Nie spodziewał się niczego dobrego po tym spotkaniu, szczególnie, że tak właściwie to jego zamiarem było podburzenie Bonnie. Chciał ją zdenerwować, mając nadzieję, że przejmie trochę jego gniewu na siebie, o ile coś takiego w przyrodzie w ogóle było możliwe. Zapewne nie, jednak Parker liczył chociażby na delikatną poprawę humoru na widok Bennettówny tracącej kontrolę nad sobą. Siedzenie całymi dniami w hotelu sprawiało, że doszukiwał się odrobiny rozrywki w nawet najmniej rozrywkowych rzeczach. Złość wiedźmy? To był widok za jakim tęsknił.
-
Napisałem do ciebie z nudów, Bon Bon... No i może też dlatego, że cudze nieszczęście czasami sprawia mi radość - odparł w odpowiedzi na jej pytanie, o dziwo spokojnym, niemalże entuzjastycznym głosem, jakby mówił o ładnej pogodzie na weekend. Ciężko stwierdzić ile z tego co mówił było prawdą, a ile tylko prowokacją, jednak nie wyglądał jakby przejmował się tym, w jaki sposób odbierze to czarownica siedząca obok. A być może powinien, bo była to dosyć potężna czarownica, a on wciąż pozostawał osłabiony.
Przewrócił oczami na jej następne słowa, dopiero po chwili zdając sobie sprawę z tego, że przecież miał okulary na nosie, więc Bonnie nie mogła dostrzec malowniczości tego wyrazu. Westchnął.
-
Naprawdę, rozumiem, że to ja jestem czarnym charakterem w historii twojego życia, ale nie zakrywaj mną własnych porażek. - Jego głos brzmiał tak jakby autentycznie ją pouczał. Nie zwracał uwagi na to, czy jego słowa mają sens. Z pewnością nie obchodził go też fakt, że nie był osobą, która mogła kogokolwiek pouczać i nie zwracał uwagi na to, że Bonnie mogła mieć miejscami rację. Liczyło się tylko to uczucie zdrady, które wciąż pamiętał i za które chciał się jej odpłacić.
Kiedy Kai dostrzegł łzy w oczach wiedźmy niemalże się roześmiał. Jego usta wykrzywił szeroki, nieprzyjemny uśmiech na widok złości, która z niej uchodziła i aż ściągnął z nosa okulary, żeby móc to lepiej zobaczyć. Być może nie przewidział tego, co stanie się w efekcie tej złości, jednak przez krótką chwilę był zachwycony tym co widział. Przynajmniej do momentu, w którym niewidzialna strzała nie przeszyła mu brzucha. Krzyknął w połowie ze zdziwienia, w połowie z ostrego bólu, który rozszedł się po jego ciele. Automatycznie zgiął się w pół, czując jak krew zaczyna intensywnie wypływać z jego brzucha. Warknął ze złością.
-
Przedstawienie... - wychrypiał z nieprzyjemnym uśmiechem, podczas gdy jego dłonie starały się zahamować krwawienie. -.
. po środku parku.. pełnego ludzi? - Mówił urywkami, bo rana w brzuchu nie pozwalała mu wypowiedzieć całego zdania na raz. -
Jesteś pewna, że tego chcesz... Bonnie? - spojrzał na nią, z trudem łapiąc oddech. Ona jednak jeszcze nie skończyła, bo zaraz poczuł jak jego krtań zaciska się boleśnie, odcinając płucom dostęp do powietrza. Zaczął się dusić i z początku spojrzał na Bonnie nienawistnie, zaraz jednak mimowolnie uniósł zakrwawione ręce do szyi, jakby mógł w jakiś sposób ściągnąć niewidzialne dłonie zaciskające się na jego gardle. Ledwo słyszał co mówiła, chociaż każde słowo w jakiś sposób docierało do jego świadomości. Przed jego oczami zaczęły pojawiać się mroczki, a ciało odmówiło posłuszeństwa, mimo że resztki jego świadomości, kazały mu wstać i walczyć. Był jednak zbyt słaby żeby przeciwstawić się tej złości, którą w końcu sam rozbudził. Ostatni cios w brzuch wyparł z niego resztki chęci do oponowania. Ból był nie do zniesienia, a jego umysł pozostawał na granicy przytomności. W momencie, w którym był pewien, że zaraz straci świadomość, wszystko ustało, a on zachłysnął się świeżym powietrzem. Zaczął kaszleć i dyszeć, a jego dłonie na szybko omacały brzuch, bo mimo, że ran już nie było, umysł aż za dobrze pamiętał ból, który zdawał się w pierwszej chwili wcale nie minąć. W płucach czuł żywy ogień, mimo tego gdy spoglądał na Bonnie, jego usta znów ozdobił nieprzyjemny uśmiech.
-
Kto by pomyślał... - zaczął chrapliwym głosem, krzywiąc się kiedy znów musiał odkaszlnąć. -
..że złość jest taka odświeżająca, prawda? - Dał sobie chwilę na parę życiodajnych oddechów, które nieco rozjaśniły mu obraz przed oczami. Oraz myśli. Wyprostował się powoli, rozmasowując sobie szyję, jakby wciąż czuł ślady po niewidzialnych duszących dłoniach. -
Jestem pod wrażeniem, nie sądziłem, że zdobędziesz się na pokaz siły. - Spojrzał na wiedźmę, a w jego oczach pojawił się nowy wyraz - ciekawość. -
Zmieniłaś się, kiedyś nie byłaś taka bezwzględna. Czyżby to dzięki mnie? - uniósł lekko brwi, a jego kącik ust drgnął w złośliwym wyrazie. -
Byłbym dumny.. - wychrypiał i znów odkaszlnął, czując jak podrażnione jest jego gardło.