Myślisz, że ciało mi nie wystarczy usłyszał i zamierzał mu odpowiedzieć splunięciem prosto w twarz, jednakże nie sprawował kontroli nad ciałem, więc zamiar trafił do kosza na inne plany, które też szlak trafił. Przyglądał się czarownikowi w milczeniu. Najwidoczniej nie próżnował i bawił się nim do woli. Powinien przejąć się ciałem, ale nie zrobiło to na nim wrażenia, nie dopóki przebywali w wyimaginowanej przestrzeni. W gorszym położeniu się znajdował. Gemini go zniewolili na pewien czas i co? Jest wolny jak ptak, a ta sytuacja zaraz się zakończy, Dylan pozbędzie się go z głowy, a on nałoży na dzieciaka jakieś dodatkowe bariery ochronne, bo to szczyt chamstwa wparować do zajętego umysłu z butami pełnymi słomy i windykacyjnymi roszczeniami. Czarownik ze wsi wyjdzie, ale wieś z niektórych przenigdy. Rozdziawił usta w niemym szoku, kiedy poczuł coś dziwnego i to wcale nie był penis w wzwodzie. Dostrzegł bowiem, że ten wymiar się przekształca, a raczej zniekształca. Roger go chyba zepsuł lub cała ich trójka coś naruszyła i teraz ich ciała były magicznie połączone z tym wymiarem i rany odniesione tutaj pozostawiały podobne piętno w rzeczywistości. Na moment sparaliżował go strach, bo takiego obrotu wydarzeń się nie spodziewał. Wyczuwał wkoło nich pełno magii, która wykrzywiła ten wymiar, spaczyła go, zniszczyła ład i porządek narzuconemu stanu.
Osiemnastoletni mistrz w tym co robi atakował żarliwie, z uporem osła ze Shreka nienaruszony jeszcze umysł naszego przestraszonego czarownika. Najśmieszniejsze w całej jego niedoli nie był fakt profanacji swojego ciała i bawienia się nim jak zdatną do używania dmuchaną lalką, no właśnie nie. Przerażała go, uwaga, bo tego jeszcze nie słyszeliście - niewiedza, nie wiedział o co chodziło z tym całym przeniesieniem ich obecnego stanu cielesnego do tego w rzeczywistości. Zwłaszcza, że poczuwał się odpowiedzialny do zrozumienia obecnej sytuacji, bo to on zaprojektował ten wymiar pierwotnie powołany do spotkań z Dylanem. To wymiar niespełnionych marzeń, który urzekał młodego i uzależniał. Nastolatek przebywał tu większość czasu, kiedy Oswald robił swoje. Każdy z nich mógł widzieć to miejsce inaczej, zależało to od nas samych. Dla Dylana miejsce w którym się znajdowali było kolejnym o ironio jeziorem, bo z niego taki napalony łowca szprotek i płotek. Oswald no ni chuja nie widział żadnego ładnego krajobrazu, widział ciemność, po niej chodził, no a teraz na niej leżał w niewygodnej pozycji i przyglądał się obcemu co też ten z nim wyprawia.
Palił mu się grunt pod nogami. Nie wiedział co się właściwie dzieje, nawet nie wiedział czy żyje, czy on w ogóle oddycha? Krzyknął, co było niesłyszalne dla pozostałych. Wszystkie następstwa działy się w umyśle tego głupiego paranoika. Na pewno nie znajdował się w piekle, to on dzielny bojownik ateizmu przecież, nie trafił by tam! Otworzył ociężałe powieki i wstał z miejsca, z pozycji siedzącej. Ciało nie było pod wpływem uroku, a umysł wydawał się być cały i nienaruszony. On to nie Kevin, wiedział że coś jest na rzeczach. Nie urodził się wczoraj. Oswald jak to Oswald, głupi trochę, ale też pomocny, bo szybko odpuścił bronienie swojej naruszonej już i tak godności. Poddał się z własnej woli?
-
Jak mogę się poddać, kiedy na mnie ciut za mocno naciskasz, mistrzuniu. Powinna temu towarzyszyć raczej wolna wola, a nie wciskanie swoich plugawych łapek nie tylko tam gdzie światło słoneczne nie dochodzi - dopiero co wyrwał się z całej tej paranoii, gdy uzmysłowił sobie na jaki wyższy szczebel wtajemniczenia weszła ich relacja, której ta lepsza strona nie pożądała. Nie śledził wtedy poczynań Rogera dotyczących zrobienia z niego własnej dmuchanej lalki, nijak interesującej, bo przypominającej wtem kłodę. Teraz także uzmysłowił sobie jaki jest obolały. Syknął z bólu i coś tam przeklnął. -
Zostaw mój umysł w spokoju! - wydarł się zaciskając zęby z wściekłości. Był osłabiony, ale starczyło mu jeszcze tej siły, żeby zamachnąć się na Rogera z pięścią pragnąc mu porządnie przywalić. Raczej uderzenie nie powinno być rażące. -
Szkodzi mi tylko ten napór na moją głowę, wiesz? - parsknął śmiechem przywierając do niego z rozbawieniem wymalowanym na twarzy. Skąd ta nagła zmiana? Zwłaszcza, że chwilę potem się rozkleił i począł rzewnie zalewać się łzami smutku. Zachowywał się jakby zamienił się miejscami z swoim lustrzanym odbiciem z krzywego zwierciadła. Wtulił się w zagłębienie jego szyi. Przesunął palcem po jego poliku. -
Nie opuszczaj mnie więcej...