedna osoba.
- Później mogę z Tobą porozmawiać na osobności? - zapytała.
Spojrzała znów na dziewczynę imieniem Veronica'y.
Coś huknęło, a niektóre dziewczyny się przestraszyły. Jakoś Vicki tego nie ruszyło i patrzyła co się zadzieje ze skrzyżowanymi rękoma. Zaraz nie wiadomo skąd wzięła się jakaś dziewczyna i... ześwirowany facet. Zdaniem Donovan to jakiś zestarzały dewot co nie ma nic innego do roboty tylko gnębić ludzi.
Okazało się, że stał się jakiś wypadek, a namioty uległy zniszczeniu.
- Chodź ze mną, zobaczymy co się stało dobrze? - zapytała.
Vicki spojrzała po raz kolejny na rudą wampirzycę. Czekała na jej odpowiedź.
Powrót do góry Go down
Universal Person
Universal Person
Universal Person
Special
Punkty : 10
Wto Sty 01, 2019 8:37 pm
Mężczyzna naprawdę był już tym wszystkim zmieszany. Sam nie wiedział co ma zrobić z tym wszystkim. Może jego pewność siebie odleciała od niego jak żywotność jego starego samochodu? Być może, staruszek podrapał się po głowie, zapominają nawet po co tutaj był. Porozglądał się wokół, marszcząc już te swoje białe brwi ze starości. Tracenie świadomości i nie pamiętanie tego co on zrobił, było w jego przypadku całkowicie normalne. Biorą pod uwagę, że mężczyzna jest chory na Alzheimer. Więc to całkowicie normalne, że jedno zrobi a potem zapomina dlaczego.
Znał twarze młodych osób, które były koło niego. Nawet sobie je przypomniał. - Nie zmienia to faktu, że nie powinno się tego i tak robić - Pogroził palcem w stronę dyrektora. Nawet on nie ma szacunku dla starszej osoby, jak ta ruda dziewczyna co kiedyś rozwalała mu krasnale, które stawiał przed domem. Właśnie przez takie osoby, pan Bruthen teraz ich nie posiada. Bezczelne gówniarze zero wychowania w tych dzisiejszych czasach. - Widzę i tak w tobie zło człowieku, zły przykład dajesz tym dzieciakom, zły - Powiedział to spokojnie, ale nadal starzec miał zmarszczone brwi mówiąc to wszytko. Obszedł co mógł, obserwując wszystko i wszystkich. Westchnął jedynie i pokiwał głową. Spojrzał na swój wieloletni zegarek patrząc na godzinę. Za nie długo będzie jego teleturniej "Janusze Polskości" A takiej walki jeszcze nigdzie nie widział, pan Bruthen. Normalnie lepsze to niż kabaret puszczany w telewizji. - Zaraz będzie mój serial, więc trzeba się pospieszyć czym prędzej...bo też nie wiem jak mój stary pęcherz jeszcze wytrzyma. Więc jedziemy - Kulejąc starzec poszedł do jakiegoś samochodu, czekając aż ktoś go odwiezie do domu. Bo przecież nic złego nie zrobił, jedynie pouczył ich że nie jest tu za bezpiecznie.

ZT
Powrót do góry Go down
Sponsored content
Sponsored content
Powrót do góry Go down
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry Strona 2 z 2Idź do strony : Previous  1, 2
Skocz do: