The Original Diaries

Hayden Lake wita..
 

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down
The Original Diaries
The Original Diaries
The Original Diaries
Special
Punkty : 1154
Wto Wrz 18, 2018 11:04 pm
Kol napisał:
Powroty do żywych nie były co prawda tym, co miało się okazję praktykować na co dzień, ale chyba powoli Kol zaczynał już nabierać w tym wprawy. Nie, żeby miał zamiar lub chęć praktykować to jeszcze w przyszłości. Dotychczasowe doświadczenie w zupełności mu wystarczyło i zdecydowanie nie potrzebował już większego. Tym razem przynajmniej posiadał własne ciało, dzięki czemu mógł mieć nieco większą pewność co do tego, że kolejna okazja do powrotu z martwych nie powtórzy się zbyt szybko. Albo jeszcze lepiej - w ogóle.
I nie, prawdopodobnie na nowoorleański cmentarz nie przywiodło go nic konkretnego. Żadna tam chęć wspominania życia pozagrobowego, czy cokolwiek podobnego. Nie mógł też za bardzo liczyć na to, że rzeczywiście odwiedzi miejsce, do którego instynktownie powiodły go nogi. Dzięki kochanej Mary-Alice, nie miał nawet co się łudzić, że wejdzie do tego przeklętego grobowca bez obecności innej czarownicy z rodu Claire. Chociaż z drugiej strony... chwilowo chyba i tak nie miał zbyt wielu powodów, by tam wchodzić. Znów musiał pożegnać się ze swoją magią, a nawet gdyby wciąż ją posiadał, i tak zbyt wiele nie mógłby zdziałać tutaj sam. Mimo wszystko jednak wybranie się w to właśnie miejsce, wciąż z jakiegoś powodu wydawało mu się najlepszą opcją spośród wszystkich możliwych.
Możliwe, że ktoś rozsądny na jego miejscu znalazłby przynajmniej kilka bardziej odpowiednich miejsc, jednak... by tak się stało w tym przypadku, najpierw trzeba byłoby założyć, że Kol rzeczywiście kiedykolwiek kierował się rozsądkiem. Ponieważ zaś nie było tak chyba nigdy, próżno byłoby oczekiwać, żeby miał znaleźć sobie odpowiedniejsze miejsce, które miałby odwiedzić jako jedno z pierwszych po powrocie do żywych.
Wiedział doskonale, że nie wejdzie do środka, kiedy już stanął przed odpowiednim grobowcem. Mimo to przesunął dłonią po zimnym kamieniu, jakby mimo wszystko miał jakąś nadzieję, że to cholerstwo zechce się otworzyć. Niestety. Po raz kolejny mógłby co najwyżej pogratulować dawnej znajomej świetnego pomysłu z pieczętowaniem tego miejsca. Dzięki temu on stracił do niego dostęp, a ona tkwiła przez lata w domu po wdowie, zmienionym magicznie w swego rodzaju więzienie. To znaczy... w porządku, utknęłaby tam mimo wszystko, a jej wcześniejsze zaklęcie rzucone na grobowiec nie miało na ten stan rzeczy najmniejszego wpływu. Ale nie zmieniało to faktu, że wciąż żadne z nich nie wyszło na tym najlepiej.
Davina napisał:
//#1 - Początek - Ubiór

Davina przez cały dzień nie wiedziała co ma zrobić. Spadło na nią ostatnio wiele obowiązków, szczególnie po tym jak została regentem Nowego Orleanu, wszyscy czegoś oczekują od niej a przecież ona ma wystarczająco własnych problemów. Chociażby takich, że obiecała Kolowi że przywróci go do życia. I tego właśnie zamierzała się trzymać. Dzisiaj miała jakiś gorszy dzień a to pewnie dlatego, że minęło kilka miesięcy od jego śmierci, dlatego postanowiła, że pójdzie odwiedzić jego grób, a raczej grób Kaleba, który automatycznie stał się dla niej jego grobem. Weszła na cmentarz i od razu skierowała kroki w stronę grobowca Kaleba i położyła tam kwiaty. Nagle zauważyła jakiegoś faceta przy grobowcu playhouse. Więc wolnym krokiem skierowała się w tamtą stronę ocierając przy tym łzy. Stanęła za jednym z grobowców przyglądając się mu. Nie chciała żeby na razie ją zobaczył. Chociaż kto wie być może już zauważył ją przy grobowcu. Wydawał się jej nieco znajomy, jakby już go gdzieś widziała, ale nie wiedziała skąd go zna. Cóż być może jej się wydawało, a może i nie? W końcu tak na prawdę to był Kol, jednak ona mało co go widziała w tym wydaniu więc mogła go wcale nie poznać. Właściwie to widziała go tylko chyba na zdjęciu, które jej pokazał wcześniej. Davina zastanawiała się czego on może chcieć. Rozejrzała się dookoła i spojrzała z powrotem na grobowiec, jednak go już tam nie było. Więc podeszła do grobowca playhouse.
-Gdzie on zniknął? - Zaczęła się za nim rozglądać.

Kol napisał:
Nie zależało mu póki co na jakimś szczególnym rozgłosie w kwestii jego powrotu do żywych i prawdopodobnie właśnie dlatego postanowił w błyskawicznym tempie zniknąć z pola widzenia, gdy tylko usłyszał czyjeś kroki w pobliżu. Nie oddalił się jednak aż tak bardzo, by nie móc samemu zobaczyć, kto jeszcze postanowił zajrzeć w to miejsce.
Nie mógłby powstrzymać uśmiechu na widok Daviny. I... właściwie nawet nie próbował. Za to mimo wszystko nie miał zamiaru tak po prostu pokazywać się jej i już na wstępie psuć zabawy. Przez chwilę przyglądał się więc czarownicy, kiedy tak próbowała rozglądać się za źródłem ruchu, który najwyraźniej musiała wcześniej dostrzec. Postanowił zjawić się tuż za jej plecami dokładnie w momencie, kiedy zadała na głos swoje pytanie.
- Za tobą - podpowiedział cicho, nachylając się przy tym do jej ucha. W zasadzie był ciekaw jej reakcji. Już nawet nie na sam jego powrót do życia, ale... no właśnie. Zdawał sobie sprawę z tego, że wyglądał zupełnie inaczej, kiedy się poznali. Przecież nie korzystał wtedy z własnego ciała, a tego, które jego matka pożyczyła od jakiegoś nowoorleańskiego czarownika. Wiedział też, że niekoniecznie Davina musiała poznać go na pierwszy rzut oka. Nawet, jeśli rzeczywiście kiedyś miał okazję pokazać jej jakieś zdjęcie, które go przedstawiało. Tym bardziej więc swój pomysł, by nieco ją zaskoczyć, uważał za całkiem udany.
Chociaż... może powinien raczej spodziewać się jakiegoś ataku z jej strony? W końcu byłaby to dość rozsądna reakcja na nieznajomego, bez cienia wątpliwości będącego wampirem, który w taki sposób postanowił powitać ją na cmentarzu. Mimo to nie cofnął się od niej ani nawet na krok. Jeden kącik ust natomiast wciąż miał nieco uniesiony w lekkim półuśmiechu, a gdyby odwróciła się w jego stronę, w jego spojrzeniu mogłaby zauważyć raczej szczere rozbawienie, niźli chęć ataku.
Nie mówił jednak na razie nic więcej, ciekaw, czy uda jej się poznać go mimo wszystko, czy może jednak przyjdzie mu tłumaczyć, kim właściwie był.
Davina napisał:
Nie zależało mu na tym, a myślała że pierwszą osobą do której pójdzie powiedzieć, że żyje będzie ona. No cóż widocznie się przeliczyła. Być może te chwilę które spędzili razem nie były ważne dla Kola? Nieco narobił jej tym strachu, bo wiadomo jest że pomimo to że jest regentem to nadal jest wiedźmą, która może umrzeć, a kiedy ktoś cię zaskoczy wtedy nie ma ratunku.
-AAAA! -Jęknęła przestraszona szybko się odwracając i powodując ból głowy u niego. Była lekko poddenerwowana i przestraszona więc nawet dobrze mu się nie przyglądała. Po chwili przerwała biorąc kilka głębokich wdechów.
- Kim jesteś?! - Warknęła w jego stronę przyglądając mu się po czym szybko dodała.
- I czego chcesz? Wiesz, że niebezpiecznie jest wchodzić na teren wiedźm i ją atakować? - Wzięła ponownie głębszy wdech i zaczęła mu się przyglądać.
- Czekaj... ja cię... znam? - Podeszła do niego nieco powoli i ostrożnie przyglądając mu się uważnie. Ten uśmiech, skądś jej się kojarzył, ale nie wiedziała skąd. Tak jakby go znała ale jednak nie. To było straszne uczucie.
- To nie może być prawda... On nie żyje... - Spojrzała w stronę nagrobka Kaleba po czym cofnęła się o krok nie wiedząc zupełnie co ma o tym wszystkim myśleć.

Kol napisał:
Nie do końca fakt, że nie przyszedł do niej w pierwszej chwili po powrocie do żywych oznaczał, że nic nie znaczył dla niego czas, który wspólnie spędzili. Fakt, przez moment nawet rzeczywiście myślał o tym, żeby od spotkania z Daviną zacząć swój powrót do życia. Tyle, że... ostatecznie chyba musiał dać się przekonać podszeptom zdrowego rozsądku podpowiadającym, że może jednak niekoniecznie był to najlepszy pomysł i że może warto było z tym poczekać. Prawdopodobnie znalazłoby się ku temu co najmniej kilka logicznych argumentów, jednak jak na razie, skoro już i tak trafił na Davinę, postanowił je zignorować.
Szkoda, że przy okazji zignorował również fakt, że straszenie czarownicy mogło skutkować adekwatną odpowiedzią z jej strony. Przez jej zaklęcie zmuszony był cofnąć się o krok, odruchowo przykładając dłoń do skroni, jakby miało to w jakimś stopniu zminimalizować ból. To akurat niezbyt pomogło, jednak na szczęście wkrótce dziewczyna cofnęła czar. I chociaż prawdopodobnie w każdej innej sytuacji, mając przed sobą kogokolwiek innego, mógłby jedynie zdenerwować się przez podobny incydent, tym razem po prostu zaśmiał się krótko, pokręciwszy głową ze swego rodzaju niedowierzaniem.
- Właściwie liczyłem na trochę milsze powitanie - zauważył z rozbawieniem, z premedytacją ignorując jej pytanie. Na wspomnienie o rzekomym atakowaniu wiedźmy, jedynie przewrócił wymownie oczami.
- To nie był atak, tylko odpowiedź na twoje pytanie - stwierdził, uśmiechając się nieco szerzej, kiedy zauważył, że najwyraźniej czarownica zaczynała jednak nieco kojarzyć. Nie twierdził, że miała jakkolwiek łatwe zadanie, jednak też nie zamierzał jej go jakoś szczególnie ułatwiać. Zwłaszcza, że przecież i tak poradziła sobie całkiem nieźle.
- Oczywiście, że mnie znasz, Davino Claire. Chociaż raczej nie do końca w tej postaci - jeżeli naprawdę nadal miała jeszcze jakieś wątpliwości, to chyba jednak jego wypowiedź powinna być już dość jasna, by je rozwiać. Co prawda widocznie nadal nie zamierzał przedstawiać się wprost, ale... naprawdę było to jeszcze konieczne? W końcu może i nie znali się jakoś szczególnie długo, jednak prawdopodobnie dość dobrze, by tych kilka charakterystycznych elementów wystarczyło jej do rozpoznania go. Nawet, jeśli wyglądał kompletnie inaczej.
- Nie da się ukryć. Technicznie rzecz ujmując... nawet dłużej niż tych kilka miesięcy - chociaż starał się zachować udawaną powagę, kiedy powiódł spojrzeniem za jej wzrokiem, w stronę swojego grobu, to jednak nie do końca się to udało. W jego głosie dalej śmiało można było doszukiwać się rozbawienia. Ale w zasadzie... miał przecież rację - technicznie rzecz ujmując, nie żył już od stuleci. Ba, nawet po śmierci związanej z przemianą w wampira zdarzyło mu się umrzeć jeszcze dwukrotnie. Prawdopodobnie więc trudno byłoby być jeszcze bardziej martwym.
Davina napisał:
A to bardzo ciekawe stwierdzenie. Bo niby dlaczego rozsądek miałby podpowiadać mu nie spotkanie się z nią? I ciekawe co to był za argumenty. W sumie to ona by go ożywiła dzięki temu, że może użyć raz całej mocy przodków bez żadnych konsekwencji jako regent. A jemu jednak udało się przywrócić do żywych bez tego. Dzięki czemu ona cały czas mogła to wykorzystać na coś pożytecznego i słusznego. Nie to żeby ożywienie Kola nie było słuszne, bo przecież to właśnie było jej priorytetem na obecną chwilę, bo cóż tęskniła za nim. Kiedy się roześmiał nieco ją tym zaskoczył, więc zmarszczyła brwi i powiedziała.
- Co w tym zabawnego? I jak można liczyć na milsze powitanie kiedy zakradasz się do niego? - Trzeba było przyznać, że był bardzo pewny siebie, no więc w tej kwestii nic się nie zmieniło bo jako Kaleb był taki sam. Uważał, że Davina za nim szaleję, co może i było prawdą, ale nie zamierzała mu się wtedy do tego przyznać, bo za bardzo by jego ego urosło.
- Więc masz szczęście, że nie potraktowałam cię gorzej. - Uśmiechnęła się lekko pod nosem. I tak nie miała łatwego zadania, kiedy widzi się czyjąś twarz raz w życiu. Nie jest łatwo ją zapamiętać. Chociaż Kol widział ją już jako Kaleb o wiele wcześniej niż ich spotkanie przed sklepem. Co dopiero wyznał przed samą śmiercią, twierdząc że już wtedy zauważył w niej coś ciekawego.
- Jak? - Spytała zaskoczona i zmieszana całą tą sytuacją. Tak teraz już wiedziała z kim ma do czynienia, ale nadal była w szoku i nie wiedziała co ma w takiej sytuacji zrobić. Przecież strasznie chciała go ożywić, jednak to i tak dla niej był szok.
- Nie mogę uwierzyć. - Uśmiechnęła się lekko rzucając mu się w ramiona, po chwili jednak cofnęła się lekko zmieszana przyglądając mu się od góry do dołu. Trudno jej było teraz patrzeć na niego w tym wydaniu. Bo jednak przez dłuższy czas widziała go jako kogoś innego. Nagle wyczuła w niego mrok i śmierć.
- Ty... jesteś... wampirem? - Cofnęła się znacznie, ponieważ przypomniało jej się jakie historie słyszała o Kolu od innych czarownic i wampirów o Kolu jako wampirze.

Kol napisał:
Kluczowym argumentem mogłoby być choćby to, że wraz ze swoim powrotem do żywych, znów stał się wampirem. A to z kolei wiązało się nie tylko z diametralną zmianą wyglądu. Oczywiście, jakiejkolwiek zmiany usposobienia nie sposób byłoby już dostrzec z taką łatwością, ale jednak... powrót do wampiryzmu oznaczał również powrót do wzmocnionych emocji i konieczności radzenia sobie z nimi. To oczywiste, że na dłuższą metę nie mogło to pozostać bez wpływu na zachowanie pierwotnego.
Póki co jednak... rzeczywiście, po ledwie chwili spędzonej w jego towarzystwie prawdopodobnie nie sposób byłoby dojść do wniosku, że zachowywał się dokładnie tak samo, jak wcześniej w ciele czarownika. Zwłaszcza, że akurat pewność siebie pozostawała tutaj absolutnie niezmienna.
- To już nie moja wina, że nie słyszysz, kiedy ktoś do ciebie po prostu podchodzi - stwierdził z rozbawieniem, odpierając tym samym zarzut tyczący się rzekomego zakradania. I tak, oczywiście, że nie mówił do końca poważnie. Przecież doskonale zdawał sobie sprawę, że człowiek, choćby i z magicznymi zdolnościami, miał raczej niewielkie szanse na usłyszenie podchodzącego wampira, jeśli ten nie chciał być usłyszany.
Nieco spoważniał za to trochę później, kiedy czarownica spytała o sposób, w jaki wrócił. Właściwie... było to całkiem niezłe pytanie. Zwłaszcza, że sam jeszcze do końca nie wiedział, co tak właściwie się wydarzyło i dlaczego mógł tak po prostu przejść tutaj ze świata zmarłych. Raczej nie zastanawiał się nad tym za bardzo, zanim to zrobił. Po prostu wykorzystał okazję.
- Tego jeszcze do końca nie wiem. Z jakiegoś powodu zaświaty musiały się na jakiś czas otworzyć - stwierdził, przez moment zastanawiając się, czy powinien tę wypowiedź uzupełnić o to, co jeszcze nasunęło mu się na myśl. - Albo dalej są otwarte.
No tak, tego w końcu też nie był pewien. Chociaż właściwie... obie te wersje zwiastowały prawdopodobnie problemy. Mniejsze lub większe, zależnie od tego, czy zmarli wciąż bez większych przeszkód mogli wracać do świata żywych, czy może jednak było to tylko chwilowe. W każdym razie... skoro jemu udało się przejść, to raczej nie miał wątpliwości co do tego, że podobną okazję wykorzystało co najmniej kilka osób, których zdecydowanie nie powinno tutaj być.
Przytulił ją do siebie, kiedy rzuciła mu się w ramiona i już miał coś odpowiedzieć na kolejne jej słowa, znów z lekkim uśmiechem na ustach, kiedy jednak podarował to sobie po jej reakcji, która nastąpiła chwilę później.
- Tak, ale nie musisz przez to się ode mnie odsuwać - przecież nie miał zamiaru zrobić jej krzywdy, na tyle zdecydowanie potrafił nad sobą panować. Zrobił krok w stronę dziewczyny, żeby złapawszy ją za rękę, ponownie lekko ją do siebie przyciągnąć. - Po prostu wróciłem do swojego ciała.
Przez moment chciał jeszcze dodać, że poza tym nic się przecież nie zmieniło, ale... w porządku, możliwe, że jednak jakaś część jej obaw mogła okazać się słuszna.
Davina napisał:
Właśnie w tym był cały problem Kol nigdy nie potrafił panować nad swoimi emocjami ani tym bardziej nad głodem, zresztą często jej o tym wspominał kiedy był jeszcze w ciele Kaleba, że wcale nie tęskni za byciem wampirem. Żadnego uczucia głodu, podwyższonych emocji. Poza tym mógł czuć magię i ją uprawiać, a tego nie da się do niczego porównać. Jeżeli raz masz z tym do czynienia ciężko jest o tym zapomnieć i tak na prawdę się za tym tęskni. No ale Davina na pewno będzie nie zadowolona z impulsywnego i agresywnego zachowania Kola.
- To dziwne... przodkowie nic mi o tym nie mówili... To nie wróży nic dobrego. - Zaczęła się nad tym zastanawiać. W końcu przodkowie użyczają im mocy, a kiedy będą wydostawać się na zewnątrz ich moc będzie słabła. -
- Nie wspominając o tym, że z planu przodków może wydostać się wiele złych czarownic jak i czarowników. Którzy mogą mieć na pieńku z waszą rodziną... Zresztą ty musisz coś o tym wiedzieć. W końcu spędziłeś z nimi ostatnio trochę czasu. - Westchnęła przyglądając się mu nieco zmartwiona. Nie chciała aby ponownie mu się coś stało, a jeżeli zmarli pojawią się w świecie żywych to nieuniknione. Tak jej reakcja może i była nie na miejscu, jednak nic nie mogła na to poradzić to było odruchowe.
- Wiem Kol... Po prostu słyszałam o tobie historie.... Nazywali cię psychicznym maniakiem. - Mówiąc to wzięła głębszy wdech, bo kiedy o tym sobie pomyślała i go sobie wyobraziła w tej roli jakoś gryzło jej się to z Kolem jakiego znała wcześniej. Kiedy ją dp siebie przyciągnął lekko się uśmiechnęła przyglądając się mu.
- Właśnie... twoje ciało... Trochę dziwnie mi jest na ciebie patrzeć. - Powiedziała niepewnie spoglądając mu w oczy po czym uniosła lekko kącik ust.

Kol napisał:
Oczywiście, że wcale nie tęsknił za byciem wampirem. Zwłaszcza wtedy, kiedy na nowo mógł samodzielnie praktykować magię. Wcześniej, w ciągu tych wszystkich stuleci mógł jedynie nabrać przekonania, że niezależnie od tego, jak bardzo brakowałoby mu tego uczucia, i tak nigdy już go nie doświadczy jako wampir. Tymczasem funkcjonując przez jakiś czas w ciele czarownika, mógł raz jeszcze doświadczyć wszystkiego tego, czego brakowało mu przez przeszło tysiąc lat. Najwyraźniej jednak posługiwanie się magią nie było mu dane na zbyt długo, skoro znów utracił tę możliwość. Co gorsza, podejrzewał, że za drugim razem mogło być mu jeszcze trudniej się z tym pogodzić niż poprzednio. Ale... to zdecydowanie nie była wątpliwość, którą zamierzał dzielić się z Daviną. A już na pewno nie w tej chwili. Zwłaszcza, że najwyraźniej już sama informacja o tym, w jaki sposób znów mógł znaleźć się wśród żywych, wywołała jej łatwą do przewidzenia reakcję. Tę, przez którą przez chwilę rozważał, czy aby nie lepiej byłoby wymyślić na poczekaniu jakiegokolwiek innego wyjaśnienia.
Z drugiej strony... jeśli coś się działo ze światem zmarłych, to prędzej czy później i tak by się dowiedziała.
- Mam wrażenie, że przodkowie czarownic z Nowego Orleanu będą akurat najmniejszym problemem, jeżeli okaże się, że inni zmarli też mogą wrócić - mimo wszystko jego wypowiedź nie zabrzmiała tak, jakby rzeczywiście był tym faktem jakoś szczególnie przejęty. Wręcz przeciwnie. Bardziej, jakby wolał, przynajmniej tymczasowo, całą tę sprawę zbagatelizować i uznać, że może jednak wcale nie była warta przejmowania się na zapas. - Ale tym będzie można zacząć się martwić, kiedy już faktycznie inni zaczną masowo wracać do życia.
W porządku, to nie do końca tak. Sam miał zamiar bliżej przyjrzeć się tej sprawie i spróbować dowiedzieć się, co właściwie się stało. Niekoniecznie jednak chciał wciągać w to Davinę. Zdecydowanie narażanie jej na cokolwiek, co miało jej zagrozić, nie było tym, czym chciałby się zająć w pierwszej kolejności po ożywieniu. Ani w ogóle, kiedykolwiek.
- I pewnie było w tym całkiem sporo prawdy... - przyznał po jej kolejnych słowach, raczej nie mogąc zaprzeczyć temu, że na sumieniu miał... cóż, całkiem sporo. Bezpodstawnie zdecydowanie nie zapracował sobie na podobne określenie. - Kiedyś.
Szybko dokończył swoją poprzednią myśl. Wprawdzie ledwie jednym, krótkim słowem, jednak o dość sporym znaczeniu. Pod warunkiem, że rzeczywiście można było je wziąć za zapowiedź jakiejkolwiek zmiany w jego dotychczasowym postępowaniu. Nawet, jeśli jak na razie sam nie był pewien, czy faktycznie podobne deklaracje z jego strony mogłyby mieć jakieś pokrycie w rzeczywistości.
Zaśmiał się za to krótko po jej kolejnych słowach. Gdyby wiedział, że tak szybko zakończy swój żywot jako czarownik i że będzie mógł do niej wrócić w swoim ciele, pewnie powinien pomyśleć wcześniej o przyzwyczajeniu jej do odmiennego wyglądu.
- Obawiam się, że nie masz innego wyboru, jak tylko się przyzwyczaić - stwierdził z uśmiechem, zaraz po swoich słowach nachylając się, żeby ją pocałować. Z tym i tak akurat zwlekał już dość długo.
Davina napisał:
Davina nie mogła sobie wyobrazić to kiedy stałaby się wampirem, dla czarownicy jest to straszne przeżycie zważywszy na to, że to czarownice mają pilnować równowagi oraz tego aby wampiry tworzyły jak najmniejsze szkody. Swoją drogą Kol może powrócić do poprzedniego stanu w każdej chwili. Wystarczy, że wybrałby jakieś ciało czarownika, a Davina czy też Freya zapewne pomogłyby mu wykonać zaklęcie transferu. I nic dziwnego, że czarownica się tym faktem zaniepokoiła wiadome jest to że to przyniesie kłopoty czarownicom, a do kogo się zwrócą? Do regenta jako że ona przewodzi wszystkim sabatom w Nowym Orleanie i to ona będzie musiała ten problem rozwiązać.
- Czekaj... co? Myślałam, że wspomniałeś o planie przodków.... Druga strona też szwankuje? - Westchnęła myśląc o kilku innych osobach, które mogły powrócić do żywych. Davina nie rozumiała jak go to może bawić, przecież on sobie tylu wrogów narobił przez tyle stuleci. Nie chciałaby żeby coś mu się stało. Nie po tym jak go odzyskała.
- No dobrze, jeżeli tak uważasz... Tylko pamiętaj że twój ojciec mógł powrócić do żywych wraz z twoją matką. A oni za bardzo nie przepadają za mną... Zresztą nie tylko oni w twojej rodzince. - No tak ona też wolała aby trzymał się od tego z daleka, ale czy to było do uniknięcia raczej nie. Tym bardziej w jej przypadku, czarownice będą domagać się odpowiedzi i pewnych działań.
- Co masz na myśli? Czy powinnam się tym faktem martwić. - Spojrzała na niego marszcząc brwi zaniepokojona nieco tym faktem oraz jego stwierdzeniem.
- Kiedyś? To co spowodowało naglę te zmianę? - Spytała zaciekawiona, jednak słysząc słowo "kiedyś" ją nieco uspokoiło. Jednak jak to mówią, to czyny mówią o człowieku a nie słowa. Więc Davina będzie się przyglądać jego poczynaniom. Oczywiste jest to, że zapewne nie porzuci go w ciężkich chwilach tak jak to robiła jego rodzina, już raz to mu obiecała. Postara się po prostu z nim nad tym wszystkim popracować.
- Spokojnie, na pewno się przyzwyczaje. Nie to żebyś nie był w tym wydaniu przystojny. - Zaśmiała spoglądając na niego z dołu, bo był sporo wyższy, po czym widząc że chcę ja pocałować z wielką chęcią to odwzajemniła i również go pocałowała.

Kol napisał:
Jeżeli jego przypuszczenia co do tego, że nie tylko on mógł wydostać się z zaświatów były prawdziwe, to prawdopodobnie byłby to bardzo kiepski moment, by próbować ponownie przejąć ciało jakiegoś czarownika. Bo jednak jakkolwiek nie bagatelizowałby tej sprawy podczas rozmowy z Daviną, to mimo wszystko sam świetnie zdawał sobie sprawę z tego, jak wiele znalazłoby się wśród martwych do tej pory osób tych, które mogłyby chcieć mu w jakiś sposób zaszkodzić. Jako pierwotny zdecydowanie miał w tej kwestii o wiele mniej zmartwień niż w przypadku, gdyby znów znalazł się w śmiertelnym ciele. Zresztą... raczej nie usatysfakcjonowałoby go przejęcie ciała jakiegoś przeciętnego czarownika, jak to miało miejsce do tej pory. Zdecydowanie nie chciałby w ten sposób ograniczać swoich możliwości.
Wywrócił oczami w odpowiedzi na jej kolejne słowa. Przy okazji chyba jednak powinien pamiętać o tym, żeby bardziej uważać na te swoje przypuszczenia, które wypowiadał na głos. Może jednak rzeczywiście lepiej byłoby trzymać się wersji, że nie miał pojęcia, w jaki sposób wrócił do żywych i nie rozwijać tego w żaden sposób... Trochę już jednak było na to za późno.
- Wspomniałem też o tym, że nie mam pojęcia, co właściwie się stało. Możliwe, że to jednorazowy przypadek i naprawdę nie ma się czym przejmować - stwierdził, w zasadzie chyba samemu nie do końca w to wierząc. Mimo wszystko zadbał o to, żeby zabrzmiało to dość przekonująco.
I fakt, rzeczywiście do życia mogli powrócić również ci, którzy chcieliby zaszkodzić nie tylko jemu, ale również Davinie. Co tym bardziej przemawiało za tym, żeby trzymać ją od tego z daleka tak długo, jak tylko się da. Zwłaszcza, jeśliby założyć, że również osoby, które fizycznie nie byłyby w stanie zagrozić Kolowi, mogłyby obrać ją za cel, żeby w ten sposób odegrać się na nim za cokolwiek.
- Żadne z nich nic ci nie zrobi - powiedział jednak, tym razem nawet nie musząc za bardzo starać się, żeby zabrzmiało to przekonująco. Co do tego bowiem mógł mieć pewność, jeśli osobiście zamierzał zadbać, żeby przynajmniej ze strony jego rodziny nic jej nie groziło. Nawet, gdyby faktycznie Esther lub Mikael wykorzystali możliwość powrotu do życia.
- Przez te wszystkie stulecia miałem okazję zrobić wiele różnych rzeczy - na przykład bez mrugnięcia okiem wymordować osoby, które w jakiś sposób stanęły mu na drodze. Albo po prostu były gdzieś w pobliżu i zwyczajnie miały pecha. - Słyszałaś historie, nie ma sensu twierdzić, że wszystkie to kompletne bzdury. Chociaż część pewnie faktycznie się do takich zalicza.
Owszem, jego wypowiedź była dość wymijająca, ale... naprawdę miałby jej opowiadać o wszystkim tym, dzięki czemu zasłużył sobie na dość kiepską reputację? Prawdopodobnie słyszała już wystarczająco wiele, by rzeczywiście nie musiał tego dodatkowo potwierdzać. Uśmiechnął się za to lekko po kolejnym jej pytaniu, przy okazji złapawszy ją za rękę, by następnie podejść bliżej grobowca i pociągnąć ją za sobą. Wymowne spojrzenie natomiast powinno chyba wystarczyć za prośbę, by otworzyła wejście.
- Wydaje mi się, że poznanie czarownicy, której niekoniecznie spodobałoby się takie zachowanie, mogło mieć na to jakiś wpływ - stwierdził z rozbawieniem, za to w zasadzie dość szczerze. Bo jednak trudno byłoby mu znaleźć jakikolwiek inny powód, dla którego miałby choćby próbować lepiej nad sobą panować.
- O, w to akurat nie wątpię - tyle zaś w kwestii jej stwierdzenia, że również w tej wersji był przystojny. W końcu... nad przesadną pewnością siebie akurat wcale nie zamierzał pracować.
Davina napisał:
No może faktycznie w tych okolicznościach przejęcie ciała jakiegoś czarownika, nie było odpowiednim momentem. Bo wiadome jest to że Kol lubił pakować się w tarapaty. Więc zapewne wrogów ma wielu. Chociaż z drugiej strony kto by wiedział, że przejął czyjeś ciało? Pewnie nikt by się nie zorientował. W dodatku nie musi być to przecież jakiś przeciętny czarownik. Mógłby być to ktoś potężny. Davine może nie cieszy to że przejął by kogoś niewinnego życie, ale gdyby to był czarownik który szkodzi tutejszej społeczności nie miałaby nic przeciwko.
- Jasne masz rację... Być może to tylko fałszywy alarm. Przynajmniej cię odzyskałam. Chociaż nie powiem miała w zanadrzu coś co pozwoliłoby mi cię odzyskać. Zostałam Regentem czarownic z Nowego Orleanu i będę nimi przewodzić. Co oznacza, że przodkowie udostępnili mi jednorazowo całą swoją moc. - Stwierdziła z uśmiechem na twarzy. W końcu nie każdy zostaje regentem czarownic, a jest się przecież czym pochwalić.
- Ale ty pewnie o tym wiesz, w końcu należałeś do przodków... - No z rodzicami pierwotnych różnie bywa obydwoje są szaleni i nieprzewidywalni. Davina miała jedynie nadzieje, że Esther nie ma zamiaru mieszać się w rządy Daviny. Bo gdyby się zjawiła nie byłoby ciekawie.
- Spokojnie Kol. Dam sobie z nimi radę... Zresztą wiesz, że potrafię o siebie zadbać. - Słuchała każdego słowa które chłopak do niej mówił i wiedziała, że o sobie nie kłamie. Już zdążyła poznać go na tyle, że wiedziała kiedy kłamie. Chociaż kto wie nie wie co zdradza go w jego prawdziwym ciele. Wiecie kiedy ktoś kłamie zawsze jest coś w stanie go zdradzić. Mimika, gesty, głos. A tutaj jest trochę to trudniej stwierdzić. Bo jest teraz w innym ciele, więc będzie musiała się "go nauczyć na nowo".
- Tak słyszałam... i niektóre z nich są trudne do uwierzenia... więc nie do końca w nie wierzę. - Odwzajemniła uśmiech i podeszła do grobowca kiedy ten ją za sobą pociągnął i spojrzała na niego krótko.
- faire une incision montrer du sang. - Dotknęła palcem wskazującym drugiego palca i przejechała po nim a na palcu ukazało się nacięcie po którym pociekła krew, więc lekko syknęła. Po czym dotknęła palcem grobowca, który po kilku sekundach zaczął się otwierać. Po czym uśmiechnęła się i dmuchnęła na ranę, która w kilka sekund się zabliźniła, ale zostało trochę krwi która pociekła po jej palcu.
- Hmm... więc to musi być jakaś wyjątkowa czarownica, jeżeli tak. - Powiedziała to z rozbawieniem po czym dodała bardziej poważnie.
- Jednak pamiętaj, że nie musisz się dla mnie zmieniać. Akceptuje cię takim jakim jesteś. Chociaż to prawda zawsze warto nad sobą pracować. - Uśmiechnęła się po czym pociągnęła za sobą Kola do grobowca, który zaraz po tym jak przekroczyli próg zaczął się zamykać.
- Nie zmieniło się tutaj za dużo... Tak swoją drogą, nie pomyślałabym, że swoje pierwsze kroki skierujesz właśnie tutaj. - Mówiąc to podeszła bliżej niego po czym go pocałowała. - Stęskniłam się za tobą.

Kol napisał:
Nie wydawało się raczej prawdopodobnym, żeby mógł przejąć cudze ciało i się w nim ukrywać, nie biorąc udziału w ewentualnym zamieszaniu. Tym bardziej, gdyby coś miało zagrażać osobom, na którym w jakiś sposób mu zależało. Nie, żeby takich było szczególnie wiele, ale... jednak jakieś by się znalazły. A Davina zdecydowanie do takich należała.
- Zamierzałaś użyć tego, żeby ściągnąć mnie tu z powrotem? - sceptyczny ton w jego wypowiedzi raczej nie powinien dziwić. Bo tak, oczywiście, użycie całej mocy przodków prawdopodobnie byłoby w stanie przywrócić go do życia, ale z całą pewnością nie wywołałoby zadowolenia tych, którzy użyczaliby do tego celu swojej mocy. Zwłaszcza, że przebywając wśród nich, Kol dość dobrze miał okazję przekonać się, że nie darzyli go zbytnią sympatią. Nie sądził, by wciąż mieli wspierać Davinę, gdyby rzeczywiście zrealizowała swój plan. - W takim razie cieszę się, że nie miałaś okazji tego zrobić.
Możliwe, że sposób, w jaki udało mu się wrócić, nie zwiastował nic dobrego, ale... niezbyt dobrze mogłoby się skończyć również ściągnięcie go do świata żywych w sposób, w jaki chciała to zrealizować Davina. Z dwojga złego możliwe więc, że rzeczywiście dobrze się stało, że nie zdążyła zrealizować swojego pomysłu.
- Nie twierdzę, że nie umiesz o siebie zadbać - stwierdził, chociaż dość łatwo można było wychwycić w jego głosie nutę rozbawienia, dość jasno sugerującą, że mogłyby się jednak znaleźć momenty, w których miałby co do tego wątpliwości. Zdecydowanie też można było się spodziewać, że nawet jeśli nie wątpił w jej umiejętności, to jednak nie zamierzał tak po prostu przyglądać się, jak radzi sobie sama. Oczywiście, że gdyby tylko zaszła taka potrzeba, to wtrąciłby się.
Nie miał za to większej ochoty na rozwijanie tematu własnej przeszłości i roztrząsanie, czy historie, w które trudno było czarownicy uwierzyć, mogły być tymi prawdziwymi. Prawdopodobnie część z nich faktycznie była zgodna z rzeczywistością. Rozwodzenie się nad tym raczej jednak nie sprzyjałoby żadnemu z nich, więc... lepiej było ten temat już pominąć. Zwłaszcza, że na krótki moment uwaga Kola skupiła się na krwi, która pojawiła się na palcu Daviny i której zapach momentalnie do niego dotarł. Nie to, że od razu miałby ochotę się na nią rzucić, czy cokolwiek podobnego. Po prostu znów musiał przyzwyczaić się do tego, że takie rzeczy zwyczajnie nie mogły ujść jego uwadze.
- Tak, zdecydowanie jest wyjątkowa. I dobrze, że przynajmniej sama zdaje sobie z tego sprawę - o ile na tę krótką chwilę, w której jego uwaga skupiła się na krwi, z jego twarzy zniknął uśmiech, tak jednak momentalnie pojawił się on z powrotem po kolejnych słowach czarownicy. I chociaż przyjął jej następną wypowiedź z pewnym powątpiewaniem, postanowił ewentualne wątpliwości zachować dla siebie. Zamiast jakkolwiek to komentować, po prostu wszedł razem z nią do grobowca, rozejrzawszy się następnie po jego wnętrzu.
- Tylko ty miałaś tutaj dostęp - zauważył, kiedy wspomniała o tym, że nie zmieniło się tu zbyt wiele. I rzeczywiście, to miejsce wyglądało w zasadzie dokładnie tak, jak je pamiętał. I to nie tylko z niedawnego czasu, kiedy korzystał z niego z Daviną, ale jeszcze sprzed tych kilku dekad, kiedy zaczął go używać do własnych celów. - Lubię to miejsce, więc... dlaczego nie?
Nie, jeżeli oczekiwała jakiegoś obszerniejszego wyjaśnienia, dlaczego zjawił się akurat tutaj, to takie po prostu nie istniało. Nie miał żadnego konkretnego powodu, by przyjść akurat na cmentarz. To było raczej dość... spontaniczne.
Odwzajemnił jej pocałunek, opierając ręce na jej biodrach, by przyciągnąć ją jak najbliżej siebie. Może i od jego śmierci minęło raptem kilka miesięcy, ale zdecydowanie było to wystarczająco, by również brakowało mu jej przez ten czas.
- Ja za tobą też. I dlatego nie mam zamiaru zostawiać cię już więcej - jako pierwotny przynajmniej mógł mieć dość sporą pewność, że rzeczywiście nie groziła mu wycieczka w zaświaty w najbliższym czasie. I prawdopodobnie była to jedna z raczej niewielu zalet takiego stanu rzeczy.
Davina napisał:
No to też prawda, ostatnio kiedy pomógł Davinie źle się to dla niego skończyło, bo to właśnie przez nią umarł. Co strasznie ciążyło jej na sumieniu i nie potrafiła sobie tego wybaczyć, strasznie się za to obwiniała zresztą. Kol był właściwie teraz jedną z niewielu osób, za które oddałaby teraz życie. Nie licząc Marcela, Josha czy też Cami. Ojca nie zna, a jej matka nie żyje. No właśnie, być może ona też powróciła do żywych? Zresztą co to ją obchodzi, matka się nią i tak nie interesowała.
- Pewnie że tak.... Dlatego zostałam Regentem. Dlaczego jesteś tym tak zaskoczony? Jesteś dla mnie teraz najważniejszy. - Spojrzała na niego mówiąc całkowicie szczerze. Bo tak na prawdę w kim mogła znaleźć oparcie, nie miała nawet rodziny. Ale, z tego co zrozumiała to mogła wykorzystać te moc na co chciała bez ingerencji przodków.Więc tutaj miała akurat wszystko pod kontrolą.
- Taak, jednak cię to bawi widzę. - Uśmiechnęła się lekko bo też wyczuła w jego głosie nutkę rozbawienia i sarkazmu. Jednak dobrze jest wiedzieć, że ma u boku mężczyznę, który zawsze ją wesprze i pomoże gdy tylko będzie tego potrzebowała. Ponieważ każdy tego potrzebuje. Ona zawsze będzie dla niego w trudnych chwilach jeżeli będzie tego potrzebował.
- Ty mi to uświadomiłeś. - Zaśmiała się nie zwracając uwagi na to, że jej krew może mu przeszkadzać. Do tej pory tak nie było a zapomniała w tej chwili, że on nie jest już czarownikiem.
- Tak, ale mogłam tu zrobić małe przemeblowanie, jednak stwierdziłam, że nie zrobię tego bo to miejsce jednak należy do ciebie... a nie do mnie. - Mówiąc to uśmiechnęła się lekko - Nie no wiem czemu je lubisz... w końcu spędziliśmy tu dużo czasu.... Swoją drogą sztylet na Klausa został zniszczony. - Westchnęła mówiąc to po czym dodała szybko - No i myślałam, że pierwsze swoje kroki skierujesz do rodziny. - Kiedy przyciągnął ją bliżej do siebie uśmiechnęła się delikatnie i objęła go rękoma. Tak może i było to kilka miesięcy, ale dla niej była to wieczność.
- Mam taką nadzieję, że już mnie nie opuścisz. - Mówiąc to usiadła na kanapie i machnęła ręką a gramofon zaczął grać jazzową muzykę. Tak wcześniej te sztuczkę magiczną robił Kol, teraz zrobiła to ona po czym spojrzała na niego i uśmiechnęła się.

Kol napisał:
Prawdopodobnie rzeczywiście nie powinien być zaskoczony tym, że zamierzała ściągnąć go z powrotem do świata żywych niezależnie od tego, jak miałoby się to przedsięwzięcie skończyć. W końcu gdyby był na jej miejscu, najpewniej też ewentualne konsekwencje byłyby ostatnim, czym zamierzałby się przejmować. Mimo wszystko... wciąż był skłonny uważać, że zdecydowanie lepiej wyszło, że udało mu się wrócić bez udziału czarownicy i wykorzystania przez nią mocy przodków.
- Bardziej jestem zaskoczony tym, że nie wzięłaś pod uwagę tego, jak bardzo przodkom mogłoby nie spodobać się to, co chciałaś zrobić - stwierdził. Może i rzeczywiście w teorii miało to wyglądać w ten sposób, że jej działanie miałoby się obejść bez ingerencji przodków, jedynie poprzez użyczenie przez nich mocy. Mimo wszystko sądził, że dość naiwnym byłoby wierzyć, że naprawdę tak po prostu zaakceptowaliby jej próbę wskrzeszenia go.
Nie podjął już za to dalszego tematu tego, czy rzeczywiście miałby sądzić, że Davina mogłaby poradzić sobie w każdej sytuacji, czy może jednak trochę w to powątpiewał. Chwilowe uniesienie jednego kącika ust powinno jej w tej kwestii wystarczyć za odpowiedź. Bo w końcu niezależnie od tego, co sądziła ona sama na temat swoich umiejętności i co o nich sądził Kol, oczywistym było, że w razie potrzeby nie zamierzał pozwalać jej działać samodzielnie. Nie miał zamiaru ryzykować, że coś miałoby się jej stać. Nawet, jeśli rzeczywiście władała sporą mocą i zwykle umiała poradzić sobie całkiem nieźle.
Zanim zaś zdążył odpowiedzieć cokolwiek na ewentualne przemeblowanie w grobowcu, czarownica zdążyła podzielić się z nim informacją, która skutecznie przykuła jego uwagę. A przy okazji po tym jej zdaniu, które tyczyło się stworzonego przez nich sztyletu, momentalnie z twarzy pierwotnego zniknął jakikolwiek uśmiech. Choćby nawet bardzo się starał, i tak nie byłby w stanie ukryć irytacji, jaka w tej chwili odmalowała się na jego twarzy. W zasadzie przez moment, póki nie zamknął na chwilę oczu i nie wziął głębszego oddechu, żeby się uspokoić, prawdopodobnie Davina miała okazję zobaczyć w jego spojrzeniu to, co łatwiej pozwoliłoby jej uwierzyć w większość historii, które na jego temat słyszała. Ale raczej nie powinno to dziwić. Dla stworzenia tego sztyletu, przed wieloma latami wymordował sporą grupę osób tylko po to, by móc dostać się do domu jednej kobiety i ukraść z niego diament. Przez ten sztylet dwie pomagające mu czarownice zostały uwięzione, a on sam trafił do trumny na kolejne stulecie. Co więcej, był niemal pewien, że wszystko to mógłby powtórzyć raz jeszcze. Bo przecież w końcu się udało.
Ale teraz, jak twierdziła, sztylet znów był bezużyteczny i zniszczony.
- Jak to zniszczony? - naprawdę starał się uspokoić i nie okazywać w tonie swojej wypowiedzi całej tej złości. Nie do końca się to jednak powiodło. - Co się z nim stało?
Co prawda może i atak na brata nie był pierwszą rzeczą, którą miał zamiar zrobić po swoim powrocie, jednak... to było dość jasne, że nie zamierzał z tego rezygnować tak zupełnie. Tymczasem okazywało się, że wszystkie wcześniejsze starania poszły na marne i jeżeli chciał cokolwiek zdziałać, znów musiał zaczynać od zera. Począwszy od zdobycia nowego sztyletu, którego można byłoby użyć do ulepszenia go za pomocą magii. Zignorował przez to kolejną jej wypowiedź, która tyczyła się jego ewentualnego spotkania z rodziną, pozostawiając tę kwestię bez odpowiedzi.
Na chwilę jednak oderwał się od rozmyślań, co w tej sytuacji najlepiej byłoby zrobić, kiedy za sprawą Daviny w pomieszczeniu rozbrzmiała muzyka z gramofonu. Nawet uśmiechnął się przy tym, choć tym razem raczej dość cierpko, spojrzawszy na moment na czarownicę.
- Widzę, że jednak nauczyłaś się czegoś nowego o magii - zauważył, niemal powróciwszy już do wcześniejszego, swobodniejszego tonu. Mimo wszystko jednak oczywistym było, że nie pozbył się myśli o sztylecie całkowicie. Świadczyć o tym mógł choćby fakt, że zamiast dołączyć do czarownicy na kanapie, wolnym krokiem przeszedł przez pomieszczenie, przyglądając się z zamyśleniem przedmiotom, które tu pozostały. Możliwe, że coś z nich wciąż był w stanie wykorzystać. Albo, że przynajmniej przyjdzie mu do głowy najlepsze rozwiązanie w sytuacji, kiedy pozbawiony został jedynego przedmiotu, na stworzeniu którego tak zależało mu przez lata.
Davina napisał:
Jak to się mówi dla miłości można zrobić wszystko, w szczególności jeżeli ta osoba zginęła przez ciebie. A tak właśnie było bo chciał pomóc Davinie, przez co dopadł go jego własny brat, któremu Davina zapewne za to się odwdzięczy, gdyby i on powrócił do żywych.
- To wcale mi nie przyszło do głowy.... mogłabym nawet umrzeć byle by cię przywrócić do życia. To wszystko było moją winą. - Davina wiedziała, że Kolowi nie spodoba się, że ktoś zniszczył ich sztylet, ale i tak musiała mu o tym powiedzieć bo prędzej czy później on by się i tak o wszystkim dowiedział. Przecież tego nie da się ukryć. Widząc jego nagłą zmianę w wyrazie twarzy nie była wcale tym zadowolona wiedząc, że poniekąd to była jej wina, ale i tak zamierzała mu o tym powiedzieć.
- No tak, kiedy ty zmarłeś... - Przerwała wzdychając po czym spuściła głowę na dół zastanawiając się czy mu o tym powiedzieć słysząc jego ton głosu.
- Pojawiła się twoja ciotka, która groziła twojemu rodzeństwu.... i Klausowi zaczęło odbijać na tym punkcie. - Spojrzała wprost na niego i dokończyła swoją wypowiedź dosyć łamliwym głosem.
- Twoje rodzeństwo poprosiło mnie żebym dała im sztylet aby unieszkodliwić go na jakiś czas... by mogli obmyślić plan jak ją zabić. No i w tym czasie twoja ciotka Dahlia uwolniła go od sztyletu. Po czym on połączył się z nią zaklęciem żeby ją oszukać i ją położyć do snu wbijając sobie sztylet w serce. Przerwała chwilę i dodała.
- A ona zaklęciem po prostu roztopiła sztylet aby się od tego uwolnić. - Na tym zakończyła tę wypowiedź. Słysząc jego słowa o magii uśmiechnęła się delikatnie i dodała.
- Miałam dobrego nauczyciela. - Wiedziała, że nie był zadowolony z myśli o zniszczonym sztylecie. Bo nawet nie zamierzał do niej podejść. Wiedziała też że obmyśla nowy plan, więc podeszła do niego od tyłu i położyła mu głowę na ramieniu obejmując go od tyłu.
- Przepraszam, to moja wina nie powinnam dawać im sztyletu.

Kol napisał:
Daleki byłby od obwiniania Daviny o to, że jego brat postanowił rzucić na niego klątwę. Dlatego też po jej słowach pokręcił lekko głową, co w zasadzie równie dobrze mogło odnosić się do wzmianki o tym, że byłaby gotowa poświęcić swoje życie, byleby ściągnąć go z powrotem. To oczywiste, że czemuś podobnemu po prostu nie mógłby przytaknąć.
- To nie była twoja wina - stwierdził, przyglądając się jej uważnie i naprawdę nie chcąc, by się o to obwiniała. - I na pewno nie chciałbym wracać, jeżeli miałoby się to wiązać z twoją śmiercią. Więc gdyby nadarzyła ci się taka okazja w przyszłości, to raczej tego nie próbuj.
Owszem, w jego wypowiedzi dało się wprawdzie słyszeć ten niezbyt poważny ton, który mógłby sugerować, że nie mówił do końca poważnie - zwłaszcza w kwestii powtarzania podobnej sytuacji w przyszłości - ale jednak powiedział to zupełnie szczerze. Ostatnim, czego by sobie życzył, byłoby to, żeby próbując wskrzesić jego, Davina poświęciła samą siebie.
Uważnie wysłuchał tego, co miała mu do powiedzenia w kwestii zniszczonego sztyletu. Najwyraźniej wiele zdążyło się wydarzyć w czasie, gdy pozostawał martwy. I najwyraźniej sporo przez to stracił - jak choćby możliwość zapobiegnięcia zniszczenia sztyletu, którą mógłby mieć, gdyby nie Finn i jego klątwa. Oczywiście, nie zakładał, że na pewno by mu się to udało, jednak z całą pewnością próbowałby.
Powstrzymał się od skomentowania na głos, że jego rodzina okazywała się być stanowczo zbyt liczna jak na osoby, które od wieków powinny już nie żyć. W końcu... ileż to jej członków zdążyło się już niespodziewanie pojawić, mimo że od dawna uznawani byli za martwych lub nawet nikt nie pamiętał już o ich istnieniu?
- Tylko moje rodzeństwo mogłoby wymyślić tak idiotyczny plan... - podsumował za to jej wyjaśnienia, póki co nie zamierzając wnikać w jakiekolwiek szczegóły, chociaż nie wszystkie były dla niego jasne. Jak mógł wywnioskować - sprawa z jego ciotką mimo wszystko została zakończona, bo w przeciwnym razie Davina prawdopodobnie przedstawiłaby to nieco inaczej. A skoro tak, to raczej będzie miał jeszcze czas, żeby zapoznać się ze szczegółami. Na tę chwilę było jednak coś, co zajmowało go znacznie bardziej.
Nie od razu odwrócił się do niej i nie od razu odpowiedział, kiedy podeszła do niego od tyłu. Najpierw potrzebował chwili, żeby nieco się uspokoić i nie dać się ponieść złości, co wcale nie było takie łatwe, skoro każde możliwe rozwiązanie, jakie przychodziło mu na myśl, nie miało raczej większych szans na powodzenie.
- Fakt, nie powinnaś. Z jakimikolwiek paranojami Nika powinni radzić sobie sami - stwierdził, dopiero po tych słowach odwracając się w jej stronę. - Ale to nie jedyny sztylet, który można przekształcić. Co prawda zdobycie któregokolwiek z pozostałych może być sporym problemem, ale nie będzie niemożliwe.
Wolnym ruchem odgarnął jej włosy za ucho, powstrzymawszy się przy tym, żeby na głos nie wymienić wszystkich pozostałych wątpliwości, które nasuwały mu się w kwestii podjęcia próby stworzenia kolejnego sztyletu. Choćby to, że skoro poprzednio zajęło mu tyle czasu, to ile miałoby to potrwać tym razem? I czy faktycznie powinien w to angażować Davinę, na wypadek, gdyby jego brat znów postanowił pozbyć się czarownicy, która miałaby mu pomagać?
Davina napisał:
Może i on jej za to nie obwiniał. Za to ona siebie tak i raczej to szybko się nie zmieni. Szczególnie, że jego rodzinka była skłonna jej to co trochę przypomnieć.
- Gdybyś mi nie pomógł i nie poszedł do Finn'a on by nie rzucił na ciebie uroku... - Stwierdziła krótko mając poniekąd racje. Więc westchnęła przyglądając się mu po czym szybko dodała.
- Poza tym twoja rodzina wystarczająco dużo razy mi przypomniała, że to moja wina... Szczególnie Klaus. - Słysząc jego wzmiankę o jego ponownym zmartwychwstaniu nieco się zdziwiła, bo z tego co wie on nie patrzył by na kogoś, jeżeli miałby zyskać coś co jest dla niego ważne. No a przecież życie jest najważniejsze. No więc czyżby się coś w tej kwestii zmieniło?
- Dobrze, a powiedz mi.... gdybyś ty był w takiej sytuacji byś tego nie zrobił? - Spytała, to było podchwytliwe pytanie ale właśnie jej o to chodziło.Gdyby dała mu inną odpowiedź, zapewne by znalazł coś co pozwoliłoby mu przemówić jej do rozsądku co do tego czy zrobiła by to czy nie. A tutaj przy tej odpowiedzi może się zawahać, bo każdy wie jak dla niego ważne jest życie. I tak owszem podczas jego śmierci wydarzyło się na prawdę dużo. Sama nie mogła uwierzyć, że wszystko może wydarzyć się w tak krótkim czasie.
- Cóż, ja zawsze mówiłam, że jesteś z nich najmądrzejszy.... Może za bardzo impulsywny, ale to nie zmienia faktu jak mądry jesteś. - Trochę była zaskoczona tym, że nie odwrócił się do niej od razu, ale nie skomentowała tego, dała mu po prostu czas na przemyślenie wszystkiego i ochłonięcie tymi wszystkimi wiadomościami.
- Wiem, ale wiesz jakie twoje rodzeństwo potrafi być przekonujące.... a do tego doszedł jeszcze Marcel, któremu czasem mi ciężko odmówić. Wiesz, że traktuję go jak ojca.- Kiedy odwrócił się w jej stronę uśmiechnęła się delikatnie i przejechała powoli po jego policzku po czym wtuliła się w niego i odpowiedziała.
- Nie martw sie Kol... pomogę ci stworzyć nowy. W końcu obiecałam ci że pomogę ci się zemścić za te wszystkie lata i dotrzymam słowa... No chyba, że mnie już nie potrzebujesz. - Mówiąc to odsunęła się delikatnie i spojrzała mu w oczy.
- Co prawda zajęło nam ostatnio stworzenie go trochę czasu, ale to dlatego że uczyłeś mnie nowej formy magii, której ja nie znałam. Teraz mam to opanowane. Więc wystarczy znaleźć sztylet.... odpowiedni przekaźnik mocy jak ostatnio diament i no właśnie... druga czarownica.... lub też czarownik. - No to pytanie o to czy Davina się w to zaangażuje było retoryczne. Bo oczywiste było że tak będzie czy tego będzie chciał czy nie.

Kol napisał:
Mimo wszystko wciąż nie widział jej winy w swojej śmierci. Sam podjął decyzję w kwestii swoich działań, a raczej nietrudno było domyślić się, że te niekoniecznie musiały skończyć się dla niego dobrze. Fakt, może i nie do końca spodziewał się, że własny brat mógłby go rzeczywiście zabić, ale... wciąż nie widział w tym jakiejkolwiek winy czarownicy.
Na wzmiankę o tym, co na ten temat sądziło jego rodzeństwo, jedynie wywrócił wymownie oczami.
- Ostatnim, czym bym się przejmował na twoim miejscu jest to, co sądzi na ten temat Nik i reszta - bo w końcu... to naprawdę było aż tak ważne? Skoro już był tutaj z powrotem, mógł dopilnować, żeby jego rodzeństwo w żaden sposób nie zagrażało Davinie. I to uważał za znacznie istotniejsze od samego faktu, kogo właściwie chcieliby oni obwiniać za jego śmierć.
Jeżeli zaś chodziło o jej kolejne pytanie, to rzeczywiście, w pierwszej chwili mogłoby się wydawać, że w tej właśnie chwili powinien przyznać jej rację, odpuszczając sobie wszelkie pouczenia. Niestety, nie do końca czarownica osiągnęła rezultat, na jakim prawdopodobnie jej zależało.
- Niezależnie od wszystkich głupich decyzji, które sam mógłbym podjąć w takiej sytuacji, wolałbym, żebyś ty wykazała się trochę większym rozsądkiem i nie narażała się niepotrzebnie - oznajmił, uraczywszy ją poważnym spojrzeniem, mimo lekkiego uśmiechu czającego się gdzieś w kącikach ust. Bo oczywiście, że pod tym względem wykazywał się niemałą hipokryzją. Gdyby to on musiał ją przywrócić, prawdopodobnie nie przejmowałby się żadnymi konsekwencjami - czy to dla siebie, czy też kogokolwiek innego. Tymczasem od niej oczekiwał zdrowego rozsądku.
- Wiem, że pewnie nie miałaś innego wyboru - przyznał, obejmując ją rękoma, kiedy się do niego przytuliła. Bo rzeczywiście, w momencie, kiedy już udało mu się nieco pohamować wcześniejszą złość, nietrudno było dojść do logicznego wniosku, że jeśli jego rodzeństwo zażądało od niej sztyletu, to nie pozostawało jej wiele więcej, jak rzeczywiście im go oddać. Każde z nich znał dość dobrze, by doskonale wiedzieć, że potrafili zadbać o to, żeby ich prośby zawsze rozstrzygane były na ich korzyść. Sam zresztą nie był pod tym względem lepszy.
Krótki pocałunek, jakim uraczył ją po tym, jak nieco się odsunęła, powinien chyba wystarczyć za odpowiedź na jej wątpliwości w kwestii tego, czy wciąż jej potrzebował, czy też nie. Chociaż... wciąż nie do końca był przekonany, czy rzeczywiście chciał ją znów narażać i angażować w to raz jeszcze.
- Z tego co mi wiadomo, jesteś jedyną znaną mi czarownicą, która wie, jak rzucić odpowiednie zaklęcie - może i daleki był od postrzegania Daviny pod kątem użyteczności, jednak... tak, nie dałoby się ukryć, że jej potrzebował. - Ale z tego będzie sobie zdawał sprawę również Nik, kiedy zorientuje się, że zniknął kolejny ze srebrnych sztyletów. Ostatnim razem stworzenie sztyletu zajęło mi całe stulecie, bo nie przewidziałem, co jest w stanie zrobić, żeby mi w tym przeszkodzić.
Co prawda zawsze oczywistym było to, że jeśli jego brat zbyt wcześnie odkryje jego plany, to nie będzie miał większych oporów przed tym, by ponownie unieszkodliwić go za pomocą sztyletu. Jak się jednak okazywało, samo zasztyletowanie było znacznie mniejszym problemem niż pozbycie się przez Nika czarownic współpracujących z Kolem. Zwłaszcza, że właśnie tego drugiego tym razem najbardziej chciałby uniknąć.
Davina napisał:
Łatwo Kolowi mówić, nie powinna się przejmować tym co jego rodzina mówi. Chociaż samemu Kolowi wbrew pozorom oraz wbrew temu co mówi zależy mu na rodzinie oraz ich aprobacie. Swoją drogą wcześniej zastanawiała się nad tym, że gdyby na prawdę zaczął się dogadywać ze swoją rodziną to czy nadal by stał po jej stronie. W końcu rodzina potrafi dużo, chociaż co ona może o tym wiedzieć? Ją nawet jej własna matka zdradziła.
- Taak, pewnie... Sam wiesz jaka twoja rodzina potrafi być.... Poza tym Kol, wiem że ty sam przejmujesz się co twoja rodzina mówi o tobie. - Uśmiechnęła się delikatnie mówiąc to. No może i skoro tutaj jest będzie mógł dopilnować jej bezpieczeństwa. Jednak czy to będzie zawsze możliwe? Przecież nie będą zapewne przebywać ze sobą 24/7. Nie to żeby Davina miała coś przeciwko temu, wręcz przeciwnie bo stęskniła się za nim.
- No dobrze... więc na przyszłość zróbmy tak... Ja będę bardziej rozsądna na przyszłość, ale obiecaj mi, że jeżeli ja będę w jakimkolwiek niebezpieczeństwie. Ty zrobisz to samo.... i nie narazisz siebie na jakiekolwiek ryzyko. - Spojrzała mu w oczy mówiąc tym razem całkowicie poważnie. Ostatnim razem zniosła ciężko jego utratę i raczej nie zamierzała poczuć się tym razem tak samo.
- Jasne... Klaus jest ciężkim zawodnikiem... Chociaż reszta twojego rodzeństwa wcale nie jest gorsza pod tym względem. No może poza Rebekah'ą. - Trochę zaskoczył ją tym pocałunkiem, ale odwzajemniła go, bo jakby mogła narzekać po pocałunku od takiego przystojnego pierwotnego jakim był Kol, mało która kobieta pewnie by na to narzekała. No może Freya która odrzuciła jego zaloty, ale to tylko dlatego że to jego siostra.
- No tak... A właściwie to nie znam jeszcze jednego czarownika, który je zna.... ciebie. - Mówiąc to zaśmiała się krótko, oczywiście w żartobliwy sposób. Chciała żeby wiedział, że cały czas go traktuje w ten sposób. I chociaż on jest wampirem to dla niej nic się nie zmieniło.
- Pozwól, że Klausem będę przejmować się ja... w końcu to zapewne mnie będzie chciał się pozbyć kiedy dowie się co kombinujemy... Tak nie przewidziałeś tego co zrobił z moją pra-pra... babką. Jednak nie zapominaj, że ona nie była regentem Nowego Orleanu, to jest moją przewagą. - Mówiła to z uśmiechem na twarzy całkowicie pewna tego co mówi. No i poza tym jeżeli Klaus postanowi unieszkodliwić Kola niech pamięta o tym, że będzie miał do czynienia z nią a to może być coś nieprzyjemnego.

Kol napisał:
Prawdopodobnie miała całkiem sporo racji w swoim stwierdzeniu, że jemu również nie pozostawało obojętne to, co jego rodzina sądziła na jego temat. Mimo to raczej nie zamierzał przyznawać tego na głos ani też jakkolwiek kontynuować tego tematu. Co prawda więc można było zauważyć, że przez moment zamierzał odpowiedzieć jakoś na jej słowa, jednak ostatecznie odpuścił to sobie, zwyczajnie ucinając ten temat.
Uniósł za to lekko brwi, słuchając jej kolejnej wypowiedzi i przez chwilę rozważając, czy powinien od razu nazwać jej pomysł niedorzecznym, potraktować jej słowa jako żart, czy może jednak wziąć je zupełnie na serio i obszernie wyjaśnić czarownicy, dlaczego takie rozwiązanie w ogóle nie wchodziło nawet w grę. Bo o rozważeniu zgody na jej sugestię nie mogło być mowy.
- Oczywiście, jak sobie życzysz - stwierdził wreszcie, chociaż uśmiech, który pojawił się na jego twarzy w tym samym momencie, prawdopodobnie dość jasno mógł już dawać do zrozumienia, że jego przytaknięcie w tej kwestii wcale nie zamykało tematu. I na pewno nie było tym, czego Davina mogłaby oczekiwać. - Pod warunkiem, że sam zdecyduję, co będzie dla mnie narażaniem się na jakieś ryzyko.
Raczej nietrudno było się domyślić, że w jego ocenie raczej nie znalazłoby się żadne potencjalne ryzyko, które wykluczyłoby jego działanie w sytuacji, gdy Davina byłaby jakkolwiek zagrożona. I nie, z całą pewnością nie zamierzał zmieniać w tej kwestii zdania. Nawet, jeśli sam doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jak mocno zalatywało to hipokryzją. Zresztą, aktualnie znów był przecież w swoim ciele. Nie był już czarownikiem - w dodatku ograniczanym przez możliwości wcześniejszego właściciela ciała - ale pierwotnym wampirem, którego zabicie wcale nie było takim łatwym zadaniem. Tym bardziej, że wedle jego wiedzy, nie powinien istnieć już kołek z białego dębu, który do tej pory był dla pierwotnych jedynym realnym zagrożeniem. I dzięki któremu Kol miał okazję pożegnać się z życiem za drugim razem.
- Prawdopodobnie po prostu nie poznałaś jej jeszcze dość dobrze - krótkie parsknięcie śmiechem po prostu musiało być reakcją na wieść, że ktokolwiek miałby uważać jego siostrę za tę lepszą pod względem egzekwowania odpowiednich działań. Rebekah zdecydowanie potrafiła być równie bezwzględna w swoich dążeniach, co i cała reszta rodzeństwa pierwotnych. Po prostu mniej chętnie niż pozostali prezentowała to otwarcie.
- Sama znajomość zaklęć nie robi ze mnie czarownika, skoro nie mogę się nimi posługiwać - pokręcił za to głową po jej kolejnych słowach. I raczej trudno byłoby nie przyznać mu w tym temacie racji. Zwłaszcza, że powróciwszy do życia już we własnym ciele, nie chciał postrzegać się jako czarownika. Był wampirem. A trzymanie się jakiejkolwiek innej wersji, byłoby niczym innym, jak oszukiwaniem siebie, że miałoby się to kiedyś znów zmienić. Na to zaś niespecjalnie liczył, niezależnie od tego, jak bardzo brakowałoby mu możliwości posługiwania się magią.
Raz jeszcze powoli pokręcił głową, wysłuchawszy kolejnej wypowiedzi czarownicy. Wierzchem dłoni pogładził jej policzek, uśmiechnąwszy się przy tym dość cierpko.
- I to jest właśnie powód, dla którego to właśnie ja powinienem się nim przejmować - wtrącił w momencie, kiedy sama przyznała, że najprawdopodobniej właśnie jej Nik zechce się pozbyć, kiedy odkryje, co po raz kolejny mógłby planować Kol. Do tego nie zamierzał dopuścić. Zwłaszcza, że niezależnie od tego, co sądziła sama Davina, jej moc niekoniecznie musiała wystarczyć, żeby odpowiednio się zabezpieczyć.
- Jako regentka nowoorleańskich czarownic dysponujesz sporą mocą, ale to żadna przewaga, kiedy chcesz występować przeciwko komuś, kto o tym wie - stwierdził coś, co w zasadzie powinno być dość oczywiste. - Mój brat może i nie ma za wiele wspólnego z magią, ale potrafi zadbać o wsparcie osób, które znają się na niej naprawdę dobrze.
Davina napisał:
Wiedziała, że Kolowi zależy na rodzinie ale tego nie przyzna. Zresztą widziała też że starał się wyjść z odpowiedzią na te słowa, ale widać nic sensownego nie był w stanie znaleźć, dlatego też Davina postanowiła mu odpuścić.
Za to zauważyła też jego reakcje dotyczącą jej kolejnych słów więc nic nie powiedziała bo nie widziała w tym największego sensu, nie chciała się z nim kłócić. W końcu dopiero co powrócił do żywych.
- Co to ma znaczyć? - Spytała w końcu słysząc jego słowa i widząc ten uśmieszek, widocznie nie wytrzymała tego. Zresztą znała ten uśmieszek i wiedziała co to znaczy. Czyli lekceważenie w jego mniemaniu. Słysząc natomiast jego kolejne zdanie zmarszczyła brwi, westchnęła i odpowiedziała zgryźliwie.
- No ok... więc ja też będę decydować o tym co jest dla mnie ryzykiem... - Mruknęła pod nosem, nie lubiła tego kiedy Kol uważał, że to on może o tym decydować. W porządku on był teraz nieśmiertelny i mało co go będzie wstanie zniszczyć i zabić. Jednak to nie znaczy, że Davina nie może się wcale o niego martwić, wręcz przeciwnie ma jeszcze na głowie Klausa, który ma sztylety które mogą go unieszkodliwić.
- Może i nie poznałam jej, jednak wiem że jako jedyna starała się zawsze za mną wstawić. I nie zapomnij że to ona ostatnio chciała mi pomóc przy zaklęciu. - Słysząc jego parsknięcie była trochę tym zaskoczona, ale również się zaśmiała. No wiadomo była pierwotnym więc też zapewne miała dużo na sumieniu w końcu przeżyła ponad tysiąc lat.
- Wiem... rozumiem że nie jesteś już czarownikiem. Przepraszam, nie chciałam ci sprawić przykrości. - Przyjrzała się mu po czym dodała. - Co nie zmienia faktu że nadal jesteś najprzystojniejszym facetem jakiego znam. - Uśmiechnęła się delikatnie, po czym przymknęła oczy i dotknęła jego dłoni która spoczywała na jej policzku.
- Wiesz brakowało mi twojego dotyku, nawet jeżeli to nie było w twoim ciele. - Otworzyła oczy i odpowiedziała na jego kolejne słowa.
- Nie zbliżaj się do niego... nie chcę żebyś skończył w trumnie.... Sama sobie poradzę. - Powiedziała stanowczo patrząc na niego po czym podeszła do stołu przeglądając swoje notatki i pokazała mu je.
- To są moje notatki które dotyczyły twojego wskrzeszenia... Szukałam cały czas sposobu by cię przywrócić. - Słysząc jego słowa o tym, że jest regentką zaśmiała się i spojrzała na niego.
- Kol on wie że jestem regentką... jednak nie zapominaj kto pokazał mi kilka sztuczek dotyczące magii zwanej Kemiya. - Oczywiste jest to że miała na myśli właśnie Kola bo to dzięki niemu poznała te tajniki. Nagle usłyszała swój telefon, więc wyjęła i przeczytała sms'a i się uśmiechnęła.
- Moja koleżanka organizuje obóz w lesie... w Mystic Falls... to chyba twoje tereny prawda? Dostałam zaproszenie na ten obóz. No ale sama raczej tam się nie wybiorę... Jak myślisz?

Powrót do góry Go down
Kol Mikaelson
Kol Mikaelson
Kol Mikaelson
Original
Punkty : 21
Sro Wrz 19, 2018 8:31 pm
@Davina Claire

Mógł się z łatwością domyślić, jaka będzie jej reakcja na jego słowa. Podobnie jednak ona powinna się domyślić, że najzwyczajniej w świecie nie mogło być mowy o tym, żeby w tej kwestii jej przytaknął.
- Przykro mi, ale to raczej nie działa w obie strony - stwierdził więc i chociaż zachował przy tym swobodny ton wypowiedzi, to dość łatwo można było wychwycić w jego słowach to, że jakikolwiek sprzeciw i tak nie miałby sensu. Bo owszem, on mógł samodzielnie określać, co miałoby być dla niego ryzykiem. To samo jednak nie miało prawa działać w przypadku Daviny. I to prawdopodobnie nie tylko dlatego, że jej - choćby ze względu na jej śmiertelność - zagrażać mogło znacznie więcej czynników. Hipokryzja w tym przypadku mogła być głównym wyjaśnieniem.
- Mimo wszystko wciąż za bardzo nie wyróżnia się na tle mojego rodzeństwa, jeśli chodzi o jej dążenie do własnych celów - zauważył w kwestii swojej siostry. Zdecydowanie znał ją przecież lepiej od Daviny. Choćby przez fakt, że znał ją o całe stulecia dłużej... Zresztą, sam przecież wcale nie różnił się pod tym względem od swojego rodzeństwa. Najwyraźniej można było więc uznać to już niemal za cechę rodzinną, dzięki której obcując z którymkolwiek Mikaelsonem, warto było uważać. Choć czasem pewnie i to nie wystarczało...
Uśmiechnął się nieznacznie w odpowiedzi na jej kolejne słowa, przy okazji lekko pokręciwszy głową.
- Miałem całkiem sporo czasu, żeby przyzwyczaić się do tego stanu rzeczy - stwierdził. Bo nie, stwierdzenie, że nie był czarownikiem, zdecydowanie nie sprawiało mu przykrości. Było po prostu... swego rodzaju oczywistością. Oczywiście, że wciąż brakowało mu możliwości posługiwania się magią, jednak zdecydowanie przesadą byłoby stwierdzenie, że miałby to być temat jakkolwiek drażliwy, którego nie powinno się w jego obecności poruszać. Zresztą, gdyby rzeczywiście tak było, prawdopodobnie dawno już całkowicie odciąłby się od jakiejkolwiek magii, zamiast nieustannie, na przestrzeni wszystkich tych wieków obracać się w towarzystwie czarownic i dzielić z nimi doświadczenia oraz wiedzę. Może i nigdy do końca nie pogodził się z utratą własnej magii, ale zdecydowanie nie sprawiało mu problemu przyznanie, że czarownikiem najzwyczajniej w świecie już nie był.
Nie starał się nijak ukryć swojego rozbawienia, uniósłszy nieco brwi po następnych jej słowach.
- Dobrze wiedzieć, że pierwsze wrażenie jest w twojej ocenie aż tak pozytywne - to samo rozbawienie doskonale można było wychwycić również w jego wypowiedzi. Bo w końcu... na żywo, w tym wydaniu rzeczywiście widziała go po raz pierwszy. Nie, żeby miał próbować jej jakkolwiek zaprzeczać. Akurat samoocenę miał dość wysoką, by to akurat nie przyszło mu nawet na myśl.
Zanim zaś zdążył jakkolwiek odpowiedzieć na następne jej zdanie, ponownie musiał przybrać poważniejszy wyraz twarzy. Wszystko za sprawą słów tyczących się jego brata i ewentualnego ryzyka z nim związanego.
- Nie byłoby to ani nic nowego, ani tym bardziej nic, co miałoby mi jakoś szczególnie zaszkodzić - zauważył, podchodząc za nią w kierunku stołu. - Poza tym nie chcę, żebyś radziła sobie z tym sama. Obawiam się, że w kwestii radzenia sobie z moim rodzeństwem, mam jednak trochę większe doświadczenie.
Owszem, to była kolejna rzecz, która najwyraźniej nie powinna nawet podlegać dyskusji. A przynajmniej to właśnie można byłoby wywnioskować z tonu wypowiedzi pierwotnego.
- Do tego potrzebujesz drugiej czarownicy - zauważył, zabierając jej z ręki wspomniane notatki i rzuciwszy na nie pobieżnie okiem. Bo owszem, rzeczywiście miał okazję nauczyć ją nowego rodzaju magii. By jednak mogła ją stosować, rzeczywiście potrzebowała pomocy drugiej czarownicy. To więc wciąż nie dawało jej zbytniej przewagi ani nad Nikiem, ani nad kimkolwiek innym, kto mógłby jej zagrozić.
Zmarszczył na moment brwi, usłyszawszy o treści wiadomości, którą dostała Davina. Wolnym ruchem odłożył jej notatki ponownie na stół, by następnie zawiesić na niej spojrzenie.
- Myślę, że trzeba być samobójcą albo wyjątkowym optymistą, żeby organizować jakiekolwiek obozy w tamtych lasach - stwierdził z pewnym rozbawieniem, doskonale pamiętając, że zarówno samo Mystic Falls, jak i jego najbliższe otoczenie niemal od zawsze słynęło z niezbyt przyjemnych wydarzeń. Pewnie oczywistym powinno się więc wydawać, by jednoznacznie odradzić czarownicy jakikolwiek udział we wspomnianym obozie. - I na pewno nie powinnaś wybierać się tam sama.
Wprawdzie nie był do końca przekonany, czy sam miał ochotę zabawiać się w obozowanie - czy to w Mystic Falls, czy gdziekolwiek indziej, ale z drugiej strony... jasne, że zamierzałby wybrać się z nią, gdyby miała się na to zdecydować. Choćby po to, żeby dopilnować jej powrotu w jednym kawałku.
Powrót do góry Go down
Davina Claire
Davina Claire
Davina Claire
Witch
Punkty : 22
Pon Wrz 24, 2018 8:41 pm
No oczywiste było że nie będzie z tego zadowolona, ale to nie znaczyło że Kol może się nie zgadzać z jej zdaniem. To że jest od niej starszy i że jest pierwotnym to nie znaczy, że może zawsze stawiać na swoje. Przecież on raczej nie chcę aby widziała go w ten sam sposób jak i jego rodzeństwo, prawda?
- Aha, no fajnie to usłyszeć. - Wiedziała, że nie ma się co z nim kłócić bo to i tak nie będzie miało większego sensu bo on był strasznie uparty jak jego całe rodzeństwo, w tej kwestii akurat wcale się od siebie nie różnili. Co za niespodzianka, a jednak nadal z nim jest.
- Może i masz rację... ogólnie wasza cała rodzinka jest nieźle... pomieszana, że tak powiem łagodnie. - Zaśmiała się myśląc o każdym z nich z kolei. I owszem mimo to że miał czas aby przyzwyczaić się do tego stanu rzeczy Davina jednak nie chciała mu o tym przypominać niepotrzebnie. Chciała mu oszczędzić bynajmniej tego przykrego wspomnienia kiedy musiał porzucić swoją magię.
- Jak na razie te wrażenie jest pozytywne, i mam nadzieję, że to wcale się nie zmieni. - Widziała a nawet usłyszała w jego głosie to że cieszy się z tego powodu, co i ją cieszyło w końcu jego szczęście jest jej szczęściem. Zresztą jak mogła by narzekać, w końcu w tym wydaniu jak i w tamtym był bardzo przystojny, co jej osobiście bardzo pasowało.
- Tak nie byłoby to coś co mogłoby ci zaszkodzić, ale wiem że tego nienawidzisz... - Złapała go za rękę kiedy podszedł do niej do stołu.
- Kol nie zapominaj, że ja już sobie raz z twoim bratem poradziła, a raczej dwa razy.... i udało mi się więc teraz też bym zapewne dała sobie radę. - Zamknęła zeszyt z notatkami aby odwrócić trochę jego uwagę od tych zaklęć. Po czym uśmiechnęła się do niego odpowiadając mu na temat sms'a oraz obozu.
- Dlatego wybierzemy się tam razem... będzie super. W końcu zrobimy sobie jakieś porządne wakacje i przerwę od tego całego bałaganu. - Uśmiechnęła się i wzięła torebkę i wyszła.
- Widzimy się potem.

//zt
Powrót do góry Go down
Sponsored content
Sponsored content
Powrót do góry Go down
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry Strona 1 z 1
Skocz do: