The Original Diaries

Hayden Lake wita..
 

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down
NOWY ORELAN - Rousseau's BAR
The Original Diaries
The Original Diaries
The Original Diaries
Special
Punkty : 1154
Wto Wrz 18, 2018 10:31 pm
Freya napisał:
Minęły już około trzy miesiące odkąd pokonaliśmy Dahlię. Nie byłam pewna co do dnia, ile ich dokładnie minęło. Może szczęśliwi faktycznie czasu nie liczą? Mimo wszystko, nadal się cieszyłam wolnością, swobodą. To tu poszłam popić, to tam, to tu się wdałam w romans na jedną noc, przy czym nie ograniczałam się tylko do jednej płci. Zdążyłam nawet wylądować w łóżku z blondwłosą wampirzycą, co do której musiałam przyznać, że wyglądała naprawdę bosko. Plus, korzystałam z okresu spokoju. Przeszłość mojej rodziny pokazywała, że ktoś zawsze gdzieś się pojawi albo coś, co zburzy spokój mojej rodziny. A za nią czułam się odpowiedzialna, jako najstarsza z rodzeństwa. Przez te trzy miesiące niemal zdolna byłam im matkować, choć przelałam to też na niedawno poznaną Alicję, która stała się dla mnie jak córka, jak dziecko którego nie mogłam wychować, urodzić, uczyć i być przy jego pierwszych krokach czy słowach. Była to pustka, której nic nigdy nie mogło zapełnić. A przynajmniej tego byłam pewna. Przed własnym dzieckiem, z własnej krwi, czułam strach. I samą ciążą i wychowaniem. Pewne rany pozostały i odszukanie rodziny, wejście do niej i zaznanie od nich miłości, nie potrafiło mnie naprawić pod tym względem. Do tego też w związku z rodziną pojawiły się nowe znajomości w Nowym Orleanie. Przyjaciele rodziny, znajomi, a sporo jeszcze było przede mną. A kwestią czasu jedynie, poznanie wrogów rodziny.
I myśląc o tym wszystkim, weszłam do jednego z lokali, dosyć dobrze znanego Rousseau's. Rozejrzałam się chwilę, przypominając sobie to miejsce. Zdarzyło mi się tu być, dwa razy, choć znajomości nie narobiłam.
Wreszcie jednak podeszłam do baru, usiadłam na stołku i założyłam nogę na nogę, czekając na barmankę. Spojrzałam jeszcze po ludziach, tłoczno nie było, jednak nie było też tylko kilku osób. Można powiedzieć, że w sam raz. Wreszcie w oczy rzuciła mi się barmanka, blondwłosa.
— Szklankę burbonu poproszę — zwróciłam się do kobiety.

Cami napisał:
[2, przed Kolem - na wszelki wypadek, bo nie wiem, czy mnie nie zje :lel: ]


Cami lubiła, gdy był taki ruch jak teraz, przynajmniej miała co robić, a nie siedziała za barem, nudząc się i rozmyślając o tym, że jest sama jak palec i właściwie to niedługo powinna strzelić sobie w łeb, to przynajmniej nie będzie zbyt długo cierpieć. Tak, niestety, miała czasami takie myśli, a dla 24-letniej absolwentki psychologii nie było to ot takim sobie gadaniem, ona naprawdę czasami miała wszystkiego dość i rozważała samobójstwo. Ale na szczęście nie była aż tak egoistyczną idiotką i powstrzymała się przed tym, nawet wtedy, gdy siedziała już z opakowaniem środków nasennych i butelką wódki na ganku swojego domu. Powstrzymała się wtedy, a kolejny raz na razie nie nadszedł.
W pewnym momencie usłyszała nieznany sobie wcześniej głos - a to dobrze, bo ostatnio miała wrażenie, że zna w tym mieście wszystkich - więc odwróciła się w stronę kobiety i uśmiechnęła się do niej ciepło.
- Już się robi - zanuciła, sięgając po szklankę, potem po butelkę burbona i nalała dziewczynie całkiem solidną porcję, nie żałując sobie. - Proszę bardzo. Może dorzucę lodu? - oparła się dłonią o blat baru, nadal ciepło uśmiechnięta. Lubiła mieć klientów, lubiła z nimi rozmawiać... głównie dlatego żyła. - Jestem Camille, swoją drogą. Znajomi mówią mi Cami. Nie widziałam Cię tu wcześniej - założyła kosmyk włosów za ucho, zaraz potem mrugając oczami, gdy dotarło do niej, że zwraca się na ty do zupełnie obcej osobie. Nie była jednak w stanie tego cofnąć, więc po prostu dodała, nieco ciszej. - Wybacz, że od razu przeszłam na ty, ale... na oko jesteś w moim wieku, a ja nie lubię za bardzo "panowania".

Freya napisał:
— Tak, poproszę — odpowiedziałam na chwilę po pytaniu, uprzednio zastanawiając się sekundę, dwie. Ochłoda zawsze się przyda przecież. Miałam już przenieść wzrok na klientów lokalu znów, kiedy usłyszałam co powiedziała kobieta i zatrzymałam wzrok na niej. Już otworzyłam usta z zamiarem odpowiedzi, kiedy ta się zreflektowała. Uśmiechnęłam się do niej delikatnie i machnęłam dłonią.
— Bo jestem tu od niedawna. Plus minus trzy miesiące. W każdym razie, Freya, miło mi cię poznać, Cami — odpowiedziałam spokojnie i gdy moje zamówienie było gotowe, upiłam łyk. — I w porządku, nic się nie stało. Właściwie... — urwałam na chwilę. Miałam ponad tysiąc lat, nie byłam w jej wieku dosłownie. Choć fizycznie, tak. I tylko fizycznie. — Myślę, że trochę starsza jedynie — powiedziałam wreszcie, po chwili wahania i napiłam się kolejnego łyka. Niewielkiego, nie spieszyło mi się nigdzie, a nie zamierzałam opróżniać szklanki za szklanką. Rodzeństwo nie miało się czym martwić, ale ja już tak, bo alkohol na mnie normalnie działał. W przeciwieństwie do nich. Moją uwagę przykuł czyjś śmiech gdzieś. Gdy zwróciłam wzrok w tamtą stronę, zobaczyłam trójkę znajomych przy stoliku. Nie przeszkadzali jakoś specjalnie, nie robili hałasu, zwykłe wyjście, więc wróciłam wzrokiem do blondynki i zaczęłam powoli obracać szklankę w swojej dłoni.
— Ale muszę przyznać, że Nowy Orlean jest piękny. Jego atmosfera jest świetna, architektura, po prostu... Naprawdę mi się podoba — westchnęłam. — A zwłaszcza dzielnica francuska.

Cami napisał:
Cami nie miała pojęcia, że znów dane jest jej rozmawiać z kimś, kto żyje na tym świecie już ponad tysiąc lat - a przynajmniej z osobą, która urodziła się ponad tysiąc lat temu, bo nie było to przecież równoznaczne z chodzeniem tak długo po świecie. Nie każdą dopiero co poznaną osobę oceniała pod względem "hmm, ile może mieć naprawdę lat, trzysta czy może pięćset?", bo przecież po tym świecie chodzili pewnie jeszcze normalni ludzie, nie mający ani krwi wiedźm, ani nie będące wilkołakami czy wampirami. O innych rasach Camille nie było nic wiadomo, choć rzecz jasna znała jeszcze Pierwotnych, jako że swego czasu miała dość zażyłe relacje z Klausem... nie sądziła jednak, że właśnie może rozmawiać z jego starszą siostrą. Przynajmniej nie do momentu, kiedy dziewczyna wreszcie zdradziła jej swoje imię - brwi Cami powędrowały ku górze, a jej usta rozchyliły się lekko. Była w lekkim szoku, ewidentnie, ale to nie mógł być przypadek. Znała to imię i nie słyszała go w żadnej innej konfiguracji jak tylko z nazwiskiem Klausa. Może i zaryzykuje zadając pytanie, ale.. nie byłaby sobą, gdyby tego nie zrobiła. Ryzyko miała chyba wpisane w krew.
- Tak, masz rację, jest przepiękny - uśmiechnęła się, teraz nieco skrępowana, bo wciąż chodziło jej po głowie pytanie, które chciała zadać. Wiedziała jednak, że nie musi mieć racji, że może to być czysty przypadek, w końcu imię Freya, choć niezwykłe, też może się powtórzyć... - Wybacz śmiałość, ale czy ty... nazywasz się Freya Mikaelson? - przyglądała się teraz dziewczynie ciekawie, obracając w dłoniach szklankę z colą. No, tak naprawdę to z colą i odrobiną wódki, ale nie chwaliła się na prawo i lewo tym, że popija w pracy. - Jesteś siostrą Klausa?

Freya napisał:
Nie zwróciłam większej uwagi na to, że była lekko zszokowana. W tym momencie moją uwagę na chwilę przykuło zaplecze, chcąc nie chcąc dość dobrze widoczne. Po prostu patrzyłam po lokalu, poznając to miejsce. Kiedy przytaknęła, wróciłam spojrzeniem do kobiety.
— Widzę więc, że nie tylko ja tak uważam. W ogóle jest tak żywo, wszędzie muzyka, ludzie, zupełnie jakby to miasto nigdy nie spało — stwierdziłam, z lekkim uśmiechem, patrząc na chwilę w okno wychodzące na ulicę, na te samochody, tych przechodniów. Nie byłam tu długo, ale już zdążyłam poczuć magię tego miejsca. Spodobało mi się ono, lubiłam spacerować jego ulicami, słuchać tej muzyki na ulicach. Mentalność ludzi była inna niż w każdym mieście, w jakim byłam przez te wieki, po ucieczce od Dahlii. Wróciłam wzrokiem do Camille słysząc jej pytanie. A po chwili jeszcze drugie. I dopiero wtedy skojarzyłam, że dziwnie zareagowała na moje imię. Mimo wszystko, posłałam jej delikatny uśmiech. Camille... Już skojarzyłam skąd wydaje mi się znajome to imię, zwłaszcza w tym lokalu. Bracia wspominali o niej.
— Tak, jestem Freya Mikaelson i jestem jego starszą siostrą. Ty jesteś Camille O'Connell, prawda? Przyjaciółka rodziny... — urwałam, gdy przypomniałam sobie coś jeszcze. Samochód, Hope. To ja wyłączyłam przecież samochód, by wybuch nie groził bratanicy. — I Ty się opiekowałaś Hope. Kierowałaś samochodem, który wyłączyłam, by Finn nie zagroził jej. Prawda? — Właściwie, niepotrzebnie pytałam o potwierdzenie. Pamiętałam jak wyglądała. Nie ukazałam się jej wtedy, nie rzuciłam w oczy, ale dobrze pamiętałam.
Powrót do góry Go down
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry Strona 1 z 1
Skocz do: