The Original Diaries

Hayden Lake wita..
 

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down
The Original Diaries
The Original Diaries
The Original Diaries
Special
Punkty : 1154
Nie Sty 27, 2019 8:41 pm
Bar

Powrót do góry Go down
Christian Khan
Christian Khan
Christian Khan
Werewolf
Punkty : 75
Nie Kwi 21, 2019 7:10 pm
/po wizycie w szpitalu, ale przed imprezą Kevina

Kiedy Christian pojawił się przy barze klubu nocnego na południu Hayden Lake, czuł się nieco zawiedziony tym, że nie był to klub typu go go. Z jakiegoś powodu właśnie z tym kojarzyły mu się ogólnie pojęte kluby nocne, jakby nazwa mówiła sama za siebie. Okazało się to być drobnym nieporozumieniem, którego i tak nie był w stanie jakoś wyjątkowo żałować. Siedział przed szklanką whisky, ciesząc się chwilą samotności i starając się swoim starym sposobem pozbyć z umysłu wszelkich problemów, z którymi nie potrafił sobie poradzić. W praktyce po prostu miał zamiar zignorować je wszystkie i udawać, że jest niezobowiązanym do niczego, bogatym, zepsutym egoistą, i udawać tak długo, aż sam w to uwierzy.
Miejsce było względnie puste, co miało sens biorąc pod uwagę fakt, że był środek tygodnia. Christian po krwawym balu charytatywnym nie sypiał najlepiej więc tego wieczoru uznał, że równie dobrze może spędzić całą noc przy barze, a przy odrobinie szczęścia nikt go przez ten czas nie będzie zaczepiał.
Wypił resztę whisky i odszukał wzrokiem dziewczynę za barem. Średniego wzrostu blondynka podeszła do niego z butelką i lekkim uśmiechem.
- Życzysz sobie lodu do tego? - spytała z uroczym uśmiechem. Christian skrzywił się lekko, nawet na nią nie patrząc.
- Po co, żeby mi rozwodnił whisky?
Blondynka mruknęła coś pod nosem, napełniła mu szklankę i odeszła niepocieszona. Khan westchnął tylko, czując że powoli wraca mu wiara w to, że zobojętnieje na przynajmniej niektóre ze swoich problemów.
Powrót do góry Go down
Oswald von Everec
Oswald von Everec
Oswald von Everec
Witch
Punkty : 35
Sro Kwi 24, 2019 7:49 pm
/po krwawym balu charytatywnym, ale przed spotkaniem Esme przy ołtarzu

Nie tylko Khan przyszedł dobić się procentami. Oswald z zawodu pijak również przyszwędał się tu, aby zapomnieć o smutkach. Bal doszczętnie zrujnował mu obecny i nadchodzący tydzień. A on chciał tylko wszystkim zrobić dobrze! No kto do cholery wiedział, że w tym paskudnym żarciu tak naprawdę znajduje się trucizna? Oswald naprzykład nie wiedział!
Przyszedł na bal z ciekawości. On tam miał być wyłącznie w roli obserwatora. Miał zbierać informacje o obecnych nastrojach jakie panują pomiędzy nadnaturalnymi. Chciał ocenić sytuację na ile mają przesrane. Ale to co się tam odpierdalało to się nie mieści w głowie do dziś! Pełno szczęśliwych dziwadeł, począwszy od wampirów, a skończywszy na wilkołakach. Uznał, że nie będzie obwiniał o całe zajście czarownic. Nie będzie pluł na swoich do jasnej cholery! Wszyscy roztańczeni, rozchulani i beztroscy. Jakby nie pamiętali, że są ubezwłasnowolnieni! A jeśli nawet nie wiedzieli to kogo to obchodziło? Bo Oswalda na pewno nie. Chciał zakończyć bal jak najszybciej. Krew go zalewała, gdy widział tych upośledzonych waleni bez mózgu szczęśliwych z zamknięcia w pozłacanej klatce jak bydło...!
Znowu przypomniał sobie o tym balu i aż poczuł mdłości. Nie znosił wampirów i wilkołaków. Co on się oszukuje? Nawet innych wiedźm. Chciało mu się naprawdę płakać. Tyle stracił tamtego wieczoru. Godność i jeszcze raz godność. Podporzadkowała go jakaś stara suka. Przedtem on wyruchał Esme i to doslownie, a teraz ona go. Było mu naprawdę przykro. On zawsze wierzył w ludzi. W karmę także wierzył i wiedział, że ta zdzira jeszcze mu za wszystko zapłaci. Podparł się o blat łokciem i ociężale przysiadł na stołku barowym. Nie płakał nad Niną. Ona po prostu była idiotką, która dała się zamknąć w naszyjniku.
- TRZY RAZY ROCKET FUEL! - nagle wydarł się na cały głos, żeby nie musieć się powtarzać. Przy takim drinku nie wystarczy wiele, żeby się upić. W końcu w napoju jest więcej wódki, tequili, rumu i ginu niż soku. Ta zabawa szybciej się skończy niż zacznie. Nie odwrócił się nawet ku wilkowi. Wypatrzył go zanim tu przysiadł. Wzrok ma jak orzeł. - Wiedziałem, że coś tu śmierdzi. Wy wilki macie zawsze ten gówniany zapach... Wybacz, trochę się zapędziłem -  odrzekł po chwili, choć nie postarał się nawet o to, by to zabrzmiało, choćby trochę prawdziwie. - A więc, to ty pieprzysz Kevina?
Powrót do góry Go down
Christian Khan
Christian Khan
Christian Khan
Werewolf
Punkty : 75
Czw Kwi 25, 2019 9:23 am
Christian siedział w samotności ciesząc się tym względnie przyjemnym uczuciem, zastanawiając się jednocześnie ile jeszcze będzie musiał wydać pieniędzy, żeby zapomnieć o istnieniu świata naokoło siebie. Niemalże mu się udało przeprowadzić pierwsze kalkulacje, kiedy usłyszał kroki za plecami. Nie chciał się odwracać, uznając, że zapewne jakiś zapijaczony degenerat przyszedł dobić się miernej jakości alkoholem, jednak kiedy usłyszał znajomy okrzyk, poczuł jak ulatuje z niego powietrze. Teraz nie tyle nie chciał się odwracać co obawiał się zobaczyć osobę, którą usłyszał, co byłoby niezłomnym potwierdzeniem, że ten wieczór właśnie stracił resztki swojego uroku.
Dał Oswaldowi chwilę żeby się popisać swoim znanym niewyparzonym językiem ze sporą nutką ogólnie pojętego szaleństwa. Christian, który siedział z łokciami opartymi o blat baru, uniósł szklankę whisky na wysokość swoich oczu, jakby była ciekawszym widokiem niż czarodziej.
- Dlaczego spośród wszystkich barów w tym cholernym wielkim mieście, musiałem wybrać akurat ten sam co ty.. - mruknął powoli dobierając słowa, z lekko zmarszczonym czołem. Mówił jakby sam do siebie, ale wystarczająco głośno żeby Oswald go usłyszał. Wziął łyka ze swojej szklanki, ignorując jego pytanie, a tylko przez moment przez myśl przebiegła mu lekko podejrzana myśli. Kevin jest gejem?
- A więc to ty biegasz z nożem rytualnym po mieście i rzucasz klątwy na prawo i lewo? - spytał unosząc lekko brwi do góry, a po chwili zerkając na czarodzieja kątem oka.
Być może powinien się obawiać Oswalda, z jakiegoś powodu jednak czuł się swobodniej w towarzystwie tego szaleńca aniżeli jakiejś obcej wiedźmy. Ponieważ nie miało to do końca sensu kiedy o tym pomyślał, uznał że to efekt uboczny alkoholu, który dzisiaj zdążył wypić. Khan miał nieznośną tendencję irytowania innych, uznał więc że jeżeli i tak najprawdopodobniej wyprowadzi z równowagi starego Everca, nie miał tej nocy już nic więcej do stracenia.
Powrót do góry Go down
Oswald von Everec
Oswald von Everec
Oswald von Everec
Witch
Punkty : 35
Nie Kwi 28, 2019 1:02 pm
Przewrócił oczami. Co on musi oznaczyć teren jak jakiś pies, żeby te dzikusy mogły się zorientować do kogo należy ten lokal? Jeśli jeszcze trochę wypije to to zrobi i się odleje przed wejściem.
- Najwidoczniej za wcześnie odstąpiłeś od sutka swojej wadery-matki, by nie zorientować się, że przychodzę tu prawie codziennie - powiedział śmiertelnie poważnym tonem. To nie była akurat żadna złośliwość z strony Oswalda, a po prostu stwierdzał fakt. Dla niego wilkołaki to po prostu psy, które zachowują wygląd człowieczo-podobny. Chyba, że był kompletnie pijany, wtedy zapominał z kim ma doczynienia i traktował ich prawie na równi z normalnym człowiekiem.
Skosztował napoju, który teraz był mu tak drogi jak życiodajny nektar ambrozji. Zmrużył podejrzliwie oczy, a w oczach czarownika ciekawski wilk dostrzegł błysk gniewu. Co go to interesuje? Niech nie wściuba nos w nie swoje sprawy. Zapytał najzwyczaniej:
- Jakiś problem? Zabiłem ci kogoś? Matkę-waderę? Twoją sukę? Szczeniaki z dwudziestego siódmego miotu? - dopytywał znudzony. Nie zawracał sobie nigdy głowy dowiadywaniem kogo zabija. Śmierć w końcu przyjdzie po wszystkich. Dla niego jak i dla śmierci nie było ważne jak ważną osobistość przyjdzie mu uśmiercić jeśli wpadnie pod nóż. Nie ważny był wiek, majętność czy uroda. Był bezstronny. Nawet zabijanie czarownic nie wprawiało go w zmieszanie. W końcu gardził większością populacji czarownic. - Piszesz biografię na temat mojej skromnej osobistości? - zgadywał dalej - czy najzywczajniej mały wilczek potrzebuje tresury i obroży na szyi, dlatego próbuje wyprowadzić mnie z równowagi? - nagle zmienił mu się nastrój i już nie atakował go pytaniami. Zamiast tego parsknął śmiechem najwidoczniej czymś rozbawiony, co tylko on jedyny rozumiał.
- Jesteś zabawny, szczeniaku. Masz, napij się - podsunął wilkołakowi swojego Rocket Fuel, którego Oswald jeszcze nie tknął. Dał mu go specjalnie, zwłaszcza, że ten drink nie jest dla laika. To mieszanina wielu alkoholi, która nawet twardziela mogła odesłać do odległej galaktyki zwanej nietrzeźwością. Oswald delektował się swoją rakietą, pijąc z niej miarowo, by odczuć jak z każdym łykiem obojętnieje na to co się wokół niego dzieje. Nie był ulany, ale trzeźwy tym bardziej. - Chyba, że jesteś przyzwyczajony do tych szczyn, które teraz łykasz. Wtedy nawet nie próbuj rocketa, bo padniesz po jednym kielichu jak pierdolnięta mucha - uniósł brwi i spojrzał na niego wyzywająco. - Strach obleciał, szczeniaczku?
Powrót do góry Go down
Christian Khan
Christian Khan
Christian Khan
Werewolf
Punkty : 75
Pon Kwi 29, 2019 6:35 pm
Christian zmarszczył czoło słysząc określenie "wadera". Gdzie ten szaleniec to usłyszał, na kółku łowieckim? Cóż, na szczęście Khan powstrzymał się przed zadaniem tego pytania na głos. Czuł też, że nie było sensu tłumaczyć czarodziejowi jak niewiele wspólnego ma jego matka z czymkolwiek co się działo w jego życiu, o ile w ogóle sens był odpowiadać mu w jakikolwiek sposób.
- Najwidoczniej.. - mruknął ewidentnie przyznając mu rację tylko dla świętego spokoju. Christian nie spodziewał się po obecnej sytuacji normalnej rozmowy i być może ta świadomość nieco go uratowała. Oswald był równie potężny co nienormalny i każde jego słowo zdawało się to przekonanie potwierdzać. Grom pytań ledwo docierał do Christiana, który zdawał się jedynie czekać, aż mężczyzna przestanie.
- Zdajesz sobie sprawę, że to był jedynie złośliwy komentarz? - spytał w końcu, marszcząc lekko czoło po czym dodał dla ścisłości - Rzucony bez konkretnego powodu. Tak już mam. - Wzruszył ramionami beznamiętnie.
Ze zdziwieniem Khan uznał, że szaleństwo jego rozmówcy zdaje się nie wyprowadzać go z równowagi, podobnie jak wtrącane beznamiętnie obraźliwe stwierdzenia. Nie spodziewał się po nim niczego innego i było to nawet satysfakcjonujące przekonać się, że miał w tym rację. Zresztą Christiana ciężko było urazić, więc jeżeli Oswald oczekiwał wybuchu złości, musiał się bardziej postarać.
Kiedy dostał drinka spojrzał na szklankę wątpliwie.
- Zawsze uważałem, że drinki są dla kobiet - rzucił, znów nie mogąc powstrzymać swojej złośliwej natury. Wbrew temu co mówił, wziął jednak szklankę do ręki. Słyszał, że rocket fuel to męski drink, ale jakoś nigdy ten sam fakt go nie przekonywał żeby tego spróbować. Wolał mocniejsze alkohole, które paliły w gardło, aniżeli lekkie mieszanki, które być może często szybciej wywoływały stan upojenia, jednak smakowały najczęściej jak słodkie gówno. Zresztą tylko tanie wino powodowało mocniejszego kaca niż takie specyfiki. Kiedy Oswald nazwał jego whisky szczynami, Christian znów zmarszczył czoło, zastanawiając się nad słowami szaleńca.
- Pewnie powinienem stanąć teraz w obronie dobrej whisky, ale przyznaję, że akurat w tym barze mają chujowy wybór - uniósł kącik ust w cwanym wyrazie i pociągnął łyka ze szklanki. Smak był ciekawy, a sam drink dość mocny, ale na twarzy wilkołaka nie dało się dostrzec specjalnego poruszenia.
- Jak na tak starego czarodzieja, spodziewałem się bardziej finezyjnego gustu - odpowiedział na jego wyzywające spojrzenie. - Chyba, że jesteś jednym z tych dziadków, którzy za wszelką cenę chcą się odmłodzić. W taki wypadku to świetny wybór.
Być może igrał z ogniem. Być może właśnie wyprowadzał z równowagi jedną z najniebezpieczniejszych i najbardziej nieprzewidywalnych osób w mieście. Cóż, na coś trzeba zginąć, zresztą jeżeli ktoś wytrzyma towarzystwo Khana w takim humorze, w jakim był dzisiaj, to mógł być to tylko szaleniec.
Powrót do góry Go down
Sponsored content
Sponsored content
Powrót do góry Go down
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry Strona 1 z 1
Skocz do: