The Original Diaries

Hayden Lake wita..
 

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down
I mordowali się długo i namiętnie...
Magnus Snow
Magnus Snow
Magnus Snow
Inactive
Punkty : 20
Pią Wrz 21, 2018 7:37 pm
Miejsce i czas akcji: Parę lat temu, jakieś randomowe miejsce, gdzie pewnie Magnus w pobliżu mieszkał, takie tam. Laughing
Powrót do góry Go down
Magnus Snow
Magnus Snow
Magnus Snow
Inactive
Punkty : 20
Sob Wrz 22, 2018 12:20 am
O tak się prezentuje ;>

Tego dnia nic konstruktywnego nie robił; ot siedział i lenił się w swej posesji (którą komuś zapewne zajumał i w niej sobie przebywał przez jakiś czas, póki znów się nie przemieścił xD) i jakoś wyjątkowo się nudził. Jednak w pewnym momencie odczuł przeogromny ścisk w żołądku. Tak, to pragnienie zaczęło mu się dawać we znaki. Najwyraźniej nie pożywił się na nikim co najmniej przez kilka ładnych godzin, bowiem czuł się tak, jakby nie jadł nie wiadomo ile czasu. A owo uczucie było straszne, prawie że nie do zniesienia. Dlatego właśnie przez ten fakt zaczęła nim kierować obecnie żądza krwi. Magnus musi koniecznie znaleźć jakąś ofiarę, w trybie natychmiastowym, bo to się może źle skończyć. Odkąd dopadł go głód, nie myślał już zupełnie o niczym, tylko o tym, żeby wyssać z kogoś krew. Tym oto sposobem wybiegł ze swojej wielkiej posiadłości i pojawił się w okolicach lasu, nawet nie dostrzegając, że aż tam się zapuścił, w końcu teraz jego umysł zaćmiony był jedną jedyną rzeczą. Poruszał się w wampirzym tempie, starając się wywęszyć w pobliżu jakiegoś człowieka, którego mógłby się bez problemu pozbyć. Właściwie to... Znów miał niespożytą chęć dokonać jakiejś rzezi, jak zwykle.
Już był na granicy szaleństwa, kiedy los się doń uśmiechnął i na jakiejś polanie siedział oparty plecami o drzewo jakiś facet. Snow diametralnie się zatrzymał, a on spojrzał się na niego z lekkim przerażeniem w oczach, nie rozumiejąc o co chodzi. Wystraszył się jeszcze bardziej, gdy wampir odwrócił się w kierunku gostka, a jego facjata przybrała "maskę potwora", a on z szyderczym uśmieszkiem na ustach zbliżał się do niej w bardzo szybkim tempie. Facet nawet nie zdążył zareagować, krzyknąć, ani nic z tych rzeczy, bo dosłownie sekundę później został przygwożdżony do kory drzewa, czując jak jego silne ramiona trzymają go strasznie mocno, że nie mógł się nawet o krok poruszyć. To była już tylko kwestia czasu, twarz Magnusa pojawiła się niebezpiecznie blisko jego szyi. Wbił się w nią swoimi kłami, bez ostrzeżenia, brutalnie jak to miał w zwyczaju. Wyssał z niego calusieńką krew, jaka w nim płynęła. Ooo tak tego mu było trzeba!
Kiedy mężczyzna został wysuszony do cna, jego ciało stało się zwiotczałe i gdy chłopak je puścił, opadło bezwładnie na ziemię. Ach co za ulgę poczuł, gdy tylko skosztował tej świeżej, soczystej i ciepłej czerwonej cieczy, prosto ze źródła. Otarł szybkim ruchem ręki resztki plam krwi, które mogły pozostać w kącikach jego ust, zaraz po pożywieniu się swoją upatrzoną, głupiutką ofiarą. Po posiłku, rozejrzał się dookoła, próbując sprecyzować, gdzie się znalazł. Nie miał pojęcia, ale postanowił po prostu iść przed siebie, po ścieżce, na którą trafił przez czysty przypadek. Brnął totalnie na oślep. Był środek nocy, nie było tu już ani żywej duszy. Lecz on nie chciał jakiejkolwiek pomocy od nikogo, no proszę was, on miałby kogoś prosić o drogę? Ani mi się śni. Nienawidził zagadywać kogoś, ażeby łaskawie w czymś mu pomógł. Już wolał błądzić, niżeli odnieść się do czegoś tak karygodnego w jego mniemaniu. Tym sposobem trafił jak na razie nad jakieś jeziorko. Jednak po chwili okazało się, iż nie był tutaj tak całkiem sam. Do jego uszu dobiegły z dala jakieś wołania... Ktoś chyba szukał tego gościa, którego wcześniej sprzątnął. Oj durni ci ludzie, durni... Czas na szaleństwo! Snow skradł się gdzieś w mroku i zza drzew wyłoniła się dość spora grupka osób. Wampir z szatańskim uśmieszkiem przejechał językiem po ustach, po czym w odpowiednim momencie rzucił się na nich, powoli zabijając każdego z osobna, na różne sposoby. Ups, znowu to zrobił... Ale to chyba niemożliwe, by obyło się od jakiejś masakry, gdy po drodze trafi na jakichś ludzi. Tak już miał, cóż poradzić... Nie oszczędził nikogo, a przynajmniej tak mu się wydawało. Z nudów i własnego widzimisię wyrwał z jednej z ofiar czaszkę i powędrował z nią przycupnąwszy sobie przy brzegu, na kamyczkach. Zerknął dokładnie na swe odbicie, które było bardzo wyraźne i szczegółowe ze względu na to, jak krystalicznie czysta ta woda tam była. Wysunął przed siebie lekko czaszkę i się jej począł uważnie przyglądać. Chwycił ją za szczękę i się nią po prostu bawił, ruszając nią, jakby do niego przemawiała. - Być, albo nie być... Oto jest pytanie. - wyrwało mu się. Tak jakoś zebrało mu się na Szekspirowanie, ale no... To pierwsze skojarzenie, które przyszło mu teraz na myśl, ale co tam. Miał przynajmniej z tego niezły ubaw! Nawet się nie spostrzegł, a zatracił się w swych myślach i nic do niego już nie docierało...
Powrót do góry Go down
Kaysa Krigerson
Kaysa Krigerson
Kaysa Krigerson
Inactive
Punkty : 8
Sro Gru 26, 2018 7:34 pm
To spotkanie miało miejsce, na długo przed tym jak została przemieniona w wampira i odzyskała wspomnienia z poprzedniego życia i równie na długo przed tym jak zabiła swojego brata bliźniaka.
Co tutaj Kaysa robiła? Polowała na wampira, młodego i nieporadnego. Dzieciak, kilkumiesięczny nie nauczył się jeszcze po sobie sprzątać. Kregerson, nie miała pojęcia, czy owy szczeniak był pod czyjąś opieką czy też nie, ale bez większego problemu sprzątnęła młokosa, który od kilku dni siał spustoszenie w tutejszym miasteczku.
Zadowolona z wyniku polowania, ona jeden wampir zero szła sobie spokojnie aż... odgłosu rzezi, nie dało się zagłuszyć niczym. Natknęła się na polującego wampira, który urządził sobie niezły placyk zabaw. Kaysa obserwowała go jak mordował tych ludzi, bardzo uważnie analizując jego ruchy i zachowanie. Musiała w bardzo krótkim czasie się dużo rzeczy o nim dowiedzieć.
Nie mogła przecież takiemu potworowi pozwolić chodzić bezkarnie po ziemi! Przecież on właśnie zabił kilkoro ludzi! A do tego, jednemu z nich oderwał czaszkę i bawił się w poetę! Poczuła jak wzbiera w niej agresja i rośnie w niej chęć zabicia wampira. Szkoda tylko, ze Kaysa nie wiedziała, że nie natknęła się na pierwszego lepszego krwiopijce, tylko na naprawdę silnego zawodnika. Zwróciła uwagę na wiatr. Wiał w taki sposób, że wampir nie powinien wyczuć jej zapachu. Piasek przy jeziorze wyciszał jej kroki, więc miała przewagę i to dużą! Musiała ją tylko odpowiednio wykorzystać.
Kaysa się nieco pochyliła i bezszelestnie i szybko zaczęła się zbliżać do wampira. W dłoni już trzymała drewniany kołek. Musiała być naprawdę bardzo, bardzo szybka, bo jeśli on wyłapie w otoczeniu bicie jej serca to będzie spalona.
4 Metry...
3 Metry...
2 Metry...
1 Metr...
Kaysa poczuła jak rośnie w niej ekscytacja. Przyjrzała się mu uważniej i jedyne co jej przemknęło przez głowę to to, że miał całkiem fajne tatuaże, ale i tak dalej był dla niej ofiarą! Łowczyni napięła wszystkie mięśnie i wampir mógł poczuć dosłownie sekundę przed tym jak się na niego rzuciła jej silny zapach, bo wiatr zaczął wiać w jego stronę od niej. Miała mocny niemal hipnotyzujący zapach. Coś w niej było i wiedziała to od dawna, bo bardzo duża ilość wampir, jak czuła jej zapach, głupiała w pewnym sensie.
Kaysa skoczyła na jego plecy od razu mocno zaciskając lewe ramie na jego gardle a prawą ręką z kołkiem zamachnęła się na jego serce.
Powrót do góry Go down
Magnus Snow
Magnus Snow
Magnus Snow
Inactive
Punkty : 20
Sro Gru 26, 2018 7:39 pm
Cóż, jemu pewnym momencie zaczęła doskwierać nuda i poczuł chęć mordu, co nie było wcale niczym nadzwyczajnym i dziwnym w jego przypadku. Nie miał za bardzo nic ciekawego do roboty, ani też niespecjalnie wiedział, co z sobą począć, więc postanowił ruszyć na polowanie. Musiał koniecznie to uczynić, gdyż odczuł mocne ssanie w żołądku. Wyraźnie doskwierał mu głód, przeszywający go na wskroś.
Tym oto sposobem właśnie znalazł się w lesie, dokonując jak zwykle jakiejś rzezi. W sumie to on nie wiedział o tym młodym wampirze pałętającym się tu i ówdzie, siejącym strach i spustoszenie dookoła, na którego polowała Kaysa. Widocznie przeoczył go, podczas bycia w tym swoim amoku zabijania, a on tak po prostu już ma... Wówczas nie zwraca zupełnie uwagi na czynniki zewnętrzne, a skupia się przede wszystkim na katowaniu danego delikwenta, jeśli ma ogólną chęć, a także brutalnym mordowaniu niewinnych duszyczek. Stąd mogli się minąć. Niemniej teraz to już nieistotne i tak nie dowie się o jego istnieniu.
Skoro się najadł i wyżył, mógł trochę podumać. Zapewne posiedziałby tutaj kilka minut, a potem wrócił do swej zacnej luksusowej chaty, zwłaszcza że nic tu po nim. No tak jakoś mu się odpłynęło, a on nawet nie zauważył, kiedy dokładnie... A na Szekspira i udawanie poety jakoś tak go wzięło z własnego widzimisię. Bawił się tą czaszką w najlepsze. Owszem, był niezwykle doświadczonym wampirem, w związku z czym wyczucie czyjejś obecności również bez powiewu wiatru nie sprawiłoby mu żadnych problemów. Gdyby nie był odcięty od świata zewnętrznego, pewnie od razu by się o tym zorientował, a tak nie był kompletnie świadom zagrożenia... Z tych jego przemyśleń i jakże intrygującego zajęcia dopiero wyrwał go drastyczny ruch, przez co aż drgnął i kątem oka dostrzegł zbliżającą się ku niemu ciemną sylwetkę. Gdy Kaysa leciała prosto na niego, by go zaatakować, dosłownie w ostatniej chwili obrócił się tak, by utrudnić oprawcy dostęp do swych najdelikatniejszych miejsc na ciele. Z tego rozproszenia, aż upuścił czaszkę na ziemię, która z łoskotem obiła się o jakiś kamulec. - Co do cholery?! - wyrwało mu się, czując zaciskającą się rękę na swym gardle i kątem oka wyłapał próbę wbicia przez laskę w niego kołka. Naturalnie, zapach owej blondynki dopadł do niego natychmiast i faktycznie był potwornie intensywny, trudno byłoby go nie wyczuć! Nie ma opcji by miał tak prosto zginąć przez jakąś babę! Nie pozwoli na to... Po jego pieprzonym trupie! Miał świetny refleks, trzeba to przyznać, bo szybko chwycił w powietrzu jej rękę, w której dzierżyła broń, co udało mu się kilka milimetrów przed swoją klatką piersiową. Zamachnął się i z całej siły ścisnął ją za nadgarstek, by następnie przycisnąć plecami do pobliskiego drzewa. Żeby utrudnić ruch nieznajomej, sam zacisnął dłoń na jej szyi i teraz stali naprzeciwko siebie. Był od niej o wiele wyższy, ale żeby wyrównać poziom, trzymał ją jakby w powietrzu tak, by mogła spojrzeć mu w twarz, która przybrała obecnie maskę potwora. - Jeśli sądzisz, że mnie zgładzisz, to się grubo mylisz... Nie masz ze mną najmniejszych szans. Hmm co powinienem z tobą zrobić...? - zauważył, będąc diabelnie szczerym do bólu, okazując jej pewną siebie postawę. Niby czemu miałoby być inaczej? Nie bał się jej, ani nie wystraszył, dając jej jasno do zrozumienia, by nawet nie próbowała się nań rzucać. Zaś ostatnie pytanie zadał bardziej retorycznie, na które odpowiadać nie musiała. Zastanawiał się, jak się z nią konkretnie rozprawić. Oczywistym jest, że ostatecznie i z niej wyssie całą krew, lecz nie tak od razu. Szanował ją za odwagę i próbę uśmiercenia go, jednak to za mało. Nic nie stało na przeszkodzie, aby się z nią zabawić w jakąś gierkę... Do głowy nasuwały mu się same okrutne wizje, które wręcz napawały go podnieceniem. O tak, sadyzm, tortury i gwałt to było coś, co on uwielbiał robić ze swymi ofiarami. Dał jej pole do popisu, bowiem był strasznie ciekaw, czy ma jeszcze coś w zanadrzu i czy da się w banalny sposób pokonać. Niech się cieszy, że dał jej jakąś szansę, ponieważ rzadko kto ma taką okazję, by zawalczyć o swój marny żywot! I tak nikt nie wyszedł cało ze starcia z nim, toteż jej los był już z góry przesądzony. Przynajmniej w mniemaniu Magnusa... Oblizał mało dyskretnie wargę, wyginając usta w złowieszczym uśmiechu, co bynajmniej nie wróżyło niczego dobrego. Kolejny ruch należał do Łowczyni. Szykowało się niezłe szaleństwo...
Powrót do góry Go down
Kaysa Krigerson
Kaysa Krigerson
Kaysa Krigerson
Inactive
Punkty : 8
Sro Gru 26, 2018 7:40 pm
Czemu każdy jej plan musiał się spierdolić? Ech, była człowiekiem i to ją z czasem zaczęło denerwować coraz bardziej. Jak miała skutecznie polować na te potwory, skoro tak łatwo każdy jeden mógł ją obezwładnić. Zdecydowanie będzie musiała poprosić Godrica by ten ją znowu podrasował magią. Ostatnio jak rzucił na nią jakieś zaklęcie, to widziała w nocy i miała nałożoną na siebie blokadę w taki sposób, że nie było słychać ani jej oddechu ani bicia jej serca, to samo tyczyło się zapachu. Tak wtedy miała szanse zbliżyć się do wampira, pal sześć z tym że potem to odchorowała, leżąc trzy dni nieprzytomna, bo takie zaklęcie mocno ją wykończyło jako nosiciela. Ale teraz... skupmy się na zadaniu, które zaczęło się tak ostro pieprzyć, by wyjść z tego cało.
Kaysa doskonale znała postępowanie w takiej sytuacji. Była z rodziny Łowieckiej, musiała wiedzieć jak się zabezpieczyć na wypadek, gdyby plan się posypał. Najbardziej istotne w tej chwili było to, by ukryć przed wampirem bardzo ważną rzecz. Mianowicie Kaysa była najbardziej pechowym łowcą na świecie, bo była silnie uczulona na werbenę, jako człowiek. Nie mogła jej spożywać, i nie mogła nawet nosić żadnej biżuterii z tą rośliną. Na szczęście, żadnemu wampirowi raczej do łba nie wpadło by próbować hipnotyzować łowcę.
Wampir, który przed nią teraz stał był silny i nie dał sobie w kaszę dmuchać. Dobrze, miała kolejne wyzwanie przed sobą, a Krigerson uwielbiała po prostu różnego rodzaju wyzwania. Traktowała to jak target i cel. Musi go zabić i koniec, opcjonalnie pokazać mu gdzie raki zimują, jednak na razie powoli i po kolei. Była w kiepskim położeniu, w chwili gdy ten zorientował się, że jest atakowany i ją złapał. Dziewczyna krzyknęła cicho, gdy ścisnął jej nadgarstek, bo to zabolało, a potem na chwilę ją przymroczyło od uderzenia o drzewo. Niepokoił ją też fakt, ze nie dotykała stopami ziemi i wisiała przytrzymywana przez niego. Od razu mocno go złapała swoją ręką za nadgarstek i się szarpnęła. A-ha? No to raczej jej nic nie dało. Skupiła się, czas było wyciągnąć kilka sztuczek z rękawa. Nie walczyła z nim, bo wiedziała że straci tylko niepotrzebnie siły szamocząc się. Wkleiła się sama bardziej w drzewo chcąc zwiększyć dystans między nimi.
- Tak... a to jeszcze się zobaczy słonko... - syknęła na niego wrogo i wykorzystała dwie rzeczy. Po pierwsze wampir stał blisko bo przytrzymywał ją przy drzewie i jeszcze była na jego wysokości... Kaysa wykonała dwa szybkie ruchy. Po pierwsze tyle na ile umożliwiało jej to drzewo i jego ręka na gardle odgięła głowę i walnęła go z baranka w twarz, co miało służyć bardziej zdezorientowaniu niż jakiemuś ważniejszemu uszkodzeniu jego przystojnej twarzyczki, a w tym samym czasie uderzyła pietą buda o drzewo i uwolniła mechanizm sprężynowego ostrza, które wysunęło się z czubka jej buta. Szybki zamach i ostrze wbiło się boleśnie w jego łydkę. Oczywiście nóż był nasączony werbeną, bo to już nie miało kontaktu z samą Krigerson, w końcu but, podeszwa, guma, izolacja te sprawy, rozumiecie. Łowczyni się ponownie szarpnęła. To jednak nie był koniec jej ataku. Wampir może i był doświadczony i sprytny, ale popełnił jedne najgłupszy błąd świata. Nie trzymał jej rąk. Może i łowczyni wyglądała na niepozorną, małą ludzką blondyneczkę,do tego praktycznie nastolatkę, ale swoje potrafiła. Prawą ręką trzymała go za nadgarstek cały czas kontrując to, by nie zacisnął jej gardła nagle na tyle, by przestała oddychać, co by ją udupiło już totalnie, a z kolei lewą, sięgnęła zza paska nóż i wbiła mu go w przedramię ręki którą ją trzymał, chciała przeciąć ścięgna, aby miał bezwładną rękę, ale mógł się od tego wybronić, więc nie była pewna czy ten manewr się uda. W końcu był wampirem, pewnie sam miał jakieś sztuczki w zanadrzu. Na pewno miała przy sobie sporo ukrytych ostrzy, więc krwiopijca się powinien pilnować.
- Puszczaj. - Warknęła na niego i jeszcze raz wbiła ostrze z buta w jego łydkę. Będzie musiał ją bardziej zablokować, bo ona tanio skóry mu nie sprzeda!
Powrót do góry Go down
Magnus Snow
Magnus Snow
Magnus Snow
Inactive
Punkty : 20
Sro Gru 26, 2018 7:43 pm
Tak czasem bywa, że dane plany się spieprzają po całości i nic nie idzie tak, jak się tego początkowo pragnęło. Kaysa miała akurat pecha, bowiem nie trafiła na jakiegoś pierwszego lepszego, marnego wampira. Ba, na najgorszego potwora z możliwych, do tego doświadczonego i wiekowego, więc nic dziwnego, że już od samego początku był problematycznym przeciwnikiem. Nie zamierzał jej się tak łatwo podejść... Już nie z takimi w swym życiu miał do czynienia! Magnus właściwie uwielbiał urozmaicenia i utrudnienia - cóż to za zabawa pozbawić kogoś życia niemal natychmiast? Lepsza frajda, gdy się danego delikwenta wcześniej torturuje, nim zada ten ostateczny cios. To jest dopiero radocha! Snow był na tyle szczwaną bestyjką, że kiedy zorientuje się, iż łowczyni nie posiada werbeny w swym organizmie, raczej to jakoś odpowiednio wykorzysta. Niby nie potrzebował specjalnie często używać hipnozy, by kogoś owinąć sobie wokół palca - wystarczył mu sam zajebisty wygląd, by inni ulegali jego urokowi osobistemu! Używał swych zdolności jedynie w ostateczności, albo w razie konieczności, jak reszta jego trików nawali. Ponadto był uodporniony na werbenę - miał na to kupę czasu, by po wielu trudach i bólach tą jebaną słabość pokonać! Z tego względu doskonale znał zapach tej przeklętej rośliny i szybciej mógł wywęszyć, czy dany człowiek ma ją przy sobie, czy też nie. Dlatego nie stanowiła dla niego żadnej przeszkody przy mordowaniu. Prędko się również zorientował, iż ma do czynienia z łowcą, ponieważ zwykły człowiek by się na niego nie rzucił. Nikt nie miałby w sobie takiej odwagi! Jakoś tak go to bardziej podnieciło, przynajmniej dłużej się z nią zabawi! Jednak zdecydowanie nie pozwoli jej na uśmiercenie go. Nie ma takiej opcji, może o tym zapomnieć! Już na wstępie pokazał jej, kto tu rządzi. Przygniatał ją coraz mocniej do drzewa, które zapewne obecnie wbijało się boleśnie w jej plecy, a do tego ściskał tylko potężniej jej gardło, gdy ta usiłowała się szarpać. Nie ma! Z tym zwiększeniem dystansu między nimi to jej się także nie mogło udać. W momencie, w którym starała się cofnąć w tył, on się do niej przybliżał. Mogła poczuć jego gorący oddech na swych ustach! Chwilowo czego by nie zrobiła, było bezskuteczne. W takim ustawieniu spokojnie mógłby w ciągu kilku sekund odebrać jej żałosny żywot, ale nie chciał. Pragnął się podroczyć, poczuć trochę adrenaliny w swych żyłach i sprawdzić, czy cokolwiek w ogóle zdziała. Na to czekał! - Och, jakże interesujące... - stwierdził nic sobie z tego nie robiąc, wpatrując się tymi swoimi niebieskimi ślepiami prosto w jej oczy. To był wstęp do jej obrony i choć te słowa na niego nie zadziałały, ani na nic się nie zdały, tak tych kilku manewrów się szczerze po niej nie spodziewał... Dostał w ryjka i pomimo iż praktycznie nic nie poczuł, faktycznie zdezorientowało go to na tyle, by mogła zareagować i wykonać te kolejne kroki, by uratować swój tyłek, który de facto był seksowny. Szkoda trochę takiej ładnej dupy, ale co poradzić... Tym wbiciem ostrza w łydkę to się wkurwił. Jak wspomniane było wcześniej, werbena go nie krzywdziła w takim stopniu, jak każdego wampira. Postanowił być twardy i pokazać lasce, że jego to nic a nic nie bolało. Ba, załaskotało wręcz! To samo tyczyło się jego przedramienia. Aczkolwiek tutaj nie udałoby jej się zrobić mu krzywdy, bowiem wykonał szybki ruch i nim ta zdążyła mu do końca wcisnąć ten jebany nożyk, wyjął go i rzucił z całej siły daleko w głąb lasu. Pewnie gdzieś się tam w ziemię wbił, tudzież drzewo... Nieważne! Błyskawicznie po tej czynności przycisnął ją za oba nadgarstki, by przytrzymać ręce, skoro były takie energiczne, to trzeba było je obezwładnić jakoś. Jego twarz obrała maskę potwora - pierw wysunęły się wampirze kły, białka zmieniły w czerwone, a na części lic i poza oczami pojawiły żyły. Strach się bać! Gdy na dokładkę docisnęła to gówno tkwiące w jego nodze, warknął głośno, a furia w nim wzrosła do wysokich rozmiarów. - Chciałabyś! - zakpił z niej, śmiejąc się wrednie pod nosem. Niewiele myśląc wgryzł się ostrymi kłami w jej szyję i począł chłeptać jej krew, coby ją osłabić. Oderwał się na krótko od niej ze ściekającą czerwoną posoką po jego brodzie. - I co teraz kochanieńka? Wiesz, z chęcią bym cię przeleciał... - ten jak coś pierdolnie! Taki już był, że zawsze walił prosto z mostu... Do skromnych to on nie należy, o nie. By pozbyć się tego cholerstwa podniósł nogę ku górze, ażeby szybciutko sięgnąć po drugi nóż wciąż tkwiący w ciele i jednym szarpnięciem go wyciągnął. Potem od razu przejechał nim wzdłuż jej szyi i naciął nim skórę, tak specjalnie! Nie wiedział, że jest uczulona na werbenę, a jak już to ogarnie... Biada jej! A jako iż był z niego chuj i drań, to żeby nie próbowała żadnych sztuczek, przebił go przez środek jej dłoni i unieruchomił nad jej głową do kory. Drugą zaś dalej przyciskał jej drugi nadgarstek, a twarz zbliżył ponownie do jej własnej, aby wpić się brutalnie w jej usta i ugryźć w dolną wargę. Wolną ręką powoli rozrywał górną część jej garderoby, aby dostać się do piersi, ująć jednego z cycków i ścisnąć tak, by aż krzyczała, a wraz z tym wbić mocno w skórę paznokcie. Oczywiście nie pozwoli na to, by się wykrwawiła i w odpowiednim momencie zatamuje krwawienie, lecz jeszcze nie w tej chwili. Ewidentnie przymierzał się do tego, by ją zgwałcić... Ciekawe, co ona na to!
Powrót do góry Go down
Kaysa Krigerson
Kaysa Krigerson
Kaysa Krigerson
Inactive
Punkty : 8
Czw Sty 17, 2019 5:40 am
Niech Magnus sobie wypali w pamięci jedno zdanie „ Kaysa tanio skóry nie sprzeda „ Dokładnie. Dziewczyna bywała w naprawdę różnych kłopotach, ale w takich… jeszcze nigdy. Nie spodziewała się, że uda jej się stanąć na drodze takiemu skurwielowi jak on. W jej głowie od razu przełączyła się lampka, musiała go dorwać i zabić, bez względu na to, w jakim stanie skończy. Każdy inny normalny łowca, po pierwsze zaczął by miauczeć o litość i usiłowałby po prostu uciec, opcjonalnie wezwać pomoc. Kaysa natomiast była taką istotą, że dla niej nie było czegoś takiego jak porażka. Racja w tak wielkich kłopotach jeszcze nigdy nie była, ale… poradzi sobie. Jej postępowanie było zawsze chaotyczne i nieskoordynowane. Zaskakiwała i tym wygrywała, nie sprzeda się tanio! Nawet jak wampir ją zabije, to sobie ją zapamięta do końca życia.
O proszę jeszcze została doceniona jej odwaga, słodko. Kaysa była najgorszym z możliwych rodzaju łowców. Była młoda, sprytna i po cholernie dobrym wyszkoleniu, do tego, jej braciszek trochę ją podrasował magią ale ci… fakt faktem miała jedno wielkie ograniczenie. Nie miała w sobie grama werbeny, ani przy sobie, była cholernie na to draństwo uczulona, co w tej sytuacji mogło być całkiem sporym gwoździem do jej trumny. Bynajmniej… przed śmiercią Krigerson nie miała zamiaru zawieść swojego nowego sadystycznego kolegi wampira. Zapewni mu takie show że ten to zapamięta na długo. Im on się zbliżał do niej, tym ona gwałtowniej chciała się od niego uwolnić. Nienawidziła walki w zwarciu, to cholernie utrudniało wszystko, ale poradzi sobie!
Szczęście, że jako człowiek dziewczyna miała totalną kontrolę nad swoim ciałem, wiedziała, jak bliskość wampira może ogłupić człowieka, jeszcze takiego, fakt faktem przystojnego, zdecydowanie umiała dalej chłodno patrzeć na sytuację, a nie podniecać się jeszcze tym co się działo. Bleh. Oj ona czuła adrenalinę, która ją pobudzała do walki i do kombinowania jak się wyzwolić. Łowczyni była poniekąd zadowolona ze swoich poczynań, przynajmniej część tego co zrobiła zadziałała, przez chwilę miała nawet taką myśl, że udało jej się go na tyle rozproszyć, że będzie mogła zadać mu ostateczne ciosy i … nie zareagował na werbenę? To ją zaniepokoiło jako pierwsze. Musiał być naprawdę stary… i porządnie na nią uodporniony.
Kiedy wampir pokazał jej swoje prawdziwe oblicze w jej oczach po prostu zapłonęły tak wielkie iskry nakręcenia na to, by go zabić jak nigdy… Nie bała się go. Szanowała i nienawidziła, ale nie bała się tego, co może z nią zrobić. Jej serce nie przyspieszyło nawet trochę, gdy stał przed nią jako prawdziwy krwiopijca. – Spierdalaj! – Huknęła na niego i mocniej wbiła ostrze w tym czasie i…. już w tej chwili była mogłoby się wydawać na przegranej pozycji. Po pierwsze ogryzienie wampira zawsze osłabiało, tym bardziej że wgryzł się głęboko. Wydarła się i szarpnęła na tyle ile mogła. Podłe uczucie… ale … teraz już na pewno mógł wyczuć że w jej krwiobiegu nie było ani miligrama werbeny. Udało mu się… Kaysa osłabła i tak się z nim już nie szarpała. Obraz trochę jej się zaczął rozjeżdżać, a głowa opadać. – Serio? A ja bym cię chętnie zarżnęła… - syknęła unosząc głowę i wbijając w niego wrogie spojrzenie. To że jej ciało zwolniło nie znaczyło, że przestała kombinować.
Kiedy wyrwał ze swojej nogi nóż i przejechał nim po jej gardle to był dopiero w tym momencie, pierwszy raz w którym mógł od niej wyciąć cień strachu. Dziewczyna krzyknęła, a skóra przy rozcięciu nie tyle co zaczęła mocno krwawić co zaraz stała się bardzo czerwona. Przez to, że jej serce waliło, to stosunkowo szybko straciła krew. Nieprzyjemne uczucie, gdy mokra od twojej własnej, ciepłej i słodkiej krwi bluzka przykleja ci się do ciała. Kaysa mocno się ugryzła w język, żeby nie wrzasnąć po raz drugi gdy przebił jej rękę. Tak momentalnie zrobiła się czerwona jak poparzona. Łowczyni reagowała na kontakt z werbeną, tak samo jak wampiry, dlatego nie dało się tego z niczym innym pomylić, silna reakcja alergiczna jak się patrzy. Krigerson szybko musiała nad sobą zapanować by nie wpaść w panikę, bo jeśli to zrobi, to przestanie myśleć logicznie. Musiała ułożyć plan działania, musiała się wydostać z pułapki wampira i drzewa, potem będzie miała szanse.
Utrata krwi i jeszcze ta jebana reakcja uczuleniowa mocno ją osłabiły, nie miała siły sprzeciwić się pocałunkowi, potem już tylko czuła ugryzienie w wargę, jego język w swoich ustach, a dłoń na piersi. Tym razem krzyknęła mu prosto w usta, bo jednak… piersi to wrażliwe miejsce, może nie najwrażliwsze, ale jednak. Kiedy dotarło do niej co on zamierza, po prostu trafiła ją jasna cholera. Idiota faktycznie chciał ją przelecieć… dobrze ona to wykorzysta na swoją korzyść. Łowczyni była nieobliczalna już o tym wspominałam? Po tym jak powstrzymała krzyk wydobywający się z jej gardła, postanowiła odwrócić jego uwagę i wyrwała się do przodu i sama wbiła się cholernie mocno w jego usta całując go namiętnie. W głowie zaczęła odliczać.
…1…2… poruszyła palcami dłoni, która była przybita do drzewa, na jej szczęście nie były uszkodzone mięśnie i ścięgna. Musiał trafić nożem tak, że przebił się pomiędzy kośćmi dłoni.
…3…4… dalej go całowała. Wampiry najłatwiej było na to nabrać. Dla nich chyba nie liczyło się nic poza seksem i krwią. Pocałunek był niemal autentyczny, była z niej cholernie dobra aktorka!
…5…6… nastąpiło przygotowanie do ataku. Kaysa wykorzystała fakt, że nóż, którym miała przebitą rękę, był nożem tak wyprofilowanym, że ostrze było równe z rękojeścią, stanowiąc jedną powierzchnię. Wiedziała, że zaboli, ale to był ból dużo mniejszy niż w momencie przebijania. Dziewczyna w ciągu sekundy szarpnęła ręką w linii prostej tak, ze jej ręka przeszła na wylot przez nóż i wykorzystując nagły wybuch adrenaliny wyrwała go z drzewa…. Tak po to było jej potrzebne ustalenie czy ręka była sprawna…
…7…8… zaatakowała go z zaskoczenia dosłownie ułamek sekundy po tym jak wyrwała nóż z drzewa, nie przerywając pocałunku po prostu wbiła go głęboko między szyję a obojczyk wampira. Całe ostrze zatopiła. Miała nadzieję, ze uszkodziła mu przynajmniej jakąś tętnice, bo tym ostrzem raczej do serca nie sięgnie, ale może… jeśli miała cień szczęścia to go tam draśnie. Ale na tym się nie skończyło. Mobilizując swoje wszystkie siły podciągnęła nogę zginając ją w kolanie i jako że była dosyć drobna wsunęła ją między ich ciała. Uśmiechnęła się iście wrednie i opętanie do wampira i po prostu mocnym kopnięciem odepchnęła go od siebie.
…9…10… Opadła na ziemię i zdrową ręką złapała się za gardło, które wciąż cholernie krwawiło. Miała mało czasu, tym bardziej, że czuła, że coraz gorzej jej się oddycha, przez jebaną werbenę! Do tego, wampir pewnie się znowu zaraz ogarnie.
Freya zerwała się z ziemi i minęła drzewo, przy którym ją Magnus trzymał. Łowczyni starając się utrzymać na nogach dopadła do czarnej torby, którą rzuciła w bok gdy dostrzegła na samym początku wampira. Znowu jej się wizja zaczęła zaburzać, od utraty krwi, bo jednak… ugryzienie, przebita ręka i rozcięte gardło…. Była człowiekiem i słabła szybko. Wylądowała na kolanach przy torbie i wyciągnęła z niej strzykawkę z lekiem, który przygotował jej brat i od razu podała sobie całą dawkę, by uczulenie zelżało, jednak… wciąż była w słabym stanie. Lek, który sobie podała był specjalną mieszanką i miał nawet u człowieka pobudzić regenerację, jednak to działało w różnym czasie. Taki plusik posiadania brata czarownika. Kaysa odrzuciła strzykawkę i wyciągnęła z torby pistolet i od razu strzeliła kilka razy w miejsce, gdzie odepchnęła wampira. Może go trafi! Pociski były oczywiście drewniane by tego sukinsyna zabolało! Stała już na nogach, jednak ręką, w której miała pistolet strasznie jej drżała, nie widziała w ciemności, nie mogła wyłapać, gdzie był teraz wampir. Zaczęła czuć chłód i tą ogarniającą ją nieprzyjemnie senność. Poleciała na bok lądując na ziemi. – Działaj… – wychrypiała, cały czas trzymając dłoń na gardle.
Powrót do góry Go down
Sponsored content
Sponsored content
Powrót do góry Go down
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry Strona 1 z 1
Skocz do: