The Original Diaries

Hayden Lake wita..
 

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down
The Original Diaries
The Original Diaries
The Original Diaries
Special
Punkty : 1154
Nie Sty 27, 2019 5:41 pm
Pokój #2  

Powrót do góry Go down
Malachai Parker
Malachai Parker
Malachai Parker
Witch
Punkty : 5
Nie Maj 05, 2019 11:30 pm
/start

Kai Parker nie wyglądał najlepiej. Blada skóra, zapadnięte policzki, podkrążone oczy obwiedzione ciemnymi sińcami. Fakt, że miał na brodzie kilkudniowy zarost tylko dopełniał całego wrażenia człowieka wykończonego, a nawet chciałoby się powiedzieć poważnie chorego. Tak też sam mężczyzna się czuł. Nie mógł spać, nie mógł funkcjonować, a ten beznadziejny stan trwał już zdecydowanie za długo. Jego ciało było pozbawione sił, a umysł powoli zżerany od środka mieszającym się pragnieniem zemsty i nienawiścią, z tymi pozostałymi uczuciami, których nawet nie próbował nazywać. Smutek? Rozpacz? Żal? Te emocje przecież przeczyły osobie Kaia i gdy tylko pomyślał o tym, jak dziwnie jest odczuwać coś, co do ciebie nie pasuje, wpadał w złość. Nie miał siły się złościć i nie miał mocy żeby zrobić cokolwiek, więc jego irytacja z czasem jedynie rosła. Kto mógł wiedzieć, że połączenie się z empatycznym bratem będzie tak upierdliwe w praktyce? Cóż, zapewne taka była cena bycia liderem sabatu Gemini. Przez jakiś czas.
Tak, to też były myśli, które budziły w Kaiu niesamowitą złość. Musiał jednak przyznać z satysfakcją, że potrafił żyć z taką ilością kumulujących się negatywnych emocji. Kilkadziesiąt lat złości i bezsilności w innym wymiarze uczy jak być cierpliwym. Mimo że hotelowy pokój, w którym się znajdował zdawał mu się z każdym dniem stawać się coraz mniejszy.
Leżał na łóżku, przykryty do połowy kocem i ze znudzeniem przeglądał wiadomości na swoim telefonie. Parę razy uśmiechnął się do siebie, czytając smsy od rozzłoszczonego Damona, co wyglądało na jego śmiertelnie bladej twarzy dość groteskowo.
Nic tak nie poprawiało humoru, jak wkurwiony Salvatore. Mimo wszystko potrzebował czegoś więcej. Potrzebował mocy. I pizzy. O tak. Oddałby wszystko za odrobinę cudownej życiowej energii przepływającej przez jego palce i delikatnie spieczonego, ale broń cie boże spalonego sera na cienkim chrupiącym cieście, oprószonego suszonym oregano.
Odchylił głowę i westchnął głośno do sufitu.
Powrót do góry Go down
Katherine Pierce
Katherine Pierce
Katherine Pierce
Vampire
Punkty : 70
Sro Maj 15, 2019 9:14 pm
━━ 1 ━━
Poszukiwania braci Salvatore w Mystic Falls nic nie dały, jednak dzięki pewnym informacjom dowiedziała się, że wszyscy nagle wyjechali do Hayden Lake. Chciała się dowiedzieć jak najwięcej o tym miejscu, jednak każdy milczał. Dlatego bez wahania ruszyła do wyżej wspomnianego miasta, chcąc przekonać się prawdy sama. Tym razem akurat nie jechała sama, co Dla Katherine było czymś nowym i rzadko spotykanym. Zawsze wykorzystywała ludzi do swoich celów, aby później móc się ich pozbyć, tak jak zrobiła to wcześniej np z Masonem Lockwoodem, chociaż tutaj akurat zabił go starszy z braci Salvatore.
Jednak podróż z Kaiem była o dziwo przyjemna. Dość szybko odnaleźli drogę porozumienia, a co najważniejsze mieli wspólny cel. Katherine chciała znów podręczyć braci, a Kai miał jakieś niezałatwione sprawy z Bonnie. Poza tym Pierce doszukała się jeszcze jednego motywu, skoro był heretykiem, znajomość z mężczyzną mogłaby się jej do czegoś w życiu przydać. Miała wrogów prawie na każdym kroku, taka odmiana zrobi jej dobrze. Nie, z upływem lat nie miękła, nadal uważała, że sama idealnie by sobie z tym poradziła, ale skoro razem zmierzali do Hayden Lake...
W mieście przebywali już od kilku dni zajmując jeden z pokoi hotelowych. Najpierw chciała rozeznać się w okolicy, nie ujawniając się nikomu oraz unikając kontaktu z kimkolwiek kto mógłby ją znać, bąć pomylić z Eleną Gilbert, chociaż nie... wyglądała od niej sto razy lepiej. Zaczęło ją jednak niepokoić, że prawie na każdym kroku natknęła się na wiedźmę, bądź co gorsza przynajmniej dwa razy uciekała przed łowcą. Miasto najwidoczniej nie należało do najspokojniejszych.
- Wyglądasz jak śmierć - powiedziała spokojnym tonem głosu, kiedy wróciła do pokoju hotelowego, gdzie wcześniej zostawiła Kaia. Rzuciła mu na łóżko pudełko z gorącą jeszcze pizzą, włożyła woreczki z krwią do lodówki, a następnie nalała sobie burbonu do szklanki.
- Przyniosłam Ci ją ostatni raz, nie jestem Twoją dziewczynką na posyłki - wskazała na niego palcem, aby móc zaraz znów mówić: - na Twoje szczęście ponownie zostałam pomylona z Gilbert - upiła większego łyka ze szklanki i opadła na wolne łóżko.
Powrót do góry Go down
Malachai Parker
Malachai Parker
Malachai Parker
Witch
Punkty : 5
Czw Maj 16, 2019 2:46 pm
Kai nigdy nie był dobry we współpracowaniu z innymi. Czasami zwykła rozmowa z drugim człowiekiem bez obrażania go albo zabijania przychodziła mu z trudem, nie wspominając o bardziej skomplikowanych interakcjach. Szybko się złościł, narzucał swoje zdanie i bardzo często koniec końców dochodził do wniosku, że lepiej mu będzie zrobić wszystko samodzielnie. Były to chyba konsekwencje parudziesięciu lat spędzonych w samotności, ale nie był pewien tej teorii stuprocentowo. Zabawne, bo w przypadku jego, krótkiej co prawda, znajomości, z Katherine, wszelkie interakcje czy współpraca okazywały się być dziecinnie proste. Przy ich pierwszym spotkaniu wziął ją za Elene Gilbert, oczywiście, jednak im dłużej przebywał w towarzystwie wampirzycy, tym bardziej dochodził do przekonania, że panny Pierce w praktyce nie dało się pomylić z nikim innym, a jej charakter był o wiele bardziej barwny niż jej nudnego sobowtóra. Efekt tego był taki, że Kai z miłym zaskoczeniem przyjął fakt, że są dwoma czarnymi charakterami, których cele były na tyle bliskie aby móc pomóc sobie nawzajem, a jednocześnie wystarczająco indywidualne, żeby żadne z nich nie zabierało drugiemu możliwości do zemsty. Brzmiało niemalże jak układ idealny.
Kiedy drzwi do ich pokoju hotelowego otworzyły się, on akurat przeglądał wpisy na twitterze.
- Dziękuję - odpowiedział na słowa powitania Katherine, zupełnie jakby usłyszał komplement. Dopiero gdy podniósł na nią wzrok i dostrzegł pudełko pizzy, jego usta wykrzywiły się w szerokim uśmiechu, a telefon wylądował gdzieś z boku. - Ty za to wyglądasz olśniewająco jak zawsze - dodał z błyskiem w oku, bynajmniej nie robiąc sobie żartów. Odrzucił koc i wstał z kanapy tylko po to żeby rzucić się na łóżko i w pozycji półleżącej dobrać się do pudełka z pizzą. Dopiero kiedy ugryzł pierwszy kawałek zrobił błogą minę i spojrzał na Katherine.
- Jesteś najlepszą nie-dziewczynką-na-posyłki - przyznał jej i uniósł kawałek pizzy w geście toastu, ewidentnie chcąc ją nieco udobruchać, po czym wrócił do jedzenia. Po zaspokojeniu pierwszego głodu westchnął przyjemnie i rozłożył się na łóżku, z trzecim już kawałkiem pizzy w ręku.
- Wierz mi, też chcę się w końcu wyrwać z tych czterech ścian, zanim nabawię się klaustrofobii - mruknął krzywiąc się lekko, chociaż chwilę później ciepły rozpływający się ser na kolejnym gryzie znów poprawił jego zmienny humor. - Najlepsza pizza w moim życiu. - dodał po chwili. W końcu spojrzał na Katherine, która opadła na drugie łóżko.
- Muszę kiedyś zobaczyć jak to robisz. - Zmarszczył czoło, po czym jakby dotarło do niego, że musi się rozwinąć wskazał na nią kawałkiem pizzy. - Jak udajesz Elene - uściślił. - Musi być ciężko wcielać się w taką nudną osobę. Im dłużej się znamy tym bardziej podziwiam twoje umiejętności aktorskie. Nie mam pojęcia jak mogłem cię z nią pomylić na samym początku.
Kai nie lubił przyznawać innym racji, nie lubił też kiedy ktoś wywierał na nim dobre wrażenie, a nade wszystko nie lubił tego okazywać. Z jakiegoś powodu uznawał to za słabość. Katherine jednak podziwiał i chociaż nie mówił tego wprost, widać to było po jego zachowaniu. Wampirzyca miała klasę i drapieżność, które hipnotyzowały, a jej charakterna osobowość sprawiała, że miło mu się z nią dotychczas obcowało. Tak, tak, on również przyjmował to z niemałym zaskoczeniem.
Zamknął pudełko, czując, że już ma pełny żołądek. Jego twarz nie nabrała kolorytu, ale sam Parker zdawał się nieco żywszy.
- Załatwiłaś co chciałaś na mieście? - spytał, skupiając już całą swoją uwagę na wampirzycy.
Powrót do góry Go down
Katherine Pierce
Katherine Pierce
Katherine Pierce
Vampire
Punkty : 70
Pią Maj 17, 2019 9:49 pm
Z boku musiało wyglądać to dość dziwnie. Dwójka psychopatycznych zabójców, którzy tak dobrze się dogadują. Ich relacja od początku była dość specyficzna, ale dzięki temu też nie była przewidywalna. Chociaż Katherine dopóki Kai nie był w pełni mocy i cóż wyglądał jak śmierć nie martwiła się ani trochę o swoje życie. W tym momencie bardziej zaczęli ją niepokoić łowcy, których spotkała za każdym razem, kiedy wracała do hotelowego pokoju. W takich chwilach właśnie przydaje się mieć sobowtóra, który może zginąć zamiast niej. Idealne rozwiązanie.
Na stwierdzenie Kaia, że wyglądała świetnie nic nie odpowiedziała. Wiedziała o tym, zawsze tak wyglądała w przeciwieństwie do nudnej i przewidywalnej Eleny. Na twarzy wampirzycy pojawił się grymas zniesmaczenia, gdy widziała jak mężczyzna zajada się pizzą.
- Fuj. Nawet nie spróbuję zrozumieć dlaczego tak lubisz to okropieństwo - dla Kath wszystkie niezdrowe jedzenia i fast foody były czymś najgorszym i mogła to porównać do trucizny. Dlatego jej dłoń nigdy tego nie dotknie, nie licząc niestety pudełka od pizzy, kiedy przy okazji powrotu niekiedy kupiła obiad dla Kaia. Popatrzyła się przez chwilę na swojego towarzysza z tym samym grymasem na ustach i ponownie upiła ze szklanki burbona.
- Nie Ty jeden, chociaż Elena ma naprawdę kiepski gust - powiedziała i wzruszyła ramionami. Chociaż akurat nie w stosunku do mężczyzn, ale to akurat zostawiła tylko dla swojej wiadomości. - Jestem wtedy nudna i do bólu przewidywalna. I pamiętaj, że zawsze obwinia się o wszystko co zdarzyło się na tym świecie - uśmiechnęła się do niego dość delikatnie, prawie niezauważalnie. Udawanie panny Gilbert przychodziło jej w miarę łatwo, chociaż wtedy musiała się aż za bardzo pilnować prawie ze wszystkim. Chyba dlatego nie zabiła go na samym początku, gdy ją pomylił... Z jednej strony była ciekawa kim jest, a z drugiej wiedziała, że może jej się kiedyś do czegoś przydać. - Ale jeżeli miał to być komplement, postaraj się trochę lepiej, Kai - nawet jeżeli dogadywali się dość dobrze, wampirzyca nie mogła się powstrzymać od małych złośliwości. Poprawiła poduszkę pod plecami i wyprostowała nogi na łóżku, znajdując się cały czas w pozycji półleżącej i opierając się plecami o oparcie łóżka.
- Można tak powiedzieć - wyznała po chwili, skupiając na moment swój wzrok na szklance, gdzie znajdowało się już coraz mniej alkoholu. - Widziałam swoje zguby, który zniknęły z Mystic Falls, a poza tym... w mieście na każdym kroku jest pełno łowców i czarownic - nie mówiła zbyt dużo o tym co miała zrobić, gdyż nawet Kaiowi nie ufała w 100%. - Myślę, że jeszcze trochę... Chociaż miasto, całe Hayden Lake jest dość specyficzne. Nie wiem co się tutaj dzieje, ale kilka napotkanych osób nie ma kompletnie pojęcia, skąd się tutaj wzięło - od kiedy żyła, czyli ponad 500 lat, jeszcze nigdy nie spotkała się z taką sytuacją. Było to dla niej coś nowego, jak i również intrygującego. - Hej, przyprowadzę Ci wiedźmę, wyssiesz z niej moc i będzie po problemie? W mieście kręci się zbyt dużo łowców, mógłbyś ich unicestwić - zaczęła myśleć na głos. Sama, pamiętając o klątwie jaka ciąży na zabójcy łowcy, unikała ich z bardzo dobrym powodzeniem, aż do teraz. - Będziesz mógł później myśleć nad zemstą nad Bennet - gdy zaczęła mówić już wcześniej o zabiciu, czy nawet o zemście z twarzy Katherine nie schodził charakterystyczny dla niej uśmiech.
Powrót do góry Go down
Malachai Parker
Malachai Parker
Malachai Parker
Witch
Punkty : 5
Pon Maj 20, 2019 9:27 pm
Bez względu na to jak dobrze by się nie dogadywali, Katherine z pewnością miała rację nie ufając Kaiowi w 100%. Byłoby to wysoce nierozważne i fakt, że utrzymywała jakiś dystans świadczył jedynie o jej rozsądku. Parker w końcu mógłby ją wykorzystać do pochłonięcia magii płynącej w jej żyłach. Moment, tak właściwie, dlaczego tego nie zrobił? Ah tak, bo uznał, że bardziej przyda mu się żywa i w pełni sił niż martwa, była mocnym sojusznikiem, poza tym dość szybko zaczął doceniać również walory towarzyskie takiego układu. Jakby nie patrzeć łączyła ich egoistyczna pewność siebie i przekonanie o własnej nieograniczonej niezwykłości. Ponad to byli bezlitośnie źli i byli z tego dumni.
Kai nie przejął się w żadnym stopniu zniesmaczeniem panny Pierce, wzruszając jedynie ramionami.
- Nie wiesz co tracisz, ale nie mam nic przeciwko, przynajmniej mam całą pizzę dla siebie - odparł bez cienia skruchy czy wyrzutów sumienia. On akurat nie miał najmniejszych problemów z zatruwaniem swojego ciała niezdrowym jedzeniem i nawet zdegustowana Katherine nie była w stanie tego zmienić.
Kiedy zaczęła mówić o Elenie Gilbert, jej niechęć jak zwykle wywołała rozbawienie u Kaia, który uznawał każdy złośliwy komentarz za wyjątkowo trafny. To był ten rodzaj wesołości, który odczuwało się kiedy ktoś nie lubił drugiej osoby równie mocno co ty.
- Komplement? - powtórzył po Katherine, marszcząc przy tym lekko czoło, jakby próbował sobie przypomnieć czy potrafi prawić komplementy. Po chwili przechylił głowę na bok i spojrzał na nią z uśmiechem. - Słowa uznania - poprawił ją i mrugnął jakby zaprzeczając temu. - Postaram się bardziej następnym razem - obiecał z urokliwym uśmiechem, świadomy tego jak te słowa sprawiały, że jego wypowiedź była niespójna w swoich intencjach. Cóż, chyba po prostu trzeba było się do tego przy nim przyzwyczaić.
Jej niezobowiązująca odpowiedź zdawała się go satysfakcjonować. Nie oczekiwał, że opowie mu o szczegółach swoich planów, tak jak on sam nie mówił jej o swoich. To, że zgadzali się w tej kwestii bez konieczności mówienia o tym na głos dowodziło tylko temu jak dobrze wychodziła im współpraca.
- Im nas więcej tym zabawniej - odparł z tym swoim chorobliwie niewinnym entuzjazmem szaleńca. - Każdą masakrę można zrzucić na kogoś innego. - Dał sobie chwilę na namysł. - Nie spotkałem zbyt wielu łowców w swoim życiu, jednak do tej pory każdy jeden raczej nie grzeszył inteligencją. A to obiecująca statystyka, ponieważ głupców łatwiej zmanipulować.
Kai uśmiechnął się niebezpiecznie kącikiem ust, ewidentnie nie przejmując się tym, że mówi o grupie najniebezpieczniejszych ludzi w mieście. Jego ignorancja była świadoma, a wręcz mężczyzna wydawał się być z niej czasami dumny. Pokora nie była jego mocną stroną.
Na propozycję Katherine uniósł lekko brwi po czym z uśmiechem rozłożył ręce na boki i wstał z łóżka z zadowoleniem. Podszedł do stolika hotelowego, na którym stał burbon i zerknął na Katherine.
- Pomysł jest świetny, pewnie dlatego, że z ust mi go wyjęłaś. Czyli nie muszę cię już prosić o kolejną przysługę - zauważył optymistycznie, nalewając sobie burbonu do szklanki. Uniósł ją do panny Pierce, dając jej do zrozumienia, że pije jej zdrowie, a na jego ustach pojawił się znów drapieżny uśmiech. Upił łyka alkoholu, czując jak wracają mu chęci do życia na samą myśl o świeżutkiej cudownej magii przepływającej przez jego ciało.
- Unicestwić albo wykorzystać - teraz to on myślał na głos. Kiedy wampirzyca wypowiedziała nazwisko Bennett, Kai skrzywił się machinalnie. Napił się znów burbonu, jakby chciał przepić niesmak. - Nie jestem w stanie o niej nie myśleć - przyznał mrukliwie, opierając się ręką o stolik i myśląc nad czymś. W końcu spojrzał na Katherine i uśmiechnął się w podobny sposób jak ona jakby właśnie wpadł na jakiś złowieszczy pomysł.
- Jak mi przyprowadzisz parę magicznych przekąsek to zaczniemy zabawę, moja droga panno Pierce.
Powrót do góry Go down
Sponsored content
Sponsored content
Powrót do góry Go down
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry Strona 1 z 1
Skocz do: