The Original Diaries

Hayden Lake wita..
 

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down
The Original Diaries
The Original Diaries
The Original Diaries
Special
Punkty : 1154
Nie Sty 27, 2019 7:43 pm
Ławki

" class="vd3">
Powrót do góry Go down
Malachai Parker
Malachai Parker
Malachai Parker
Witch
Punkty : 5
Sro Maj 08, 2019 9:43 am
/ #2

Kai nie pamiętał kiedy ostatnim razem wychodził na słońce, a to w parku tego ładnego dnia było irytująco jaskrawe. Kiedy tylko to o niego dotarło pogratulował sobie zabrania ciemnych okularów, które początkowo miały po prostu zasłaniać głębokie cienie pod jego oczami. Przed wyjściem zerknął w lustro tylko na chwilę, uznając że w dość mocnym zaroście jest wystarczająco niepodobny do siebie, żeby bezpiecznie wyjść z hotelowego zacisza. Nie obawiał się nikogo specjalnie, rzecz w tym, że nie chciał być rozpoznany ze względów czysto praktycznych. Oczywiście nie mógł nie spodziewać się po spotkaniu ze Zdradziecką Bonnie jakiejś pułapki, więc można powiedzieć że po części był przygotowany na wszelkie ewentualności. Z drugiej strony jednak miał świadomość, że był środek dnia, a wiedźma z pewnością nie chciała robić pokazu sił na środku publicznego parku wśród masy spacerujących ludzi. W przeciwieństwie do niego, obawiałaby się przypadkowych ofiar, przez co czuł jakby miał minimalną przewagę chociażby z tego jednego względu. Empatia to była bardzo ograniczająca cecha.
Znalazł ławkę, która umożliwiała prywatną rozmowę, ale jednocześnie pozostawała na widoku ludzi chodzących naokoło. Przysiadł na niej i wystawił swoją bladą twarz na słońce.
Powrót do góry Go down
Bonnie Bennett
Bonnie Bennett
Bonnie Bennett
Witch
Punkty : 13
Czw Maj 09, 2019 3:35 pm
/ #2 - Po skończeniu zajęć w szkole - Ubiór

Bonnie siedziała spokojnie w jednym z pokoi w szkole aby móc spokojnie po sprawdzać zadania, które zleciła uczniom gdy nagle dostała sms od dawno nie widzianej jej osoby, czego w ogóle nie spodziewała się. Bo przecież ostatnim razem jego ojciec postarał się aby ten przestał być liderem ich sabatu, ale niestety udało mu się uciec, o czym całkowicie zapomniała. Spojrzała na telefon zaskoczona i odpisała lekko zdezorientowana i przy tym zdenerwowana. Zresztą nic dziwnego zważywszy na to co on jej zrobił i w co ją wpakował. Chciała raz na zawsze położyć temu kres, bo wiedziała, że to nie ma sensu i musi w końcu stawić mu czoła. Nie koniecznie zabijając go, ale chociażby zwykłą rozmową. Bo przecież nie odważyłby się jej zaatakować wiedząc, że po mieście krążą łowcy którzy na nich polują i starają się wytropić każdą możliwą osobę o nadnaturalnych zdolnościach. Więc przed wyjściem przebrała się i ruszyła wprost na umówione miejsce. A kiedy już tam dotarła zaczęła się za nim rozglądać. Wreszcie go zauważyła, więc podeszła do ławki i usiadła.
- Więc... jestem tu... czego chcesz? - Spytała bez ogródek marszcząc przy tym brwi, spojrzała na niego czekając na jakąkolwiek reakcje z jego strony. Chociaż czego ona oczekiwała od niego? Przecież to socjopata, chociaż po połączeniu z Luke'iem, z tego co zdążyła usłyszeć od jego ojca mógł zyskać też cechy swojego braciszka, jak uczucia, empatia i współczucie. Więc kto wie, być może za szybko go oceniła po wyjściu z tego więzienia, ale czego on się spodziewał? On spowodował to, że ona nie potrafiła dojść do siebie.
- Chyba nie myślisz, że będziemy unikać się całe życie co?
Powrót do góry Go down
Malachai Parker
Malachai Parker
Malachai Parker
Witch
Punkty : 5
Pią Maj 10, 2019 9:06 am
Kai nie podejrzewał że ucieszy się na widok Bonnie Bennett i wcale się nie pomylił. Kiedy przysiadła się do niego wykrzywił wargi w lekkim, nieprzyjemnym uśmiechu.
- Witaj Zdradziecka Bonnie. Twoje pytanie jest trochę niezrozumiałe zważywszy na to, że to ty zaproponowałaś to spotkanie, nie sądzisz? - Nie patrzył na nią i gdyby ktoś spojrzał na nich z boku, mógłby pomyśleć że są dwójką nieznajomych, siedzących po prostu na tej samej ławce. Kai zdawał się być całkiem rozluźniony. - Chociaż skoro już tu jesteśmy mogłabyś przynajmniej przyznać że wykorzystałaś moje naiwne wątłe zaufanie. Nie sądzę żeby było ci z tego powodu przykro, ale i tak jakbyś się przyznała do błędu podejrzewam że odczułbym głęboką satysfakcję. - W końcu na nią spojrzał, chociaż nie mogła dostrzec jego oczu bo wciąż miał okulary na nosie. Po jego ustach przebiegł złośliwy uśmiech, który po części był odpowiedzią na jej pytanie.
- Czemu nie? Myślisz że po tym co się wydarzyło możemy sobie razem skoczyć na piwo? No jasne! Bonnie, zaprosisz mnie na swoje kolejne garden party? Bo chyba już wiem co ci dam w prezencie! - Jadu w jego głosie nie dało się przegapić.
Powrót do góry Go down
Bonnie Bennett
Bonnie Bennett
Bonnie Bennett
Witch
Punkty : 13
Wto Maj 14, 2019 12:34 am
Bonnie też wcale nie cieszyło spotkanie z Kai'em Parkerem, no ale jej można się nic nie dziwić. W końcu miała ku temu powody, a on? W sumie może i miał, ale ona tylko mu się odwdzięczała.
- Zdradziecka mówisz? Tak ja poprosiłam o to spotkanie tylko dlatego, bo stwierdziłam że nie będę cię ciągle unikać, ale przecież to ty pierwszy napisałeś do mnie wiadomość. Dlatego też pytam czego chcesz. - Westchnęła i wzięła lekko głębszy wdech tylko dlatego, że nie chciała w ogóle się denerwować na niego. Bo nie chciała żeby coś niepożądanego w tym miejscu się zdarzyło. Zresztą po co ona ma psuć sobie nerwy na kogoś takiego jak on?
- No to ciekawe... bo to ty wykiwałeś mnie pierwszy.... Więc to ty wykorzystałeś moje zaufanie... I może to było błędem, ale jak miałam ci zaufać? - Zmarszczyła lekko brwi przyglądając się mu następnie słysząc jego kolejne słowa w jej stronę, które przy okazji były czystym sarkazmem.
- Przez ciebie miałam Zespół stresu pourazowego i załamanie nerwowe... - Warknęła wściekła po czym z łzami w oczach kiedy wszystko jej się przypomniało wykrzyczała mu prosto w twarz.
- Chcesz wiedzieć jak się czułam? Więc słuchaj i patrz! - Powiedziała po czym zerknęła czy ktoś ich widzi. Jak widać był mały ruch i nikt na nich nie patrzył.
- Chcę byś poczuł to co ja czułam! - Uniosła dłoń a w brzuchu nagle pojawiła się u niego rana tak jakby dostał strzałą w brzuch.
- Pamiętasz jak strzeliłeś do mnie strzałą? Tak właśnie się wtedy czułam! - Spoglądała na niego i kontynuowała.
- Potem goniłeś mnie do szpitala... i zacząłeś mnie dusić. - Kiedy to powiedziała, splątała dłonie tak jakby coś wyżynała z wody, a on zaczął się dusić.
- Odurzyłeś mnie... związałeś... wsadziłeś mnie do bagażnika.... i mógłby być to koniec, ale pamiętaj że każdy dzień powtarzał się na nowo... brzmi znajomo? Okłamałeś mnie... a potem znowu mnie dźgnąłeś w brzuch nożem. - Zrobiła mu kolejną ranę jakby od noża w brzuchu i zaczęła brać głębokie wdechy po czym dodała na koniec szepcząc.
- Ale potem nadeszło najgorsze... bo zostawiłeś mnie tam samą. - I nagle przestał się dusić a rany zaczęły się zrastać.
- Więc jak uważasz, że to ja powinnam cię przeprosić?

@Malachai Parker
Powrót do góry Go down
Malachai Parker
Malachai Parker
Malachai Parker
Witch
Punkty : 5
Wto Maj 14, 2019 6:18 pm
Nie spodziewał się niczego dobrego po tym spotkaniu, szczególnie, że tak właściwie to jego zamiarem było podburzenie Bonnie. Chciał ją zdenerwować, mając nadzieję, że przejmie trochę jego gniewu na siebie, o ile coś takiego w przyrodzie w ogóle było możliwe. Zapewne nie, jednak Parker liczył chociażby na delikatną poprawę humoru na widok Bennettówny tracącej kontrolę nad sobą. Siedzenie całymi dniami w hotelu sprawiało, że doszukiwał się odrobiny rozrywki w nawet najmniej rozrywkowych rzeczach. Złość wiedźmy? To był widok za jakim tęsknił.  
- Napisałem do ciebie z nudów, Bon Bon... No i może też dlatego, że cudze nieszczęście czasami sprawia mi radość - odparł w odpowiedzi na jej pytanie, o dziwo spokojnym, niemalże entuzjastycznym głosem, jakby mówił o ładnej pogodzie na weekend. Ciężko stwierdzić ile z tego co mówił było prawdą, a ile tylko prowokacją, jednak nie wyglądał jakby przejmował się tym, w jaki sposób odbierze to czarownica siedząca obok. A być może powinien, bo była to dosyć potężna czarownica, a on wciąż pozostawał osłabiony.
Przewrócił oczami na jej następne słowa, dopiero po chwili zdając sobie sprawę z tego, że przecież miał okulary na nosie, więc Bonnie nie mogła dostrzec malowniczości tego wyrazu. Westchnął.
- Naprawdę, rozumiem, że to ja jestem czarnym charakterem w historii twojego życia, ale nie zakrywaj mną własnych porażek. - Jego głos brzmiał tak jakby autentycznie ją pouczał. Nie zwracał uwagi na to, czy jego słowa mają sens. Z pewnością nie obchodził go też fakt, że nie był osobą, która mogła kogokolwiek pouczać i nie zwracał uwagi na to, że Bonnie mogła mieć miejscami rację. Liczyło się tylko to uczucie zdrady, które wciąż pamiętał i za które chciał się jej odpłacić.
Kiedy Kai dostrzegł łzy w oczach wiedźmy niemalże się roześmiał. Jego usta wykrzywił szeroki, nieprzyjemny uśmiech na widok złości, która z niej uchodziła i aż ściągnął z nosa okulary, żeby móc to lepiej zobaczyć. Być może nie przewidział tego, co stanie się w efekcie tej złości, jednak przez krótką chwilę był zachwycony tym co widział. Przynajmniej do momentu, w którym niewidzialna strzała nie przeszyła mu brzucha. Krzyknął w połowie ze zdziwienia, w połowie z ostrego bólu, który rozszedł się po jego ciele. Automatycznie zgiął się w pół, czując jak krew zaczyna intensywnie wypływać z jego brzucha. Warknął ze złością.
- Przedstawienie... - wychrypiał z nieprzyjemnym uśmiechem, podczas gdy jego dłonie starały się zahamować krwawienie. -.. po środku parku.. pełnego ludzi? - Mówił urywkami, bo rana w brzuchu nie pozwalała mu wypowiedzieć całego zdania na raz. - Jesteś pewna, że tego chcesz... Bonnie? - spojrzał na nią, z trudem łapiąc oddech. Ona jednak jeszcze nie skończyła, bo zaraz poczuł jak jego krtań zaciska się boleśnie, odcinając płucom dostęp do powietrza. Zaczął się dusić i z początku spojrzał na Bonnie nienawistnie, zaraz jednak mimowolnie uniósł zakrwawione ręce do szyi, jakby mógł w jakiś sposób ściągnąć niewidzialne dłonie zaciskające się na jego gardle. Ledwo słyszał co mówiła, chociaż każde słowo w jakiś sposób docierało do jego świadomości. Przed jego oczami zaczęły pojawiać się mroczki, a ciało odmówiło posłuszeństwa, mimo że resztki jego świadomości, kazały mu wstać i walczyć. Był jednak zbyt słaby żeby przeciwstawić się tej złości, którą w końcu sam rozbudził. Ostatni cios w brzuch wyparł z niego resztki chęci do oponowania. Ból był nie do zniesienia, a jego umysł pozostawał na granicy przytomności. W momencie, w którym był pewien, że zaraz straci świadomość, wszystko ustało, a on zachłysnął się świeżym powietrzem. Zaczął kaszleć i dyszeć, a jego dłonie na szybko omacały brzuch, bo mimo, że ran już nie było, umysł aż za dobrze pamiętał ból, który zdawał się w pierwszej chwili wcale nie minąć. W płucach czuł żywy ogień, mimo tego gdy spoglądał na Bonnie, jego usta znów ozdobił nieprzyjemny uśmiech.
- Kto by pomyślał... - zaczął chrapliwym głosem, krzywiąc się kiedy znów musiał odkaszlnąć. - ..że złość jest taka odświeżająca, prawda? - Dał sobie chwilę na parę życiodajnych oddechów, które nieco rozjaśniły mu obraz przed oczami. Oraz myśli. Wyprostował się powoli, rozmasowując sobie szyję, jakby wciąż czuł ślady po niewidzialnych duszących dłoniach. - Jestem pod wrażeniem, nie sądziłem, że zdobędziesz się na pokaz siły. - Spojrzał na wiedźmę, a w jego oczach pojawił się nowy wyraz - ciekawość. -  Zmieniłaś się, kiedyś nie byłaś taka bezwzględna. Czyżby to dzięki mnie? - uniósł lekko brwi, a jego kącik ust drgnął w złośliwym wyrazie. - Byłbym dumny.. - wychrypiał i znów odkaszlnął, czując jak podrażnione jest jego gardło.
Powrót do góry Go down
Sponsored content
Sponsored content
Powrót do góry Go down
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry Strona 1 z 1
Skocz do: